NGO skleją społeczeństwo? Ile mamy społeczeństw obywatelskich
MAZUR: Pielęgnujemy mit, zgodnie z którym działacze III sektora są wyjątkowo otwarci na dialog. W ten sposób budujemy bipolarny obraz świata oparty na podziale „my” vs „oni”. To kto w końcu dzieli nasze społeczeństwo? Źli politycy? A może my sami?
W pytaniu o to, czy organizacje pozarządowe mają szczególną rolę do odegrania w minimalizowaniu napięć społecznych, odnajduję tezę, która mówi, że „polityka sobie, a życie społeczne sobie”. Że jak mamy problem z podziałami w polskim społeczeństwie, to jest to problem polityków, natomiast nie jest to problem obywateli. Takie myślenie opiera się na dychotomii „źli politycy” vs „dobrzy obywatele”. Nie zgadzam się z tak uproszczoną wizją świata.
Czy mamy jedno społeczeństwo?
Pewne podziały polityczne są odzwierciedleniem realnych podziałów społecznych. Nie widzę powodu, dla którego nieumiejętność dogadania się między partiami w kwestii fundamentalnej oceny transformacji ustrojowej w Polsce miałaby nie występować również wśród działaczy społeczeństwa obywatelskiego. Zamiast więc pytać o to, jak my, dobrzy obywatele, mamy pomóc złym politykom, powinniśmy zapytać o to, czy rzeczywiście wśród liderów organizacji pozarządowych istnieje środowiskowa solidarność i poczucie, że różnice polityczne nas nie dotykają. A może wręcz o to, czy mamy rzeczywiście jedno społeczeństwo obywatelskie.
Nie bez znaczenia jest również wymiar instytucjonalnego wsparcia dla organizacji społecznych. Widzimy wyraźnie, że od tego, jaka partia rządzi krajem, zależy także to, jakie działania społeczne są wspierane. Władza ma bezpośredni wpływ na kształtowanie sektora obywatelskiego w postaci zarządzania pieniędzmi publicznymi przekazywanymi w formie grantów. To sprawia, że nasze spory nie mają tylko charakteru ideowego – nie dotyczą tylko tego, w co wierzymy – ale mają wyraźny kontekst pragmatyczny. Kiedy rządzi jedna ekipa, to wspierane są projekty „genderowe”, a po innym rozdaniu finansowane są te z zakresu polityki historycznej. W konsekwencji podział o charakterze politycznym wpływa na kondycję poszczególnych organizacji.
Organizacjom brakuje solidarności
To istotne, bo można się zastanawiać nad tym, na ile liderzy organizacji potrafią wyjść poza kontekst grantowo-instytucjonalny. Na ile są w stanie stać się obiektywnymi obserwatorami i na rzeczywistość patrzeć z perspektywy dobra wspólnego, a nie swojego partykularnego interesu. To trudne zadanie. Organizacjom społecznym brakuje solidarności. Jako Klub mówiliśmy, co nam się nie podoba w działaniach TVP wobec Stoczni, ale wcześniej krytykowaliśmy też to, co mówiono w innych mediach o organizatorach Marszu Niepodległości. Nie miałem wtedy wrażenia, że organizacje o lewicowo-liberalnym profilu ideowym rozumieją naszą perspektywę i mają poczucie, że problemy organizatorów Marszu to też problemy społeczeństwa obywatelskiego.
Wciąż jednak wierzę, że jesteśmy w stanie się porozumieć. Tyle tylko, że dużo łatwiej się dogadać, jeśli ma się ze sobą bezpośredni kontakt – dotyczy to wszystkich: polityków, samorządowców, działaczy organizacji społecznych i obywateli. Jeżeli dana sprawa – na przykład lokalna – wymaga tego, żeby ludzie usiedli przy jednym stole i wspólnie zastanowili się nad rozwiązaniem danego problemu, i jeżeli dyskusja jest dobrze moderowana, to wierzę, że ma szansę być konkluzywna. A jeżeli ci sami ludzie rozmawiają na ten sam temat w internecie za pośrednictwem depersonalizujących narzędzi, albo poprzez jasno określone politycznie media, to dochodzi do eskalacji nastrojów. Nie ma szans na konstruktywną debatę. I mniejsze znaczenie ma to, czy rozmawiamy o ścieżce rowerowej, czy o wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej. To często nie temat, ale metoda dyskusji determinuje temperaturę sporu.
