Kolorowe ubrania, czerwone nosy i uśmiech na twarzy. Dla nich to obowiązkowy zestaw w pracy z chorymi maluchami. Jeśli masz dobry kontakt z dziećmi i lubisz się śmiać, możesz spożytkować nadmiar energii pomagając innym. Fundacja Dr Clown potrzebuje wolontariuszy.
Jeden z sobotnich poranków okazał się wyjątkowy dla dzieci ze szpitala przy ulicy Niekłańskiej. Szpitalem tym, jak i czterema innymi warszawskimi szpitalami dziecięcymi, opiekuje się fundacja Dr Clown. Dzieci, zwłaszcza te, które w szpitalu spędzają kolejny miesiąc, są przyzwyczajone do kolorowych gości – wolontariuszy fundacji. Tym razem jednak, oprócz zabawy z klaunami, przygotowywały sałatki.
Do sali wchodzą ubrani w wysokie czapki kucharskie pracownicy firmy Crawford. Na trzech stołach stawiają wszystkie potrzebne rzeczy: warzywa, owoce, miski, deski i noże. Mali pacjenci przyglądają się z zaciekawieniem, co z tego wszystkiego wyniknie. Po chwili wszyscy się sobie przedstawiają i atmosfera staje się naprawdę familijna. Dzieci i „kucharze” zabierają się za krojenie.
– Pierwszy raz organizujemy coś takiego – mówi Anna Mossakowska, szefowa warszawskiej sekcji fundacji. - Ale myślę, że będziemy takie akcje rozwijać. Wystarczy spojrzeć na uśmiechy na twarzach dzieci – bardzo im się ten pomysł podoba.
Śmiech to zdrowie
Z inicjatywą akcji robienia sałatek wyszła firma consultingowa, która zgłosiła się do fundacji.
Chcieli zrobić coś dobrego dla dzieci, a przy okazji okazało się, że to niebanalny sposób na zintegrowanie pracowników. Oprócz „kucharzy” na świetlicy kręcą się klauny: wolontariusze z fundacji. Ubrani w kolorowe stroje „doktorzy”: Bajka, Kitka, Promyk i Kropka. Wolontariusze obowiązkowo przebierają się w stroje klaunów i zakładają czerwone nosy z gąbki. I o to chodzi w pracy z dziećmi realizowanej przez fundację Dr Clown – żeby maluchy, które spędzają w szpitalu tygodnie, a nieraz całe miesiące czy nawet lata – oderwać od myślenia o chorobie i od związanym z nią strachu.
Zwykły dzień pracy wolontariuszy w fundacji wygląda tak: przychodzą do szpitala, przebierają się w kolorowe ciuchy i zabierają się za rozśmieszanie maluchów. Mówiąc językiem bardziej fachowym: prowadzą terapię śmiechem. Klauni robią dosłownie wszystko, żeby dzieci zapomniały o chorobie. Do każdego dziecka podchodzą w sposób indywidualny. Jedno dziecko najbardziej lubi sztuczki magiczne, drugie lubi, kiedy opowiada mu się kawały, a z jeszcze innym trzeba delikatnie porozmawiać. Gadżety, które im w tym pomagają to nieodzowne czerwone nosy, które rozdają dzieciom, balony poskręcane w kształt zwierząt, książeczki, trąbki czy kolorowe naklejki. Każdy z wolontariuszy ma inny pomysł na swój wizerunek. Ciuchy można kupić w specjalnych sklepach klaunowych, ale równie ciekawe rzeczy są w ciucholandach. Ważne, żeby ubranie było kolorowe. Wtedy dzieci – nawet te najmłodsze – wiedzą, że to nie jest lekarz czy pielęgniarka i że równocześnie z wejściem klauna zaczyna się zabawa.
Szkolenie z magii
W Warszawie na stałe działa w tej chwili około trzydziestu wolontariuszy. – Ja marzę o tym, żeby zorganizować kilka stałych grup, które zajmą się dziećmi na konkretnych oddziałach – mówi Anna Mossakowska. – Mamy pod opieką pięć szpitali dziecięcych, więc potrzeby są naprawdę duże. Odwiedzamy jeden szpital raz w tygodniu, a to stanowczo za mało. Są szpitale, które mają tak duże oddziały, że nie jesteśmy ich w stanie obejść w jeden dzień.
Żeby zostać wolontariuszem należy skontaktować się z jednym z ponad dwudziestu miejscowych pełnomocników fundacji. Każdy wolontariusz bierze udział w warsztatach psychologicznych, podzielonych na dwie części. Pierwsza z nich dotyczy tematyki samego wolontariatu oraz tego, jak się pracuje z chorym dzieckiem i jego rodziną. Druga część to szkolenie artystyczne m.in. z kręcenia balonów, robienia różnych sztuczek magicznych, ale nie tylko: elementy, które można wykorzystać w terapii to również taniec, śpiew czy psychodrama. Najważniejsza jest praktyka – na początku może nie wszystko będzie wychodzić idealnie, ale z czasem zrobienie żyrafy z balona czy wyczarowanie monety zza ucha stanie się pestką. Dzięki szkoleniu tak ukierunkowanym można rozwinąć zdolności, o które się samemu nie podejrzewało.
