- Ratujmy powodzian. Wspólnymi siłami musimy tych ludzi wesprzeć - apeluje Jadwiga Sobol, 86-letnia mieszkanka Tarchomina.
Od 12 lat pomaga ludziom spłacić zadłużenie za mieszkanie, kupić leki, znaleźć pracę. Teraz organizuje pomoc powodzianom. I mimo że ma już swoje lata, porusza się za pomocą chodzika, nie opuszcza jej energia. Mówi, że nie potrafi przejść obok ludzkiej biedy. Całe życie działa społecznie. Była w harcerstwie jeszcze przed wojną, w czasie okupacji w AK.
- Pomaganie innym dodaje mi sił. A przecież mam jeszcze obowiązki wobec wnuków - opowiada.
Pierwszy raz o starszej pani napisaliśmy w styczniu. Opowiadała wtedy o początkach swojej pomocy. W 1996 roku, gdy wędrowała po Polsce figurka Matki Bożej z Fatimy, pani Jadwiga pojechała do kościoła na Bródno, żeby ją uczcić.
- Niech pan tylko nie myśli, że Matka Boska mi się objawiła. Nic takiego nie było. Zapytałam, co mogę dla Niej zrobić, jak mogę pomóc ludziom. I wtedy zaczęły przychodzić mi do głowy pomysły założenia organizacji. Najpierw nazwa: Akcja Bezpośredniej Pomocy Głodującym. Później - jak to ma wyglądać. Czułam, jakby mi ktoś te myśli dyktował - wspominała.
Po styczniowym artykule do pani Jadwigi zgłosiło się wiele redakcji. Były o niej programy telewizyjne, reportaże w prasie. - Musiałam wytrzymać to medialne zainteresowanie. Im więcej osób o nas się dowie, tym więcej zgłosi się chętnych do pomocy i potrzebujących.
Teraz też wysłała apele o nagłośnienie akcji do bardzo różnych mediów: Radia Maryja, "Naszego Dziennika", "Gazety Wyborczej", Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Akcję nazwała "Ratujmy powodzian". W apelu napisała: "W związku z powodzią na południu Polski zwracamy się z pilną prośbą o stałe powtarzanie poniższego apelu - Powodzianie i gotowi pomóc powodzianom, zgłaszajcie się na numer telefonu 022 670 35 71".
Pani Jadwiga: - Potrzebne jest wszystko. Ubrania, obuwie, artykuły higieniczne, a nawet szkolne, bo nie obejrzymy się, a skończą się wakacje.
Jak sama mówi, jest koordynatorką pomocy - kontaktuje z sobą tych, którzy jej potrzebują, i tych, którzy mogą pomóc. Nie przyjmuje żadnych darów ani wpłat pieniędzy. W domu nie ma nawet komputera. Wszystko zapisuje w zeszycie: rozmiar buta, wymiary na ubrania, czy w rodzinie są dzieci, jeżeli są, to w jakim wieku. Oficjalne pisma wystukuje na starej maszynie do pisania.
Na czas rozmowy ze mną na chwilę odkłada słuchawkę telefonu. - Tak będzie lepiej, bo nie porozmawiamy spokojnie - mówi.
Bardzo dba o wiarygodność. Kiedy wysyła jakiekolwiek apele, zawsze dołącza zaświadczenie z Caritasu Diecezji Warszawsko-Praskiej, który objął patronat nad jej Akcją Bezpośredniej Pomocy Głodującym. A od osób, które zgłaszają się po pomoc, żąda udowodnienia, że pomocy naprawdę potrzebują. - Kiedy mówią, że są pogorzelcami, proszę o zaświadczenie od strażaków. Powodzianie powinni przedstawić zaświadczenie gminy o stratach - wylicza. W weryfikacji pomaga siatka zaprzyjaźnionych parafii.
Nie ma czasu na prowadzenie statystyk. Ale szacuje, że przez jej organizację od 1996 roku przewinęło się ok. 500 osób, które pomogły 5 tys. ludzi w kraju. Teraz np. grupa 40 wolontariuszy kończy spłacać zadłużenie za mieszkanie wdowy z trójką dzieci z Bydgoszczy.
Pani Jadwiga z większością swoich wolontariuszy i osób, którym pomogła, rozmawiała tylko przez telefon albo kontaktowała się listownie. Na co dzień bezpośrednio np. przy wysyłce listów współpracuje ok. 20 sąsiadów z osiedla. - W 1997 roku stawialiśmy pierwsze kroki. W lipcu przez kraj przeszła straszna powódź. To był nasz chrzest bojowy. Pomogliśmy wtedy bardzo wielu ludziom. I teraz historia znowu się powtarza. Razem pomóżmy pozbierać się powodzianom - apeluje.
Z Jadwigą Sobol można się skontaktować pod numerem telefonu: 022 670 35 71.
Źródło: Gazeta Wyborcza (Stołeczna)