Nie liczmy na media i polityków
W całym tym zagadnieniu kluczowe wydaje się właśnie to – tworzenie przestrzeni do spotkań „przy stole”. Do takich rozmów, kiedy dyskutujący ze sobą ludzie o różnych poglądach i mający różne racje, widzą się nawzajem, nie są dla siebie anonimowi, widzą swoje reakcje i emocje. Wtedy znacznie trudniej dehumanizować oponenta.
Tej przestrzeni nie stworzą nam media tożsamościowe, które – podobnie jak politycy – nakręcają podziały i konflikty. Trudno nawet jednoznacznie określić, czy politycy są kreatorami systemu, w którym funkcjonują, czy jego marionetkami. Czy większego wpływu na pęknięcia w społeczeństwie nie mają właśnie media – opanowane przez logikę Twittera i klikalności. Politycy, którzy nawet chcieliby formułować bardziej koncyliacyjne przekazy dnia, wiedzą, że będzie to nieskuteczne, bo to „nie robi zasięgów”. Często podkręcają więc przekaz nie dlatego, że są cyniczni i chcą dzielić społeczeństwo, ale dlatego, że funkcjonują w takich, a nie innych zasadach gry. W efekcie trudno liczyć, że wspomniane zadanie będą chciały wypełniać media albo politycy.
NGO popadły w aktywizm
Takich miejsc „rozmowy przy stole” jest jednak bardzo mało. Coraz rzadziej tworzą je same organizacje społeczne, co wynika z profesjonalizacji naszych działań. Taka działalność nie mieści się bowiem w logice „grantozy”: nie widać jej efektów i bezpośrednich beneficjentów, trudno pokazać ją w kategoriach zmiany społecznej. Wiele NGO popada więc w aktywizm, w którym zanika przestrzeń normalnego spotkania i dialogu. „Grantoza” zamknęła nas w harmonogramach, rozliczeniach i kontrolach. Nie mamy już czasu na normalną rozmowę z drugim człowiekiem, która jest podstawą życia obywatelskiego. W tym czasie wypełniamy druczki.
Ponadto wielu aktywistów, nawet jeśli rozmawia i współdziała z innymi, to zamyka się w hermetycznych gronach ludzi o podobnych przekonaniach. Trudno znaleźć przykłady organizacji, które – mając na przykład jasną agendę ekologiczną – spotykają się z ludźmi reprezentującymi biznes i starają się z nimi pogadać o tym, jak zbudować strategię rozwoju gminy, która byłaby do zaakceptowania dla wszystkich. Podobnie aktywiści organizacji „pro-life” nie organizują dyskusji z ludźmi o innych przekonaniach, bo „i tak się ich nie przekona”. Wolą raczej organizować kolejne akcje propagujące własną agendę. To działa we wszystkie strony.
Pielęgnujemy mit
To wszystko wskazuje na to, że wspomniana teza o tym, że mamy złych polityków, którzy poddali się dehumanizującemu oddziaływaniu mediów, oraz dobre społeczeństwo obywatelskie, które ma dużo czasu na wspólną dyskusję ponad podziałami, jest nieprawdziwa. Wszyscy cierpimy na brak czasu na swobodną dyskusję o tym, co myślimy o Polsce. Mało jest w nas zainteresowania tym, co naprawdę sądzą inni. A jednak pielęgnujemy mit, zgodnie z którym działacze III sektora są wyjątkowo otwarci na dialog. W ten sposób budujemy bipolarny obraz świata oparty na podziale „my” vs „oni”. To kto w końcu dzieli nasze społeczeństwo? Źli politycy? A może my sami?
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Nie mamy czasu na normalną rozmowę z drugim człowiekiem, która jest podstawą życia obywatelskiego. W tym czasie wypełniamy druczki.