Droga od lokalnych działań ulicznych do eventów komentowanych na całym świecie jest raczej dość długa. Stowarzyszenie Mieszkańców Ulicy Smolnej miało szczęście. Grant unijny zmienił tę drogę w krótki spacer.
Pieniądze z Unii trafiły na Smolną cztery lata temu, w grudniu 2008 r. Projekt LearnInc był finansowany z programu Leonardo da Vinci (jeden z programów sektorowych w ramach szerszego Programu Uczenie się przez całe życie 2007-2013) i zakładał współpracę siedmiu partnerów, miast europejskich, na rzecz rewitalizacji społecznej ich historycznych centrów. – Byliśmy bardzo dumni, że to właśnie my będziemy reprezentować i zmieniać Warszawę – wspomina Paweł Besser, koordynator projektów ze Stowarzyszenia Mieszkańców Ulicy Smolnej. – To było jednak dla wszystkich spore zaskoczenie. Bo okazało się, że nawet tak niewielka organizacja jak nasza może sprostać wymogom stawianym przez UE projektom międzynarodowym.
Stowarzyszenie już wcześniej ubiegało się o unijne finansowanie projektów edukacyjnych i kulturalnych. Chciało wyjść poza działania na rzecz integracji wspólnoty sąsiedzkiej i dzielnicowych wydarzeń, z których było znane przez pierwsze trzy lata działalności: organizowaliśmy coroczne Święto Smolnej, obywatelskie czyszczenie Nowego Światu z graffiti i świąteczne Kolędowanie na Smolnej. Wszystko w najbliższej okolicy, własnymi środkami albo przy wsparciu partnerów i sympatyków. Jeden z nich, Sławek Łais (m.in. autor bloga praktykatrenera.pl), przyniósł na Smolną wieści o projekcie LearnInc, którego nazwa nawiązywała do społecznego, wzajemnego uczenia się, jak ulepszyć wspólną, miejską przestrzeń (Learn) i jak wcielić (Inc – od incorporate) wypracowane w ten sposób pomysły w tkankę miasta. W ocenie Sławka Łaisa to właśnie Smolna była organizacją, która zna miasto i ma udokumentowane sukcesy w działaniach na rzecz społeczności lokalnej. Sam współpracował już wcześniej w projektach unijnych z włoskim stowarzyszeniem Dynamic Organisation Thinking S.L. Właśnie dostało ono grant na projekt związany ze społeczną rewitalizacją i kształtowaniem charakteru miast.
Warunkiem jego realizacji było znalezienie sześciu partnerów w całej Europie. – Chętnie w takie projekty angażują się instytucje rządowe i samorządowe – mówi Sławek Łais. – Ale to sprawnie działająca organizacja pozarządowa wnosi kapitał w postaci obywatelskiego zaangażowania i potrafi pociągnąć ludzi za ideą, dlatego pomyślałem o Smolnej. – Sytuacja była komfortowa – mówi Jarosław Chołodecki, wiceprezes Stowarzyszenia. – Zostaliśmy zaproszeni do projektu, który otrzymał już wsparcie finansowe, miał też wyznaczone ramy działania. Do nas należało wypełnić je w atrakcyjny, społecznie użyteczny sposób.
Włosi jako koordynatorzy projektu nie tylko wzięli na siebie większość „papierologii” i rozliczeń, ale też jako jedyni byli zobowiązani do wypełnienia kryteriów formalnych, takich jak gwarancje finansowe, portfolio wykonanych projektów czy odpowiedzialność za efektywną realizację projektu. Dzięki temu nawet małe stowarzyszenia, o niewielkim doświadczeniu w międzynarodowej współpracy, mogły wziąć udział w projekcie. Aplikując do grantu partnerskiego, ominęliśmy też krajowe procedury rozpatrywania wniosków, które często są największą przeszkodą dla organizacji pozarządowych w drodze po unijne pieniądze.
Smolna została zaakceptowana jako partner projektu; od chwili otrzymania pierwszych informacji o projekcie do oficjalnego zakwalifikowania minęło około 6 miesięcy. Już w grudniu 2008 r., na pierwszym spotkaniu w Stambule, poznaliśmy pozostałych uczestników: z Genui, Barcelony, Grazu, Stambułu, Kluż-Napoki i Kalamaty. Były wśród nich zarówno organizacje pozarządowe, jak i przedstawiciele samorządów. Dowiedzieliśmy się, że na realizację projektów mamy po 30 tys. euro plus konieczny wkład własny: po 10 tys. euro. Ten ostatni warunek okazał się o wiele prostszy do spełnienia niż się początkowo wydawało. Gotówki mieliśmy niewiele: ok. 10 tys. zł z grantu przyznanego przez Miasto. Za resztę wkładu własnego wystarczyła jednak wyceniona praca nasza i wolontariuszy, wśród których znaleźli się zaprzyjaźnieni socjologowie, którzy część drogich badań wykonali nam nieodpłatnie.
