Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
rozmawiała Anna Samel, Centrum Wolontariatu Muzeum Powstania Warszawskiego
Warto łączyć pracę zawodową z wolontariatem, nawet w zabieganym, przedświątecznym okresie – przekonuje Małgorzata Mikruta, wolontariuszka Muzeum Powstania Warszawskiego i Fundacji „Dr Clown”.
Anna Samel: – Pani Małgorzato, pracuje pani zawodowo, a po godzinach jest pani wolontariuszką w Muzeum Powstania Warszawskiego i Fundacji „Dr Clown”. Jak pani na to wszystko znajduje czas?
Małgorzata Mikruta: – Jestem typem osoby, która im więcej ma zajęć, tym łatwiej jest się jej zorganizować. Sama praca zawodowa jest ciężka i absorbująca. Przyznaję, że często po pracy najchętniej wylądowałabym na kanapie przed telewizorem, ale angażuję się w różne, inne aktywności, żeby na tej kanapie bywać najrzadziej. I jakoś się udaje, a im więcej tych dodatkowych zajęć, tym jest łatwiej zarządzać czasem.
Reklama
A udaje się to wszystko połączyć w tak zabieganym okresie, jak ten przedświąteczny?
M.M.: – Jest trochę ciężej, ponieważ przed świętami na clowny jest szczególny „popyt”. W sobotę ubierałam choinki na Nowym Świecie. A zaraz pojechałam do domu kultury w Łomiankach, gdzie organizowane są mikołajki integracyjne dla dzieci niepełnosprawnych. I drugi rok z rzędu jestem tam clownem. Nawet w Muzeum znalazło się miejsce do wykorzystania moich umiejętności, a dokładnie będę clownką/mikołajką na Mikołajkach organizowanych dla dzieci przez Muzeum 18 stycznia. Święta to zawsze wyjątkowo fajny czas na wolontariat. Moment, kiedy wszyscy jakoś chętniej otwieramy się na drugiego człowieka i każdy może zostać na chwilę Świętym Mikołajem.
Co spowodowało, że postanowiła pani dołączyć do grupy wolontariuszy Muzeum Powstania Warszawskiego?
M.M.: – To był zbieg okoliczności. Samo Powstanie Warszawskie jest tematyką mi bliską od dawna. W szkole podstawowej pisałam olimpiadę historyczną, której tematem były polskie powstania narodowe, a także po raz pierwszy przeczytałam „Kamienie na szaniec” . Od tego czasu byłam zafascynowana warszawską historią i szczerze pokochałam to miasto, moje miasto. Potem w liceum zafascynowała mnie poezja Pokolenia Kolumbów. Urodziłam się w Warszawie, choć przez całe życie mieszkałam w Łomiankach, teraz w Markach. I mimo że w wyborach lokalnych głosu nie mam, to jednak z Warszawą jestem zżyta. Od wielu lat, wraz z rodzicami, odwiedzam Powązki z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego. Ta historia Powstania zawsze gdzieś się przewijała w moim życiu i marzyłam, aby poznać kiedyś bohaterów Powstania. Póki jeszcze mamy na to czas…
Od dwóch czy trzech lat brałam więc udział w imprezach organizowanych przez Muzeum, głównie w Masie Krytycznej i przedstawieniach. W tym roku, kiedy sprawdzałam program obchodów rocznicowych, jaki przygotowało Muzeum, trafiłam na informację, że można zaangażować się w pracę wolontariacką przy obchodach… Akurat mieliśmy urlop w Fundacji „Dr Clown” i pomyślałam, że ten wolny, sierpniowy czas warto jakoś pożytecznie zagospodarować. Z pełnym przekonaniem, że wolontariat odwzajemnia wolontariuszom tę całą energię, jaką oni poświęcają swojej działalności społecznej, postanowiłam dołączyć do grupy wolontariuszy Muzeum. Byłam pewna, że dzięki temu wezmę udział w wielu ciekawych wydarzeniach, poznam fajnych ludzi, a jeszcze dodatkowo komuś się przydam. Wolontariat to po prostu praca dla wspólnego dobra, dla społeczeństwa, w którym żyjemy i którego jesteśmy częścią. I dlatego się zgłosiłam. A po obchodach okazało się, że można tę współpracę przedłużyć, więc nadal działam i mam nadzieję, że tak już zostanie.
Czyli zdecydowała się pani do pracy wolontariackiej w Muzeum pod wpływem impulsu?
M.M.: – Wydaje mi się, że każda aktywność społeczna zaczyna się od impulsu. Z wolontariatem, jak i z każdym innym zajęciem, jest tak, że najtrudniejszy jest ten pierwszy raz. A jak już człowiek zacznie, to się szybko wciąga. Wielu wolontariuszy udziela się na różnych płaszczyznach. Wolontariat sprawia, że życie nagle nabiera sens, a troski dnia codziennego przestają nas przerastać . Dzięki wolontariatowi uczymy się odpowiednio wyważyć, co w życiu naprawdę jest ważne. Wolontariat daje nam również dużo przyjemności i wydaje mi się, że my, jako wolontariusze, więcej z tej współpracy wynosimy, niż dajemy. W wolontariacie jest dużo egoizmu.
