ŚMISZEK: Politycy stracili mandat do tego, żeby pokazywać społeczeństwu, co jest etyczne, a co nie. Środowisko akademickie też nie cieszy się potrzebnym do tego zaufaniem. Podobnie media. To właśnie NGO mają potencjał i narzędzia do kreowania debaty, porozumienia, nawiązywania nici komunikacji.
Konflikt społeczny narasta. Także tematyka przeciwdziałania dyskryminacji i działania na rzecz praw człowieka – które to aktywności są działką szczególnie wrażliwą społecznie, bo będącą przedmiotem wyraźnego zainteresowania polityków – staje się źródłem społecznych napięć. Polki i Polacy różnie rozumieją te wartości i obowiązki państwa w zakresie zapewnienia miejsca w społeczeństwie grupom mniejszościowym, szczególnie narażonym na wykluczenie z powodu funkcjonujących stereotypów i uprzedzeń.
Zapraszajmy nieoczywistych partnerów
Wierzę jednak, że organizacje zajmujące się tymi działaniami, mogą również przyczyniać się do łagodzenia wspomnianych napięć. Kluczowe pytanie dotyczy strategii działania organizacji antydyskryminacyjnych. Jasne jest, że zawiera ona w sobie podnoszenie tych kwestii w przestrzeni publicznej, co wiąże się z generowaniem dyskusji, która może prowadzić do konfliktu. Ale drugim elementem naszej strategii może być włączanie do wspólnych działań i rozmowy różnych podmiotów, których dotąd być może nie dostrzegaliśmy, a które mogą odegrać ważną rolę w debacie dotyczącej grup mniejszościowych.
W ramach Koalicji Równych Szans, którą prowadzimy w PTPA, do wspólnego stołu zapraszamy już ponad 70 organizacji pozarządowych. Dzięki temu możemy spotkać się twarzą w twarz, współpracować, wymieniać doświadczenia, przecinać perspektywy. Co ważne, staramy się włączać w tę dyskusję nie tylko organizacje zajmujące się sytuacją grup mniejszościowych, ale także na przykład związki zawodowe (chociażby Związek Nauczycielstwa Polskiego) czy organizacje broniące praw pacjentów czy konsumentów. Mają one inne perspektywy, ale ich uwzględnienie sprawia, że nasza agenda dociera do nowych środowisk. Okazuje się, że debata, którą od lat prowadzimy w swoim – być może nieco zamkniętym – gronie organizacji zajmujących się przeciwdziałaniem dyskryminacji, jest interesująca także dla tych, którzy działają w innych sferach, ale również bronią praw rozmaitych grup społecznych.
Nie wpisujmy się w podział „my” – „oni”
Te działania są ważne, bo naszą rolą jest nie tylko „dosypywanie do pieca”. Oczywiście, czasami trzeba to robić – wyprowadzić ludzi na ulicę, zrobić demonstrację, napisać petycję, nawet nieprzyjemną dla rządu czy innych podmiotów. Ale w międzyczasie trzeba również myśleć o poszerzaniu kręgu swoich odbiorców. Tak, by docierać nie tylko do tych, którzy już są przekonani.
Nie sposób tego osiągnąć, jeśli nie będziemy rozmawiać i budować standardów prowadzenia dialogu czy debaty publicznej. Jeśli nie będziemy pokazywać, że jesteśmy transparentni i otwarci na różne punkty widzenia i dyskusję, to bardzo łatwo sami wpiszemy się w coraz bardziej dojmujący podział społeczny na „my” i „oni”, „liberałów” i „konserwatystów”, „lewactwo” i „prawactwo”. Mam już tego dość – podziałów, które kroją wszelkie przestrzenie życiowe, łącznie ze świątecznym stołem. I tak, uważam, że to właśnie my – organizacje pozarządowe – mamy jeszcze mandat społeczny i zaufanie potrzebne do tego, by choć trochę je niwelować.
„No pasaran” dla przemocy!
