Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Większość polskich organizacji ma siedziby w miastach. Ze względu na liczby, to one decydują o tym, jak statystycznie wygląda trzeci sektor. Ale życie w mieście rządzi się swoimi prawami, daje sporo radości i… problemów. Czy organizacje miejskie je widzą?
Sądząc po wynikach badań – mogą mieć z tym problemy. Chociaż 70%
polskich stowarzyszeń i fundacji jest zarejestrowanych w miastach
(40% ma siedziby w szesnastu największych polskich miastach, a co
dziesiąta organizacja – w Warszawie) wydaje się, że czysto
„miejskimi” sprawami zajmują się nieliczne: 36% z nich deklaruje,
że interesują się sprawami lokalnymi (powiatu, gminy lub
dzielnicy). Jedynie dla 40% organizacji działających w miastach
władze lokalne są najważniejszym partnerem, zaś wśród tych z miast
wojewódzkich – dla ok. 35% (w Warszawie – tylko 19%). Organizacje z
miast rzadziej niż te działające na wsiach prowadzą też działania
skierowane do poszczególnych osób, swoją ofertę kierują raczej do
instytucji (34%). Czym się zajmują miejskie organizacje? W czołówce
jest sport, turystyka, rekreacja i hobby, potem edukacja i
wychowanie, kultura i sztuka oraz usługi socjalne i pomoc
społeczna.
Dobre notowania
Tyle statystyki. A jak jest w rzeczywistości? Te organizacje, które jednak podejmują się rozwiązywania spraw miejskich, mają dość dobre notowania u władz. Osoby zajmujące się w urzędach kontaktami z pozarządówką mówią wprost: gdyby te działania nie były potrzebne i skuteczne, nie dawalibyśmy na nie pieniędzy.
Z rozmów z urzędnikami miejskimi wyłania się obraz sektora, który przejmuje się tym, co wokół i robi wiele, aby mieszkańcom żyło się lepiej. Zdaniem Michała Gucia, wiceprezydenta Gdyni, specyfika spraw, którymi zajmują się organizacje pozarządowe wynika nie tyle z ich „miejskości”, ile raczej z nagromadzenia problemów.
– Każde z działań, które mi przychodzą do głowy, można prowadzić też w gminie wiejskiej, ale na pewno miasto ze względu na intensywność zabudowy i zamieszkania gromadzi pewne problemy – mówi wiceprezydent Gdyni.
Kumulacja
Dobrym przykładem są działania skierowane do osób niepełnosprawnych.
– We wsi będzie jedna osoba niewidoma i żadna działalność wokół niej nie powstanie. A w Gdyni osób niewidomych jest 2 tys., a głuchoniemych – 5 tys. Pojawiają się więc inicjatywy skierowane konkretnie do nich – wyjaśnia M. Guć.
Martyna Leciak z Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu m.st. Warszawy dodaje, że podobnie jest z bezdomnymi.
– Problem bezdomności występuje oczywiście w całym kraju, ale w Warszawie, czy w innych większych miastach się kumuluje. U nas organizacje pozarządowe przejęły od miasta ciężar prowadzenia noclegowni, schronisk, jadłodajni i pralni dla osób bezdomnych. Na ten cel miasto przekazuje organizacjom pieniądze poprzez otwarte konkursy ofert na realizację zadań publicznych.
Grzegorz Justyński, koordynator łódzkiego Zespołu ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi zwraca uwagę na takie społeczne problemy, jak bezrobocie, ubóstwo i niski poziom życia.
– A do tego jeszcze patologie i ciężka sytuacja dzieci. To wszystko się zazębia – mówi.
Bariery
W mieście wiele działań podejmowanych przez organizacje się „zazębia”. Ktoś, zajmując się sprawami niepełnosprawnych, dąży do zniesienia barier architektonicznych w mieście – pomaga w ten sposób także seniorom. Maria Pawlak, Pełnomocnik Prezydenta Konina ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi przyznaje, że dokładnej liczby nie w pełni sprawnych mieszkańców Konina nie zna, chociaż miasto słynie z tego, że – dzięki współpracy z organizacjami pozarządowymi – jest jednym z najbardziej przyjaznych dla osób, które mają problemy z poruszaniem się.
– Wiemy, ile osób niepełnosprawnych jest skupionych w lub przy różnych organizacjach. Najprościej jest policzyć tych, którzy są niepełnosprawni z powodu narządu ruchu, ale mówiąc o „niepełnosprawności” mamy na myśli także tę wynikającą z różnych chorób czy wieku – wyjaśnia.
Senior w mieście
Wiek mieszkańców to kolejny temat, z którym w sposób szczególny muszą sobie radzić i władze, i organizacje miejskie.
– Na wsi jest wielopokoleniowa rodzina, seniorzy są „zagospodarowani”, opiekują się wnukami, a dzieci opiekują się seniorami. W mieście te więzi są porozrywane – zauważa Michał Guć. – W tym momencie wchodzi sektor pozarządowy lub miasto razem z sektorem pozarządowym po to, żeby tym ludziom pomóc. Pojawiają się inicjatywy samopomocowe. Panie się spotykają na herbatce w parafii i zawiązują klub seniora. Ale są też wyspecjalizowane inicjatywy dla seniorów. W Gdyni teraz kontraktujemy dziesiątki programów polegających na aktywizacji osób starszych. Miasto ma ponad 1mln zł na to, żeby organizacje pozarządowe umilały czas seniorom: jedna robi kursy tanga, druga – wycieczki, trzecia – grzybobrania, czwarta – robótki ręczne.
Przyjaciele dzielnicy
Życie w mieście daje poczucie anonimowości. Jednym to pasuje, innym – przeszkadza, dlatego szukają społeczności, z którą mogliby się utożsamiać. Najbliżej jej szukać w sąsiedztwie, w dzielnicy, na ulicy. I pojawiają się stowarzyszenia, które zajmują się wszystkim: od edukacji, poprzez zdrowie, sport, po zieleń, ale robią to dla mieszkańców określonej okolicy.
Na wielu warszawskich osiedlach można spotkać prężne organizacje, które starają się występować w obronie interesów mieszkańców. Stowarzyszenie „Nasza Choszczówka” zasłynęło ze skutecznej akcji protestacyjnej przeciwko budowie spalarni śmieci w pobliżu osiedla, ale to nie ten protest zainicjował powstanie organizacji. Mieszkańcy osiedla już znacznie wcześniej zaczęli organizować zajęcia sportowe dla dzieci, wydawać lokalną gazetę i zapraszać sąsiadów na różne wydarzenia kulturalne.
W szczecińskiej dzielnicy Pomorzany działa z kolei Stowarzyszenie Razem Łatwiej, które zostało zawiązane przez członków spółdzielni mieszkaniowej.
– Ta organizacja z jednej strony pomaga ludziom, którzy są wykluczeni społecznie i próbują się odnaleźć w życiu, a z drugiej – stała się centrum aktywności dzielnicowej, gdzie można przyjść, miło spędzić czas, starsi ludzie mają kursy komputerowe, uczą się jak korzystać z Internetu, jest czytelnia, biblioteka, stołówka osiedlowa – opowiada Paweł Szczyrski z Biura Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi.
Ekologia i nie tylko
Miejskie organizacje dość często podejmują też zadania związane z szeroko rozumianą ekologią. Jedne uczestniczą w opracowywaniu sieci ścieżek rowerowych (np. w Białymstoku i Szczecinie), inne protestują przeciwko budowie nowych dróg w pobliżu osiedli mieszkaniowych, a także włączają się w konsultacje przebiegu tych dróg przez miasto (np. warszawskie stowarzyszenie „Chomiczówka przeciwko degradacji”). Są też takie, które starają się zapobiegać niszczeniu miejskiej przyrody. Często ich działania wynikają z warunków bardzo specyficznych dla danego miasta. W Warszawie na przykład w końcu zauważono, że przepływa przez nią rzeka, która nie musi być tylko ciekiem wodnym, ale może być także ważnym miejscem miejskiego życia. Wisłę Warszawie próbuje przywrócić m.in. Fundacja Ja Wisła.
– Zachęca mieszkańców miasta do bywania nad rzeką i zaprasza do różnych działań, które mają zachować jej otoczenie, roślinność, ptaki. Warszawiacy mogą uczestniczyć w organizowanych przez Fundację rejsach, wycieczkach rowerowych brzegami rzeki, pokazach filmów i akcjach ratujących nadwiślańską przyrodę. Są to bardzo nowatorskie działania – mówi Martyna Leciak.
Rewitalizacja? To za trudne...
Czym jeszcze mogą się zajmować organizacje w mieście? Najogólniej mówiąc: przestrzenią. Mogą dbać o to, aby miasta były piękne, aby miło się w nich przebywało.
– W Szczecinie zawiązała się grupa młodych ludzi, którzy zaczęli zwracać uwagę na nieład przestrzenny, na bzdurnie wieszane reklamy w mieście. To było działanie typowo obywatelskie. Oni się nigdy nie sformalizowali, ale doprowadzili do tego, że ten temat wskoczył na łamy mediów – mówi Paweł Szczyrski.
Niestety, zagospodarowanie przestrzeni miejskiej rzadko jest wymieniane jako dziedzina, w której organizacje mają coś do powiedzenia. W miastach, które nie mają planu zagospodarowania przestrzennego (jak np. w Warszawie) pokutuje przekonanie, że to jest sprawa polityczna, a nie społeczna. Dlatego o tym, jak wygląda stolica decydują głównie deweloperzy, a nie mieszkańcy miasta. Częściej może organizacje dopuszczane są projektów tzw. rewitalizacyjnych. Zaniedbane budynki, dzielnice, ulice. Potrzebują troski. Podobnie jak ludzie, którzy tam mieszkają. Rewitalizacja – rozumiana jako proces społeczny, a nie jedynie remont i malowanie ścian – nie obejdzie się bez organizacji. Ale się obchodzi. Nierzadko na życzenie samych organizacji, które dochodzą do wniosku, że to nie jest temat dla społeczników, bo przecież to są poważne inwestycje, to za trudne...
– Mam poczucie, że organizacje nie są tym tematem zainteresowane – mówi Anna Pawłowska, Pełnomocnik Prezydenta Białegostoku ds. współpracy z organizacjami pozarządowych. – Chociaż klimat ze strony samorządu jest sprzyjający.
Sam klimat nie wystarcza. Potrzebne są konkretne motywacje (czytaj: pieniądze) oraz wizja lokalnych władz. Są przykłady, które pokazują, że to jest możliwe. Może za jakiś czas kształtowanie przyjaznej dla mieszkańca przestrzeni miejskiej i rewitalizacja przestaną być egzotyką w działaniach organizacji miejskich.
Dobre notowania
Tyle statystyki. A jak jest w rzeczywistości? Te organizacje, które jednak podejmują się rozwiązywania spraw miejskich, mają dość dobre notowania u władz. Osoby zajmujące się w urzędach kontaktami z pozarządówką mówią wprost: gdyby te działania nie były potrzebne i skuteczne, nie dawalibyśmy na nie pieniędzy.
Z rozmów z urzędnikami miejskimi wyłania się obraz sektora, który przejmuje się tym, co wokół i robi wiele, aby mieszkańcom żyło się lepiej. Zdaniem Michała Gucia, wiceprezydenta Gdyni, specyfika spraw, którymi zajmują się organizacje pozarządowe wynika nie tyle z ich „miejskości”, ile raczej z nagromadzenia problemów.
– Każde z działań, które mi przychodzą do głowy, można prowadzić też w gminie wiejskiej, ale na pewno miasto ze względu na intensywność zabudowy i zamieszkania gromadzi pewne problemy – mówi wiceprezydent Gdyni.
Kumulacja
Dobrym przykładem są działania skierowane do osób niepełnosprawnych.
– We wsi będzie jedna osoba niewidoma i żadna działalność wokół niej nie powstanie. A w Gdyni osób niewidomych jest 2 tys., a głuchoniemych – 5 tys. Pojawiają się więc inicjatywy skierowane konkretnie do nich – wyjaśnia M. Guć.
Martyna Leciak z Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu m.st. Warszawy dodaje, że podobnie jest z bezdomnymi.
– Problem bezdomności występuje oczywiście w całym kraju, ale w Warszawie, czy w innych większych miastach się kumuluje. U nas organizacje pozarządowe przejęły od miasta ciężar prowadzenia noclegowni, schronisk, jadłodajni i pralni dla osób bezdomnych. Na ten cel miasto przekazuje organizacjom pieniądze poprzez otwarte konkursy ofert na realizację zadań publicznych.
Grzegorz Justyński, koordynator łódzkiego Zespołu ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi zwraca uwagę na takie społeczne problemy, jak bezrobocie, ubóstwo i niski poziom życia.
– A do tego jeszcze patologie i ciężka sytuacja dzieci. To wszystko się zazębia – mówi.
Bariery
W mieście wiele działań podejmowanych przez organizacje się „zazębia”. Ktoś, zajmując się sprawami niepełnosprawnych, dąży do zniesienia barier architektonicznych w mieście – pomaga w ten sposób także seniorom. Maria Pawlak, Pełnomocnik Prezydenta Konina ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi przyznaje, że dokładnej liczby nie w pełni sprawnych mieszkańców Konina nie zna, chociaż miasto słynie z tego, że – dzięki współpracy z organizacjami pozarządowymi – jest jednym z najbardziej przyjaznych dla osób, które mają problemy z poruszaniem się.
– Wiemy, ile osób niepełnosprawnych jest skupionych w lub przy różnych organizacjach. Najprościej jest policzyć tych, którzy są niepełnosprawni z powodu narządu ruchu, ale mówiąc o „niepełnosprawności” mamy na myśli także tę wynikającą z różnych chorób czy wieku – wyjaśnia.
Senior w mieście
Wiek mieszkańców to kolejny temat, z którym w sposób szczególny muszą sobie radzić i władze, i organizacje miejskie.
– Na wsi jest wielopokoleniowa rodzina, seniorzy są „zagospodarowani”, opiekują się wnukami, a dzieci opiekują się seniorami. W mieście te więzi są porozrywane – zauważa Michał Guć. – W tym momencie wchodzi sektor pozarządowy lub miasto razem z sektorem pozarządowym po to, żeby tym ludziom pomóc. Pojawiają się inicjatywy samopomocowe. Panie się spotykają na herbatce w parafii i zawiązują klub seniora. Ale są też wyspecjalizowane inicjatywy dla seniorów. W Gdyni teraz kontraktujemy dziesiątki programów polegających na aktywizacji osób starszych. Miasto ma ponad 1mln zł na to, żeby organizacje pozarządowe umilały czas seniorom: jedna robi kursy tanga, druga – wycieczki, trzecia – grzybobrania, czwarta – robótki ręczne.
Przyjaciele dzielnicy
Życie w mieście daje poczucie anonimowości. Jednym to pasuje, innym – przeszkadza, dlatego szukają społeczności, z którą mogliby się utożsamiać. Najbliżej jej szukać w sąsiedztwie, w dzielnicy, na ulicy. I pojawiają się stowarzyszenia, które zajmują się wszystkim: od edukacji, poprzez zdrowie, sport, po zieleń, ale robią to dla mieszkańców określonej okolicy.
Na wielu warszawskich osiedlach można spotkać prężne organizacje, które starają się występować w obronie interesów mieszkańców. Stowarzyszenie „Nasza Choszczówka” zasłynęło ze skutecznej akcji protestacyjnej przeciwko budowie spalarni śmieci w pobliżu osiedla, ale to nie ten protest zainicjował powstanie organizacji. Mieszkańcy osiedla już znacznie wcześniej zaczęli organizować zajęcia sportowe dla dzieci, wydawać lokalną gazetę i zapraszać sąsiadów na różne wydarzenia kulturalne.
W szczecińskiej dzielnicy Pomorzany działa z kolei Stowarzyszenie Razem Łatwiej, które zostało zawiązane przez członków spółdzielni mieszkaniowej.
– Ta organizacja z jednej strony pomaga ludziom, którzy są wykluczeni społecznie i próbują się odnaleźć w życiu, a z drugiej – stała się centrum aktywności dzielnicowej, gdzie można przyjść, miło spędzić czas, starsi ludzie mają kursy komputerowe, uczą się jak korzystać z Internetu, jest czytelnia, biblioteka, stołówka osiedlowa – opowiada Paweł Szczyrski z Biura Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi.
