– Uważam, że w przyszłości będziemy potrzebować większej aktywności grup niesformalizowanych, które będą mogły organizować się spontanicznie. To jest szansa na rozwinięcie III sektora – mówi Bogdan Borusewicz, Marszałek Senatu RP, wskazując najważniejsze problemy stojące przez polskimi organizacjami pozarządowymi.
Do sektora pozarządowego przykładam wielką wagę. Jestem bardzo przywiązany do pojęć: „społeczeństwo obywatelskie” i „aktywność obywatelska”. Przyjmują one różne formy – od partii politycznych, które nie mają najlepszych notowań w społeczeństwie, poprzez aktywność samorządów na różnych szczeblach, po działalność organizacji pozarządowych. Podstawową zasadą aktywności obywatelskiej jest fakt, że jest dobrowolna.
By móc mówić o przyszłości sektora pozarządowego, trzeba przyjrzeć się obecnie istniejącej sieci organizacji. Według różnych statystyk jest ich od 80 do około 100-120 tys. Aktywność Polaków osiągnęła najwyższy poziom w latach 1980-81. To był ewenement. Taki stan utrzymywał się do 1985 roku. Przyglądałem się temu nie jako badacz, ale praktyk. Pod koniec lat 80. XX wieku wskaźnik ten zaczął spadać. Zmęczenie społeczne było nie do uniknięcia.
Kiedy w rodzącej się III RP każdy mógł wybierać dla siebie najodpowiedniejszą drogę, znaczna część aktywnych osób zaczęła tworzyć organizacje pozarządowe. Niektórzy próbowali sił w biznesie. Część odnalazła się w polityce. Obecnie obserwuję pewną stabilizację środowiska pozarządowego. Ale wiele organizacji istnieje tylko w statystykach, a na co dzień są martwe. Moim zdaniem wciąż jest za mała konkurencja między tymi organizacjami. Utrzymuje się też duże rozwarstwienie. Problemem jest też dopływ nowych ludzi do organizacji i co za tym idzie, nowej energii do działania. Polacy wycofują się w prywatność, koncentrują się na zarabianiu pieniędzy.
Organizacje są obecnie w dużej mierze związane z samorządami, także organizacyjnie. To dobrze – nie obawiam się uzależnienia. Myślę, że pieniądze z lokalnego poziomu dla lokalnej organizacji to właściwe rozwiązanie. Część samorządów jeszcze niedawno obawiała się przekazywania zadań organizacjom. Zamiast przekazywać część swoich pieniędzy NGO-som wraz z kompetencjami, samorządy patrzyły na nie jak na konkurencję. Utopią natomiast jest dążenie do państwa, w którym znaczną część zadań samorządów wykonują organizacje pozarządowe. To idea z pograniczna koncepcji anarcho-syndykalistycznych. Samoorganizujący się obywatele wszystkiego nie załatwią.
1% do korekty
Ważnym pomysłem mającym umożliwić rozwój III sektora był mechanizm 1%. On wiąże materialnie i w świadomości organizacje pozarządowe z obywatelem. Organizacje dzięki 1% dostały możliwość zdobycia stałego źródła finansowania swoich działań. Zauważyć można jednak olbrzymie zróżnicowanie i patologie w funkcjonowaniu 1%. Istnieją organizacje – np. tworzone przy stacjach telewizyjnych – które przechwytują z rynku sporą część środków. To nie jest właściwa sytuacja. Istnieje też grupa, która inwestuje ogromne środki w reklamę, dzięki czemu udaje się jej pozyskać również duże pieniądze. Zastanawiamy się, co z tym zrobić. Zakazać reklamy jednak nie można.
W kontekście 1% istnieje też zagrożenie, że organizacje uzależnią się od agencji reklamowych i PR-owych. Zdarzają się tu nieprawidłowości, kiedy środki nie są właściwie spożytkowane. Jeśli znaczne pieniądze przeznaczane są na usługi reklamowe zamiast na działalność statutową, to coś jest nie w porządku. Na szczęście takich przypadków jest niewiele.