Czym konkretnie zajmuje się pani w Muzeum?
M.M.: – Głównie dyżuruję w sali Małego Powstańca, przez wzgląd na to, że mam doświadczenie w pracy z małymi dziećmi. Ta forma współpracy najbardziej mi też odpowiada czasowo – pracuję popołudniami i w weekendy. Przeszłam też już pierwszą część kursu przewodnika po Muzeum, przede mną drugi kurs i może niedługo zacznę pracować także na ekspozycji. Podczas swoich dyżurów zazwyczaj „poluję” na najmłodszych zwiedzających w sali Małego Powstańca. Staram się zachęcać i dzieciaki, i ich rodziców do zatrzymania się na chwilę. Z dziećmi robimy flagi, sklejamy Kubusie (powstańcze samochody pancerne – dod. AS) czy wyklejamy warszawskie syrenki. Biorę także udział w wielu innych imprezach okolicznościowych – miałam okazję uczestnictwa np. w bardzo udanym koncercie niepodległościowym czy w wydarzeniach organizowanych z okazji festiwalu Niewinni Czarodzieje. Jestem zaskoczona, jak wiele wyjątkowych wydarzeń organizuje Muzeum, jak wiele mogę się dzięki tej pracy dowiedzieć o Warszawie i nie tylko. I bardzo mi się to podoba.
A jak zachęca pani zwiedzające Muzeum dzieci do tego, żeby zatrzymały się na dłużej w sali Małego Powstańca?
M.M.: – Wszystko zależy od dziecka, każde jest inne i do każdego trzeba zastosować inną strategię działania. Ale chyba największym problemem są zawsze rodzice – jeśli rodzic się spieszy, to my z tym nie wygramy. Ale czasami dzieci są też przez rodziców w sali zostawiane na dłużej. Wydaje mi się, że najważniejszy jest ten pierwszy kontakt – jeśli dziecko samo się w pierwszej chwili zaciekawi , to po pierwszej zabawie jest je już łatwiej zatrzymać na dłużej. Największym zainteresowaniem cieszy się robienie flag z papieru i syrenek. Fajnie, że Muzeum ma taką salę i propozycję zajęć dedykowanych dzieciom, które w ten sposób mogą, poprzez zabawę, uczyć się historii.
Trzeba mieć doświadczenie w pracy z najmłodszymi, żeby rozpocząć wolontariat w sali Małego Powstańca?
M.M.: – Myślę, że nie. Wystarczy się tylko nie bać kontaktu z dziećmi i nie zrażać się. Dzieci są takie same, jak dorośli – nie każdy dorosły z innym dorosłym się dogada. Każdy z nas ma innych charakter, na innych falach nadaje. Z dziećmi jest podobnie. Nie z każdym dzieckiem nawiąże się kontakt. Ale zawsze warto próbować, z uśmiechem. Raz, drugi… A jak się nie uda, to należy to przyjąć do wiadomości, że dziecko dzisiaj nie ma ochoty się z nami bawić, nie ma na to humoru. Należy podchodzić do tego z dystansem – nie skupiać się na sobie, tylko pomyśleć o dziecku. W pracy z dziećmi potrzebny jest uśmiech i pozytywne nastawienie – nawet w sali Małego Powstańca, mimo że tematyka jest poważna, to do dziecka należy podchodzić z uśmiechem, radością. Nawet w Muzeum nie możemy dzieciom grubych dział wytoczyć. One tego nie zrozumieją. I zawsze trzeba po prostu próbować, próbować, próbować. Za każdym razem jest łatwiej. I należy też pamiętać, że każdy z nas ma lepsze i gorsze dni. Mnie także zdarzają się momenty, kiedy wątpię w siebie, bo zwyczajnie nie mam gadanego…
Ale mimo tych trudniejszych dni i tak pani przychodzi do Muzeum?
M.M.: – Tak. Moim zdaniem, najważniejsze w wolontariacie to jest nie określać siebie jako punkt centralny. Nie oceniać innych pod kątem siebie. Zastanowić się, po co tu się przychodzi i wejść w tę rolę. A czasem jedna flaga zrobiona z dzieckiem stanowi taką przyjemność, że od razu zły humor znika. Zwykłe „dziękuję” od rodziców albo „łał, jaką ma pani fajną pracę” potrafi poprawić nastrój na cały tydzień. I to są chwile, dla których warto do Muzeum przychodzić. Wolontariat to są małe krok, ale każdy ten krok i każdy nasz wysiłek ma znaczenie. Jeśli ktoś ma zbyt wygórowane oczekiwania wobec pracy wolontariackiej, to szybciej się zraża.
