Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Pierwsze kroki w ratownictwie stawiał na początku liceum, podczas kursu harcerskiej szkoły ratowniczej ZHP, potem było harcerstwo, PCK, biała służba w trakcie wizyt papieża: z każdym kolejnym doświadczeniem utwierdzał się w przekonaniu, że tak widzi swoją przyszłość. Przeczytajcie, kim jest Michał Janas!
Po maturze nie dostał się na wymarzone ratownictwo, tylko na pielęgniarstwo. – Dla chłopaka to była tragedia, ale nie zrezygnowałem. Po roku okazało się, że trafiłem najlepiej, jak to było możliwe. Na pielęgniarstwie zdobyłem takie doświadczenie, którego nie miałbym po szkole ratowniczej. Ukochała mi się intensywna terapia i całościowa praca z pacjentami w stanie zagrożenia życia – opowiada Michał Janas.
Reklama
W trakcie studiów cały czas uczestniczy w wolontariatach i współprowadzi różne grupy ratownicze. Po specjalizacji z pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki zmienia pracę na jeszcze bardziej wymagającą. Na jakiś czas wypada z ratownictwa, ale cały czas ciągnie go do pracy w organizacjach społecznych. W końcu zwalnia nieco tempa i znajduje przestrzeń, by do tego wrócić. – Rozejrzałem się po rynku mazowieckim i okazało się, że na tamten moment nie było stricte medycznych organizacji, w których mógłbym się rozwijać – wspomina Janas. – Postanowiłem sam taką założyć. Miałem doświadczenie, nie musiałem wynajdywać koła na nowo, wiedziałem, jak zorganizować ćwiczenia, przeprowadzić szkolenia, do kogo pójść, w jakim kierunku rozwijać nasze działania.
Od ponad czterech lat realizuje ważne dla siebie cele społeczne jako założyciel i dyrektor Fundacji Wsparcia Ratownictwa RK. Powołał ją z potrzeby dzielenia się wiedzą i doświadczeniem, a także z chęci ciągłego podnoszenia kwalifikacji polskich służb ratowniczych. – Z jednej strony szkolimy ludzi i budujemy kompetencje potrzebne do działania w sytuacjach kryzysowych, z drugiej rozwijamy tzw. bezpośrednie wsparcie ratownicze – opowiada. – Nasza fundacja działa jako jednostka współpracująca z systemem Państwowe Ratownictwo Medyczne. Oznacza to, że może być użyta, gdy etatowe siły i środki ratownictwa nie będą wystarczające – dodaje.
Co taka gotowość oznacza na co dzień? Setki godzin szkoleń, ćwiczeń i symulacji, w których najważniejsze jest jak najwierniejsze odwzorowanie wypadków lub sytuacji kryzysowych. Z kilometrami bandaży i kilogramami sprzętu jednorazowego, by wszystko działo się w warunkach jak najbardziej zbliżonych do naturalnych. – Organizacje społeczne takie jak nasza mają podczas ćwiczeń o wiele szersze pole działania, niż formalne instytucje. Na studiach medycznych nie ma szans na tak intensywne, rozbudowane pozoracje: zarówno ze względów czasowych, jak i formalnych, na wiele rzeczy potrzebnych jest np. kilka podpisów różnego szczebla przełożonych. My jesteśmy swobodni w działaniu, potrafimy w dwa dni zorganizować pociąg do ćwiczeń. To kwestia jednego, dwóch telefonów, a nie szeregu pism i podań – wyjaśnia Janas.
Ćwiczenie gam
Szkolą studentów szkół medycznych, służby ratownicze, doskonalą już zdobyte umiejętności. – Z ratownictwem jest jak z pilotowaniem samolotu. Raz na pół roku pilot ćwiczy sytuacje alarmowe na symulatorze: po to, by jeśli raz w życiu mu się przydarzy, móc – jak kapitan Wrona – zadziałać automatycznie i bez zarzutu, unikając katastrofy. To samo dotyczy służb ratowniczych. Chcemy wciąż podnosić swoje kompetencje, wymieniać się doświadczeniami, wspierać nawzajem. Wszystko po to, by w razie potrzeby działać perfekcyjnie – tłumaczy Janas.
Istotnym elementem szkoleń są zajęcia z psychologiem. Katarzyna Szarańska, psycholożka, zna się z Michałem Janasem jeszcze z czasów studenckich. Od kilku lat na zaproszenie Fundacji prowadzi na kursach zajęcia z obszaru psychologii. – Z jednej strony szkolimy ratowników ze wsparcia psychologicznego dla ofiar i świadków wypadków. Z drugiej, szkolimy samych ratowników. To był autorski pomysł Michała i Fundacji: by uczyć, jak radzić sobie ze stresem, z sytuacjami kryzysowymi. Ważnym aspektem naszej pracy jest uwrażliwianie na prawidłowe komunikowanie się, empatię – tłumaczy Szarańska. – Samym ratownikom zwrócenie się po taką pomoc nie zawsze łatwo przychodzi. Staramy się pokazać im, że te miękkie umiejętności są równie ważne, jak te twarde, medyczno-ratownicze – dodaje.
