Manufaktura Społeczna: od wspólnoty do przedsiębiorstwa społecznego
– Nie jesteśmy wielką firmą, która ma miliony złotych na koncie. Staramy się robić swoje – to, co czujemy, że ma sens i daje dużo dobrego nam, lokalnej społeczności i osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym – mówi Krzysztof Łagodziński, prezes Fundacji Manufaktura Społeczna, przedsiębiorstwa społecznego działającego pod Mińskiem Mazowieckim.
Manufaktura Społeczna, przez lata działająca jako Fundacja Sławek, rozpoczęła działalność w związku z rodzinnymi doświadczeniami Krzysztofa Łagodzińskiego. Jego tata, Marek, był alkoholikiem. O ile mama była członkinią Al-Anon, grupy wsparcia dla osób, których bliscy są uzależnieni, a Krzysztof z rodzeństwem uczęszczali na spotkania Alateen, o tyle tata jako ostatni podjął kroki w kierunku leczenia. Były to lata 90. ubiegłego wieku, do Polski dopiero trafiały programy anonimowych alkoholików. Udało się tatę w końcu namówić na jedno spotkanie, potem poszedł na kolejne i zaczął stawać na nogi. Gdy mu się to udało, dobrze poznał metodę, wiedział, jak zorganizować meeting, jakie zasady panują w programie dwunastu kroków, zaczął być zapraszany jako mentor w różnych miejscach. Tak trafił do byłego więzienia przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, gdzie współtworzył pierwszą w kraju grupę AA w zakładzie karnym.
– Tata ma mnóstwo opowieści z tym związanych, wspominał też, że początkowo czuł się od tych osadzonych chłopaków lepszy. Dopiero z czasem zobaczył, że to tacy sami ludzie jak my, po prostu powinęła im się noga i z wielu różnych przyczyn ostatecznie wylądowali za kratkami. W którymś momencie zaczęli wychodzić na wolność i odzywali się wtedy do taty, mówiąc, że nie chcą wracać do alkoholu, do przestępczości, ale nie mają gdzie się podziać. Tata po prostu przyprowadzał ich do nas do domu i zapewniał podstawowe wsparcie. W pewnym momencie trzeba to było jednak jakoś usystematyzować, nadać struktury – wspomina Krzysztof Łagodziński.
Tak właśnie powstała Fundacja Sławek, nazwana na cześć pierwszego byłego więźnia, któremu zaoferowana została wielowymiarowa pomoc. Mowa o treningach psychospołecznych, wsparciu psychologicznym, warsztatach edukacyjnych, szkoleniach zawodowych, stażach, pomocy w szukaniu zatrudnienia. Na początku lat dwytysięcznych działał też program, w którym byli więźniowie szli, prowadząc wózki, z osobami z niepełnosprawnościami w pielgrzymkach na Jasną Górę. Wtedy to Marek Łagodziński wspomniał księdzu Janowi Sikorskiemu, ówczesnemu naczelnemu kapelanowi więziennictwa – a obecnie też członkowi rady fundacji – że dobrze byłoby mieć jakąś większą siedzibę, w której osoby po wyjściu na wolność mogłyby zmienić swoje życie i zacząć lepiej funkcjonować. Ksiądz Sikoraski wspomniał o zakonie sióstr szarytek, który dysponuje niszczejącym domem we wsi Mienia pod Mińskiem Mazowieckim.
– Tata pojechał tam z chłopakiem, który dopiero co opuścił więzienie, obejrzeli, uznali, że da się to miejsce porządnie wyremontować. Siostry szarytki użyczyły nam ten teren, dzięki czemu mogliśmy założyć gospodarstwo, nazwane Domem w Pół Drogi – mówi Krzysztof Łagodziński.
Niedługo potem, mniej więcej w 2005 roku, Krzysztof Łagodziński, poproszony przez rodziców, mocniej włączył się w prace fundacji i zaczął pisać wnioski o środki z Unii Europejskiej. Organizacja rozkwitała, zaczęła realizować coraz więcej projektów, ale kilka lat później, w 2016 roku, zaczęły się jednak problemy. Gros środków na działalność fundacji szło bowiem z dawnego Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej (obecnie Fundusz Sprawiedliwości). Gdy w Polsce zmieniła się władza, wsparcie to zostało przekierowane w inne miejsca. Tak samo ucięte zostały programy – w tym Kompas, kompleksowy program aktywizacji społecznej – prowadzone wewnątrz więzień.
– Nie mogąc działać wewnątrz więzień i zakładów karnych, musieliśmy więcej robić na zewnątrz, tak samo jeszcze mocniej staraliśmy się o środki europejskie. Zaczęliśmy też szukać alternatyw, przez co otworzyliśmy się na inne grupy zagrożone wykluczeniem społecznym. Na osoby z niepełnosprawnościami, długotrwale bezrobotne, w kryzysie bezdomności, mamy samotnie wychowujące dzieci. Od tego czasu to, co robimy można określić jako kompleksowa aktywizacja społeczno-zawodowa – opowiada Krzysztof Łagodziński.
