Znamy lokalizacje trzech podwórek, które dzięki działaniom Fundacji na rzecz Wspólnot Lokalnych "Na miejscu" oraz Zarządu Zieleni m.st. Warszawy mają szanse stać się zielonymi wyspami w swojej okolicy. To nie pierwsza wspólna realizacja tej organizacji i stołecznego Zarządu Zieleni.
Fundacja na rzecz Wspólnot Lokalnych "Na miejscu" zajmuje się zagospodarowaniem przestrzeni miejskiej tak, by była przyjazna ludziom. By chcieli spędzać w niej czas i by sprzyjała budowaniu więzi w lokalnych społecznościach. Jej założycielką jest Marta Trakul-Masłowska. Wraz z Magdą Kubecką prowadzą edukację o mieście. Nie są architektkami. Marta Trakul-Masłowska jest socjolożką. A Magda Kubecka antropolożką.
– Szczerze mówiąc, nie wiem skąd wziął się pomysł na założenie Fundacji – mówi mi Marta Trakul-Masłowska. – Zawsze mnie interesowała przestrzeń. Może wynika to z moich osobistych doświadczeń. Wychowałam się na Grochowie, gdzie przestrzeń była bardzo nieprzyjazna i nawet nie wiedziałam o tym, że można spędzać czas fajnie i bezpiecznie, siedząc sobie na przykład na trawniku. A potem się przeprowadziłam na Sady Żoliborskie i tam poczułam, że mogę siedzieć godzinami pod drzewem z komputerem i jest przyjaźnie, wygodnie i fajnie.
Fundacja realizuje projekty zmieniające przestrzeń miejską, ale prowadzi też badania i konsultacje społeczne oraz warsztaty placemakingowe. Te ostatnie skierowane są do wszystkich osób zainteresowanych zmienianiem miasta. Warsztaty poszerzają wiedzę o przestrzeni publicznej, odpowiadają na pytanie, jak urządzać podwórka, skwery, place, by przyciągały ludzi i jak podnosić poziom bezpieczeństwa.
Jeżogród i Pragórka
Wilcza Górka, Jeżogród, U Rydza, Kalinowa Łąka i Pragórka – to zupełnie nowe miejsca, które niedawno pojawiły się na mapie Warszawy. A wszystko to za sprawą wspólnego projektu "Ogrody do zabawy" zrealizowanego przez Zarządu Zieleni m.st. Warszawy i Fundację "Na miejscu". Ogrody to miejsca twórczej i swobodnej zabawy z użyciem naturalnych materiałów takich jak: kamienie, szyszki, kora, pieńki, wiklina czy gałęzie. W czasie projektu wybrano 5 spośród zgłoszonych przez mieszkańców lokalizacji. Później, wspólnie z mieszkańcami, stworzono koncepcję ogrodów. A w lipcu wspólnymi siłami je wybudowano.
– Na początku myśleliśmy, że będzie jak zawsze – mówi założycielka Fundacji "Na miejscu". – Zaplanujemy ogrody z ludźmi, zaprosimy architekta, który nasze pomysły poukłada, a jakaś firma to wykona. Ale okazało się, że jednak musimy zrobić to sami. Z Magdą Kubecką i Kasią Iwińską, z którymi współtworzyłam ten projekt, zaprosiłyśmy więc do współpracy artystów zamiast architektów: Roberta Czajkę i Jaśminę Wójcik. Później sami musieliśmy zamówić materiały i się z nimi obejść. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłyśmy. Ale dzięki temu, że mieszkańcy się bardzo zaangażowali, wspólnymi siłami, pracując w pocie czoła, zbudowaliśmy te place. Tyle lat się zajmuję działaniami w przestrzeni miejskiej i pierwszy raz miałam do czynienia ze społecznościami, którym tak bardzo zależało, by coś fajnego w ich okolicy powstało.
Od września w ogrodach prowadzone są działania edukacyjne.
– Będziemy robić zielniki z okolicznych roślin – mówi Marta Trakul-Masłowska. – Myśleliśmy też o tym, by wzbogacić te place w instrumenty dźwiękowe z naturalnych materiałów. Można by pomyśleć, że ludzie nie są gotowi na takie naturalne miejsca do zabawy. Bo naszymi materiałami są tu kora, pnie, kamienie, patyki. Tymczasem wszyscy się w tym bardzo odnaleźli.