Dostaliśmy dwa lata na opracowanie koncepcji i demonstrację tego, jak chcielibyśmy zmienić naszą dzielnicę. Bez rewolucji, w oparciu o jej istniejący potencjał, ale tak, żeby stała się atrakcyjniejsza zarówno dla mieszkańców, jak i turystów. – Mieliśmy ten luksus, że nasze stowarzyszenie mieści się tuż przy Trakcie Królewskim – zauważa Paweł Besser. – Na nim postanowiliśmy się skupić.
Najpierw musieliśmy zbadać charakter naszej dzielnicy: oczekiwania i potrzeby mieszkańców i turystów, to na jakie zmiany liczą, jak im się mieszka i przebywa w Śródmieściu. Rewitalizacja w rozumieniu Unii to bowiem proces nieco inny niż ten znany nam z krajowego podwórka. Ma pomóc wykorzystać w pełni potencjał mieszkających tu ludzi i istniejącej infrastruktury. Tak, żeby wszystko i wszyscy byli potrzebni. – Nie chodziło o rewitalizację w znaczeniu odnowienia starych fasad kamienic – wyjaśnia Chołodecki. – Musieliśmy nadać tej naszej części Warszawy nowy charakter, stworzyć jej spójny wizerunek, czytelny dla mieszkańców i przyciągający turystów.
Rozpoczęła się seria spotkań z zainteresowanymi: co kilka dni gościliśmy na Smolnej lokalnych działaczy pozarządowych, przedstawicieli wspólnot, przedsiębiorców, mieszkańców, osoby zainteresowane kształtowaniem okolicy i lokalne władze. W naszych konsultacjach uczestniczyli m.in. burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski i dyrektor Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu m.st. Warszawy, Marcin Wojdat. – Nie od razu wiedzieliśmy, co chcemy z tymi pieniędzmi i z tą szansą zrobić – wspomina Jarosław Chołodecki. – Mieliśmy na przykład pomysł na obywatelski akademik, gdzie mieszkańcy byliby odpowiedzialni za organizację życia studentów w śródmiejskich pustostanach. Braliśmy też pod uwagę rozwijanie bazy turystycznej przy Trakcie.
Po zakończonych konsultacjach i badaniach „terenowych” wiedzieliśmy już, kto w naszej dzielnicy mieszka, jakie biznesy są tu prowadzone, jakich organizacji i instytucji mamy najwięcej, z kim możemy rozmawiać o współpracy. I wtedy idea pojawiła się sama. – Okazało się, że najwięcej jest miejsc związanych z muzyką: cały Trakt Królewski, Muzeum Chopina czy Uniwersytet Muzyczny – mówi Paweł Besser. Dużo dostrzegliśmy też miejsc, w których muzyka jest mile widziana: kafejek, restauracji, skwerów, parków. Tak narodził się pomysł na Kwartał Muzyczny.
Opowiedzieliśmy o nim na drugim spotkaniu partnerów LearnInc, które zorganizowaliśmy na Smolnej. – To był prawdziwy sukces – wspomina Besser. – Według zespołu koordynującego z Włoch przedstawiliśmy najlepsze rozwiązanie zagospodarowania przestrzeni ze wszystkich partnerów. Wszyscy byli zachwyceni nie tylko raczkującą ideą Kwartału, ale też tym, ile Warszawa ma do zaoferowania.
Po konferencji przyszedł czas na konkrety: zaczęliśmy od podstaw, od narysowania mapy interesującego nas kwartału na nowo, z uwzględnieniem muzyki. Do naszego zespołu dołączyli w tym czasie uzdolnieni architekci. – Opracowaliśmy wraz z żoną ideę muzycznej dzielnicy w kontekście urbanistycznym – opowiada Artur Filip. – Wytyczyliśmy granice, zaznaczyliśmy ważne dla projektu instytucje, siedziby partnerów, miejsca z potencjałem, opisaliśmy też umocowanie tej idei w istniejącej infrastrukturze dzielnicy.
Na mapie wyraźnie było widać obszary, które muszą nawiązać współpracę, aby realizacja naszej idei stała się możliwa. Postanowiliśmy animować nie tylko przestrzeń, ale i relacje międzyludzkie, szczególnie między mieszkańcami dzielnicy, drobnymi lokalnymi przedsiębiorcami i artystami działającymi w obrębie Kwartału Muzycznego. Współpraca tych trzech środowisk była dotąd o tyle trudna, że ich cele wydawały się rozbieżne. Pasja i chęć zaistnienia muzyków niekoniecznie gwarantowały zysk przedsiębiorcom.
