- Myślę, że rząd będzie się okopywał biurokracją i papierkami, przez które większość organizacji nie będzie w stanie się przedrzeć. Chęć kontroli i zapanowania nad III sektorem będzie rodzić coraz większe napięcie – Sylwia Chutnik snuje w ngo.pl wizję przyszłości organizacji pozarządowych w Polsce.
Trudniej będzie „rąbać” kasę
To, co na pewno się zmieni, i nie będzie to żadne science-fiction, to zniknięcie funduszy unijnych i co za tym idzie połowy organizacji pozarządowych. Działalność zakończą te, które istnieją tylko po to, by „rąbać” kasę – z tego bardzo się cieszę, trochę nawet złośliwie. Znikną, niestety, również te organizacje, które żyją od projektu do projektu.
Kiedy nie będzie już „długodystansowych” projektów, które umożliwiają zapewnienie pracownicom i pracownikom kilku chociaż pensji podstawowych, to ograniczyć albo zakończyć swoją działalność będą musiały te organizacje, które chcą działać, ale nie chcą opierać się tylko na pracy wolontariuszy. Wyniki badań pokazują, że połowa organizacji tak działa. Myślę jednak, że na dłuższą metę tak funkcjonować się nie da.
Zniknięcie funduszy unijnych będzie miało dobre i złe skutki. „Ściemniacze i cwaniaki” po prostu nie będą miały co robić w sektorze, chyba że wymyślą inny sposób, by „rąbać” kasę dalej, ale będzie im o wiele trudniej.
Wzrośnie napięcie między rządem a III sektorem
Na pewno nadal będzie trwała walka między III sektorem a rządem – dostrzec ją można choćby po tym, jak podchodzi się do sprawozdawczości, jak wygląda kwestia zbiórek publicznych i kontrolowania sektora. Kontrola powinna funkcjonować – nie ma co tego kwestionować. Natomiast rząd zamiast ustawić się frontem do klienta i tworzyć przyjazną biurokrację, cały czas się od tego wzbrania. Myślę tu przede wszystkim o sprawozdaniach merytorycznym i finansowym. To miało pomóc III sektorowi, a jest jakimś koszmarem szczególnie dla mniejszych organizacji. Myślę, że rząd będzie się okopywał biurokracją i papierkami, przez które większość organizacji nie będzie w stanie się przedrzeć. Chęć kontroli i zapanowania nad III sektorem będzie rodzić coraz większe napięcie.
Przy okazji ostatnich wyborów parlamentarnych czytałam programy partii, które dostały się do parlamentu. Przeglądałam je pod kątem kultury i polityki społecznej, i żadna z nich nie miała niczego do zaproponowania. Nie padło tam określenie „III sektor” czy „organizacje pozarządowe” – nikt o tym nie myśli. Myślę, że pogłębi się biurokratyzacja sektora. Niestety, wyjdzie to z niekorzyścią dla działalności społecznej.
Zacierające się różnice między III sektorem a biznesem
Skończyła się właśnie era działalności amerykańskich fundacji w Polsce. Byłam na uroczystości pożegnalnej w Pałacu Prezydenckim. Wszyscy mieli wrażenie, że rzucimy się Amerykanom do nóg, krzycząc: „nie, nie jesteśmy gotowi, nie odchodźcie!”. W ciągu najbliższej dekady wyschnąć może również źródło europejskie. Teraz wiele się mówi o ekonomii społecznej w kontekście NGO-sów – jako o sposobie osiągnięcia stabilizacji finansowej. Same prowadzimy kawiarnię przy okazji projektu „Kobieca Ekonomia Społeczna” – to ma być sposób na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Jednak w wykonaniu NGO-sa to taniec pingwina na szkle. Z jednej strony organizacja chce zarobić na swoje działania statutowe, z drugiej strony nie da się tego zrobić na taką skalę, żeby uzyskać niezależność czy stabilizację. Istnieje kilka organizacji, które wypracowały model biznesowego wsparcia swojego budżetu, ale są to jednostkowe przypadki.
