…co ma cztery rogi, kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi; tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję, a chusteczkę haftowaną Tobie podaruję. Kto z nas nie pamięta tego wierszyka i towarzyszącej mu zabawy? Dzieci grzecznie ustawione, w środku jedno z nich, które chodząc dookoła ma przywilej wybrania tego, kogo najbardziej lubi. W jednej z wersji temu wyborowi towarzyszy całus.
Większości z nas ta zabawa
nieodmiennie kojarzy się z dzieciństwem, z jego błogością,
beztroską i… chwiejnością sympatii i antypatii Wystarczyło, żeby
ktoś wcześniej dotarł do ulubionej zabawki, żeby w zabawie dać temu
wyraz: tej nie lubię! Albo, jeśli ktoś oddał nam część smakowitego
podwieczorku, to można było odwdzięczyć się haftowaną
chusteczką.
Ostatnio jednak można odnieść
wrażenie, że ta dziecięca zabawa cieszy się niezwykłą popularnością
także wśród dorosłych. Rządząca partia polityczna, od trzech
miesięcy, pokazuje nam jej dorosłą wersję. Dziś lubię tych, bo chcą
poprzeć naszą propozycję rządu. Jutro tamtych, bo programowo jest
nam z nimi po drodze. Ale już pojutrze nie lubię nikogo. Partie
stojące dookoła też biorą udział w tej zabawie: wdzięczą się jak na
konkursie piękności, robią zalotne miny, aby chwilę później
powiedzieć: nie wykluczam, że się polubimy. Byłoby to nawet
śmieszne, gdyby nie dwa istotne czynniki. Po pierwsze, żadna gra
nie bawi w nieskończoność – zmęczyć może nie tylko grających, ale i
znudzić ewentualnych obserwatorów. A wypowiadane słowa tracą swoją
wartość i wagę, zmieniając się zwykły bełkot. I
czynnik drugi – znacznie bardziej istotny: gra toczy się o dużo
większą stawkę niż niewinny całus: losy kraju, jego wizerunek,
jakość życia, naszą przyszłość.
Większość z nas już przestała się
uśmiechać, oglądając te harce. Coraz częściej z niesmakiem patrzymy
na kolejne odsłony tego spektaklu. Coraz częściej ciśnie nam się na
usta: to nie tak miało być! Już przestało mieć znaczenie, kto na
kogo głosował. I dlaczego: czy uwierzyliśmy w program, czy
zaufaliśmy obietnicom, czy ludziom. Rośnie frustracja. I złość. I
zniechęcenie. Powody są różne. U jednych rozczarowanie budzi fakt,
że prawie pewna koalicja nie powstała. Innym wizja nowego układu
między mrozi krew w żyłach. Jeszcze inni z lękiem myślą o nowych
wyborach: ich wyniku i możliwej frekwencji. Powoli przestajemy
liczyć na to, że zapanuje ład i porządek, wierzyć w wypowiadane
słowa, spodziewać się jakiegoś konstruktywnego przełomu. To chyba
najgorsze, co mogło się zdarzyć. Towarzyszące nam od trzech
miesięcy poczucie chaosu, niepewności, niejasnych reguł gry i
mnożących się wątpliwości co do celów poszczególnych zagrań – męczy
wyborców. Przesuwa w czasie zajęcie się najważniejszymi problemami
przez rząd. Destabilizuje prace Sejmu. I zamiast niezbędnej
dyskusji o kierunkach przyszłych działań przynosi kłótnie, gorszące
sceny i ujawniane kłamstwa. A przed nami przecież perspektywa, że
to będzie trwało jeszcze prawie cztery lata!
A miało być tak pięknie! Odnowa
moralna władzy i nowa umowa społeczna. IV Rzeczpospolita tym
różniąca się od poprzednich, że tworzona na nowych fundamentach i w
oparciu o zapomniane wartości. W tym na przykład uczciwość. Jak
niewiele już z tego zostało! Bo nie można przecież nie zadać sobie
pytania: czy to, co się dzieje na naszych oczach, wciąż mieści się
w granicach demokracji? Czy wciąż mieści się w granicach normalnej
walki politycznej i ścierania się różnych wizji rozwoju państwa?
Czy w końcu mieści się w granicach dobrego smaku? A jeśli nie, to
co my, obywatele i wyborcy mamy z tym fantem zrobić? A jako
organizacje pozarządowe? Jako grupy zorganizowanych obywateli,
którym nie jest obojętna rzeczywistość, w której działają?
Przed IV Ogólnopolskim Forum
Inicjatyw Pozarządowych, zbiegającym się z wyborami
parlamentarnymi, przyszło mi napisać: „Być obywatelem to nie tylko
prawo wyborcze. To nie tylko prawo bycia wybranym, jeśli ktoś czuje
taką potrzebę. To, w jakimś sensie, także obowiązek uczestniczenia
w tym, co dzieje się dzień po dniu. Obowiązek obserwacji,
rozumienia i reagowania w miarę swoich możliwości. Oddanie głosu na
tę czy inną osobę to tak naprawdę udzielenie kredytu zaufania:
wierzę, że zrobisz to, co obiecujesz. Ale nie jest to zaufanie
bezwarunkowe. Za oddanym głosem idzie więc kolejne prawo: prawo do
patrzenia na ręce. I prawo do powiedzenia stop!, jeśli wybrany zbyt
głęboko zachłyśnie się otrzymaną władzą lub zbyt szybko zapomni o
składanych deklaracjach. Bez tej nieustającej kontroli, bez prawa
do niej i prawa do krytyki, sam akt wyborczy byłby przecież
niewiele wart. Głosując, odpowiedzialny i rozsądny, obywatel
zawiera swoistą umowę: ja daję ci pełnomocnictwo do rządzenia w
moim imieniu, Ty – słowo, że zrobisz to najlepiej jak umiesz. Jeśli
nie – umowa ta, jak każda inna może zostać wypowiedziana”. Nie
spodziewałam się, tak jak nikt się nie spodziewał, że tak szybko
staniemy przed koniecznością ponownego zapoznania się z warunkami
umowy.
Gdzie podziała się polityka jako
służba dla obywateli? Gdzie zagubili się ci politycy, którym
przyświeca przede wszystkim wspólna troska o polis
(państwo)? Gdzie nasze, obywateli i wyborców w
tym wszystkim miejsce? Ile jeszcze powinniśmy dać czasu politykom,
posłankom i posłom na opamiętanie się? Jak skutecznie domagać się
standardów życia politycznego? W istocie, ich określenia i
przestrzegania. Czy naprawdę pozostaje nam tylko niema obserwacja?
Mamy jakieś możliwości: to są wciąż nasze posłanki i posłowie.
Daliśmy im kredyt zaufania i możemy dać im znać, że nie podoba nam
się to, co robią. Listy, maile, oświadczenia – ciągle pozostają do
naszej dyspozycji pokojowe instrumenty. Czy i
kiedy chcemy z nich skorzystać?
W przedszkolu, jeśli dzieci tak
zapamiętają się w zabawie, że nie potrafią jej przerwać, do akcji
wkracza uzbrojona w niekwestionowany autorytet Pani. Kto dzisiaj, w
świecie polityki, posłankom i posłom, liderom partii politycznych,
powie: dość! Czy nie powinniśmy to być my, obywatele i wyborcy?
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.