Kluczowi dla generowania innowacji będą tzw. makersi [od ang. to make – robić], działający na zasadzie „zrób to sam”. Będą tworzyć zasoby o konkretnej wartości ekonomicznej, których inni mogą użyć i nie zostaną one skomercjalizowane – prof. Jerzy Hausner pisze dla ngo.pl o potencjalnych organizacjach przyszłości.
Gdyby ekstrapolować obecne zjawiska, to obraz przyszłości sektora obywatelskiego byłby bardzo pesymistyczny. Dziś bowiem organizacje pozarządowe w Polsce są uzależnione od finansowania publicznego. Obfitość środków unijnych skłania organizacje do utrzymywania orientacji przede wszystkim na pieniądze dostępne w tej formule. A ponieważ proces dystrybucji środków unijnych jest bardzo zbiurokratyzowany, to i organizacje pozarządowe, które z nich korzystają, same się biurokratyzują.
W oczekiwaniu na zapaść
Do tego nie rodzi się żadna alternatywa, na której organizacje mogłyby finansowo skorzystać. Mamy do czynienia z wyraźnym kryzysem społecznej odpowiedzialności biznesu: idea CSR jest podporządkowana krótkookresowej perspektywie poprawiania wyniku finansowego albo stanowi marketingowy dodatek do prowadzonego biznesu.
Jednocześnie organizacje są zbyt słabe ekonomicznie i kompetencyjnie, aby móc sięgać po środki zwrotne. Do tego, mechanizmy finansowania zwrotnego są w Polsce bardzo słabo rozwinięte: nie rozwijają ich ani rynkowe instytucje finansowe, ani instytucje publiczne.
W związku z tym mamy do czynienia z utrwalaniem się negatywnych tendencji kierujących organizacje pozarządowe w koleinę, z której w przyszłości prawdopodobnie się łatwo nie wydobędą. Powiedziałbym, że zwrotnica rozwoju jest dzisiaj źle ustawiona. Jeśli jej nie przestawimy, to po tym torze wyjedziemy na manowce.
Co stanie się w przyszłości, gdyby te zjawiska się utrwaliły? Do 2020 sektor obywatelski dojedzie na „paliwie unijnym”, a potem nastanie jego zapaść. Potrzebne jest zatem coś, co wytrąci obecny układ z jego dysfunkcjonalnej równowagi. Przestawianie zwrotnic powinno się, moim zdaniem, zacząć od rzetelnego przyjrzenia się państwu, rynkowi i organizacjom pozarządowym oraz od sformułowania krytycznej diagnozy.
Przestawianie zwrotnicy
Jeśli myśleć pozytywnie, obecny stan będzie musiał się zmienić. Życie lubi biec utartymi koleinami, ale od czasu do czasu, w momentach zapaści, jesteśmy z nich wytrącani. Być może ten moment nadchodzi. Jakie zmiany powinny zajść, a w wersji optymistycznej – zajdą, aby organizacje wróciły z toru bocznego na główny?
Po pierwsze, zmieniać się będzie działanie firm – w przyszłości będą one dużo bardziej zorientowane na interakcje z otoczeniem. Te będą wielowymiarowe, a nie – jak dziś, ukierunkowane jedynie na osiąganie zysku.
Po drugie, zmiany muszą dotyczyć relacji organizacji z władzą publiczną. To nie organizacje pozarządowe mają być pomocnicze względem państwa, ale to państwo ma być pomocnicze względem nich. Ma ono zatem za zadanie tworzyć takie warunki (prawne, edukacyjne, promocyjne), aby organizacje mogły się autonomicznie rozwijać.
Po trzecie, same organizacje muszą dokonać redefinicji swojej własnej roli. To one mają bowiem wnieść do rozwoju to, co nie mieści się w schemacie państwo – rynek.
Poszukiwanie nowych sposobów gospodarowania
Zamiast produkować dobra i usługi (dostarczane odbiorcom w imieniu państwa lub za jego środki), organizacje powinny zacząć generować nowe sposoby tworzenia wartości ekonomicznej – takie, które wychodzą poza schemat grant (od biznesu) i dotacja (od państwa). Po co? By uchronić gospodarkę rynkową przed nią samą.
Wolny rynek, choć to podstawowy silnik we współczesnej gospodarce, sam się zniszczy, jeżeli nie będzie społecznie osadzony i społecznie ograniczany. Ograniczenie nie może polegać tylko na regulacjach prawnych, ale i alternatywnych sposobach gospodarowania. W tym gospodarowania społecznego. W tej kwestii nikt nie zastąpi organizacji pozarządowych. Nie oznacza to, że wszystkie organizacje pozarządowe muszą być podmiotami ekonomii społecznej. Ale musi być wielu innowatorów społecznych, którzy szukają nowych sposobów gospodarowania dla celu społecznego.