Nastawienie społeczeństwa jest takie – jesteś fundacją, więc fundujesz, pracujesz charytatywnie. W momencie, kiedy w naszej fundacji prowadzimy działalność gospodarczą – choć mamy nierealnie niskie ceny – to również budzimy kontrowersje. Ludzie mają różne wizje tego, czym jest organizacja pozarządowa. Należałoby więc to wyjaśniać. Jeżeli III sektor będzie musiał w przyszłości przejść na „okrutną” stronę biznesu, to kontrowersji będzie coraz więcej, działania organizacji będą niezrozumiałe – bo jak to jest możliwe, że zarabiam pieniądze, mimo że powinnam działać za darmo. Ludzie nie będą tego rozumieć.
Wiele mówi się teraz o profesjonalizacji. Im więcej jest szkoleń i warsztatów z Unią Europejską w tle, to tym bardziej jesteśmy „profesjonalni i wyszkoleni”, tylko nic z tego nie wynika. Dopóki nie mam stabilizacji finansowej, nie mam też z czego zapłacić ludziom – tym super wyszkolonym dziewczynom, to najlepsza profesjonalizacja nie ma sensu.
Wychować do filantropii
Wielu polskim organizacjom marzy się amerykański model finansowania – posiadanie donatorów, którzy regularnie raz w miesiącu wpłacają określoną kwotę. W Stanach Zjednoczonych w praktyce fundacje organizują bale charytatywne, zapraszają kilkadziesiąt mniejszych lub większych firm, pobierając np. 50 dolarów za wstęp. Często jednak nawet nikt na te bale nie przychodzi, a firmy wysyłają po prostu czeki – czują taki obowiązek. Zastanawiam się, czy w Polsce mogłoby to tak funkcjonować.
1% oraz również Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zdejmują z Polaków obowiązek pomagania. Tę kwestię niechęci Polaków do filantropii należałoby uchwycić. Wiele zależy również od edukacji już na elementarnym poziomie – pokazaniu młodym ludziom, w jaki sposób w ogóle można pomagać.
Profesjonalizacja odbierze energię do działania?
Działacze organizacji pozarządowych obawiają się profesjonalizacji, bo może ona się wiązać z utratą iskry i energii do działania. Każdy, kto realizuje większy projekt, ma dość „beneficjentów”, ewaluacji, która musi dać określony wskaźnik. To jest obrzydliwe, że profesjonalizacja oznacza, że miękkie działania muszą przyjąć korporacyjny język. Np. w sferze kultury poeta, by uzyskać stypendium, musi rozpisać cele szczegółowe i ogólne. Musi mieć rezultat.
Pamiętam artykuł naukowca z Polskiej Akademii Nauk, który dowodził, że gdyby Maria Skłodowska-Curie żyła we współczesnych czasach, niczego nie odkryłaby. Ponieważ by nad czymkolwiek pracować, musiałaby złożyć wniosek o dofinansowanie, a one zawsze zakładają rezultaty, czego choćby w nauce nie zawsze można się spodziewać.
W profesjonalizacji dostrzegam zagrożenia, bo ma ona twarz i język korporacji. Ona nie przebiega w Polsce w NGO-sach w stylu coachingowym. Teraz chodzi się na szkolenia z autoprezentacji albo z pisania biznesplanów, które przedstawia się w firmie. Profesjonalizacja oznacza, że będę jak korporacja – tylko z ludzkim obliczem.
Biurokracja a renesans grup nieformalnych
Nowomowa biurokratyczna zabija kreatywność organizacji pozarządowych. Będzie jeszcze gorzej. Grono osób, które nie będzie w stanie przyjąć tej nowomowy, wypadnie z rynku profitowego. W efekcie zamiast profesjonalizacji dojdzie do polaryzacji organizacji pozarządowych. Pozostaną takie, które działają według modelu DIY (Do It Yourself) – czyli spontaniczne, nieformalne grupy – oraz molochy, które kiedy poznają czar nowomowy, to poradzą sobie nawet bez środków unijnych. Powstaną profesjonalne firmy-fundacje, bo rozwijanie działalności gospodarczej w III sektorze jest nieuniknione.