Oczywiście, nie da się ich całkowicie zlikwidować. I nawet tego nie chcę, bo to byłaby utopia. Sam reprezentuję organizację, która dba o interesy tych, którzy czują się wykluczeni – a więc siłą rzeczy odnosimy się do konkretnych podziałów, do poczucia oddzielenia od większości społeczeństwa. Ale możemy zrobić wiele, by te podziały nie eskalowały w kierunku totalnego zamknięcia na inny punkt widzenia. Póki co zatrzymują się one na poziomie werbalnej agresji, ale mogą przerodzić się w fizyczną przemoc. I nie ma znaczenia, kogo ona dotknie. Dlatego wszyscy – właśnie w sektorze pozarządowym – powinniśmy wspólnie mówić przemocy: „no pasaran”.
To nasza rola, bo politycy stracili już mandat do tego, żeby pokazywać społeczeństwu, co jest etyczne, a co nie. Środowisko akademickie też już nie cieszy się potrzebnym do tego zaufaniem. Tej roli nie odgrywają także media. A to właśnie NGO mają potencjał i narzędzia do kreowania debaty, porozumienia, nawiązywania nici komunikacji. To w nas – jako jednym z nielicznych środowisk w Polsce – można jeszcze pokładać jakieś nadzieje w tej kwestii. To my jesteśmy na tyle nieskompromitowani i wciąż nieobarczeni uwikłaniami politycznymi, że możemy się spotkać i porozmawiać.
Tęsknię za wspólnym stołem
Łatwo zarzucić mi utopijność, argumentując, że głębokie podziały ideologiczne dotyczą również osób, które działają w sektorze obywatelskim, ale w różnych organizacjach. Ale myślę, że w organizacjach jeszcze potrafimy ze sobą gadać. Jestem gotowy do rozmowy z tzw. organizacjami konserwatywnymi. Tęsknię za tym, by usiąść przy wspólnym stole. Bez oczekiwania, że się przekonamy, że się dogadamy. Ale z nadzieją, że możemy razem popracować nad konkretnym wycinkiem rzeczywistości i pokazać, że można coś zrobić razem.
Żeby to się udało, musimy również być w stanie bronić się przed rozgrywaniem nas przez polityków czy media – a takie próby łatwo zaobserwować. Obawiam się sytuacji, jaką widzimy na Węgrzech czy w Rosji, gdzie istnieją tak zwane GONGOs, czyli „rządowe organizacje pozarządowe”. Rzecz jasna, organizacje mają prawo wchodzić w rozmaite sojusze polityczne w ważnych dla siebie sprawach. Ale stanie się przybudówką partii czy rządu to przekroczenie granicy i psucie standardów. To szczególnie groźne, bo po zmianie władzy inna partia może chcieć korzystać z tych samych wzorców. Dlatego tak istotne jest, żebyśmy przeciwstawiali się próbom manipulowania nami, byśmy szanowali i promowali pluralizm oraz różnorodność. Także w tym mogą pomóc zwykłe spotkania między ludźmi tworzącymi różne NGO.
Możemy się nie pozagryzać
Bardzo ich potrzebujemy, bo niespotykanie się naszych organizacji powoduje, że ulegamy presji z zewnątrz – trendowi narzuconemu przez media czy polityków, zgodnie z którym musimy się opowiedzieć po którejś stronie barykady. A to nieprawda. Możemy oczywiście rozmawiać o standardach funkcjonowania samych NGO. Ale to nie wszystko. Możemy też pokazywać, jak dyskutować nawet na najtrudniejsze tematy. A potem może to promieniować na społeczeństwo, które jest cały czas bombardowane przez podziały polityczne. Może spotkanie różnych organizacji i ich spokojna dyskusja mogłaby być znakiem, że jest jeszcze taki obszar życia społecznego, w którym możemy usiąść przy jednym stole i się nie pozagryzać?
Chciałbym w to wierzyć.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Spotkanie różnych NGO mogłoby być znakiem, że możemy usiąść przy jednym stole i się nie pozagryzać.