Postanowiliśmy jednym i drugim dać szansę na współpracę: opłacić występy muzyków w pobliskich kafejkach i kawiarnianych ogródkach, aby muzyka najwyższej jakości przyciągnęła klientów. Kiedy zyski przedsiębiorcy się zwiększą się, sam zadba on o dobre relacje z lokalnymi artystami. A muzyka, nie tylko elektroniczna, będzie dostępna w warszawskim Śródmieściu dla wszystkich, bez opłat, na najwyższym poziomie, tworząc niepowtarzalny klimat dzielnicy jako kulturalnego salonu Warszawy. – Nie jest przypadkiem, że na inaugurację koncertów kawiarniano-ulicznych wybraliśmy lokal naszego wieloletniego partnera – opowiada Jarosław Chołodecki. – Profesor Jacek Blikle to chyba najsłynniejszy przedsiębiorca w Kwartale Muzycznym, od niedawna także ambasador jego idei i czynny działacz na rzecz ukulturalniania Śródmieścia.
Takich koncertów, spotkań i występów w ramach Kwartału Muzycznego zorganizowaliśmy w ramach projektu blisko 100. Pozwoliło to zintegrować środowisko, uruchomić stronę internetową Kwartału Muzycznego i wytyczyć kolejne etapy kształtowania charakteru Śródmieścia, takie jak: znalezienie instytucji współpracujących, edukację środowisk współpracujących (przedsiębiorców, artystów i mieszkańców) w zakresie wzajemnych potrzeb i oczekiwań, stworzenie platformy wymiany kontaktów, inauguracja i popularyzacja muzyki w lokalach, wreszcie wyjście z muzyką na zewnątrz: na Smolną, skwer Wisłockiego i dziedziniec pałacu Branickich. Wszystko to zrobiło ogromne wrażenie na europejskich partnerach podczas konferencji kończącej projekt 24 listopada 2010 r. – W Genui odniosłem wrażenie, że większość sztywno trzymała się tego, że LearnInc jest jedynie pilotażem, diagnozą i opracowaniem projektu gotowego do realizacji – wspomina Artur Filip. – My jako jedyni mieliśmy na swoim koncie realne próby wdrożenia naszego pomysłu w tkankę miejską.
Projekt LearnInc był dla nas wszystkich niezwykłą przygodą, podczas której nawiązaliśmy cenne znajomości i sprawdziliśmy nasze możliwości. Ale, co chyba ważniejsze, był też początkiem nowego etapu w działalności Smolnej. – To, że idea Kwartału Muzycznego jest dziś wdrażana i dyskutowana z urzędnikami miasta, że jesteśmy w Unii stawiani za wzór, to jest właśnie wpływ dobrze wykorzystanego grantu – mówi Chołodecki. – Bez wątpienia fundusze unijne świetnie wpłynęły na wiele NGO-sów w Polsce.
W LearnInc miło zaskoczyła nas dużo bardziej elastyczna możliwość rozliczania kosztów niż np. w grantach miejskich, dzielnicowych czy ministerialnych. Najczęściej procentowo określone są wymogi wkładu pracy własnej, udziału wolontariuszy. Bardzo często nie można finansować z grantu bieżącej działalności biura podczas projektu albo wydarzeń artystycznych. Trudno też „wciągnąć” w koszty projektu np. konieczność opłacenia przewodnika po mieście gościowi z zagranicy.
O kompleksowości finansowania z programu Leonardo da Vinci słyszeliśmy już wcześniej od innych organizacji pozarządowych. Włosi od początku powtarzali, że w projektach społecznych liczą się kontakty z ludźmi, wyjście do społeczności. I rzeczywiście, projekt LearnInc pozwalał na sfinansowanie zarówno wydawnictw merytorycznych, jak i materiałów promocyjnych. Umożliwiał organizację konferencji międzynarodowych i wizyt studyjnych, bez trudu finansował także wydarzenia kulturalne wchodzące w skład projektu. – Dzięki temu mogliśmy działać skuteczniej, ale też łatwiej zgrać się w naszym multikulturowym zespole – mówi Sławek Łais. – Współpraca w takim wypadku ma charakter bardzo praktyczny, a to świetna okazja do pogłębionej wymiany doświadczeń, inspiracji i wzajemnego motywowania się partnerów.
Przy realizacji projektu napotkaliśmy też oczywiście liczne trudności. Prawdziwym wyzwaniem było na przykład prowadzenie dokumentacji i raportowanie projektu. – I merytoryczne i finansowo-administracyjne rozliczenie projektu było bardzo szczegółowe – mówi Paweł Besser. – Wyprodukowaliśmy setki stron dokumentów: podsumowujących spotkania, uszczegóławiających plan działania, uzasadnień kolejnych kroków, harmonogramów, analiz społecznych, ewaluacji itp. – wspomina Besser. – Do tego szczegółowa dokumentacja wystaw i koncertów, promocji i przekazów medialnych.
