NGO do polityki? Nie idźcie w politykę. Rozliczajcie władzę!
WESZCZAK: NGO śledzą poczynania władzy. Kiedy trzeba, interweniują w mediach, kiedy trzeba – w prokuraturze. Żeby mechanizm działał, organizacja musi być w pełni niezależna. Bo jaka NGO poleci do prasy, żeby poskarżyć się na własnego deputowanego? Jaka doniesie do prokuratury na poczynania burmistrza, z którego partią tworzy koalicję w radzie?
Jan Mencwel w felietonie „NGO do polityki? Zakwestionujmy cnotę apolityczności” zamiast zachęcać NGO do kontrolowania i dyscyplinowania władzy, uprawia agitację za tym, aby same weszły do obozu władzy i zaprowadziły w nim porządek po swojemu. Czy to naiwność, czy bezczelność, żeby nakłaniać, aby policjanci sami zostali złodziejami? Nie mam co do tego żadnych złudzeń i w naiwność nie wierzę.
Powoli i od początku
Władza demoralizuje. To może brzmi banalnie, ale ten banał to wielki problem trawiący współczesne demokracje. Uprawianie polityki ma zawsze tę samą konsekwencję: alienację polityków, czyli ich odpływanie od społeczeństwa. Moment, w którym kandydat zostaje wybrany na radnego lub posła, to chwila, w której zaczyna on tracić kontakt z prawdziwym życiem. Przestaje się zajmować problemami, którymi żyją mieszkańcy. Z czasem przestaje je w ogóle zauważać. Zaczyna żyć pyskówkami na sali obrad albo po prostu tym, co jest medialne i może zapewnić wzmiankę jego nazwiska w prasie.
To mechanizm wypaczania demokracji opisany w niezliczonych tomiszczach politologicznych czytanek, który powtarza się zawsze i wszędzie. Nie tylko w Polsce. I to jest problem, którego nie rozwiąże czwarta władza. Bo same wolne media to za mało. Potrzebna jest kontrola społeczna. Do kontrolowania rządu potrzebne są organizacje po-za-rzą-do-we.
Trzeci sektor to audytor władzy
NGO są niezależnym audytorem władzy, mówią politykom: „sprawdzam!”. Śledzą poczynania radnych, prezydentów i posłów. Kiedy trzeba, interweniują w mediach, kiedy trzeba – w prokuraturze. Działacze pozarządowi to ci, którzy dmą pełną parą w gwizdek, żeby zwrócić uwagę na patologię rządzących. Na tym właśnie polega społeczeństwo obywatelskie, a nie na aspirowaniu do obozu władzy. Żeby ten mechanizm działał, organizacja pozarządowa musi być w pełni niezależna. A niezależność znika w chwili wystawienia swoich radnych czy stworzenia koalicji. Bo jaka organizacja poleci do prasy, żeby poskarżyć się na własnego deputowanego? Jaka organizacja doniesie do prokuratury na poczynania burmistrza, z którego partią tworzy koalicję w radzie?
Rozdział organizacji pozarządowych od władzy to fundamentalna zasada państwa prawa. Tak ważna jak rozdział Kościoła od państwa czy trójpodział władzy. Tymczasem prezes Miasto Jest Nasze próbuje zaszczepić swoją „prawdę” o tym, że organizacje pozarządowe nie tyle nie muszą jej przestrzegać, co wręcz powinny ją łamać. Czemu miałoby to służyć? Skrajną naiwnością byłoby twierdzić, że kontrolowaniu władzy właśnie. Ja jednak uważam, że odpowiedź wydaje się być prosta i prozaiczna: Jan Mencwel sam chce być u władzy i jeśliby jego nawoływanie odbiło się echem i w jego efekcie szersze gremia organizacji pozarządowych poszłyby w uprawianie polityki, to jego własna działalność polityczna zniknęłaby w tłumie. I gdyby wówczas zarzucić mu politykierstwo, natychmiast odkrzyknąłby, że przecież nie tylko on i MJN uprawia politykę, ale lwia część III sektora. I dodałby, że to jest całkiem normalne.
Wilki w owczej skórze
Jan Mencwel wywołuje quasi-akademicką dyskusję o roli NGO, by rozpalić ogień do upieczenia przy nim własnej pieczeni. Młodzi politycy z ruchów miejskich, a jest przecież jednym z ich liderów, odkąd w 2014 roku wystartowali tłumnie w wyborach samorządowych, konsekwentnie uprawiają propagandę mówiącą, że granica między obozem władzy a NGO jest złudna i zatarta. Że nic nie stoi na przeszkodzie, aby działacze społeczni pobrudzili się polityką, bo przez czystość ich intencji pozostaną nieubrudzeni. Że ukraść szlachetnie to jak nie ukraść wcale.
Przebija z tego przekonanie o własnej wyższości moralnej – aktywistom, w ich przekonaniu, wolno więcej. Kiedy polityk partyjny zostanie radnym, jest ryzyko, że się skorumpuje, oderwie od wyborców, będzie miał skrywane intencje, a jeśli aktywista miejski wejdzie do polityki, to takiego ryzyka już niby nie ma, bo jest z natury bezgrzeszny, nie ma słabości, pędu do pieniędzy czy do władzy. Aktywiści zdają się czuć lepsi od reszty społeczeństwa i przyznają sobie prawo do łamania zasad.
Nie idźcie w politykę!
Tym fałszem działacze ruchów miejskich torują sobie drogę do publicznych stanowisk. Upowszechnienie przekonania, że NGO powinny władzę wziąć we własne ręce jest im niezbędne do budowania politycznych karier. W końcu sami zrzeszają się w stowarzyszeniach, a nie partiach, mimo iż wystawiają dziesiątki kandydatów w wyborach do miejskich rad. Obrali dla siebie drogę dojścia do władzy poprzez wykorzystanie społecznego zaufania do sektora NGO, ponieważ ludzie raczej ufają stowarzyszeniom, za to za grosz nie ufają partiom. Aktywiści wykonują więc krecią robotę, uderzając w sens sektorowego podziału życia publicznego. Jeśli uda im się go podważyć i skutecznie umoczą NGO w politykę, nie będzie komu patrzeć na ich własne ręce, kiedy sami zaczną rządzić.
Moje wołanie do organizacji pozarządowych jest zgoła odmienne od wołania Jana Mencwela: nie idźcie w politykę, ale patrzcie władzy na ręce i rozliczajcie ją! Wszystko jedno jakiej władzy: czy tej z nadania PiS, PO, czy z nadania MJN.
MASZ ZDANIE? CZEKAMY NA WASZE GŁOSY (MAKS. 4500 ZNAKÓW) PLUS ZDJĘCIE NA ADRES: REDAKCJA@PORTAL.NGO.PL
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
NGO mają kontrolować władzę. Czy to naiwność, czy bezczelność, żeby nakłaniać, aby policjanci sami zostali złodziejami?
Źródło: inf.własna (ngo.pl_