Co stanowi największą motywację do pracy w Muzeum?
M.M.: – Muzeum to dla mnie są ludzie. Gdyby nie ci, którzy walczyli w 1944 roku, nie mielibyśmy tej historii, którą teraz w Muzeum pielęgnujemy. Gdyby nie ludzie, którzy chcą tę historię odkrywać, kultywować – nie byłoby Muzeum. I mimo że Muzeum samo w sobie jest interaktywne i ciekawe, to jednak w większym stopniu opiera się na niezwykle ciekawych ludziach, którzy tworzą tę instytucję. Którzy są motorem dla jego działania.
Pamięta pani jakiś szczególny moment podczas pracy wolontariackiej w Muzeum?
M.M.: – Spotkanie z Powstańcami podczas obchodów rocznicowych – to był niezwykle wyjątkowy moment. Miałam wówczas okazję poznania osobiście Powstańców – ludzi-legendy, których niedługo może już zabraknąć... Przy okazji pracy w Centrum Informacyjnym podczas obchodów, realizowaliśmy projekt: zdjęcie, w ramach którego fotografowaliśmy obecnych na imprezach Powstańców. Naszą rolą, jako wolontariuszy, było zaprowadzenie Powstańców do kącika fotografa. I kiedy towarzyszyłam jednemu z Panów, to fotograf poprosił go, aby on raz jeszcze się do mnie uśmiechnął – bo taki ładny uśmiech mu wychodzi, kiedy on się na mnie patrzy. I świadomość, że wywołałam uśmiech na twarzy takiej osoby była dla mnie niezwykle wzruszająca. To był bardzo podniosły moment. Cieszę się, że moje pokolenie ma jeszcze szansę spotkania bohaterów Powstania Warszawskiego. W pracy wolontariuszki w Muzeum to właśnie fakt, że obcuję z tymi ludźmi, stanowi dla mnie największą wartość.
Podkreśliła pani w trakcie tej rozmowy, że wolontariat w Muzeum Powstania Warszawskiego jest wyjątkowy przez wzgląd na ludzi, którzy tu pracują.
M.M.: – Mimo to, że wielu wolontariuszy w Muzeum to historycy lub osoby zafascynowane historią, to spotykam też osoby, takie jak ja – kompletnie niezwiązane z tym kierunkiem. Natomiast, niezależnie od osobistych pasji czy doświadczeń, w Muzeum nie spotkałam się jeszcze z osobą, z którą nie dałoby się dogadać. Każdy wolontariusz w Muzeum jest niezwykle otwarty wobec drugiego człowieka, ciekawy jego wnętrza. I nawet jeśli podczas szkoleń spieramy się o zasadność Powstania, to w nas wszystkich jest głęboki szacunek wobec ludzi, którzy w Powstaniu uczestniczyli. Ludzie współpracujący z Muzeum są naprawdę niezwykli: wszyscy mają jakąś pasję, wszyscy mają chęć do pracy i tą energią zarażają siebie nawzajem.
A skąd się u pani wziął pomysł na wolontariat w ogóle, na angażowanie się społecznie?
M.M.: – Też się nad tym wielokrotnie zastanawiałam. Pierwsze wspomnienie, jakie mi się nasuwa, to mój dziadek, który był lekarzem wojskowym. Dziadek był wyjątkowym człowiekiem, po wojnie pracował w przychodni i prowadził własny gabinet. Ponieważ czasy były trudne to nie każdego było stać, aby zapłacić za wizytę lekarską, ale dziadek przyjmował wszystkich pacjentów. Z opowieści rodzinnych wiem, że zdarzało się, że pacjenci płacili mu kaczką, gęsią, jajami...
Jako jedenastoletnia dziewczynka uczestniczyłam w pogrzebie dziadka, kiedy odprowadzał go tłum ludzi. I od tamtej pory noszę w sobie taką misję, że należy w życiu służyć także innym ludziom, bezinteresownie robić coś dobrego dla innych. Też chciałam być lekarzem, wzorem dziadka, ale niestety, gdzieś po drodze minęłam się z powołaniem. I w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że w swoim życiu zawodowym i prywatnym osiągnęłam już taką stabilizację, że najwyższy czas zrobić też coś dla innych, dać coś od siebie. Tak się zaczęła moja przygoda z wolontariatem, którą realizuję także z egoistycznych pobudek – to jest coś niesamowitego, jaką energię się dostaje w zamian za pracę na rzecz innych. Z jednej strony mam pracę, karierę zawodową, realizuję swoje ambicje. A z drugiej strony mam ten zupełnie inny świat, np. świat dzieci z warszawskich szpitali, także dzieci śmiertelnie chorych na oddziale onkologicznym. To pozwala nabrać dystansu do siebie i wyważyć, co naprawdę jest ważne w życiu. Praca wolontariusza, wbrew pozorom, daje większą siłę do życia i entuzjazm niż nasze codzienne zajęcia. To straszny banał, ale dzięki wolontariatowi człowiek zaczyna doceniać to, co ma. I to jest ten pierwszy motor, który skłania nas do skupienia się na innym człowieku.
