Wystarczy, że pomysł zakiełkuje w jednej osobie, inne je podchwycą i – z początkowo małej rzeczy – rozwinie się coś całkiem nowego. Takie plany na rozwój mają mamy z bielańskiego klubu mam. Na razie spotykają się w kameralnym gronie, ale za kilkanaście miesięcy planują opanować świadomość społeczną i zorganizować się w centrum kobiet.
Mamy z Bielan spotykają się w Młodzieżowym Domu Kultury na ulicy Cegłowskiej 39. Wokół budynku jest park z ławeczkami i placem zabaw dla dzieci. Przed i po spotkaniach widać mamy spacerujące z maluchami. Sporo liści już opadło, a to okazja do stworzenia zeszytu z różnymi rodzajami liści i zbierania kasztanów.
W kolorowej sali, na rozłożonych na podłodze dywanach, siedzą mamy, a ich pociechy biegają, bawią się zabawkami, raczkują, a te najmniejsze leżą na matach i obserwują otoczenie. W tym pokoju wszyscy są bez butów, nawet zaproszeni goście. „Matką chrzestną” i założycielką klubu mam na Bielanach jest Joanna Leszczyńska, mama czwórki dzieci. – Jestem kobietą aktywną i po urodzeniu Rafała, mojego najmłodszego dziecka, szukałam inicjatywy, w którą mogłabym się zaangażować – mówi Joanna. – Wpadło mi w ręce pismo, gdzie był opisany pierwszy klub mam, który powstał w Warszawie. Pomysł spotkań z innymi mamami i wyjścia z zamknięcia, jakim stał się dla mnie dom, bardzo mi się spodobał. Zapaliłam się do tego tak bardzo, że pojechałam na spotkanie do Poznania, na które zaproszono mamy z Niemiec. W Europie Zachodniej pierwsze kluby mam powstały ponad dwadzieścia lat temu. Dowiedziałam się, jak kluby z osiedlowych spotkań, rozrosły się do prężnie działających sieci, które objęły całe regiony, a z czasem kraj. Rodzice są tam prawdziwą siłą – swoje gazety czy fora internetowe związane z żywieniem i rozwojem dzieci czy stylem życia rodzica. Zamiast tylko zazdrościć innym, chciałam, żeby taka społeczność rozwinęła się w Polsce. Postanowiłam zacząć od dzielnicy, w której mieszkam.
Mamy z inicjatywą
W założeniu klubu mam z Bielan bardzo pomogły władze dzielnicy. Dwa razy w tygodniu mamy mają do dyspozycji salę w domu kultury, której użytkowanie jest bezpłatne. Dzięki temu uczestnictwo w klubie jest darmowe i dostępne dla wszystkich chętnych. Mamy składają się tylko na napoje i przekąski dla maluchów – jabłka, banany czy herbatniki.
Kiedy lokal był wstępnie obiecany, Joanna Leszczyńska założyła wątek na forum internetowym dzielnicy. Reakcja była spora. Pierwsze spotkanie odbyło się późną jesienią 2008 roku, jeszcze w herbaciarni. W końcu, po trzech miesiącach, klub mam z Bielan zainaugurował działalność we wspomnianej już, kolorowej sali na ulicy Cegłowskiej.
Spotkania, które dają możliwość poznania nowych osób i wymienienia się doświadczeniami, pełnią rolę terapeutyczną – kobiety wychodzą z domów i dzięki temu przestają się czuć samotne, rośnie w nich energia i zaczynają aktywnie działać. Na jedno ze spotkań klubu została zaproszona Monika Mrozowska, autorka książki „Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy”. W tej książce znajdują się przepisy kulinarne na dania wegetariańskie dla dzieci i dorosłych. Spotkanie przeszło w żywą dyskusję, mamy zadawały mnóstwo pytań, dzieci się bawiły i biegały, zrobił się więc spory harmider. Nikomu to jednak nie przeszkadzało.