Na szczęście mogliśmy liczyć na ścisłą współpracę z włoskim liderem projektu i pomoc na każdym etapie. Do wszystkich formularzy i dokumentów do wypełnienia dostawaliśmy instrukcje, które potem konsultowaliśmy przez Skype. Co pewien czas, zwykle raz w tygodniu, lider przeglądał cząstkowe efekty naszej pracy. Korygowali, wskazywali, co ulepszyć. Pilotowali nas też w trakcie ewaluacji projektu: organizacji mieszanych grup fokusowych mieszkańców, artystów i przedsiębiorców, przeprowadzania wywiadów swobodnych, weryfikacji prawdziwości zdefiniowanych potrzeb i diagnozy bieżących problemów. Wszystko to oczywiście wymagało ścisłej dokumentacji. Efekt końcowy był imponujący.
Sławek Łais zwraca też uwagę na problemy natury kulturowej przy realizacji tak złożonego projektu: – Pewnym wyzwaniem są na pewno różnice kulturowe, organizacyjne i osobowe. Zespół musi się dość szybko zorganizować, wypracować otwartość na różne podejścia, np. do punktualności, zadaniowości i cech inaczej rozumianych w różnych kulturach. Przyznaje jednocześnie, że międzynarodowe relacje i możliwość dzielenia się doświadczeniami i różnymi spojrzeniami na te same problemy są jedną z głównych wartości takiego projektu.
Nie było jednak łatwo dostosować się do rytmu realizacji projektu, wyznaczanego rzadkimi przecież konferencjami międzynarodowymi, i do regularnej pracy wciąż na tych samych obrotach, zamiast krótkotrwałego „spinania się” przed zjazdami. Niewątpliwą trudnością był również brak wsparcia krajowego w zakresie unijnych przepisów, które przydałoby się przy realizacji tak dużego, złożonego projektu.
Choć mamy poczucie, że otrzymane pieniądze wykorzystaliśmy bardzo dobrze, to niestety zapewniły one tylko pilotaż Kwartału Muzycznego. – Nie łudzimy się, że on będzie gotowy za rok czy dwa – mówi Artur Filip. – Ale sukcesem jest już to, że po dwóch latach od zakończenia projektu idea jest ciągle żywa. Regularnie wydajemy „Kwartalnik muzyczny”, organizujemy koncerty i uaktywniamy coraz to nowe punkty na muzycznej mapie Śródmieścia. Biblioteka Krasińskich, żywa przez trzy letnie miesiące tego roku, też jest dowodem na to, że Kwartał Muzyczny się rozwija.
Architekt zauważa, że w rozwoju działalności Stowarzyszenia pomogły nie tylko unijne pieniądze, ale też narzucona metodologia realizacji projektu. – Z jednej strony ramy formalne, w których trzeba się zmieścić, irytują, kojarzą się z biurokracją – mówi. – Ale z drugiej wymusza to doprecyzowanie projektu i popycha do konkretnych działań.
LearnInc niewątpliwie dał nam pewność siebie i odwagę. Ich wyrazem była najpełniejsza jak dotąd realizacja idei Kwartału Muzycznego: zorganizowane w Warszawie, największe na świecie wydarzenie z okazji Roku Chopinowskiego 2010. „Najdłuższe urodziny” zaczęły się od obywatelskiej inicjatywy, bez wsparcia instytucjonalnego. – Uwierzyliśmy, że da się grać Chopina przez osiem dni i siedem nocy bez przerwy i namówić do tego kilkuset artystów z całego świata – mówi Jarosław Chołodecki. – Przez tydzień największe stacje telewizyjne rozpoczynały główne wydania wiadomości od relacji ze 171-godzinnego maratonu pianistycznego, odwiedziło nas w tym czasie 30 tys. gości z całego świata.
Fundusze unijne nie wsparły nas w realizacji tych projektów bezpośrednio, ale z pewnością bez wcześniejszych doświadczeń nie porwalibyśmy się na takie przedsięwzięcia. – To dzięki Unii udało nam się stworzyć strategię dalszego działania i sprawdzić, w czym jesteśmy najlepsi – uważa Chołodecki. – Staliśmy się też zauważalnym, poważnym partnerem dla władz miasta w rozmowach o naszej wspólnej przestrzeni. Dla Smolnej, tak jak dla wielu innych NGO-sów partnerstwo europejskie to przepustka do skutecznego działania.
Stowarzyszenie Mieszkańców Ulicy Smolnej: www.smolna.eu
Kwartał Muzyczny: www.kwartalmuzyczny.eu
Najdłuższe Urodziny: www.najdluzszeurodziny.pl
Tekst powstał dzięki wsparciu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.
Źródło: Centrum Szpitalna