Ważne zmiany
Kolejnym ważnym etapem w historii fundacji była pandemia. Organizacja prowadziła wówczas trzy ośrodki, dwa przy ulicy Andersa w Warszawie oraz wspomniane gospodarstwo pod Mińskiem Mazowieckim. Trzeba było je oczywiście zamknąć, ale bardzo szybko udało się uruchomić społeczną infolinię wsparcia – przez rok dziesiątka psychoterapeutów i psychologów zdalnie pomagała ludziom. W tym czasie mama Krzysztofa Łagodzińskiego zachorowała na nowotwór, musiała o wiele bardziej o siebie dbać, również tata chciał się nią zająć. Wszystko to doprowadziło do nieoczekiwanej sukcesji.
– Nagle obudziłem się w rzeczywistości, w której mam trzy ośrodki, kilkanaście zatrudnionych osób, ogromne miesięczne koszty utrzymania, do tego siedem projektów unijnych w realizacji. Szybko przyszedł moment, że musiałem się na chwilę zatrzymać i wszystko przemyśleć, bo formuły codziennej walki o przetrwanie długo bym nie wytrzymał. Było to w 2021 roku i pojawiła się decyzja, że muszę przejąć fundację i poukładać po swojemu – po dwudziestu pięciu latach ten statek na chwilę zawinął do portu, na renowację, wyszkolenie nowej załogi i przygotowanie się na kolejne wyzwania. Udało się podjąć współpracę z Tech to the Rescue, oni z kolei połączyli nas z Beatą Mosur, która przez rok pomagała nam pro bono w poukładaniu wszystkiego na nowo – wspomina Krzysztof Łagodziński.
Przyznaje, że był to mozolny proces, w trakcie którego pojawiła się istotna konstatacja, że jeśli zespół fundacji wpierw nie pomoże sam sobie, nie zadba o swój dobrostan, to niczego nie uda się zdziałać. Innymi ważnymi kwestiami były zmiana nazwy fundacji na Manufakturę Społeczną oraz zamknięcie warszawskich ośrodków i całkowite skupienie się na gospodarstwie we wsi Mienia. W międzyczasie załoga fundacji zaczęła uczęszczać na różnego rodzaju szkolenia, na przykład kurs ceramiki.
– Dla mnie to było coś przełomowego, bo po prostu zakochałem się w ceramice i ogólnie w rękodzielnictwie. Odnalazłem w tym mnóstwo prawdy, przyjemności, a jednocześnie zrozumiałem, że to doskonałe narzędzie do pracy z ludźmi. W Manufakturze Społecznej powstały więc – dzięki pomocy Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej – różne pracownie. Postanowiliśmy skupić się mocniej na ekonomii społecznej
– tłumaczy Krzysztof Łagodziński.
Ciągły rozwój i otwarcie na innych
Jak mówi, jej elementy od dawna były obecne w działalności fundacji, nawet jeszcze bez świadomości, że to ekonomia społeczna. Przykładowo przez wiele lat prowadziła ona warsztat samochodowy, naprawiający głównie układy wydechowe aut, w którym zatrudnienie znajdowali byli więźniowie. W tym właśnie wspomniany Sławek, który do dziś świetnie sobie radzi, jest też wolontariuszem Manufaktury Społecznej i daje swoją historią świadectwo, że zmiana jest możliwa.
Z czasem działalność związana z ekonomią społeczną tylko się rozrastała. Gospodarstwo ma chociażby uprawę jagód goji oraz stworzoną dzięki niej markę Goji Land. Udało się też je porządnie posprzątać i usprawnić.
– Początkowo myślałem, że bardzo szybko uda się wszystko zrobić, to znaczy otworzyć warsztat garncarski, pracownię metaloplastyki, ale zarówno czas, jak i przyroda nauczyły mnie pokory. Nie jesteśmy w stanie natychmiastowo zrealizować wszystkich planów, ale dzięki wsparciu prowadzonego przez FRSO OWES-u możemy realizować marzenia o tworzeniu kolejnych miejsc pracy – cieszy się Krzysztof Łagodziński.
Istotną zmianą było również otwarcie gospodarstwa na ludzi. Przez wiele lat było to mocno homogeniczne miejsce, lokalni mieszkańcy wiedzieli, że działa tu fundacja, ale nie mieli okazji jej poznać. Nikt nie zachodził, raczej krążyły plotki, że są tu dziwni ludzie, byli więźniowie. Zmieniało to jedynie organizowanie raz w roku festiwalu sztuki więziennej, Mienia Art, na który przychodziło trochę ludzi, w tym też mieszkańców znajdującego się naprzeciwko Domu Pomocy Społecznej.
