Tekst Beaty Szczucińskiej o Spółdzielni MaM to kolejny reportaż z cyklu Inw(eS)torzy Społeczni, jaki publikujemy w portalu Ekonomiaspoleczna.pl.
Zaczęło się z przytupem. W kwietniu 2011 r. Fundacja MaMa otrzymała duże dofinansowanie na realizację projektu, którego celem było wsparcie grupy matek zagrożonych marginalizacją. Przedsięwzięcie zainicjowali pracownicy Grupy Hotelowej Orbis, pieniądze przekazała Fundacja Accor – partner biznesowy Orbisu. Podmiotem odpowiedzialnym za realizację projektu była Fundacja MaMa, firmowana przez Sylwię Chutnik, osobę wielu talentów i aktywności, tu – frontmenkę warszawskich matek.
Projekt przygotowano starannie i całościowo. Przyjęto założenie, że ma on pomóc „15-stu młodym, samotnym i bezrobotnym matkom w powrocie do życia społecznego i zawodowego” poprzez serię szkoleń i warsztatów, które miały dać kobietom niezbędną wiedzę i umiejętności, aby na powrót (lub po raz pierwszy) odnalazły się na rynku pracy. Określono profil działalności: ręcznie wytwarzana biżuteria, inspirowana polskim folklorem, sprzedawana w hotelach Orbis i innych hotelach grupy Accor, w ilości zapewniającej uczestniczkom projektu przychody. I samodzielność. Podkreślano, że będzie to pierwsza w Polsce spółdzielnia matek.
Gdzie kucharek szesnaście…
Ostatecznie do projektu przystąpiło szesnaście kobiet, które łączył fakt bycia matką. Miały dzieciątka lub dobrze już odchowane pociechy, wypadły z rynku niedawno lub wiele lat temu, niektóre pracowały dorywczo. Umiały szyć lub zupełnie nie miały do tego drygu. Zdolności manualnych nie weryfikowano.
Fundacja MaMa przygotowała i przeprowadziła cykl warsztatów: blok integracyjno-psychologiczny, służący scaleniu grupy. Blok marketingowy, wykłady z prawa oraz teorii spółdzielczości z naciskiem na spółdzielnie socjalne oraz warsztaty etnograficzne – to konkretna wiedza i twarde umiejętności. Pomyślano także o detalach – w trakcie szkoleń zapewniono opiekę dzieciom uczestniczek. Projekt przyjął bardzo przyjazne matkom założenie, że przygotuje je do stopniowego powrotu na rynek pracy – i temu miały służyć działania wspomagające opiekę nad dziećmi.
Podczas szkoleń powstawały już konkretne zarysy działań, opracowany został biznesplan, entuzjazm uczestniczek wzrastał ze spotkania na spotkanie, a wizja podboju rynku turystycznego rękodzielniczą biżuterią ozdobioną liftingowanym folkiem nabierała coraz bardziej realnych kształtów. Padały konkretne wyliczenia, ostateczne ceny sprzedawanych produktów, poziomy wynagrodzeń.
Cykl warsztatów trwał pół roku – nadszedł moment odcięcia pępowiny. Powstaje Spółdzielnia MaM, która oficjalną działalność rozpoczyna w grudniu 2011 r. Byt autonomiczny, samodzielny i świetnie przygotowany do wykonywania swoich zadań.
… tam wióry lecą
Szesnaście kobiet określiło wizję swojego przyszłego biznesu podczas przygotowań. Jednak wizję, nawet ujętą w konkretnych słowach, można interpretować indywidualnie – i tak też się stało. Brak porozumienia co do sposobu realizacji wspólnych celów okazał się pierwszą trudnością. Kolejną – różnice w umiejętnościach. Bo najlepszy warsztat nie zastąpi smykałki do ręcznych robótek i wyczucia estetyki.