Wyciąganie z samotności
Z zagrożenia może wyciągnąć organizacje to, że staną się eksperymentatorami odkrywającymi nowe sposoby działania. Organizacje szybciej niż ktokolwiek inny, powinny reagować na nowe potrzeby, wyrastające ze społeczności, w której działają – reagować nowym sposobem działania, testowanym w małej skali.
Jednym z poważnych problemów dla organizacji przyszłości będzie deficyt więzi, solidarności oraz sensowności. W związku z tym, potrzebne będą organizacje, dzięki którym ludzie będą aktywnymi i twórczymi aksjologicznie jednostkami. Takie, które nie oferują zakupu produktu czy usługi, ale współuczestnictwo i współtworzenie; takie, które wyciągają z osamotnienia.
W przyszłości trwać będzie również spór o kontrolę nad społeczeństwem. Będą więc potrzebne organizacje, umożliwiające rozwiązywanie konfliktów nie poprzez użycie siły, lecz osiąganie porozumienia czy kompromisu – organizacje mediacyjne, nieopowiadające się po jednej stronie sporu, ale służebne wobec jego stron.
Najważniejsze jest jednak, aby organizacje przyszłości poszukiwały nowych form waloryzacji zasobów. Już dziś powinny zrozumieć, że ich rolą nie jest przechwytywanie i alokacja istniejących zasobów, ale ich waloryzacja – nadawanie nowego znaczenia i odkrywanie nowych zastosowań.
„Makersi”, organizacje przyszłości
Weźmy przykład zasobów energetycznych. Ponieważ już dziś wielkie sieci energetyczne stwarzają problemy (nawet bogate kraje doświadczają np. zjawiska blackoutu), to będziemy starali się tworzyć lokalne systemy generowania energii. Pojawi się pytanie, jak ludzie wspólnie mogą wykorzystać nowoczesne technologie i samemu zagospodarowywać to, co mają.
Kluczowi dla generowania tego typu innowacji będą zatem tzw. makersi [od ang. to make – robić], działający na zasadzie „zrób to sam”. W rezultacie ich działania powinniśmy osiągnąć coś więcej, zasób o konkretnej wartości ekonomicznej, którego inni mogą użyć i nie zostanie on skomercjalizowany. Organizacje tworzące zasoby tego typu (wiedzę, know-how) to organizacje przyszłości.
Będą one odpowiadać na problemy, których nie da się dalej rozwiązywać z pozycji państwa. Weźmy przykład tanich i ekologicznych spalarni śmieci. Jeśli myślimy o nich z poziomu państwa, są to wielkie składowiska śmieci wraz ze skomplikowanym systemem logistycznym, drogie i ryzykowne spalarnie. Wyobraźmy sobie jednak, że ludzie potrafią tworzyć wspólnie osiedlowe, maleńkie spalarnie, budowane i zarządzane przez samych mieszkańców. Ich motywacja do rozwiązania problemu jest wówczas zupełnie inna – jeśli mają odpowiednie know-how, to problem spalania śmieci nie rodzi skutków, które w nich uderzą. Mają obok ludzi, którzy przetestowali nowe rozwiązanie, a ono samo jest tanie i dostępne. W optymistycznym scenariuszu – to jest właśnie efekt innowacyjnej waloryzacji zasobów.
Nowe formy własności
Potrzebnych jest kilka rozwiązań, by takie modele współdziałania mogły się w przyszłości upowszechniać. Być może powinniśmy zapisać w Konstytucji, że własność jest jednocześnie prawem i zobowiązaniem.
Z takiej klauzuli można by wywieść również praktyczne rozumowanie o tym, że istnieje coś, co jest własnością wspólnotową. Być może rozwinęłyby się wówczas inicjatywy wspólnotowe, choć prywatne. Na przykład, ludzie zamiast indywidualnie kupować domy letniskowe, wchodziliby w jakiś rodzaj porozumienia, dzielili rok na tygodnie i wszyscy udziałowcy jednego wspólnotowego domu prywatnego mieli pewną liczbę tygodni do wykorzystania. Nawiązywałoby to do idei spółdzielczości.
Organizacje pozarządowe przyszłości będą promowały inne formy ekonomizacji, niż transakcja rynkowa. A wówczas ekonomia wzajemności, dzielenia się, solidarności, upowszechni się i może być po prostu źródłem tworzenia nowej wartości ekonomicznej. Takiej, która może okazać się trwała, bezpieczniejsza i przyjazna użytkownikom.
Źródło: inf. własna ngo.pl