– Nie pomogło chyba i to, że kiedy państwo polskie nie wiedziało, co zrobić z Trynkiewiczem, przywiozło go do nas na tydzień. Przez 24 godziny na dobę była tu więc policja, by go pilnować. Gdy podjęliśmy decyzję, że całą energię kierujemy na działanie tutaj, poszedłem do burmistrza, by opowiedzieć mu o nas i o tym, że ma to być miejsce służące społeczności lokalnej. Wszystko zajęło trochę czasu, ale udało się i jesteśmy o wiele lepiej kojarzeni. Rozpoczęła się dzięki temu współpraca z domem kultury, w zeszłym roku udało się też przygotować pierwsze forum organizacji pozarządowych, przyjechało sporo okolicznych NGO. Jakiś czas temu odezwała się szkoła, że będzie chciała u nas zrobić zajęcia dla dzieciaków – mówi Krzysztof Łagodziński.
W międzyczasie gospodarstwo zyskiwało coraz więcej możliwości. Jedną z ambicji Manufaktury Społecznej jest stworzenie ścieżki edukacyjnej, pokazującej, jak kiedy robiło się różne rzeczy. Ośrodek znajduje się w gminie Cegłów, która kiedyś słynęła właśnie z produkcji cegieł – zbudowano z nich chociażby wiele warszawskich kościołów. Krzysztof Łagodziński chce w pewnym stopniu wskrzesić dawne rzemiosła, jak strycharstwo (produkcję cegieł) i w tym celu niedawno udało się otrzymać drewniane koło garncarskie, wykonane średniowiecznymi metodami.
– Testujemy więc różne rozwiązania, próbujemy nowych rzeczy i sprawdzamy, co będzie dla nas dobrze działać. Otwieramy się również na rzeczy, które w trakcie zmian stały się dla nas ważne. Mam na myśli wypalenie zawodowe, które dotknęło mnie osobiście. Dlatego staramy się tworzyć u siebie miejsce na warsztaty wytchnieniowe dla ludzi pracujących w organizacjach. Pierwsze, zorganizowane dla FRSO, okazały się bardzo dużym sukcesem. Były warsztaty ceramiczne, bo już sama pracą z gliną powoduje, że głowa odpoczywa, do tego kulinarne i bębniarskie, plus ognisko. Za jakiś czas będziemy mieli bazę noclegową, dzięki czemu możliwe będzie też, by takie wydarzenie trwało kilka dni. Jeżeli chodzi o koszty, dogadujemy się indywidualnie i staramy się, by wszyscy byli usatysfakcjonowani – opowiada Krzysztof Łagodziński.
Z czegoś trzeba żyć
Poza dalszą realizacją projektów finansowanych przez Unię Europejską, Manufaktura Społeczna od zeszłego roku ma status przedsiębiorstwa społecznego. I również w ten sposób nie tyle zarabia na utrzymanie działalności, co dodaje trochę środków do budżetu. W pracowniach rękodzielniczych powstają wyroby z gliny, drewna, a także rzeźby, biżuteria miedziana oraz inne wytwory związane z metaloplastyką. Przykładem tego jest nietypowy instrument muzyczny, czyli drumle.
Niebawem zostanie uruchomiony sklepik rękodzielniczy, w którym będzie można to wszystko kupić. Połączona z nim będzie kawiarenka, by ludzie jak najczęściej tu zaglądali. Zdarzają się większe zamówienia, niedawno Mazowieckie Centrum Polityki Społecznej poprosiło o wykonanie 250 kompletów filiżanek i spodków. Manufaktura Społeczna zarabia też na organizacji warsztatów, różnego rodzaju imprez na terenie gospodarstwa.
– Udaje się też – chociaż nie jest to główną motywacją – może nie tyle oszczędzać trochę na kosztach pracy, co zyskiwać więcej rąk do niej. W fundacji mamy zatrudnionych sześć osób, ale często są u nas też ludzie mający, na mocy wyroku sądowego, do wykonania prace społeczne użyteczne. Często są to rolnicy, którzy znają się na tym, na czym my się nie znamy, więc wzajemnie sobie pomagamy. Przy okazji mogą też skorzystać ze wsparcia psychoterapeuty. Dzięki dotacjom europejskim oraz wsparciu OWES-u możemy całkiem nieźle funkcjonować. Nie jesteśmy wielką firmą, która ma miliony złotych na koncie. Staramy się robić swoje – to, co czujemy, że ma sens i daje dużo dobrego nam, lokalnej społeczności i osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym. I to działa – podsumowuje Krzysztof Łagodziński.
O projekcie
Projekt „SAMO-ES. Samoorganizacja przedsiębiorstw społecznych jako odpowiedź na wyzwania społeczne” realizowany jest w partnerstwie, które tworzą Ogólnopolski Związek Rewizyjny Spółdzielni Socjalnych (lider), Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem” z Cieszyna, Stowarzyszenie na rzecz Spółdzielni Socjalnych, Stowarzyszenie Klon/Jawor.
ℹ️ Odwiedź nas: www.samo-es.pl.
Projekt „SAMO-ES. Samoorganizacja przedsiębiorstw społecznych jako odpowiedź na wyzwania społeczne” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach programu Fundusze Europejskie dla Rozwoju Społecznego 2021-2027.
Źródło: informacja własna ngo.pl