Zaczęło się od rozmów studentów na czwartym roku Akademii Teatralnej, że dobrze byłoby przygotować miejsce, gdzie mogliby prezentować niezależne działania autorskie, nieograniczone przez instytucjonalny teatr. Stała się inicjatorką Towarzystwa Prze-Twórczego. W międzyczasie zrezygnowała z aktorstwa na rzecz tańca.
Czym się zajmuje
Stowarzyszenie Towarzystwo Prze-Twórcze, którego jest prezeską, zajmuje się tworzeniem, produkcją spektakli i wydarzeń artystycznych – przede wszystkim tanecznych.
– Ostatnio zaangażowaliśmy młodzież tańczącą style uliczne (np. hip-hop) z Warszawy i z Białegostoku w projekt artystyczno-edukacyjny „BREAK”. Po raz pierwszy połączyliśmy w nim sztukę i edukację. Do tej pory te ścieżki szły oddzielnie w naszym stowarzyszeniu – tłumaczy.
Ciekawy jest też projekt „Unknown”.
– To zaproszenie widza do sensorycznej podróży poprzez inne zmysły niż tylko wzrok. Bez tzw. „czwartej ściany” między publicznością a sceną. Proponujemy widzowi inną drogę odbioru tego, co się dzieje na scenie. Zasłaniamy mu oczy. Zależy nam na konfrontacji na płaszczyźnie artystycznej, kulturowej i społecznej – opowiada.
Do tego roku regularnie poza stowarzyszeniem prowadziła warsztaty taneczne – „Kontakt Improwizacja”, nurtu wywodzącego się z tańca współczesnego. Równoległe w jej życiu biegły dwie ścieżki: uczyła tańca i go tworzyła. Jednak w tej chwili tworzenie stało się priorytetem. Wyjeżdża na studia do Francji, do Montpellier przy Narodowym Centrum Chorograficznym na dwa lata.
Dlaczego to robi
Towarzystwo Prze-Twórcze istnieje od siedmiu lat.
– Zaczęło się od rozmów studentów na czwartym roku Akademii Teatralnej, że dobrze byłoby przygotować miejsce, gdzie moglibyśmy prezentować niezależne działania autorskie, nieograniczone przez instytucjonalny teatr. Stałam się inicjatorką tego stowarzyszenia. Od początku jestem jego prezeską. Pomyśleliśmy, że skoro wszystko już było, możemy na tym tworzyć od nowa, przerabiać, dodawać swoje, to „wszystko” jest wyjątkowo inspirujące. Stąd nasza nazwa – tłumaczy.
Przyznaje jednak, że organizacja boryka się z problemem: nie wszyscy członkowie są mocno w nią zaangażowani.
– Moja sytuacja życiowa sprzyjała mi, nie musiałam nigdy iść w inną stronę, żeby zarobić na chleb. Każdy musi z czegoś żyć, a stowarzyszenia nie tworzy się po to, żeby na nim zarabiać pieniądze, a przecież zajmuje czas. To miejsce skupiające ludzi i ich idee. Jestem inicjatorką większości projektów w stowarzyszeniu – przyznaje. – Zawsze bardzo mnie wspierał Przemek Makowiecki, który jest w zarządzie. Ważna jest też Ula Skośkiewicz oraz Simon Auffret. Poza tym niezwykle istotne są wszystkie osoby i instytucje niezależne, dzięki którym spektakle Towarzystwa Prze-Twórczego mogły i wciąż mogą powstawać i które wspierają moje działania finansowo czy poprzez udostępnianie sali i obsługi technicznej. Najważniejsza jest Joanna Leśnierowska i Art Stations Foundation. Kolejne ważne osoby i instytucje: Janusz Marek i Fundacja Sztuka i Współczesność, Edyta Kozak i Fundacja Ciało Umysł oraz Roman Woźniak i Teatr Academia.
Zaraz po studiach wyjechała do Amsterdamu do The School of Dance Development. Tam odkryła taniec.
– Zobaczyłam, że można operować zupełnie innym językiem scenicznym niż ten, którego uczyłam się w szkole teatralnej. Już na studiach aktorskich interesowałam się ruchem i tańcem. Wiedziałam, że nie chcę pracować w teatrze na etacie. Nie chciałam mieć żadnych zobowiązań wobec dyrekcji. Szukałam własnej drogi, języka, własnego myślenia. Wiarygodność słowa nie była dla mnie równoważna z wiarygodnością ciała.
Interesuje ją tworzenie i oglądanie spektakli szczerych i transparentnych.
– W teatrze słowo jest często przerysowane, przekłamane, a prawdziwości ciała nie da się ukryć bez względu na to, co się robi na scenie. W swojej pracy najpierw myślę, co chcę powiedzieć, jaki temat poruszyć, a potem dobieram do tego odpowiednie narzędzia. Czasem jest to taniec, wideo i muzyka, czasem słowa. Pozwalam sobie na swobodę w dobrze narzędzi – tłumaczy.
