– Kryzys będzie wzrastał jeszcze długo. Do III sektora, który, mam nadzieję, nie da się kupić, zgłaszać się będą ludzie poszukujący idei. NGO-sy powinny wykorzystać energię, która objawia się przy okazji różnych "buntów" – Jacek Bożek z Klubu Gaja w ngo.pl snuje opowieść o przyszłości sektora pozarządowego.
Jeżeli ktoś zadaje mi pytanie o przyszłość sektora pozarządowego w Polsce w perspektywie 25 lat, to w gruncie jest to pytanie o przyszłość świata, dlatego że wraz z nową formą świata, która nadchodzi, wytworzy się nowa forma trzeciego sektora.
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pytanie – jak w nadchodzących czasach będą się zmieniać polityka, ekonomia, kwestie klimatyczne, kultura? Jaką presję wywrze to na ludzkości? Nie są to pytania, które fascynują mnie jako działacza organizacji pozarządowej, ale po prostu obywatela, człowieka, ojca dwóch córek. Nie martwię się przy tym o losy wybranej organizacji, ani nawet wybranego kraju – ale o „całość”. O zmianach w jednej sferze – np. w III sektorze – nie da się rozmawiać bez szerokiego kontekstu. Zasadne pytanie powinno więc brzmieć tak: jak będzie wyglądał świat za 25 lat? Dopiero odpowiadając na nie, będę mógł budować wizję zmian w III sektorze.
Podstawową kwestią jest to, że III sektor powinien pozostać „niezależny”. My nie wiemy do końca, co to ma dokładnie oznaczać. Padają tu więc pytania dodatkowe – czy będzie uzależniony od struktur samorządowych, państwowych czy biznesowych? Czy w Polsce wzrośnie chęć dzielenia się pieniędzmi na rzecz dobra wspólnego?
Niewykorzystana energia „buntujących się”
Jesteśmy w dość niezwykłym momencie. Moim zdaniem, przyszłość świata będą formować dwa nurty. Z jednej strony to popkultura i „komunikacja obrazkowa”. Nie mówię przy tym, że jest zła lub dobra. Z drugiej jednak strony współcześni artyści, filozofowie próbują przebić się z komunikatem – potrzebujemy głębszej refleksji nad światem.
Kryzys pogłębia się, objawia się w wielu sferach. Wszyscy twierdzą, że należy coś zrobić z kwestiami edukacji czy klimatu. Kryzysu nie możemy zawęzić po prostu do krachu na giełdzie – to o wiele szersza kwestia. Jego przyczyną jest brak tych głębszych wartości, których ludzie potrzebują. Jeśli mają nawet dobrą pensję, a nie mają wartości – to mamy kłopot. Kryzys rósł od lat. Czarujemy się, że wydobywamy się z niego. Nikt jednak już nie wie, o co chodzi. Media również niechętnie o tym mówią.
Kryzys zmienił świadomość ludzi, nie są oni jednak w stanie wyciągnąć wniosków z różnego rodzaju „buntów” i stworzyć instytucji, bo one wymagają codziennej, żmudnej pracy w dłuższej perspektywie. Dobrym przykładem jest to, co działo się wokół ACTA w Polsce. Istnieje możliwość wygenerowania pozytywnej społecznej energii. Brakuje tylko odpowiednich struktur.
Kryzys będzie wzrastał jeszcze długo. Do III sektora, który, mam nadzieję, nie da się kupić, zgłaszać się będą ludzie poszukujący idei. NGO-sy nie mogą więc służyć jedynie do łatania dziur w systemie. Powinny wykorzystać energię, która objawia się przy okazji różnych „buntów”. Polskie organizacje nie są jednak gotowe zaryzykować, bo nie mają „własnych” środków.
III sektor potrzebuje „wspólnych” globalnych celów
Sytuacja jest bardzo skomplikowana. Ważne jest jeszcze jedno pytanie. Jak obywatele będą reagowali w zmieniającym się coraz bardziej opresyjnym świecie, by być wolnymi? Jak będą chcieli realizowali swoje najgłębsze cele duchowo-społeczne? Sprawa ACTA pokazała, że da się przed opresyjnym światem bronić, ale nie da się jeszcze niczego budować. Na razie czerpie z tego cała masa naukowców. Czerpią i piszą książki. Tyle.
W świecie korporacji skuteczność, nawet ponadnarodową, łatwo mierzyć zyskiem finansowym. Taki rodzaj zysku łatwo przekracza granice kultur. Łatwo go przenieść. W każdej kulturze będzie miał ten sam wymiar materialny. Jeżeli jednak wywodzimy się różnych kultur i spotykamy się, to mówimy tu o zupełnie innym zysku. Wolność do bycia wolnym obywatelem może mieć nawet dla ludzi z różnych kultur wiele punktów stycznych. Wolność jako wartość może być wspólna dla mnie, Hindusa, Irańczyka i Amerykanina. Bo wolność oznacza, że chcemy i możemy realizować to, co kochamy, w sferze społecznej, artystycznej itd. O to możemy wspólnie walczyć.
