W ich historiach pojawiają się psychopaci, niebezpieczne persony i zombie. Zdarzają się też leśne driady i zagubione nastolatki. To jednak nie sama historia jest najważniejsza, a pobudzenie do twórczego myślenia, wydobycie skrywanych emocji i uwierzenie we własne możliwości. Fundacja Culture Shock zaczyna właśnie zajęcia z dzieciakami z kolejnych ośrodków wychowawczych.
Ulica. Jak wygląda? Jest ciemna, jasna, jakie światło na nią pada? Animatorzy robią krótkie wprowadzenie. To dzieciaki mają dalej, jedno po drugim, dynamicznie dokładać nowe opisy. Co się na niej znajduje, jaka jest pogoda? Kto nią przechodzi, albo pojawia się zza rogu? Jakie słychać odgłosy. Potem początek zdarzenia. Tylko kawałek, po to by każdy mógł już wymyślić własną historię. Pora na spontaniczną fantazję. To, że bohaterem większości opowiadań będzie seryjny morderca albo zombie nie ma znaczenia. Ważne, żeby postać zbudować od początku do końca, rozłożyć ją na czynniki pierwsze, narysować w głowie kompletny charakter.
Tak zazwyczaj wyglądają początki zajęć, które są punktem wyjścia do stworzenia wspaniałych, autorskich opowieści, wymyślanych przez dzieci w różnym wieku i z różnych placówek wychowawczych. Metoda jest jedna: nie wartościować tworzonych historii i nie łagodzić emocjonalnej ekspresji młodych ludzi. Bo każdy pomysł odzwierciedla twórcze możliwości umysłu.
Bohater z emocji
"Warszawskie Narracje" Fundacji Culture Shock to cykl sześciu warsztatów dla młodych ludzi z ognisk młodzieżowych lub zakładów półzamkniętych. Z projektu skorzystały też dzieciaki z klasy integracyjnej gimnazjum nr 61 im. Ireny Sendlerowej. W ostatni weekend zakończyły się warsztaty w Zakładzie Poprawczym dla dziewcząt w Warszawie Falenicy, a projekt trwa jeszcze w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym Księży Orionistów oraz w świetlicy Stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci.
Pomysł opiera się na ćwiczeniu umiejętności narracyjnych i interpersonalnych uczestników, pobudzaniu ich do twórczego myślenia i zwiększania wrażliwości na urok opowieści. W praktyce oznacza przeprowadzanie dzieciaków przez wszystkie etapy powstawania historii: od rozpoznania iskry inspiracji, przez wstępne opracowanie pomysłu i zarysowanie bohaterów, aż po stworzenie spójnej fabuły i podzielenie się nią ze słuchaczami.
– Ważniejsze niż to, że nasi uczestnicy stworzą historie poprawne stylistyczne jest to, żeby były to ich własne opowieści. Oparte na ich pomysłach, emocjach, preferencjach. Chodzi o pobudzenie fantazji i ośmielenie. Otworzenie się na własne możliwości, na kontakty z innymi – mówi zawodowy nauczyciel i tłumacz Andrzej Wójcik. Jego pedagogiczne zdolności okazały się niezwykle cenne w połączeniu ze zdolnościami Macieja Wojciechowskiego, można powiedzieć „profesjonalnego gawędziarza”, który od lat już wygłasza prelekcje na konwentach fantastyki w całej Polsce.
Psychologia pod powierzchnią
Skąd w ogóle wziął się pomysł warsztatów i czemu fundacja zdecydowała się akurat na pracę z trudną młodzieżą?
– Najpierw myśleliśmy o zajęciach, które nauczyłyby dzieciaki kompetencji mówienia o swoich emocjach metaforami czy baśniami. Potem wszystko ewoluowało w stronę warsztatów narracyjnych. W końcu projekt zyskał formę zajęć dydaktycznych, który ma swoje ukryte cele psychologiczno-rozwojowe – opowiadają przedstawiciele Fundacji Culture Shock.
