Marzę o domach spokojnej, pogodnej starości, w których pensjonariusze odnajdą od dawien dawna poszukiwany swój kąt, gdzie poczują się jak u siebie. Tego, czego im brakło przez lata bezdomnej tułaczki. Zbyt wiele starszym od siebie, z nadbagażem lat, których ciężar przygiął do ziemi zbyt nisko i zbyt wcześnie…
Dzień Ludzi Bezdomnych nie był w założeniach pomysłem na ich święto. Marek Kotański mówił, że jest potrzebny taki dzień na refleksję u jednych i serdeczną myśl u innych.
Ludzie bezdomni. Powód ich skrajnie niekorzystnego położenia, to niekończąca się opowieść z tysiącami przeróżnych splotów okoliczności w tle.
Zaburzenia systemu wartości, poddanie się obezwładniającej inercji, zubożenie pokładów wiary w sukces odtworzenia swego miejsca i pożądanych ról społecznych, to sfera negatywnych przymiotów, które utrudniają proces readaptacji i powrotu do aktywnego życia w warunkach pełnej podmiotowości prawnej i obywatelskiej większości rezydentów placówek dla ludzi bezdomnych.
Proces wtórnej socjalizacji realizowany za pomocą atrakcyjnych form readaptacji i aktywnego w nim uczestnictwa jego beneficjentów, to jedyny skuteczny model przywracania rodzinie i społeczeństwu osób, dla których w ich subiektywnej ocenie, tzw. świat zewnętrzny, stał się hermetycznym bytem, zarezerwowanym dla grup względnego sukcesu.
Uświadomienie konieczności zrzucenia pancerza inercji, podjęcia wyzwań „mimo wszystko”, to przesądzający o powodzeniu, początek drogi do rzeczywistości świata zewnętrznego. To projekcja życzeniowa, a życie idzie swoją drogą przy akompaniamencie skrzeczącej rzeczywistości.
Istniejąca oferta pomocowa form stacjonarnych, to przepełnione schroniska i noclegownie, gdzie w znanej nam większości, obowiązuje rygor rejonizacji wynikający z obostrzeń dotacji celowych na rzecz tego typu placówek. Jest to znaczące utrudnienie dla aktywnych zawodowo i nieposiadających stosownych świadczeń socjalnych potencjalnych pensjonariuszy tych ośrodków.
W ogromnej większości placówek dla ludzi bezdomnych, wymagane są opłaty za pobyt, co dla wielu staje się przeszkodą nie do przebrnięcia już na wstępie biegu ich centrum spraw osobistych. Niestety. Rzadkością jest komfort stałego dostępu do pracownika socjalnego, a jeśli już, to ogrom spraw, którym winien on podołać, przerasta jego możliwości czasowe.
W związku z tym, marzenia o skutecznej pracy na rzecz osobistych potrzeb życiowych indywidualnego podopiecznego, nie wytrzymują próby zderzenia z realiami codziennej rzeczywistości. Uważam, że dostęp do niezbędnej pomocy i poradnictwa, nie może być przywilejem lecz niezbywalnym prawem a zarazem regulaminową koniecznością.
W domach Stowarzyszenia Monar i w jego Ruchu Wychodzenia z Bezdomności Markot, zespół działań na rzecz aktywnego wsparcia tych, którzy w swym subiektywnym przeświadczeniu skazani są na społeczny niebyt, obliczony jest na rozbudzenie nowych zainteresowań, oraz ugruntowanie przeświadczenia, że postawa otwartości na dostępną ofertę pomocową, to pierwszy i najważniejszy krok do właściwego zeń korzystania.
Tak dzieje się w Lublinieckim Centrum Pomocy Bliźniemu od trzech lat w jego piętnastoletniej historii. Pragniemy odnaleźć drogę do głęboko tkwiących pokładów poczucia własnej wartości, na nowo wzbudzić chęć spełnienia się w pożądanych rolach społecznych i pomóc w odtworzeniu gotowości samorealizacji w wymiarze mikroskali centrum spraw osobistych. Bo potrzebne są swoiste kuźnie charakterów i tężnie uczuć, będące instrumentami, które niejako kruszyć będą pierwsze lody, wydobywając z aksjologicznego lapidarium to, co najważniejsze; chęć bycia potrzebnym i niepowtarzalnie piękny smak wdzięczności za okazane serce.