Organizują też ćwiczenia dla „cywilów”
– To jest jak ćwiczenie gamy, a potem bardziej złożonych melodii – mówi Michał Janas. – Szkolenia z pierwszej pomocy trwają u nas co najmniej 16 godzin, pot leje się strumieniami. Nie mają nic wspólnego z parogodzinnym kursem, z jednym fantomem na 20 osób. Na naszym kursie na wejściu wykonuje się 40 minut samego uciskania klatki piersiowej. Chodzi o to, by przećwiczyć dokładnie wszystkie elementy, które potem składa się w całość i utrwala – tłumaczy.
Dlaczego tak? Teoretycznie każdy obywatel ma obowiązek pomóc poszkodowanym, np. w razie wypadku. Jak podkreśla Michał Janas, jest bardzo ograniczona liczba rzeczy, które można zrobić gołymi rękoma: od sprawdzenia czy poszkodowany reaguje i prawidłowo oddycha, przez uciskanie klatki piersiowej i sztuczne oddychanie, użycie automatycznego defibrylatora, zatamowanie dużych zewnętrznych krwawień, po ułożenie poszkodowanego w pozycji bezpiecznej z udrożnionymi drogami oddechowymi. Kluczowe jest utrzymanie człowieka przy życiu do momentu przyjazdu ratowników. – To jest elementarna wiedza, której w społeczeństwie brakuje. A przecież każda z tych rzeczy pozostaje w możliwościach wyobrażeniowych ucznia podstawówki. Trzeba po prostu poznać gamę i nauczyć się zagrać prostą melodię. Tylko tyle i aż tyle, bo w większości przypadków to wystarczy, by uratować komuś życie – podkreśla.
Jan Stachurski poznał Michała Janasa pół roku po tym, jak powstała Fundacja. – Zacząłem włączać się w jej działania, zaprzyjaźniliśmy się z Michałem. Okazało się, że mamy podobną wizję misji i celów fundacji, po jakimś czasie Michał zaprosił mnie do zarządu – opowiada Stachurski. – Dziś jestem jej wice-dyrektorem i razem, drobnymi krokami, staramy się zmieniać rzeczywistość wokół ratownictwa w Polsce. Michał imponuje mi pracowitością. Potrafi nie tylko wymyślić projekt i stworzyć jego główną ideę: z równie dużym zaangażowaniem włącza się w realizację, czasem nawet najdrobniejszych z pozoru zadań. Nie mówi „zróbcie to”, tylko „zróbmy to razem” – dodaje.
Ta pracowitość miewa też jednak swoje słabsze strony. – Michał często ma przekonanie, że nikt czegoś nie zrobi tak dobrze, jak on. Stąd jego potrzeba pilnego obserwowania i nadzorowania pracy – tłumaczy Stachurski. – Jednocześnie widzę, że coraz bardziej uczy się oddawania odpowiedzialności innym. Rozumie, że powoli musi skupić się na poziomie zarządzania i spinania większych rzeczy, a te mniejsze zostawić innym. Z drugiej strony ta jego cecha sprawia, że kiedy do fundacji przychodzą osoby z mniejszym doświadczeniem, Michał potrafi je przeprowadzić przez wszystkie etapy: od tych najbardziej przyziemnych i praktycznych, po te najbardziej horyzontalne. Bardzo mi tym imponuje.
– Michał ma dużą umiejętność stawiania sobie celów i wdrażania ich w życie. Bardzo dużo wymaga od siebie i innych. Jednocześnie myśli o tym, „jak”, a nie „czy” da się coś zrobić. To jest źródło jego sukcesu – dodaje z kolei Szarańska.
Trudna sztuka dialogu
Najważniejsze momenty w pracy? Kiedy w oczach kursantów widzi ten błysk, który mówi mu, że oni „wiedzą, że wiedzą”, czyli utrwalają zdobyte informacje, nabierają pewności w działaniu, czują się kompetentni i gotowi do działania. Na kursach zdarzają się też trudne momenty: czasem ktoś, kto krok po kroku powtórzy i utrwali zasady udzielania pierwszej pomocy nagle się rozpłacze. Okazuje się, że niedawno stracił kogoś bliskiego, bo nikt nie potrafił mu pomóc do momentu przyjazdu pogotowia. Takie chwile jeszcze bardziej utwierdzają w przekonaniu, że praca jego zespołu ma sens i że wciąż tyle jest do zrobienia.