Projekt finansowany jest ze środków m.st. Warszawa. Warunkiem było zebranie grupy dzieciaków i młodzieży z rodzin defaworyzowanych. Choć zajęcia były i są darmowe, namówienie uczestników okazało się dużo trudniejsze niż mogłoby się to wydawać. Robiąc warsztaty pokazowe w jednym z ośrodków dla trudnej młodzieży, trenerzy usłyszeli: "Panowie, ale nasi chłopcy to wolą piłkę pokopać, za blokiem popalić, gdzie tam opowiadania jakieś". Nie zrezygnowali i pokazówkę zrobili. Po godzinie okazało się, że nastolatków nie można było zatrzymać w fantazjowaniu. Zaczęli tworzyć błyskotliwe, dynamiczne historie zaskakując samych animatorów. Pomimo, że niemal cała grupa była chętna uczestniczyć w proponowanych warsztatach, ośrodek się nie zdecydował. Placówki, które skorzystały z oferty, zgłosiły się albo przez internet, albo przez zaprzyjaźnioną Fundację Po Drugie, partnera projektu.
Tylko otwórz mi umysł, dalej pójdę sama
Lasem przechadza się driada Kalina. Zbiera owoce, myśli co powie swojej przyjaciółce. Pojawia się mroczna istota, która zaczyna ją śledzić. Pora szukać pomocy…
Innym razem poznajemy dziewczynę, która właśnie uciekła z domu ze swojej małej wsi. Po latach wraca, próbuje odszukać babcię, ale ta niestety już nie żyje. Jako dorosła kobieta, bohaterka pokazuje swoim dzieciom odnowioną wieś, miejsca, które ważne były dla niej, kiedy była mała. Postanawiają z mężem osiedlić się tam na stałe.
To historie wymyślone przez dziewczyny z Falenicy. Na początku nieufne, zamknięte, czasem agresywne. Wystarczyło dać im szansę, by zobaczyć, że zbuntowane i nierzadko wulgarne nastolatki mają bystre i twórcze umysły. Potrzebowały tylko nieco życzliwości, wsparcia i kilku praktycznych podpowiedzi, by zabłysnąć. Chociaż nie zawsze jest łatwo.
– Takie zakłady to loteria. Nigdy nie wiesz, co zastaniesz, jak przyjedziesz. Grupa nie jest stała. Dziewczyny raz przychodzą, raz nie. Trzeba jednak pamiętać, że w czasie dwutygodniowej przerwy w zajęciach tam dochodzi do milionów zdarzeń i musisz być przygotowany na najróżniejsze zachowania – mówi Andrzej Wójcik i dodaje: – Każda grupa to inne wyzwanie. Dzieciaki z gimnazjum miały w sobie podstawową chęć współpracy, ale i sporo cichego oporu. Chłopcy z Barskiej są na razie fantastyczni. Dziewczyny z Falenicy bywały złośliwe, czasem aż nazbyt otwarte, ale jasno mówiły, co im się podoba, co nie. Najważniejsze, by poradzić sobie z krążącymi w powietrzu emocjami. Z nimi praca jest ciężka, ale jeśli ci się udaje, satysfakcja jest ogromna.
Charakterystyka doskonała
– Przyznaję, na początku się obawiałam. Jak oni wytrzymają trzy godziny zajęć non-stop? Moja klasa to dzieciaki z różnymi dysfunkcjami: jedne mają zaburzenia niedostosowania społecznego, inne zespół Aspergera, niektóre niepełnosprawność sprzężoną, zaburzoną uwagę i koncentrację. Tym bardziej, że zajęcia nie były obowiązkowe. Teraz? Stały się bardziej otwarte, śmiałe. Ostatnio na lekcji polskiego szok: przerabiali książkę Doroty Terakowskiej i pierwszy raz tak precyzyjnie podeszli do charakterystyki głównego bohatera, że polonistka nie mogła uwierzyć – opowiada Beata Łukaszewicz, wychowawczyni z gimnazjum im. Sendlerowej. – Dla mnie najważniejsze jednak, że zajęcia podziałały integracyjnie na samą klasę. Zniknęły podziały na lepszych, gorszych, dominujących, wycofanych. Coś się w nich przełamało. Ci wcześniej niezauważalni, zyskali szacunek, bo okazało się, że jest coś, w czym to oni są świetni. I powiem pani, że tęsknię za wyjściami z nimi do fundacji. Jakieś puste teraz popołudnia bez tych ich opowieści po drodze.
– „Warszawskie Narracje” to pierwsze z szeregu działań z obszaru innowacyjnej edukacji kulturalnej. Planujemy już kolejne projekty oparte na kreatywnych pomysłach animatorów, nowych technologiach zarówno dla młodzieży, jak i osób starszych – mówi prezeska fundacji Paulina Jędrzejewska.
Źródło: inf. własna ngo.pl