Uzdolnione manualnie uczestniczki nie zamierzały marnować swojego potencjału i zdobytych umiejętności, czekając, aż reszta je dogoni. (Kilka z nich poszło własną drogą i realizują indywidualną działalność – a zatem projekt, będący w istocie inkubatorem przedsiębiorczości, spełnił tu swoją rolę). Pozostałe uczestniczki w ogniu walki weryfikowały wstępne założenia: zmiana produktu, technologii, myślenia o dystrybucji, finalnym kliencie. Realna kalkulacja kosztów i przychodów sprowadziła je szybko na ziemię.
Stopniowo wykruszały się kolejne: kobiety trwale bezrobotne lub pozostające bez zatrudnienia przez czas dłuższy ciężko było zmotywować do systematycznego działania – czyli stawienia się w spółdzielni o dziewiątej rano, gotowości do pracy codziennie przez konkretną liczbę godzin. Pozostałe uczestniczki, te, które chciały się jeszcze czegoś nauczyć i potrafiły wstać rano do pracy – ostatecznie zniechęciły niskie przychody wypracowywane na początku działalności, a w konsekwencji niskie, wręcz symboliczne, wynagrodzenia. To był pierwszy rok działalności – rok osadzania się, docierania, szukania skutecznych rozwiązań dla rozkręcanego biznesu. W życiu, nie na papierze.
Z szesnastu kobiet zakładających spółdzielnię na dzień dzisiejszy pozostało pięć – w tym faktycznie pracują tylko trzy. Główny kanał dystrybucji biżuterii – czyli hotele Orbis – ruszył dopiero w marcu 2012 r., na początku tylko częściowo. Od lipca 2012 liczba punktów sprzedaży znacznie wzrosła, ale i tak plan utrzymania szesnastu kobiet ze sprzedaży ręcznie robionej biżuterii okazał się mrzonką: ten rynek wymaga bardzo dobrego produktu lub bardzo dobrej marki. Spółdzielnia MaM nie miała jeszcze tych atutów.
Bo założenia i rzeczywistość to dwa światy. Z precyzyjnie nakreślonego planu, obejmującego wiele punktów, zrealizowano tylko kilka: bo ktoś nie mógł, kogoś już nie ma, ktoś nie miał czasu. Powstał chaos. Ekspertka od marketingu, po niespełna roku działania spółdzielni, poradziła dziewczynom zamknąć interes.
Gdzie diabeł nie może…
Jednak chaos przegrywa z kobiecą intuicją i determinacją. W zetknięciu z rynkiem konieczna była weryfikacja początkowych założeń: członkinie spółdzielni zdecydowały zarówno o zmianie profilu działalności, jak i metod działania w zasadzie na samym początku. I już na etapie zakładania organizacji zawalczyły, przy wsparciu Fundacji MaMa, o środki na jej uruchomienie – osiem kobiet uzyskało dotację z Urzędu Pracy na założenie spółdzielni socjalnej.
Za uzyskane pieniądze kupiły sprzęt komputerowy, materiały, ale przede wszystkim maszyny do szycia i hafciarkę, bo postawiły na szycie maszynowe. Równolegle udało się pozyskać kilku klientów – i tak od grudnia 2011 r. spółdzielnia finansuje się sama.
Dziś Spółdzielnia MaM produkuje przede wszystkim wyroby z filcu (torby, torebki, etui na podręczny sprzęt elektroniczny), torby bawełniane, także breloczki, drewniane bransoletki, korale, naszyjniki, broszki. Produkty sprzedawane są w sklepie internetowym.
Początkowo dziewczyny skierowały swoje działania do rynku detalicznego – ale ten rynek jest już nasycony, a przebicie się do indywidualnego klienta wymaga ogromnych nakładów finansowych, których spółdzielnia na starcie swej działalności nie mogła ponieść. Zarząd podjął zatem decyzję o skupieniu się na klientach biznesowych, dla których spółdzielnia przygotowała ofertę rękodzielniczej linii biurowej, między innymi: haftowane, wykonane z filcu terminarze, notesy, etui na laptopy, oryginalne wizytowniki, piórniki na długopisy; na zamówienie wykonują dowolny haft, personalizują wyroby zgodnie z życzeniem klienta. W planach mają dopracowanie linii produktów dla dzieci (pierwsze egzemplarze są już dostępne w sklepie).