Np. ekolodzy dogadują się na platformie międzynarodowej i dlatego są jedną z niewielu sił NGO-sowskich, z którą świat musi się liczyć. Ochrona klimatu, wody, wielorybów to dla nas wspólny cel. Ekologów nie lubi się, bo są zorganizowani. Mają liderów, twarze. To po prostu potęga.
Jak znaleźć więcej takich wspólnych celów dla III sektora? A dlaczego po prostu Ziemia nie może być takim celem? Jest przecież czymś „głębokim”. Jest dla nas jedyna. W tym są też emocje, wokół tego można budować wspólnotę walczącą o wolność.
Nowa duchowość, czyli idea współpracy
Francis Fukuyama ogłosił „koniec historii”. My jednak za dobrze nie wiemy, co się stanie. Może się znów wydarzyć katastrofa nuklearna, ale na o wiele większą skalę, może zabraknąć ropy naftowej, może przytrafić się gigantyczna powódź albo zima może skończyć się nie kwietniu, a czerwcu, co oznaczałoby brak zasiewów. Wydarzenia tego kalibru mogłyby zmusić nas do współpracy na rzecz wspólnego dobrego. Jestem pesymistą, ale o ogromnym potencjale pozytywnego myślenia.
Będziemy zmuszeni znaleźć nową formę duchowości. Może brzmi to nie NGO-sowo, nie nowocześnie – ale musimy wrócić do rytuałów. Tylko rytuał może nas połączyć, bo jesteśmy plemienni. Tyle że współczesny świat nie akceptuje „bezproduktywnych” rytuałów. A tu chodzi o budowanie wspólnoty – a to jest bardzo „produktywne”. Ludzie zauważą, że są od siebie zależni. Że jeśli się dzielisz, współpracujesz, jesteś otwarty, to dostajesz dwa razy więcej w zamian. To będzie nowa duchowość. Zauważymy, że tylko dzięki dzieleniu się dobrem wspólnym damy radę przetrwać. Ludzie są genialni, zbiorowości nikt nie zatrzyma w drodze ku lepsze przyszłości. Wtedy dostrzeżemy też, że zwierzęta są nam potrzebne, że Ziemia jest potrzebna do różnych rzeczy. Zaczniemy się rozglądać i będziemy w stanie spojrzeć poza swoje ego. To, oczywiście, idealistyczny scenariusz.
Mam nadzieję, że nie spełni się drugi scenariusz, w którym wygrywa silniejszy. I ten silniejszy będzie rozdawał karty, a III sektor może zostać potraktowany jako przeszkoda w realizacji pewnych planów.
Kłopot braku liderów
Kiedy zakładałem organizację jeszcze w podziemiu pod koniec lat 80., wszyscy wierzyli, że będziemy zmieniali świat. Teraz wszyscy rozmawiają raczej o swoich budżetach i pisaniu wniosków o dotacje europejskie. Energia przepadła. Kiedy na początku budowałem swoją organizację, jeździłem do Anglii, by obserwować, jak to tam wygląda. Zauważyłem, że tylko duże organizacje dobrze tam funkcjonują – takie jak Greenpeace. Ludzie dają im pieniądze. Reszta to lokalne, małe, nieistotne NGO-sy, które mogą liczyć na środki od administracji czy biznesu, ale ich działania nie niosą za sobą żadnej zmiany społecznej. Jakaś grupa ludzi ma dzięki temu pracę, ale chyba nie o to chodzi. W Polsce jest jeszcze kilka organizacji mających ideały. Np. z Jurkiem Owsiakiem można się zgadzać, można się nie zgadzać, ale on wciąż szuka – gdzie, dlaczego, komu trzeba pomóc.
Z kolei urzędnicy są bardziej uwikłani, z energii zostali wypruci, ale bardzo jej chcą. Nie mogą natomiast wyskoczyć przed szereg. Oni tak samo jak my chcą, by państwo działało lepiej. Kiedy przychodzę do buntujących się ludzi, którzy mnie wzywają, pierwsze, co słyszę, to, że urzędnicy są źli, głupi, niedobrzy. Politycy też są źli, głupi i niedobrzy. Ja na to mówię – „Nie. Ludzie, kto z was mógłby zostać posłem? Wy nie mielibyście szansy. Ci ludzie nie są głupi. Są tacy sami jak ty czy ja!”. Dopiero wtedy ci buntujący się ludzie reflektują się. Ludzie czasem się budzą. Nie wiedzą jednak, w którym kierunku pójść, bo nie mogą wiedzieć. Ja to nazywam „kłopotem braku lokalnych liderów”. Mamy mało liderów. Szkoła nie sprzyja rodzeniu się ciekawych pomysłów, bo ciągnie człowieka w dół. Szkoła znaczy naprawdę dużo. Nie powinna zabijać indywidualności, powinna je wyłuskiwać.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)