Tak mówi o sobie Joanna Janikowska – wspaniała wolontariuszka, zawsze pełna energii i pomysłów. Jest dla wielu osób wsparciem, pogodna i bardzo serdeczna, zawsze chętnie dzieli się swoim doświadczeniem z podopiecznymi i pracownikami Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ z Konina.
Anna Klechniowska: – Na nasze wybory mają wpływ różne doświadczenia. Które z nich są dla ciebie najważniejsze?
Urodziłam się na Śląsku. Przez lata Polacy mogli spotykać się i mówić po polsku jedynie w stowarzyszeniach sportowych oraz muzycznych. W moim domu była tradycja muzykowania: mama tańczyła, tata grał na mandolinie a brat na akordeonie, moi wujkowie śpiewali w chórze. Tata był także społecznikiem – organizował różne akcje socjalne.
Mama pracowała w świetlicy przy Hucie POKÓJ, gdzie prowadziła zajęcia dla dzieci. Było to bardzo ciekawe miejsce, które na osiemnaście lat stało się moim drugim domem. Trafiłam tam, kiedy miałam zaledwie pięć lat. W świetlicy ogłoszono nabór do Dziecięcego Zespołu Pieśni i Tańca. Prowadziła go pani Irena Piechniczek, mama namówiła mojego starszego brata Marka, by spróbował – spodobało mu się i powiedział, że zostanie, ale tylko pod warunkiem, że będę z nim tańczyć.
Już jako nastolatka byłam prawą ręką naszej instruktorki, pani Ireny, która zauważyła we mnie tę iskrę i powierzała mi odpowiedzialne zadania. Kiedy pani Irena wyjechała na miesiąc do Moskwy na szkolenie baletowe, powierzyła mi opiekę nad stuosobowym zespołem. Po powrocie pani Irena była bardzo zadowolona ze mnie.
Ten czas to również wspólne wycieczki czy kolonie w Sopocie. Miło wspominam Panią Stasię ze świetlicy, która nauczyła mnie wielu zabaw z muzyką i tańcem. Doświadczenie wyniesione z domu oraz z zespołu bardzo pomogły mi zarówno w pracy, jak i w wolontariacie.
Asiu, jesteś pedagogiem z powołania. Co szczególnego jest w zawodzie nauczyciela przedszkola?
Przepracowałam w tym przedszkolu ponad 30 lat. Zawsze robiłam więcej niż tylko obowiązkowe zajęcia, byłam przewodniczącą Zespołu Samokształceniowego – zajmowałam się przekazywaniem informacji o szkoleniach, koordynowaniem różnych działań. Miałam najwięcej zajęć zewnętrznych dla nauczycieli, studentów i rodziców.
Pedagogów dzieli się na rzemieślników i artystów – ta druga grupa to nauczyciele czujni, podążający za dziećmi. Aby treści były ciekawe – nie za trudne, ale i niezbyt łatwe. Zawsze zależało mi, żeby prowadzić ciekawe zajęcia, wszystkie scenariusze i materiały przygotowywałam sama. Gram na pianinie, flecie i akordeonie. Muzykę łączyłam podczas zajęć z plastyką, teatrem.
Przeszłam na emeryturę, ale nadal w trzech grupach przedszkolnych czytam bajki dzieciom. Cieszą mnie te spotkania.
Trafiłaś do PODAJ DALEJ w trudnym dla ciebie i twojej rodziny momencie.
Podczas wycieczki zaopiekowałem się kilkoma osobami – między innymi Arkiem Zioło, Edytą i Pawłem Tylmanami. Bardzo ciepło wspominam ten pierwszy kontakt. Był to także mój pierwszy wyjazd z dorosłymi osobami z niepełnosprawnością.
Po śmierci męża zaangażowałam się pełniej w działania fundacyjne. Na zajęciach towarzyszyła mi Marysia. Musiałam zmierzyć się z nowymi wyzwaniami – dostosowanie słownictwa, tempa pracy. W budowaniu właściwych relacji z uczestnikami, ustalaniu granic bardzo pomocna była Olga Karpińska – psycholożka. Dużo dało mi też szkolenie Krzysia Zielińskiego dotyczące sedna wolontariatu.
Wspominam maj w fundacji, w liceum były matury, a fundacyjne biuro w przypadku złej pogody stawało się miejscem zajęć. Bardzo szybko się odnalazłam w fundacji, inaczej przeżyłam żałobę. Jestem potrzebna, traktowana jak partner, doceniana. Skupiam się na tym, co mogę dać ludziom. Trudna sytuacja finansowa to nic, nasze fundacyjne rodziny mają ogromne problemy i w większości niestety brak wsparcia – moje problemy nie wydają się tak trudne.
Od dziewięciu lat jesteś wolontariuszką w fundacji – co szczególnie zapadło ci w pamięć?
Na zajęciach wykorzystuję plastykę, muzykę. Bardzo cenię metodę Weroniki Sherborne, efekty tych zajęć są fantastyczne, a same zajęcia są bardzo ciekawe i rozwijające. Uczestnicy są zawsze otwarci i szczerzy w swoich sympatiach, w fundacji często słyszę – „kocham ciebie” – to jest bardzo prawdziwe. Zawsze jednak uważałam, że osobom niepełnosprawnym też trzeba wyznaczać granice i staram się o tym pamiętać.
Jedno wydarzenie zapadło mi w pamięć, kiedy grupa z Goliny przyjechała na przedstawienie do liceum – Arek przybiegł i powiedział „jak dobrze, że jesteś”. Kiedy na wycieczce dodałam złotówkę do brakującej kwoty za frytki nie sądziłam, że tą złotówką sprawię taką radość i usłyszę tyle miłych słów podziękowania. Takie chwile są bezcenne.
Co w wolontariacie jest dla ciebie ważne?
Nie zatrzymuję wiedzy dla siebie, cieszę się, gdy dla kogoś moje wskazówki są pomocą i inspiracją. Przede wszystkim ważni są dla mnie ludzie. Cały czas chce mi się dawać innym jak najwięcej z siebie. I wierzę, że wiele jest jeszcze przede mną, że znajdę siłę na wszystko, co mnie spotyka i zawsze będę czuć radość z tego, co robię.