Przywiązują ogromną wagę do jakości swoich wyrobów, bo ten rynek nie należy do najłatwiejszych – produkty z filcu, ozdobione motywami ludowymi, są obecnie bardzo popularne. Klasyczna reguła marketingowa wskazuje w sytuacji wysoko konkurencyjnego rynku dwa kierunki działania: przewodnictwo kosztowe albo przewodnictwo jakościowe lub innowacyjne.
Cena produktów spółdzielni nie jest wygórowana, a jakość kosztuje. Ratunkiem jest tu innowacyjność produktu, w tym wypadku – jego wyjątkowość. Małgorzata Falis, prezeska spółdzielni, stara się wykorzystać pięć minut swojej organizacji, by pozyskać grono stałych klientów biznesowych. Spółdzielnia ma bowiem świetny PR, który rozpoczął się już w momencie przekazania niemałych, jak na polskie warunki, pieniędzy na realizację projektu aktywizacji matek na rynku pracy, i który trwa – bo zainteresowanie mediów nie gaśnie. I choć nie ma z niego bezpośrednich korzyści, to jednak zbity na tym zainteresowaniu kapitał procentuje – korporacje z chęcią pochwalą się gadżetem przygotowanym przez MaMy, bo marka spółdzielni jest wartością dodaną kosztu wpisanego w budżet firmowego CSR. W ten sposób klienci zgłaszają się sami, chociaż spółdzielnia nie prowadzi szerokiej działalności reklamowej.
… tam będą kołacze
Spółdzielnia powoli wychodzi na swoje – choć jest to bardzo trudny proces. Trzy osoby i jedna pracująca dorywczo, z wysiłkiem ogarniają wszystkie zadania: prowadzenie sklepu internetowego, zajmowanie się sprzedażą, pozyskiwanie kontrahentów i wykonawców, współpraca z hotelami. Próbowały rekrutować nowych członków, ale nie miały szczęścia – zmarnowały tylko czas i energię.
Czasami zadzwoni jakaś matka, przekonana, że z samego tytułu bycia mamą spółdzielnia ma obowiązek dać jej jakieś zatrudnienie. Często zgłaszają się też osoby, które chciałyby po prostu dorobić. Ale spółdzielnia potrzebuje ludzi na pełen etat, traktujących tę pracę poważnie. Kogoś kompetentnego, a jednocześnie kogoś, kogo stać na luksus inwestowania własnego czasu w biznes, który przyniesie prawdziwe zyski za jakiś czas, być może dłuższy. Bo wiele jest jeszcze do zrobienia.
Dla utrzymania jakości wyrobów i poziomu zamówień część produkcji zlecana jest na zewnątrz (co generuje koszty i znacznie obciąża ostateczny bilans firmy); na miejscu przygotowywane są prototypy. Odłogiem leżą potencjalne możliwości pozyskiwania środków w konkursach grantowych dla organizacji pozarządowych – bo żadna z obecnie zatrudnionych kobiet nie ma w tym zakresie doświadczenia, a ilość bieżących zadań wyklucza dokształcanie.
Nie ułatwia im życia również prawo – niedoskonałe i ubogie orzecznictwo w zakresie spółdzielni socjalnych, jak też niejasne – w tym samym zakresie – przepisy księgowe i fiskalne. Wbrew tym przeciwnościom Małgorzata Falis podkreśla, że nie czuje, aby akurat jej spółdzielnia była szczególnie poszkodowana: większość firm brnie przez gąszcz przepisów i albo zabłądzi, albo wykarczuje sobie drogę. Narzędzia do karczowania otrzymały – to szkolenia w trakcie projektu oraz późniejsze merytoryczne wsparcie ze strony m. in. takich organizacji, jak: Stowarzyszenie BORIS, Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych i Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Otrzymały wędkę, bez której nie zaistniałaby, a potem nie przetrwała spółdzielnia, o której dziś myślą: nasz biznes.
Dziś nie jest to już klub mam, tylko firma trzech kobiet, z której w przyszłości zamierzają się utrzymać. I przekuć piękną ideę w konkretne pieniądze.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl