Miasto likwiduje szkoły i przedszkola. Ostre protesty
Czy kryzys zajrzał do warszawskich szkół? Tak, a cięcia budzą ostry sprzeciw części rodziców uczniów. We wtorek protestowali w czterech dzielnicach.
Gdy Wiatraczek zamienia się w Niezapominajkę
Dzielnice biorą się do konkretnych cięć i ingerują w sieć szkół. Zmiany dotyczą kilkudziesięciu placówek. Posunięcia usprawiedliwia się niżem demograficznym, ale gdyby nie kryzys, to część z nich działałaby pewnie nadal.
Przyjrzyjmy się zmianom. Dotyczą one m.in. gimnazjów na Żoliborzu, Bielanach i Pradze-Południe, które wykorzystują tylko część zajmowanych budynków z powodu kłopotów z naborem. Samorządy zmuszone do liczenia każdej złotówki decydują, że gimnazjaliści dokończą naukę w innych budynkach. Część szkół przeniesie się, zachowując nazwę i strukturę. Inne będą zlikwidowane.
Ruch w obronie przedszkola jest niesamowicie silny. Przed urzędem dzielnicy odbył się protest w tej sprawie i w sprawie innych cięć w oświacie. PiS, który zwołał tę pikietę i trzy w innych dzielnicach, protestował razem z anarchistami, radykalną lewicą, rodzicami z dziećmi. To kolejny przykład protestu ponad podziałami i przeciw brakowi konsultacji społecznych. Przyszło kilkadziesiąt osób.
Szukanie pieniędzy w obiadach
Ogromne emocje budzą też cięcia wydatków na szkolne kuchnie. Te zmiany nie są związane z demografią, tak jak w przypadku pustoszejących gimnazjów czy liceów, do których trafiają roczniki z niżu. Chodzi o to, by po prostu pozbyć się pewnych wydatków. Dotąd decyzje w sprawie kuchni podejmowały pojedyncze szkoły. Dyrektorzy tłumaczyli m.in., że jest im wygodniej wynająć szkolną kuchnię prywatnej firmie i nie martwić się o kucharza, kontrolę inspekcji sanitarnej, zamawianie produktów. Gdy rodzice taką decyzję akceptowali, można było wpuścić ajenta.
Teraz do zmian prą burmistrzowie. Władze Woli skutecznie namówiły do oszczędzania i rezygnacji z prowadzenia szkolnej kuchni niemal wszystkich dyrektorów szkół (na ponad 100 tylko dwie gotują same). W efekcie od września dzielnica praktycznie nie ma już w budżecie rubryki, w której ujęte były pensje na etaty kucharek i pomocy kuchennych oraz na utrzymanie pomieszczeń i sprzętów kuchennych.
W tym roku taka wielka zmiana czeka Mokotów i najpewniej Bemowo. Burmistrz Mokotowa już obliczył, że gdy zwolni 113 pracowników kuchni, w budżecie zostanie prawie 7 mln zł rocznie. Przykładem Woli zainspirował się też zarząd Bemowa, który liczy na ok. 2 mln zł oszczędności na szkolnych kuchniach. Decyzja jeszcze nie zapadła. Kwestię sprywatyzowania kuchni analizują władze Śródmieścia.
Szkolnych kuchni nie mają nowe szkoły w Białołęce. Trzy z nich oddane do użytku po rozbudowie we wrześniu tego roku korzystają z usług cateringu. Podobnie będzie z trzema podstawówkami, które Białołęka ma zbudować do września 2014 r. (na te inwestycje pieniędzy nie zabraknie, jak zapewniają urzędnicy). Są projektowane bez kuchni, tylko ze stołówką.
Nie ma pływania, nie będzie woźnych
Objawy kryzysu widać też w grafiku zajęć dla uczniów. Bogate Śródmieście stać było do niedawna na to, żeby fundować naukę pływania wszystkim drugoklasistom z podstawówek oraz części gimnazjalistów. Teraz trzeba było z tego zrezygnować. Na Woli nie ma pieniędzy na ekstra zajęcia pozalekcyjne - przygotowanie do matury i egzaminu gimnazjalnego. W całym mieście co jakiś czas wybucha głośny spór o likwidowanie klas, w których jest po kilkunastu uczniów. Są oni przyłączani do klas równoległych. Najgłośniej protestowali rodzice z Bemowa, ale podobne przykłady mamy na Mokotowie i - ostatnio - na Ochocie. Kryzys przekłada się też na cięcia w etatach obsługi szkół. Mokotów zastąpi dozorców tańszym monitoringiem, podobny plan ma Bemowo.
Mniej pieniędzy dla nauczycieli
Źródło: warszawa.gazeta.pl