Goście mile widzialni
– Chcemy coraz częściej zapraszać do klubu ekspertów. W zależności od potrzeb będą to lekarze, psychologowie, specjaliści od laktacji – wylicza Joanna Leszczyńska. – Najbliższym gościem będzie pewnie psycholog, który opowie o buncie dwulatka. Akurat jest kilka mam z dziećmi w tym wieku i dziećmi nieco młodszymi, które chcą posłuchać, jak reagować w tym trudnym okresie.
Do klubu mogą przyjść mamy z dziećmi w każdym wieku, zaglądają do niego również kobiety, które dopiero czekają na dziecko. – Żeby nasz klub się rozwijał, staramy się zachęcić jak największą grupę mam do dołączenia do nas – mówi Joanna. – Po przerwie wakacyjnej, w klubie spotyka się około dziesięciu mam, ale z doświadczenia wiem, że im więcej ulotek rozdamy, albo gdy pojawi się o klubie jakaś wzmianka w internecie, tym więcej mam do nas dołącza. Przed wakacjami na spotkaniach było nawet dwadzieścia mam z maluchami, powoli przestawałyśmy się mieścić w sali.
… i tatusiów
Oficjalna nazwa klubu to „Klub mam i tatusiów z Bielan”. Tatusiów jest jednak trudniej spotkać – cały czas jest tak, że znacznie częściej to mama zostaje w domu z maluchem. – Niestety nie mamy możliwości spotykania się weekendy ze względu na zaplanowane zajęcia w domu kultury – martwi się założycielka klubu. – A docierają do nas sygnały, że jest taka potrzeba – mamy pracujące i tatusiowie chętnie by do nas dołączyli w dni wolne od pracy. O to klub będzie się starał w najbliższym czasie.
Jak znajdują?
– Ogłoszenia o działalności rozklejamy w przychodniach, można się o nas dowiedzieć również z lokalnych gazet, ale wiadomości najszybciej roznoszą się jednak pocztą pantoflową.
Ania, mam 3,5-miesięcznego Jasia, artykuł o klubie mam na Bielanach przeczytała w lokalnej gazecie, jak jeszcze była w ciąży. Kiedy mały trochę podrósł, postanowiła z nim przyjść do klubu. – Nie jestem z Warszawy i nie mam tu żadnych znajomych – odpowiada, dlaczego dołączyła do klubu. – Mąż pracuje, więc w ciągu dnia byłabym sama w domu. Te spotkania dużo mi dają – chociaż Jaś jest jeszcze za mały na zabawę z innymi dziećmi, ma przynajmniej z nimi kontakt. Jak podrośnie, będzie miał się z kim bawić. A ja mogę wyjść z domu i porozmawiać z innymi dziewczynami w moim wieku. Pomagają mi też radą, bo przy pierwszym dziecku ma się dużo wątpliwości. Często przychodzę do nich z pytaniem, czy to, co się dzieje z moim Jasiem jest normalne dla dzieci w jego wieku. Najczęściej mnie uspokajają, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Zabawa w grupie rówieśników jest bardzo ważna dla dzieci, które często są jedynakami. Maluchowi, który obył się z towarzystwem innych dzieci i nauczył się funkcjonować jako część grupy, łatwiej jest się później odnaleźć w przedszkolu czy żłobku.
Ambitne plany
Założycielka klubu bielańskiego nie chce poprzestać na działaniu na skalę lokalną. – Marzę o tym, żeby z wszystkich klubów powstało centrum kobiet – mówi Joanna Leszczyńska. – Żebyśmy rozwinęli się na podobną skalę, jak nasze koleżanki na Zachodzie. Celem na najbliższe kilka miesięcy jest dla nas utworzenie stowarzyszenia z klubu, który teraz działa na zasadach zupełnie nieformalnego zrzeszenia. Piszemy statut i mamy nadzieję, że dzięki sformalizowaniu naszej działalności będziemy miały jeszcze większe przebicie u władz dzielnicy, a w przyszłości władz miasta i województwa. A konkretnych planów na przyszłość nie chcę na razie zdradzać. Na pewno czeka nas rozwój i niespodzianki dla mam i maluchów z klubu.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)