Śmieje się, że czasem nawiązują do teatru ubogiego, czyli pojęcia Kantora, ale u nich oznacza to po prostu brak pieniędzy.
– Przez to poniekąd wszyscy stają się bardziej kreatywni. W zeszłym roku, przy graniu spektaklu „Unknown”, wystarczyło pieniędzy na rzutniki, ale nie starczyło już na półki. Kolega sznurkami obwiązał rzutniki tak, że mogły spaść widzom na głowę. Ale nie spadły (śmiech). Tego typu sytuacji wynikających z braku pieniędzy i z tego, co możemy zrobić, żeby sobie poradzić, było wiele. Teraz się z tego śmieję, ale w danej sytuacji jest to irytujące, stresujące – przyznaje.
To wiąże się z cechami charakteru potrzebnymi, by prowadzić stowarzyszenie.
– Wytrwałość, umiejętność podejmowania decyzji, umiejętność współpracy z ludźmi i stworzenia docelowo takiego zespołu, który by aktywnie działał na rzecz stowarzyszenia. Mam też ważną cechę – konsekwencję. Konkretnie działam w wyznaczonym kierunku. Oczywiście nie zmuszam się do niczego, jeśli tego nie czuję lub wiem, że nie muszę tego robić. Jeśli coś postanowię sobie wewnętrznie, to zawsze we mnie to będzie – podkreśla.
Zastanawia się teraz, czy dobrze zakładać stowarzyszenie, kiedy kończy się szkołę.
– Wydaje mi się, że lepiej tworzyć stowarzyszenie, kiedy jest się jeszcze na studiach. Bo po studiach ludzie zaczynają się rozjeżdżać. Szukają swojego miejsca w życiu. Ten wyjechał na projekt tu, tamten tam, a na studiach można wypracować taką strukturę, która mogłaby wzmocnić więzy grupy i dzięki temu zwiększyć motywację do wspólnego działania po ukończeniu szkoły. Być może daje to większą szansę na przetrwanie – tłumaczy.
Największy sukces
Za największy sukces uznaje długoterminowy projekt „Unknown”.
– To ważny spektakl ze względów artystycznych i społecznych – postrzegania tego, czym jest sztuka sceniczna, kim jest widz, jakie są role widza i performera itp. Sztuka może prowokować do myślenia, zadawania pytań, zastanowienia się, do poczucia się przez moment niewygodnie – wjaśnia.
Największa porażka
Za największą porażkę uznaje swoje naiwne myślenie w 2004 roku, na początku zakładania stowarzyszenia, że jako organizacja pozarządowa są „mniej niż bardziej” w systemie państwowym.
– Z perspektywy czasu widzę, że jesteśmy równie uwikłani w system państwowy jak firma, a może nawet bardziej niż jednoosobowa działalność gospodarcza. Organizacja pozarządowa musi się borykać z biurokracją, z wąskotorowym myśleniem. Pozyskanie dotacji nie jest sukcesem, sukcesem jest dopiero jej rozliczenie. Jestem wykształconą artystką, nie managerem i finansistą i dla mnie ta sytuacja jest dość przerażająca – skarży się. Wśród krajów, w których świetnie funkcjonuje system finansowania tańca, wymienia Belgię, Francję i Holandię.
Uważa, że sztuka nie jest doceniana, a jest tak samo ważna jak ekonomia. Ma olbrzymi wpływ na to, co dzieje się ze społeczeństwem. Wiele razy doprowadzała do przełomów historycznych.
Co lubi
Zaczyna od tego, czego nie lubi, mianowicie: definicji i etykietek. Potem przedstawia swój „statement”:
Lubię autorefleksję.
Lubię prowokować samą siebie do myślenia.
Lubię prowokować widzów do myślenia. .
Lubię czuć spektakl całym swoim ciałem.
Lubię czasem wyłączyć myślenie.
Lubię kawę z mlekiem.
Lubię chodzić po lesie.
Lubię inteligentny taniec.
Lubię szczerość.
Lubię się śmiać.
Lubię czasem płakać.
Lubię mieć czas dla moich najbliższych.
Lubię zabawę z kontekstami.
Lubię zamierzoną magię w spektaklu.
Lubię przestrzenie.
Lubię pływać.
Lubię sformułowanie „choreographic fields”.
Lubię pracować z muzykami.
Lubię jasny podział ról w pracy.
Lubię proces pracy twórczej.
Plany na przyszłość
Na jesieni jest planowana premiera jej najnowszego spektaklu w Poznaniu, a następnie na Festiwalu Rozdroże w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Drugi projekt to eksperymentalny i krótkometrażowy film, w którym będzie pracowała nad choreografią. Reżyserką jest Anna Błaszczyk.
Ma zamiar zrezygnować ze stanowiska prezesa w Prze-Twórczym. Planowany wyjazd do Francji uniemożliwi jej angażować się w stowarzyszenie równie mocno jak do tej pory w Polsce.
– Teraz podejmiemy decyzje: co dalej, kto się podejmie zmian?
Źródło: inf. własna ngo.pl