Od blisko trzech lat organizacje społeczne, działające w obszarze ratownictwa, sieciują się, wspierają i wymieniają doświadczeniami. Od dwóch lat robią to w ramach Komisji Dialogu Społecznego ds. Ratownictwa i Ochrony Ludności. Michał Janas pełni funkcję przewodniczącego Komisji od paru miesięcy, ale w jej pracach uczestniczy od początku. O ile współpraca pomiędzy samymi organizacjami kwitnie i umacnia się, o tyle ze strony miasta wciąż napotykają na opór, niezrozumienie specyfiki ich działania i przedmiotowe traktowanie. Dotychczasowe refleksje są gorzkie. Przedstawiciele miasta wprost stwierdzają, że nie mają pomysłu, jak wykorzystać potencjał ratowniczych organizacji społecznych. Zamiast dialogu i wspólnego wypracowywania rozwiązań, ze strony miasta pojawiają się pomysły w stylu: niech organizacje społeczne zrobią nam za darmo to, za co do tej pory płaciliśmy grube pieniądze. Niedawno pojawiło się np. ze strony miasta pytanie o darmowe przeszkolenie kilkudziesięciu osób.
– Nawet nie wiem, co w takiej sytuacji odpowiadać – mówi Janas. – Kilkakrotnie zostaliśmy przez miasto potraktowani z dużym lekceważeniem, umawiano się z nami na coś, a potem nagle urywał się kontakt, godziliśmy się na przeprowadzenie dużych ćwiczeń, a na miejscu okazywało się, że nie dość, że zaczynają się później (o czym żaden urzędnik nie raczył nas powiadomić, a ludzie pozwalniali się z pracy, zmienili plany, itd.), to w dodatku nie są to żadne ćwiczenia, a tzw. „jasełka”: pokazówka, która nie ma nic wspólnego ze szkoleniem ludzi, jest prezentacją, na którą w takiej sytuacji nigdy byśmy się nie zgodzili – dodaje.
– Z zasady współpraca miasta w ramach KDS-u jest dobrowolna. Jeśli urzędy m.st. Warszawy nie chcą współpracować, mogą tego nie robić – mówi Janas. – Muszą jednak zrozumieć, że nasze organizacje to już dawno nie są nastolatkowie biegający z noszami. To są profesjonalni ratownicy, ratownicy medyczni, pielęgniarki, lekarze pracujący w służbach ratowniczych, świetnie wyszkoleni i chcący swoją wiedzą i doświadczeniem dodatkowo służyć społecznie. Nie ma pomysłu ze strony miasta jak wesprzeć działalność społecznych organizacji ratowniczych. To smutne i frustrujące – smuci się.
Sukces z KDS? – Nie przypominam sobie. Miasto nie ma chęci na współpracę partnerską i nie potrafi skorzystać z naszego potencjału – mówi gorzko Janas. – W takich organizacjach jak nasza jest łącznie blisko 300 zawodowych ratowników, medyków, ludzi z ogromną pasją, a także ogromne magazyny sprzętu. To jest coś, co w razie sytuacji kryzysowej w mieście mogłoby stanowić ogromne zaplecze i wsparcie. Ale zadziała tylko wtedy, jeżeli my na co dzień będziemy ze sobą pracować. A jeśli mamy kłopot w drobnych sprawach w kontakcie na linii organizacje-urzędnik, to w sytuacji kryzysowej nasza komunikacja się sama nagle nie poprawi. Nie możemy mówić „jakoś to będzie”, mamy możliwości, żeby się na różne sytuacje przygotować, wypracować model dobrej współpracy. Wyciągamy rękę, czekamy i jesteśmy bardzo otwarci. Urzędnicy mogą wykonywać ruchy pozorne i udawać, że chcą. Tylko, o ile te ruchy na stronach urzędowych jakoś przechodzą, o tyle na poziomie takich organizacji i osób, jak my już nie: my je nazywamy po imieniu – podkreśla.
Praca w ratownictwie nieustająco go napędza. – Wiele osób złożyło się na to, że jestem dzisiaj tu, gdzie jestem. A jestem w miejscu, które mi się podoba. Wiem, jak długą ścieżkę musiałem przejść, wiem, nad czym jeszcze muszę pracować. Ta praca nad sobą jest możliwa i staram się narzędzia do niej dawać także innym – podsumowuje Janas.
Michał Janas – Urodził się w 1983 roku w Warszawie. Ukończył studia na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym oraz specjalizację z pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki. Pracuje jako pielęgniarz anestezjologiczny na bloku operacyjnym oraz w specjalistycznym transporcie medycznym. W 2012 roku założył Fundację Wsparcia Ratownictwa RK, którą nadal rozwija.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.