MAKOWSKI: Mam wrażenie, że za dyskusją o zaangażowaniu organizacji społecznych w politykę kryje się fałszywe założenie, że skoro nazywają się „pozarządowe” – a szczerze nie znoszę terminu „organizacja pozarządowa”, choć sam go używam – to znaczy, że są i powinny być apolityczne.
Można patrzeć na to jak kolega-socjolog Paweł Załęski, który od lat głosi tezę, że cały III sektor został stworzony pod koniec lat 80. przez „komunę” wespół z częścią postsolidarnościowych elit po to, żeby wielki społeczny ruch „Solidarności”, zdrowy i polityczny, odpolitycznić i spacyfikować. Miałoby temu służyć oddanie właśnie organizacjom społecznym (pozarządowym) kawałka życia publicznego, w którym miałby sobie działać, nie dotykając tzw. realnej polityki.
Ale nie jest tak, jak mówi Załęski, a i pytanie o to, czy organizacje powinny angażować się w politykę, jest źle postawione. One w niej są – mniej lub bardziej świadomie. Angażują się, zawsze angażowały i będą angażować.
Organizacje biorą udział w rządzeniu państwem
Ludzie, którzy tworzą organizacje społeczne, robią to zawsze z chęcią zrobienia czegoś wspólnie z innymi. Zwykle robią to w imię jakiegoś większego, społecznego dobra, czasem mobilizują tylko innych, po to żeby zrealizować jakiś bardziej partykularny interes. Tak czy inaczej, zakładając organizację, wchodzą w życie publiczne i polityczne. A tam czekają już na nich różnego rodzaju polityczni decydenci – urzędnik, wójt, radny, poseł czy minister. Zrealizowanie czegokolwiek poprzez organizację, choćby najbardziej szczytnego celu, wymaga interakcji z decydentem politycznym. To, czy organizacje robią to śląc petycje, skargi, wnioski, pisząc ekspertyzy, robiąc lobbing czy rzecznictwo – to sprawa drugorzędna.
Organizacje społeczne są z natury polityczne – niezależnie od tego, czy nazwiemy je „pozarządowymi”. I nie postrzegam tego jako wady. Oczywiście, są takie organizacje, które specjalizują się wyłącznie w działaniu „w terenie” – pomagają ludziom, zwierzętom, chronią drzewa itd. Ale nawet one nigdy nie są całkowicie wolne od polityki. Jest też wiele organizacji, które polityką zajmują się zupełnie otwarcie, np. think-tanki. Chcą wpływać na prawo, na programy publiczne, na konkretne decyzje konkretnych polityków. Organizacje zasiadają w radach przy ministerstwach, chodzą na komisje sejmowe, zbierają podpisy pod petycjami, piszą projekty ustaw. Robią to też organizacje strażnicze. Jedne dbają o większą przejrzystość, inne pilnują standardów opieki okołoporodowej, jeszcze inne monitorują wycinkę drzew albo to, jak urzędy obchodzą się z migrantami. Rzadko kiedy robią monitoring dla samego monitoringu – ostatecznie celem jest poprawa w jakiejś sferze życia, a więc zmiana tego, jak funkcjonuje ta czy inna instytucja publiczna, lub tej czy innej polityki. To jest właśnie polityka w czystym, klasycznym sensie. Organizacje i obywatele w nich skupieni po prostu chcą brać aktywny udział w rządzeniu państwem. I nic w tym złego – w państwie demokratycznym mają do tego święte prawo.
Między partią a organizacją
Oczywiście, nie jest to polityka w sensie walki o władzę – nazwijmy ją skrótowo „polityką partyjną”. Choć przecież ludzie organizacji przenikają także i do tej warstwy życia politycznego. Znamy przykłady działaczy społecznych, którzy wywodzą się ze świata III sektora, startowali w wyborach i obejmowali funkcje w rządach – profesor Kolarska-Bobińska, profesor Gliński czy minister Szałamacha. Zresztą, żeby nie szukać daleko – Jarosław Kaczyński zasiada między innymi w radzie Polskiej Fundacji Ochrony Zwierząt. Chciałbym wierzyć, że to go zmotywowało do krytyki ustawy o wycince drzew autorstwa ministra Szyszki, który z kolei jest blisko związany z organizacjami łowieckimi.
PiS przez lata budował swoje zaplecze społeczne, rozwijając między innymi Fundację Instytut im. Lecha Kaczyńskiego, Akademickie Kluby im. Lecha Kaczyńskiego. Co więcej wiele partii – tak jak Ruch Palikota czy Nowoczesna – zaczynały od formy stowarzyszeń, bo w ten sposób łatwiej było im zmobilizować ludzi, by później zamienić się w partię. To również warto odnotować. Choć większość organizacji nie ma aspiracji przekształcenia się w partię.
Organizacje w rozkroku
W praktyce większość organizacji społecznych stoi w rozkroku. Wkłada nogę, albo przynajmniej palce u nogi, do „polityki partyjnej”, czyli tam, gdzie walczy się o władzę, ale drugą nogą tkwi tam, gdzie dzieją się codzienne ludzkie sprawy. W ten sposób organizacje stają się łącznikiem między partiami politycznymi, czy strukturami władzy, a obywatelami. Jest w tym wartość, bo świat walki o władzę, „polityki partyjnej”, zawsze ma tendencję do większej lub mniejszej, szybszej lub wolniejszej (zwykle dość szybkiej) alienacji od codziennej rzeczywistości, w której żyją obywatele. Jeśli organizacje społeczne są aktywne także politycznie i nie boją się wsadzić choćby tych swoich paluszków do Sejmu, rządu, czy rady gminy, nie tracąc jednocześnie z oczu swojego obywatelskiego rodowodu, to mają niepowtarzalną szansę załatać nieco lukę między sferą walki o władzę i sferą realizacji dobra wspólnego.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Organizacje chcą brać aktywny udział w rządzeniu państwem. I nic w tym złego – w państwie demokratycznym mają do tego święte prawo.