Zaangażowanie mieszkańców w projekt sprawiło, że Marta Trakul-Masłowska chce kontynuować z nimi współpracę.
– Nie chcemy się rozstać z tymi społecznościami, mam nadzieję, że uda nam się tam zostać. Warto takich aktywnych mieszkańców wspierać.
Otwarte, zielone podwórka
Fundacja "Na miejscu" wraz z Zarządem Zieleni prowadzi obecnie także inny projekt: "Podbijamy podwórka". Jego celem jest odbetonowanie podwórek miejskich w okolicach, w których brakuje zieleni. Mają one stać się "zielonymi wyspami", miejscami oddechu. To duży projekt, w który zaangażowany jest architekt oraz firmy wykonawcze. Zgłoszenia można było wysyłać do końca sierpnia.
– Warunkiem zgłoszenia była zgoda wspólnoty lub spółdzielni na przebudowę podwórka – mówi Marta Trakul-Masłowska. – Premiowaliśmy jak największy udział społeczności lokalnej. Chcemy urządzić tam miejsca spotkań i do zabawy, a teoretycznie mogłoby to wyzwalać jakiś konflikt. Dla części osób niekoniecznie jest to marzenie. Dlatego musimy wybrać takie miejsca, w których ludzie chcą, żeby coś się działo.
Do konkursu zgłoszono 18 lokalizacji. Spośród nich wybrano trzy. 14 września 2018 r. poznaliśmy adresy, które wkrótce czekają duże zmiany: podwórko między ulicami Korytnicką i Dobrzyniecką (Praga Południe), podwórko przy ulicy Rokosowskiej 1 (Ochota), podwórko przy ulicy Okrzei 29 (Praga Północ).
Oprócz samej przebudowy podwórek, Fundacja zorganizuje też akcje edukacyjne, które pokażą mieszkańcom, jak podnosić bezpieczeństwo w okolicy.
– Będziemy mówić o koncepcji "oczu ulicy" Jane Jacobs: im więcej osób patrzy i jest na ulicy, tym bezpieczniej – wyjaśnia Marta Trakul-Masłowska. – Bezpieczeństwo podnosi też czystość przestrzeni. Są badania, które udowadniają, że jeśli w okolicy jest czysto, są nasadzone kwiaty, nie ma śmieci, to osoby, które chcą robić jakąś grandę, się tam nie odnajdują. Ta przestrzeń automatycznie działa tak, że jest bezpieczniejsza.
Miasto dla ludzi
Marta Trakul-Masłowska zauważa, że w Polsce myśl urbanistyczna dopiero się odradza.
– Myślę, że jest niewielka świadomość urbanistyczna, a ludzie działają tylko na swoich podwórkach – mówi i z żalem dodaje, że w kontekście nowego programu rządowego możemy pożegnać się z projektowaniem przestrzennym.
O tym, dlaczego architektura nie może się obejść bez urbanistyki, opowiada na przykładzie Katowic i tamtejszej Strefy Kultury, która zdobywa liczne architektoniczne nagrody.
– To faktycznie są perełki architektoniczne, ale ograniczone tylko do siebie. Nikt nie podszedł do tego z perspektywy urbanistycznej, by zrobić tam coś dla ludzi. Przestrzeń między tymi budynkami jest kompletnie nie do życia. Jest wybetonowana, ma kilka rachitycznych drzew i nie da się nawet przechodzić wygodnie pomiędzy budynkami, bo albo wieje, albo jest słońce. Ogromnym błędem jest też to, że te obiekty są odcięte od miasta ruchliwą ulicą. W związku z czym ta przestrzeń nie zasila miasta, a miasto nie zasila jej. Wielka, piękna inwestycja, ale życie pomiędzy budynkami też trzeba projektować.
W Warszawie – zdaniem prezes Fundacji "Na miejscu" – coś się ruszyło. – Budzi się świadomość urbanistyczna władz Warszawy.
Źródło: inf. własna [warszawa.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23