DUDKIEWICZ: Żeby w ogóle złożyć wniosek o dofinansowanie z publicznych pieniędzy trzeba najpierw mieć zgodę ministra. Nie do wiary? Nie w przypadku Ministerstwa Środowiska.
Aż chciałoby się wobec Ministerstwa Środowiska użyć hasła amerykańskiej ligi koszykówki – NBA: „Where Amazing Happens” (w wolnym tłumaczeniu: gdzie dzieją się rzeczy niesamowite).
Rodzi się wobec tego podejrzenie, że nie chodzi wcale o wystawianie listów żelaznych, ale wręcz przeciwnie: o wręczanie wilczych biletów.
Droga nierówna dla wszystkich?
NFOŚiGW to ważne źródło finansowania działań organizacji ekologicznych, również tych zajmujących się wyłącznie lub między innymi edukacją ekologiczną. Nigdy nie było łatwo otrzymać środki z Funduszu. Zapytany o komentarz Jacek Bożek, prezes Klubu Gaja, przyznał: „Przez wiele lat aplikowanie o fundusze do NFOŚiGW miało swoje jasne i czytelne kryteria. Nie były one łatwe i wymagały ogromnego wkładu merytorycznego i bardzo często wkładu finansowego”. Reguły, choć wymagające, były znane. Wszyscy grali według tych samych zasad.
Teraz nie tylko droga do zdobycia finansowania się wydłuża. Niekoniecznie będzie ona bowiem równie wymagająca dla wszystkich.
Trzeba przy tym pamiętać, że relacje między organizacjami ekologicznymi a Ministerstwem Środowiska nie należą do łatwych – zwłaszcza od czasu przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość (choć i wcześniej bywało trudno). Poprzedniego ministra, Jana Szyszkę, organizacje ekologiczne określały mianem najgorszego ministra środowiska w historii III RP. Regularnie wchodziły z nim w dyskusję, a nawet konflikty – czy to o Puszczę Białowieską, czy o przekop Mierzei Wiślanej, czy regulację rzek, czy ułatwienia wycinki drzew w miastach, czy ochronę zwierząt. Punkty zapalne można mnożyć. Po zmianie na stanowisku ministra środowiska i częściowym ustępstwom resortu emocje nieco opadły, ale przecież wcale nie wygasły w pełni. Trudno też uwierzyć, że Ministerstwo już nie pamięta, kto najmocniej krytykował jego działania…
Dobra wola zamiast procedur
Tworzenie mechanizmu, na mocy którego organizacja, by ubiegać się o publiczne środki, musi uzyskać rekomendację (czy wręcz zgodę) innej publicznej instytucji, wywołuje wątpliwości dotyczące transparentności całego procesu i kryteriów, jakimi będą kierowali się urzędnicy i urzędniczki ministerstwa przy ocenie wniosków o glejt (nie o finansowanie – do niego wciąż pozostanie daleka droga!). Jacek Bożek komentuje: „Ubieganie się teraz o zgodę Ministra Środowiska, aby można było aplikować o fundusze, jest niezgodne moim zdaniem z duchem otwartości i jawnymi, czytelnymi kryteriami. Szkoda, bo ten system działał dosyć sprawnie i transparentnie”.
Cóż, jak widać, łatwo zacząć rozmontowywać system tworzony przez lata.
Pozostaje mieć nadzieję, że Ministerstwo będzie się przy wydawaniu rekomendacji kierować kryteriami merytorycznymi.
Ale w przypadku współpracy organizacji pozarządowych z administracją nie powinno się zdawać na dobrą wolę tej drugiej zamiast procedur.
Warto więc również ufać, że nie jest to swoisty balon próbny, a za przykładem Ministerstwa Środowiska nie pójdą kolejne resorty. To, że nie zawsze łatwo jest zdobyć publiczne finansowanie projektów, wiemy wszyscy. Kiedy jednak grantodawca z pomocą ekspertów i ekspertek ocenia gotowe projekty, można liczyć przynajmniej na przejrzystość. Z pewnością jej brakuje, gdy już samo prawo złożenia wniosku obwarowane jest nietransparentną procedurą, która wzbudza podejrzenia i obawy, że będzie wykorzystywana do niemerytorycznego odrzucania projektów, które są dla władzy niewygodne lub które zostały złożone przez nielubiane przez władze organizacje.
Wtedy o przejrzystości nie ma mowy. Można natomiast mówić o zagrożeniu klientelizmem oraz nierównych szansach.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Rodzi się podejrzenie, że nie chodzi wcale o wystawianie listów żelaznych, ale wręcz przeciwnie: o wręczanie wilczych biletów.