Zapomnieć o chorobie
Po szkoleniu wolontariusze są dzieleni na grupy. Każda grupa ma przydzielonego terapeutę, który nadzoruje ich działania. Wolontariusze wybierają sobie dzień kiedy mogą przyjść do szpitala. Podczas spotkań z dziećmi wykorzystują techniki, których się nauczyli, aby prowadzić terapię śmiechem. W pracy z maluchami chodzi przede wszystkim o nawiązanie kontaktu z dzieckiem i stworzenie dobrej atmosfery. Pojawienie się wolontariuszy-klaunów ma spowodować, że dzieci zapomną na chwilę o tym, że są w szpitalu, że cały czas towarzyszą im uczucia takie jak: strach przed chorobą i przed bólem. I tak się dzieje. Obecność wolontariuszy ma też wesprzeć rodziców, którzy często sami są przestraszeni i zmęczeni. Kiedy wolontariusze zajmują się dziećmi, nie tylko odciążają rodziców, ale dają im też chwile odprężenia. Kiedy walczy się o zdrowie dziecka, każdy jego uśmiech dodaje energii do dalszej ciężkiej pracy.
Pacynki, balony i czerwone nosy
Pani Ewa na wizytę klaunów cieszy się równie mocno, jak jej czteroletni syn. - Od razu widzę, że Maciuś się rozluźnia – mówi. – Natychmiast się uśmiecha, bo wie, że od tej chwili zaczyna się zabawa. Polubił zwłaszcza Doktora Promyka, który teraz bawi się z nim jeżem-pacynką. Magia klaunów działa długo po ich wyjściu ze szpitala, Maciek przez cały następny tydzień przypomina sobie, co mówił Jeżyk i bawi się balonowymi zwierzakami.
Dzieci na wolontariuszy reagują bardzo entuzjastycznie. Zawsze czekają na ich przyjście. Wiedzą, że czeka je zabawa, drobne upominki i przede wszystkim, że podczas zabawy z klaunami będą w centrum zainteresowania, a o to trudno w szpitalu, który opiekuje się setkami chorych dzieci. Kiedy wolontariusze fundacji Dr Clown wchodzą na oddział, chore dzieci stają się po prostu dziećmi, które się bawią i śmieją, jak gdyby zupełnie zapomniały o chorobie.
Mali pacjenci przy wizycie klaunów odrywają się od tego, co się dzieje w szpitalu. - Czasami jest tak, że wchodzę do sali i widzę, że dziecko się boi, że czeka go zastrzyk – opowiada Anna Mossakowska. - Jak widzi, że zamiast pielęgniarki wchodzi kolorowy klaun, natychmiast się rozluźnia, często przestaje płakać. Śmiech, który wywołujemy, nie tylko poprawia nastrój i sprawia, że na chwilę zapominają o problemach. Były prowadzone badania nad tym, co fizjologicznie daje śmiech. Choćby to, że poprawia krążenie a organizm się wtedy doskonale dotlenia.
Legenda w Polsce
Najbliższe duże wydarzenie organizowane przez Fundację Dr Clown to przyjazd w listopadzie Patcha Adamsa, legendarnego lekarza, który zapoczątkował terapię śmiechem. Będzie on gościł w Polsce trzy dni, w tym czasie poprowadzi szkolenie dla wolontariuszy fundacji, wygłosi wykład i odwiedzi kilka miast. - Osobiście dla mnie najważniejsze w tej wizycie jest podpatrzenie jego metod pracy – zdradza Ania. - Mam nadzieję, że będzie dla mnie prawdziwą inspiracją.
Dołącz do fundacji
Katarzyna Dera zajmuje się koordynacją pracy wolontariuszy fundacji w całym kraju. - We wszystkich oddziałach fundacji działa około czterystu wolontariuszy, cały czas jednak czekamy na nowe osoby. Szukamy ludzi, którzy chcą pomagać dzieciom i potrafią z nimi złapać kontakt. Sprawa stroju jest drugorzędna – wcale nie trzeba się przebierać za klauna, wystarczą kolorowe ubrania. Wolontariuszem nie musi być też osoba sypiąca dowcipami – w pracy z dziećmi liczy się przede wszystkim wyczucie emocji i gotowość do dawania wsparcia tym odważnym maluchom. Nasi wolontariusze opowiadają bajki, śpiewają piosenki a czasem po prostu rozmawiają z dziećmi. Bywa, że dziecku łatwiej jest się otworzyć przed osobą obcą.
Z zamian otrzymuje się niesamowitą energię. Dzieci dają bardzo dużo ciepła i miłości, są bardzo wdzięczne za poświęcenie im czasu i naprawdę to doceniają. Szczerszych uśmiechów chyba nie zobaczy się nigdzie indziej.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)