Wolontariat był też dla mnie impulsem, aby zaproponować moim bliskim zrobienie wspólnej Szlachetnej Paczki, zamiast kupowania świątecznych prezentów pod choinkę. W tym roku zrobiliśmy ją już drugi raz. I po raz kolejny się udalo, jestem z tego bardzo dumna. A i moim bliskim się podoba, że zamiast trochę udawać, że te prezenty świąteczne stanowią dla nas pewną niespodziankę, to robimy coś dobrego dla innych.
To jak już jesteśmy przy temacie rodziny, to proszę powiedzieć, jak bliscy na reagują na pani zaangażowanie w pracę wolontariacką?
M.M.: – Przy wolontariacie w Fundacji „Dr Clown”, to mama się trochę obawiała, że nie podołam psychicznie. Natomiast miałam to szczęście, że mogłam konsultować się z wybitnym psychologiem i na bieżąco omawiać swoje obawy i lęki. Sama we własnym zakresie czytałam książki poświęcone medycynie paliatywnej. Fundacja „Dr Clown” również dba o to, żeby wolontariusze przechodzili niezbędne szkolenia, w tym szkolenia z psychologami pracującymi w szpitalach dziecięcych, które odwiedzamy. Ich rada jest o tyle potrzebna, że psycholodzy tłumaczą nam, że czasami dobrymi chęciami możemy bardziej dzieciakom zaszkodzić, niż pomóc. Jako wolontariusze bardzo chcemy pomóc – te chęci są prawdziwe i bardzo silne, natomiast trzeba je też wpasować w potrzeby dzieciaków, a nie zawsze jedno z drugim jest spójne.
A czy przy okazji nawiązania przez panią współpracy z Muzeum też pojawiły się takie obawy?
M.M.: – Podczas nawiązywania współpracy z Muzeum miałam wrażenie, że moi rodzicie, w tym tata, który z wykształcenia jest historykiem, obawiają się, że Muzeum może wywoływać pewną presję na mój sposób interpretacji historii. Nic takiego się jednak nie dzieje, a ja sama, dzięki pracy w Muzeum, jestem w stanie poznać tę historię lepiej. Poszerza się horyzont wiedzy i osądów.
Czyli nawet początkowe, sceptyczne nastawienie da się przemienić we wsparcie rodziny?
M.M.: – Tak . Najważniejsze, to żeby zapewnić bliskich, że to co robimy, jest z pożytkiem dla obu stron, że wolontariat w instytucjach kultury jest bardzo ważny i bardzo potrzebny, aby instytucje te mogły poszerzać pole swoich działań i jeszcze lepiej służyć społeczeństwu, czyli nam wszystkim. Wiele osób, zupełnie niesłusznie, deprecjonuje taki typ wolontariatu jak praca w Muzeum. Dzięki współpracy z Muzeum, w ciągu ostatnich kilku miesięcy, uczestniczyłam w szeregu imprez i wydarzeń kulturalnych. To niewiarygodne, jak bardzo mnie ten wolontariat wzbogacił, jak wiele fajnych przeżyć miałam okazję tu doświadczyć. Jako wolontariusze nie jesteśmy męczennikami – robimy coś, co nam sprawia bardzo dużą przyjemność, a przy okazji też bardzo dużo zyskujemy i wiele dajemy też innym.
A jak w jednym zdaniu zarekomendowałaby pani pracę wolontariacką w Muzeum innym?
M.M.: – Wolontariat w Muzeum należy potraktować jako lekcję patriotyzmu czy historii. To jest lekcja bycia Polakiem – kiedyś i dziś. Nie trzeba mierzyć wysoko i od razu określać sobie długoterminowych założeń. Wystarczy spróbować zaangażować się na kilka dni, np. podczas rocznicowych obchodów. Jestem przekonana, że każdy warszawiak, poświęcając miastu te kilka tygodni, np. te 63 dni pracy w Muzeum, odnajdzie gdzieś siebie. A dla tych chwil przeżytych w Muzeum naprawdę warto. Każdy skorzysta, nawet jeśli to będą tylko te trzy miesiące. A kto wie, czy nie zostanie tu na dłużej…?
Rozmawiała: Anna Samel
Anna Samel – od wielu lat związana z III sektorem, współpracuje z Centrum Wolontariatu Muzeum Powstania Warszawskiego, prowadząc wywiady z wolontariuszami.
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.