Ekologia i nie tylko
Miejskie organizacje dość często podejmują też zadania związane z szeroko rozumianą ekologią. Jedne uczestniczą w opracowywaniu sieci ścieżek rowerowych (np. w Białymstoku i Szczecinie), inne protestują przeciwko budowie nowych dróg w pobliżu osiedli mieszkaniowych, a także włączają się w konsultacje przebiegu tych dróg przez miasto (np. warszawskie stowarzyszenie „Chomiczówka przeciwko degradacji”). Są też takie, które starają się zapobiegać niszczeniu miejskiej przyrody. Często ich działania wynikają z warunków bardzo specyficznych dla danego miasta. W Warszawie na przykład w końcu zauważono, że przepływa przez nią rzeka, która nie musi być tylko ciekiem wodnym, ale może być także ważnym miejscem miejskiego życia. Wisłę Warszawie próbuje przywrócić m.in. Fundacja Ja Wisła.
– Zachęca mieszkańców miasta do bywania nad rzeką i zaprasza do różnych działań, które mają zachować jej otoczenie, roślinność, ptaki. Warszawiacy mogą uczestniczyć w organizowanych przez Fundację rejsach, wycieczkach rowerowych brzegami rzeki, pokazach filmów i akcjach ratujących nadwiślańską przyrodę. Są to bardzo nowatorskie działania – mówi Martyna Leciak.
Rewitalizacja? To za trudne...
Czym jeszcze mogą się zajmować organizacje w mieście? Najogólniej mówiąc: przestrzenią. Mogą dbać o to, aby miasta były piękne, aby miło się w nich przebywało.
– W Szczecinie zawiązała się grupa młodych ludzi, którzy zaczęli zwracać uwagę na nieład przestrzenny, na bzdurnie wieszane reklamy w mieście. To było działanie typowo obywatelskie. Oni się nigdy nie sformalizowali, ale doprowadzili do tego, że ten temat wskoczył na łamy mediów – mówi Paweł Szczyrski.
Niestety, zagospodarowanie przestrzeni miejskiej rzadko jest wymieniane jako dziedzina, w której organizacje mają coś do powiedzenia. W miastach, które nie mają planu zagospodarowania przestrzennego (jak np. w Warszawie) pokutuje przekonanie, że to jest sprawa polityczna, a nie społeczna. Dlatego o tym, jak wygląda stolica decydują głównie deweloperzy, a nie mieszkańcy miasta. Częściej może organizacje dopuszczane są projektów tzw. rewitalizacyjnych. Zaniedbane budynki, dzielnice, ulice. Potrzebują troski. Podobnie jak ludzie, którzy tam mieszkają. Rewitalizacja – rozumiana jako proces społeczny, a nie jedynie remont i malowanie ścian – nie obejdzie się bez organizacji. Ale się obchodzi. Nierzadko na życzenie samych organizacji, które dochodzą do wniosku, że to nie jest temat dla społeczników, bo przecież to są poważne inwestycje, to za trudne...
– Mam poczucie, że organizacje nie są tym tematem zainteresowane – mówi Anna Pawłowska, Pełnomocnik Prezydenta Białegostoku ds. współpracy z organizacjami pozarządowych. – Chociaż klimat ze strony samorządu jest sprzyjający.
Sam klimat nie wystarcza. Potrzebne są konkretne motywacje (czytaj: pieniądze) oraz wizja lokalnych władz. Są przykłady, które pokazują, że to jest możliwe. Może za jakiś czas kształtowanie przyjaznej dla mieszkańca przestrzeni miejskiej i rewitalizacja przestaną być egzotyką w działaniach organizacji miejskich.