Nie jest tajemnicą, że organizm państwa nie nadąża za dynamiką procesów, których ofiarą są ludzie, pozostający w „drugim obiegu” nurtu życia w wymiarze społecznym i osobistym. Makarenkowski świat „bezprizornych” nie jest wyłącznie historycznym bytem. W rodzimym wydaniu polskiej rzeczywistości przybrał postać wielotysięcznej rzeszy dorosłych, którym sekwencja zdarzeń losowych, zamazała świat uniwersalnych wartości, pokrzyżowała drogi racjonalnych wyborów życiowych, by w konsekwencji wymościć posłanie na więziennej pryczy, bądź pośród bielonych ścian schroniska dla ludzi bezdomnych.
Chcemy zdążyć na czas z naszymi propozycjami odbudowy motywacji i rekonstrukcji osobowości. Kierujemy się przy tym przesłaniem płynącym z nauk Kościoła o konieczności wspierania bliźniego, a także czerpiąc z dorobku myśli filozoficznej prof. Tadeusza Kotarbińskiego w jego ponadczasowej wartości etyki niezależnej, a w szczególności roli człowieka spolegliwego.
Według ostrożnych szacunków, przyrost kwalifikowanej bezdomności wobec już istniejącego rozmiaru, sięga nie mniej niż od 13 do 17%. Liczby bezwzględne są nie do oszacowania w konkretnym roku obliczeniowym, ze względu na migracyjny charakter zjawiska, oraz brak skutecznego mechanizmu szacunkowego. Jedynym pewnikiem w tej materii jest fakt, iż problem bezdomności jest zjawiskiem o niezwykle dynamicznym charakterze jego wzrostu. Blisko 25% osób bezdomnych unika kontaktu z placówkami zorganizowanych form stacjonarnej pomocy w obawie przed konsekwencjami urzędowego obiegu informacji. W większości dotyczy to osób o nieuregulowanych kwestiach prawnych, wybierających dyskomfort bezdomności w jej drastycznej formie – rezydowanie w kanałach, pustostanach, węzłach magistral ciepłowniczych, altanach działkowych – zamiast kontaktu z wymiarem porządku prawnego.
Tego typu postawy charakteryzuje szczególnego rodzaju determinacja – pozostawanie w skrajnie niekorzystnym położeniu socjalnym przez okres kilkakrotnie dłuższy niż spodziewany górny wymiar kary pozbawienia wolności z tytułu zadawnionego czynu karalnego. Istnieje bezwarunkowa konieczność uruchomienia instrumentarium poradnictwa prawnego na rzecz także tych, którzy pozostając w konflikcie z wymiarem sprawiedliwości, szukają dróg do rozwiązania swej skomplikowanej sytuacji prawnej.
Pobyt w placówkach dla ludzi bezdomnych winien być początkiem nowej drogi na rzecz wypełnienia luki powstałej w wyniku życiowego falstartu, nieudolności urzędniczej, braku pomysłów, lub wyobraźni tych, którzy z mocy ustawy winni przejawiać zdecydowanie większą aktywność programową na rzecz pomocy tym, którzy z różnych powodów i w różnych okolicznościach zgubili się i nie potrafią odnaleźć najkrótszej drogi do domu. Wierzę, że wtedy odnajdą się w nowej rzeczywistości i osiągną status pełnej podmiotowości w swych oczekiwanych rolach społecznych.
Przewiduje się, że każdy beneficjent programu uzyska socjalno-ekonomiczną samodzielność, na którą złoży się stałe zatrudnienie i z tego tytułu wypływająca gwarancja umocowania materialnego, pozwalającego na w miarę znośne warunki mieszkaniowe i stosowny standard bytowania.
Drogą utrwalenia mechanizmów samokontroli i racjonalnych wyborów, oraz odpowiedzialności za podejmowane decyzje, beneficjenci programu readaptacji, przygotowani będą do wyzwań dnia powszedniego. Rzecz dotyczy zarówno sfery mentalnego procesu decyzyjnego, jak również sztuki optymalnych wyborów z punktu widzenia pragmatyki życiowych konieczności.
Jedyną z gwarancji powodzenia procesu readaptacji społecznej jest atrakcyjność proponowanych form.
W gestii organizacji pozarządowych pozostaje blisko dziewięćdziesiąt procent miejsc noclegowych dla ludzi bez dachu nad głową.
Ustawa o pomocy społecznej dość jednoznacznie określa rolę państwa i jego urzędniczych agend w obszarze kompensacji bezpośrednich szkód zjawiska bezdomności.
A życie wie i robi swoje.
