Spotkać go można zwykle na parkiecie, gdyż taniec odgrywa w jego życiu ważną rolę. Nie ma to jednak nic wspólnego z „Tańcem z gwiazdami” ani z Zespołem Pieśni i Tańca, choć lubi oberki, polki i wiwaty. Na co dzień prowadzi m.in. warsztaty tradycyjnych tańców z Polski Nizinnej i gra na ludowej basetli i wielkopolskim koźle.
Czym się Pan zajmuje?
W tej chwili wykańczam własne mieszkanie. Własnoręcznie układam glazurę, parkiet itp.
W życiu zawodowym natomiast pod koniec listopada razem z moją żoną Bogusią oraz znajomą, Kasią Lindner powołaliśmy do życia fundację „Czas tradycji”. Co za tym idzie, piszemy kolejne projekty, które mają na celu popularyzację zwłaszcza polskiej – wiejskiej i miejskiej – kultury tradycyjnej, głównie w jej wymiarze muzycznym i tanecznym. Będą to m.in. takie projekty jak: Dechy na Pradze, Targowisko, Janko Muzykant, Korzenie, Potańcówki pod Karpiem, Tradycyjnie Chopin.
Poza tym wraz z kapelą Janusz Prusinowski Trio biorę udział w przygotowaniach do spektaklu pt. „Fałszywa służąca, czyli łajdak ukarany” w reżyserii Jacques’a Lassalle’a, którego premiera odbędzie się 5 marca 2009 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie.
Z chłopakami z kapeli koncertujemy oraz prowadzimy warsztaty polskich tańców tradycyjnych w całej Polsce – uczę m.in. jak zatańczyć nasz najbardziej zakręcony taniec, czyli oberka. Ostatnio mieliśmy okazję prowadzić takie spotkania w Gardzienicach i w Krzeszowicach pod Krakowem. Grywam także z Kapelą Brodów z Węgajt.
Znalazłoby się pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, którymi się zajmuję, ale nie ma tyle tutaj miejsca, by się nad nimi rozwodzić.
Dlaczego Pan to robi?
Droga do zainteresowania tradycją była długa. Po liceum pojawiło się wiele pomysłów: najpierw miałem zostać ornitologiem, studiując leśnictwo na SGGW, potem była archeologia, w końcu etnologia na Uniwersytecie Warszawskim zakończona dyplomem.
Moja historia z polską muzyką tradycyjną trwa od ponad piętnastu lat. Zanim się nią zainteresowałem, grywałem muzykę latynoamerykańską. Zaczynałem od organizowania w warszawskim klubie Remont koncertów z kapelami folkowymi. W pewnym momencie zacząłem zapraszać na te spotkania tradycyjne wiejskie kapele. Na wyodrębnionej scenie najczęściej starsi muzycy czuli się bezradnie. Publiczność siedząca na krzesłach pod koniec koncertu wyglądała na znudzoną. Zastanawiałem się, dlaczego tak się dzieje i jak to zmienić. W końcu zabraliśmy ludziom krzesła, nie było też sceny, a muzyków usadowiliśmy za stołami wśród osób, które przyszły na spotkanie. Na stołach pojawiły się ziemniaki w mundurkach, smalec, kiszone ogórki i kiełbasa. Jednak nadal ludzie nie garnęli się do tańca. Zamiast namawiać do tego innych, sam w końcu zacząłem tańczyć, gdyż często przyjeżdżały z kapelą dobre śpiewaczki, które świetnie tańczyły. Z organizatora stałem się świetnie bawiącym się współuczestnikiem spotkania. Zupełnie nie miałem w planach, żeby uczyć się tańca, ale życie dało mi taką szansę.
Największy sukces
Po pierwsze mam wspaniałą rodzinę, piękną żonę i trzy rozbrykane córeczki. Jestem współzałożycielem stowarzyszenia „Dom Tańca”. Organizowałem pierwsze tabory z muzyką tradycyjną w Polsce. Wraz z Dariuszem Kunowskim współtworzyłem offową „Scenę Lubelską 30/32”. Rok temu wskrzesiłem tradycję miejskich potańcówek na dechach. Udało się to na warszawskiej Pradze, w okolicach Dworca Wschodniego (w tym roku szykuje się druga edycja projektu). Na Dechy przychodziły i bawiły się razem tłumy warszawiaków, bez względu na swój wiek czy status społeczny.
W życiu zajmuję się tym, co lubię, pasja stała się moim zawodem, pracą, dzięki której utrzymuję mój dom i moją rodzinę.
Największa porażka
Nie mam. Trudno mi wskazać coś, co byłbym w stanie nazwać porażką. Można uważać, że czegoś się w danym momencie nie udało zrobić, ale to nie jest dla mnie równoznaczne z porażką. Po prostu jest to przesunięte w czasie, moje pomysły, marzenia mają swój czas, muszą dojrzeć i wówczas się pojawiają, zostają zrealizowane później. Gdy patrzę z perspektywy czasu na tak zwaną „porażkę”, okazuje się, że stała się ona w pewnym momencie sukcesem.
Najbardziej Pan lubi?
Przekazywać innym to, co sam potrafi najlepiej oraz muzykować z przyjaciółmi, m.in. z kapelami Janusz Prusinowski Trio i z Kapelą Brodów.
Marzenia na przyszłość
Zależy mi, żeby Warszawa stała się europejską stolicą tańca; by w stolicy muzykę tradycyjną, zwłaszcza polską, tańczono w każdej dzielnicy. Wyobrażam sobie, że od Bielan do Ursynowa od wiosny po ciepłą jesień, co tydzień, jest rozkładany drewniany parkiet, kapela gra na żywo i przychodzi tam wiele osób, aby potańczyć przy tradycyjnej muzyce.
Poza tym z ciekawością i radością czekam na nowe wyzwania, pomysły i projekty, które przyniesie mi samo życie.
Współpracuje jako aktor oraz choreograf z offowym, muzyczno-taneczno-obrzędowym teatrem Darka Kunowskiego „Scena Lubelska 30/32”. Organizuje szereg cyklicznych imprez według własnego projektu, związanych z muzyką i tańcem tradycyjnym: „Rzuć blagę i chodź potańczyć tango na Pragę” w restauracji Pod Karpiem, „Dechy”, Festiwal Dziecięcy „Mały Off”, „Nietypowe Dziady i Baby” oraz wiele innych. Prowadzi zajęcia edukacyjno-terapeutyczne dla niepełnosprawnych umysłowo Chata z Pomysłami (Anin), Ośrodek Caritasu terapii grupowej dla osób upośledzonych (Mińsk Mazowiecki). Jest czterokrotnym stypendystą MKiSZ w dziedzinie tańca i animacji (1993, 2003, 2006, 2008)
Źródło: inf. własna