Stowarzyszenia z miast mają statystycznie więcej członków niż
organizacje wiejskiej, członkowie ci chętnie regularnie płacą
składki (przeciętnie 65% w porównaniu do ok. 55% na wsi), ale za to
nieco mniej chętnie biorą aktywny udział w życiu organizacji. Ponad jedna czwarta stowarzyszeń i fundacji z Warszawy i innych stolic wojewódzkich ma budżety roczne większe niż 100 tys., a mniej niż 5 tys. zł dysponuje 40% inicjatyw pozarządowych (w porównaniu do ponad 50% wśród organizacji z terenów wiejskich). Organizacje w miastach korzystają z bardziej zróżnicowanych źródeł finansowania: składek, środków publicznych, darowizny – od firm i osób prywatnych, a do tego częściej podejmują działalność gospodarczą lub odpłatną. Ok. 28% miejskich organizacji zatrudnia pracowników (w Warszawie ponad 36%), często są to kobiety. Panie także – częściej w miastach niż na wsi – zasiadają we władzach organizacji. Liderzy organizacji z miast za najważniejsze wartości, którymi kierują się ich organizacje uznają profesjonalizm i poczucie misji. Znacznie rzadziej pojawia się np. troska o dobro wspólne. |
O REWITALIZACJI Michał Guć, wiceprezydent Gdyni Jedna z gdyńskich dzielnic odbiega standardem życia, wskaźnikami ekonomicznymi i społecznymi od pozostałych obszarów miasta. Obserwacje i analizy wskazują, że mieszkańcy tego obszaru nie są w stanie samodzielnie podjąć wysiłku podźwignięcia się, podjęcia działań, które mogłyby zatrzymać proces degradacji. Stąd inicjatywa samorządu, by uruchomić projekty wspierające mieszkańców w pozytywnej aktywności. Bezcennym partnerem takich projektów są właśnie organizacje pozarządowe. Jedna z gdyńskich fundacji zaproponowała program, polegający na włączeniu seniorów do działań rewitalizacyjnych. Osoby, które już zakończyły aktywność zawodową, ale są jeszcze pełne sił, fundacja przygotowuje do roli mentorów dla rodzin z małymi dziećmi. Działania te są kierowane do rodzin ze sfery ryzyka. Zakładamy, że pojawienie się dziecka jest bodźcem, do zmiany dotychczasowych zwyczajów i zachowań. Mamy nadzieję, że pracując wspólnie z taką przyszywaną babcią lub dziadkiem, uda się tym ludziom wyjść z trudnej sytuacji. Mentorzy nie są osobami obcymi. To ludzie żyjący w tym samym środowisku, sąsiedzi może nawet z tego samego bloku. Są wyposażani w odpowiednie umiejętności, tak by skutecznie „pilotować” swoich podopiecznych – dzieci, a wraz z nimi całe rodziny. Ten projekt dopiero zaczynamy – jego autorem i realizatorem jest organizacja pozarządowa. Zgłosili go w konkursie „Gdynia 55+” jako formę aktywizacji seniorów, w zupełnie innej dzielnicy. Jako pomysł na spędzanie wolnego czasu projekt był zbyt kosztowny, ale jako element rewitalizacji dzielnicy wart jest realizacji. Obecnie rozmawiamy z kolejnymi dwoma organizacjami, z których jedna przygotowuje projekt aktywizacji młodzieży, druga zaś zespół street workerów, którzy będą pracować na tym terenie. Grzegorz Justyński, koordynator zespołu ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi Urzędu Miasta w Łodzi W Łodzi mamy sporo lokali, które wymagają rewitalizacji i objęcia programem społecznym. W tych miejscach mieszkają ludzie, którzy tam żyją i pracują od co najmniej kilkudziesięciu lat. Rewitalizacja tych dzielnic wymaga „oprzyrządowania technicznego”, ale również współpracy z organizacjami pozarządowymi – bądź z zewnątrz, bądź już działającymi na tym terenie. Nad tą koncepcją obecnie pracuje zespół realizujący ten program, m. in. prowadzi badanie, które pomoże określić problemy i potrzeby takich społeczności. To jest potrzebne, aby przygotować mieszkańców do podjęcia ważnych dla nich decyzji. Paweł Szczyrski, kierownik Biura ds. Organizacji Pozarządowych Urzędu Miasta Szczecina W Szczecinie rozwija się program Zielone Podwórka. Zapoczątkowało go stowarzyszenie działające na osiedlu Turzyn. Centralna część Szczecina ma zabudowę secesyjną. Podwórka tych kamienic są strasznie smutne, betonowe. Pomysł na ich ożywienie wzięliśmy z dzielnicy Berlina Kreuzberg. Mieszkańcy wspólnymi siłami doprowadzają do tego, że podwórka ożywają. Są odtwarzane klomby, pojawiają się ławeczki, tworzą się takie zielone enklawy, gdzie można miło spędzić czas. Z wielkim zadowoleniem muszę powiedzieć, że ten program ożył po dość długiej przerwie. Myślę, że będzie realizowany we współpracy wielu instytucji: rad osiedlowych, organizacji pozarządowych, samych mieszkańców. Miasto na pewno dołoży do tego swoje trzy grosze. |
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 04 (52) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.