Wyłącznie serc pospolitym wzruszeniem stowarzyszeń i fundacji, sprawy załatwić się nie da. Regulacje ustawowe, w których napisano, iż nie ma w Polsce ludzi bez osłony socjalnej chociażby w kategorycznych funkcjach jak wyżywienie i schronienie, bywają przez urzędników traktowane jak kartka letnich pozdrowień od cioci z Ustki.
I powiada pani z gminnego ośrodka pomocy społecznej, że Janowi Kowalskiemu nie zrefunduje pobytu w placówce opiekuńczej temu panu Janowi, bo nie ma go w planie. Noclegowni, też nie. Może w przyszłym roku. Szefostwo ośrodka dla bezdomnych musi sobie z tym poradzić. Zmniejszymy porcje żywieniowe, bo przecież jeść nieplanowanemu pensjonariuszowi nie odmówimy. Nie wywiesimy też kartki na drzwiach, że przyjęć nie ma do odwołania. Ale spełniony musi być warunek solidarności ludzkiej. Liczy się każdy kilogram kaszy, worek ziemniaków, butelka oleju i paczka rosołków marki kogucik. Liczy się gest, który ma także moc sprawczą dobrego przykładu. Bo jeśli poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej powie, że dał dziesięć worków kartofli, to z sentymentem powitam hasło współzawodnictwa socjalistycznego w postaci zapytania KTO DA WIĘCEJ?
Regulacje prawne dotyczące problemu bezdomności wyznaczone są zapisami ustawy zasadniczej państwa, tj. Konstytucją RP z 1997 roku. Art. 67, w którym przyznaje się każdemu obywatelowi prawo do zabezpieczenia społecznego, oraz art. 75, który stanowi, iż „władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego, oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania.
Jak pięknie mogłoby być…
Zgodnie z ustawą zasadniczą państwa, realizatorem zadań w zakresie przeciwdziałania bezdomności jest jednostka samorządu terytorialnego. I tylko zgodnie z Konstytucją, bo zupełnie niezgodnie z rzeczywistością.
Art. 166 Konstytucji RP stanowi, że „zadania publiczne służące zaspokojeniu potrzeb wspólnoty samorządowej są wykonywane przez jednostkę samorządu terytorialnego jako zadania własne”. Zadania państwa w zakresie pomocy dla bezdomnych określa ustawa „O pomocy społecznej” z dnia 29.11.1990 r.
Pomoc społeczna udzielana jest z powodu bezdomności (art. 3pkt 3) osobom nie mającym żadnych źródeł utrzymania lub gdy ich dochód nie przekracza kryterium dochodowego przewidzianego w ustawie (art. 4).
Świadczenia udzielane są na wniosek osoby zainteresowanej lub za jej zgodą, ewentualnie z urzędu (art. 38).
Obowiązek wykonywania zadań pomocy społecznej spoczywa na gminie, która nie może odmówić pomocy osobie potrzebującej (art. 9). Właściwą gminę ustala się wg miejsca zamieszkania osoby ubiegającej się o świadczenie, a w przypadkach nie cierpiących zwłoki- wg miejsca pobytu (art.37pkt 1).
Projekcja życzeniowa, tyle że ponumerowana i wyrażona w formule niespełnialnych marzeń. Bo prawda jest zapisana w Konstytucji, a brzmi ona tak:
Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
A teraz coś optymistycznego.
Szczerze wierzę, że powiedzie się najśmielszy projekt naszego Stowarzyszenia Rodzinnych Sadyb Markotu, a w ślad za nim innych, którym nadamy rangę szczególnego priorytetu. Marzy mi się uruchomieniu placówek, w których znajdą miejsca najstarsi nasi podopieczni. A także ci, wobec których jakiekolwiek formy inkluzji i wtórnej socjalizacji są bezskuteczne lub zgoła niecelowe. Marzę o domach spokojnej, pogodnej starości, w których pensjonariusze odnajdą od dawien dawna poszukiwany swój kąt, gdzie poczują się jak u siebie. Tego, czego im brakło przez lata bezdomnej tułaczki. Zbyt wiele starszym od siebie, z nadbagażem lat, których ciężar przygiął do ziemi zbyt nisko i zbyt wcześnie…
Pozdrawiam świątecznie.
Roman Kulej, terapeuta uzależnień w Ośrodku Monar w Zbicku, szef Lublinieckiego Centrum Pomocy Bliźniemu.
Źródło: Lublinieckie Centrum Pomocy Bliźniemu Monar