Myślę jednak, że czeka nas również renesans grup nieformalnych. Teraz ich nie ma. Jeśli np. kluby mam nie założą organizacji pozarządowej, to nikt nie chce z nimi rozmawiać w urzędach, bo nie są osobami prawnymi – a teraz rozmawia się właśnie z osobami prawnymi i KRS-em. Drugim biegunem, obok firm-organizacji, będą właśnie grupy nieformalne. Nie wiadomo natomiast, jak będą one odbierane w społeczeństwie. Jeszcze 15 lat temu ¾ sektora stanowiły grupy nieformalne. Były w stanie dyskutować i mieć jakiś wpływ na rzeczywistość.
Rejestrowanie organizacji to poddanie się formie kontroli. Pamiętam moje środowisko, które zakładało organizacje pozarządową. To była totalna zmiana, bo wchodziło się w przestrzeń kontroli – i nie chodziło o wolę ukrywania czegokolwiek. Po latach nie widzę w tym niczego złego. To był naturalny progres w prowadzeniu działalności społecznej. Mam wrażenie, że im więcej profesjonalizacji tej dobrze i źle rozumianej, tym większy zasięg będą miały grupy nieformalne, które nie będą w stanie poradzić sobie z biurokracją. Widzę pozytywy w tym, że nagle wielu działaczy „ogarnia się” i zaczyna działać konkretnie, co może wyjść na plus działaczowi i sprawie.
W Polsce nie ma dążenia do federalizowania się, sieciowania. Widzę, jak to przebiega w klubach mam. Od pięciu lat istnieje sporo oddolnych inicjatyw rodzicielskich. Było już wiele projektów, które miały doprowadzić do stworzenia sieci. Wielokrotnie podejmowano inicjatywy – bo razem będzie nam lepiej, łatwiej będzie lobbować w swojej sprawie. Nie udało się. To przykład jednego środowiska, jednej tematyki. Ale problem powiela się. Przyczyną może być braku czasu oraz brak wspólnego celu.
W przyszłości należy zadbać o etykę III sektora
Inny sposób finansowania działalności organizacji, czyli mechanizm 1%, będzie musiał ulec zmianie. Przede wszystkim nie powinno być zgody na subkonta. Pogłębiająca się dyskusja wywołuje tylko wściekłość lokalnych organizacji, które liczą na wsparcie. Praktyka wydawania milionów na działania PR jest obrzydliwa, podobnie jak epatowanie okrucieństwem i przerażonymi oczami dziecka. To jest karykatura tego mechanizmu. Należy tu wspomnieć o programach do wypełniania PIT-ów, które można znaleźć z internecie, a które mają już wpisaną nazwę organizacji. Wokół 1% rozwinął się biznes. To jest okropne. To sprawia wrażenie, że to jedna wielka ściema. Problemu nie próbowałabym rozwiązać obostrzeniami. Komu przekazuję 1%, to moja decyzja. Raczej wychowywałabym społeczeństwo – jakkolwiek „odgórnie” to brzmi. Wyjaśniałabym, co można z 1% zrobić. Ukróciłabym zapędy organizacji, które wydają niesamowite kwoty na kampanie, i które prowadzą subkonta. Kiedy dwa lata temu część organizacji nie wywiązała się z obowiązków sprawozdawczych i utraciła status OPP, weszła później w deal z większymi organizacjami. Takie praktyki muszą być ukrócone przede wszystkim przez środowisko NGO-sów.
Podobnie z wydawaniem pieniędzy na reklamę. Tym mogłyby się zająć komisje rewizyjne, sądy koleżeńskie złożone z przedstawicieli organizacji pozarządowych. Musimy – jako III sektor – pilnować własnego ogródka i siebie w nim nawzajem. To nie jest tak, że każdy sobie rzepkę skrobie. Powinny zostać wypracowane standardy, niezależnie od tego, czy mają dotyczyć organizacji korporacyjnych, czy małych lokalnych organizacji bazujących na pracy wolontariuszy. Należy zadbać o moralność NGO-sów.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)