Wiele osób uważało, że mechanizm 1% dokapitalizuje organizacje. Dokapitalizował, ale nie wszystkich. Skala odpisywania 1% na rzecz OPP może się też zmniejszyć, kiedy wejdzie zasada odpisu na kościoły. Ktoś, kto przekaże część podatku na rzecz wspólnoty religijnej, może nie chcieć robić tego po raz drugi na rzecz OPP.
Dobrze, że mimo trudności budżetowych 1% działa w niezmienionej formie. Jeżeli tymi środkami dysponowałby budżet państwa, byłyby znacznie gorzej spożytkowane. Uważam, że stworzenie państwowego funduszu z 1% byłoby wręcz zamachem na ideę 1%, bo cała rzecz polega na tym, by to obywatel podejmował decyzję, kogo wesprzeć.
Dużym problemem są również subkonta, bo 1% w założeniu nie miał służyć wspieraniu konkretnej osoby, ale organizacji. Są jednak NGO-sy, które „specjalizują się” w subkontach. Żyją z tego. Kiedy wprowadzaliśmy mechanizm 1%, nie wyobrażaliśmy sobie, że dojdzie do takich sytuacji. Ze strony organizacji nie ma jednak propozycji, jak ten problem rozwiązać. Jeżeli politycy za to się zabiorą, to jestem pewien, że zostaną z tym sami.
Musimy uelastycznić prawo
By sektor pozarządowy w Polsce mógł się rozwijać, potrzebne są także zmiany w prawie. Proponowaliśmy je, ale zostały one zablokowane przez duże organizacje. Mówię m.in. o zbiórkach publicznych, ale też elastycznym sposobie rejestrowania organizacji, takim, który umożliwiłby legalne działanie grupie ludzi, która chciałaby ad hoc zorganizować się i pomóc np. sąsiadom w trakcie klęski żywiołowej albo w innym celu, a po wykonaniu zadania samorzutnie się rozwiązać. By móc założyć stowarzyszenie teraz potrzeba aż kilkunastu osób. Potem należy je zarejestrować i wybrać władze. To blokuje aktywność. Podobnie jak konieczność prowadzenia księgowości – dla wszystkich typów organizacji.
Uważam, że w przyszłości będziemy potrzebować większej aktywności grup niesformalizowanych, które będą mogły organizować się spontanicznie. To jest szansa na rozwinięcie III sektora. Część osób z pewnością zachęci to do kontynuowania działalności i założenia trwałej organizacji. Polacy wycofują się w prywatność. Elastyczne prawo może zachęcić Polaków do dodatkowej aktywności.
Proponowaliśmy również umożliwienie łączenia różnych form działalności, by w konkretnych sprawach umożliwić funkcjonowanie hybrydom złożonym np. ze stowarzyszenia i fundacji czy nawet firmy i stowarzyszenia. Pomysł został mocno jednak skrytykowany. Doszukiwano się pola do manipulacji. Nadal uważam, że konieczne jest uelastycznienie przepisów. Prawo powinno pilnować tylko tego, czy dane rozwiązanie jest nadużywane czy nie.
Uwaga na zbyt rozbudowane struktury współpracy
Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie zobowiązuje samorządy do ustrukturyzowania współpracy z organizacjami pozarządowymi. Zastanawiam się jednak, jak lokalnie ta współpraca wygląda, np. w radach działalności pożytku publicznego. Czy to aktywna współpraca? Czy to są instytucje całkowicie fasadowe, kierowane przez samorząd? Czy to dało nowy impuls do działania? Mam ambiwalentny stosunek do tworzenia nowych struktur współpracy. Jeżeli dla jednych uczestnictwo w tych strukturach stanie się „zawodowstwem”, innym może to zamknąć drogę do zaistnienia w nich. Uważam, że należy zbadać, jak to działa.
Jeżeli chodzi przyszłość III sektora, nie przewiduję rewolucji. Nie sądzę, aby w najbliższym czasie nastąpiła erupcja nowo powstających NGO-sów. Nie sądzę też, aby organizacje przejęły funkcję władzy publicznej, ani wchłonięcia ich przez struktury publiczne. Ludzie z III sektora są cenni dlatego, że chce im się działać. Oba sektory powinny działać niezależnie.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)