Pracowała w administracji publicznej i w biznesie, ale działalność w trzecim sektorze najbardziej jej odpowiada, bo nie można w nim narzekać na nudę. Przez wielu postrzegana jest jako osoba pełna sprzeczności, ale skuteczna w działaniu. Mówi, że najbardziej lubi ludzi. A w wolnych chwilach czyta skandynawskie kryminały…
Czym się zajmujesz?
Marzena Mendza-Drozd – Najwięcej czasu pochłania mi obecnie praca w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym. Do niedawna były to kwestie związane z przygotowaniem budżetu tej instytucji na 2012 r. Ale w EKES pracuję też w grupach studyjnych, zajmujących się opiniami na bardzo różne tematy, jak np. przyszłość polityki regionalnej. Z drugiej strony – od maja tego roku część mojej działalności stanowi praca dla Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Po części jestem na etapie uczenia się co i w jakim tempie trzeba zrobić – muszę przyjrzeć się całościowo działalności OFOP-u, a nie tylko tym sprawom, które do tej pory w jakiś szczególny sposób mnie zajmowały.
Dlaczego to robisz?
M. M.-D. – Z dwóch powodów. Po pierwsze, mam za sobą doświadczenia z pozostałymi dwoma sektorami – z administracją publiczną i biznesem. I porównując te sektory wychodzi mi, że działalność w trzecim sektorze najbardziej mi odpowiada. Po drugie – oczywiste jest dla mnie, że warto to robić. Wiąże się to z wartościami, w które wierzę. Poza tym, działalność w trzecim sektorze nigdy nie jest nudna. Zapewnia ciągle wiele wyzwań i czasem nawet podwyższonej adrenaliny. Spełnia większość moich oczekiwań co do tego, czym powinna być praca i działalność w danym obszarze.
Największy sukces
M. M.-D. – Wierzę, że ciągle przede mną. A na poważnie, to nie odważyłabym się powiedzieć o żadnej rzeczy, że jest moim największym sukcesem. Przede wszystkim dlatego, że praca w organizacjach jest pracą grupową. Samotnemu buntownikowi czy działaczowi bardzo trudno jest coś zrobić i zmienić, dlatego ta działalność w naturalny sposób wymaga współpracy z innymi. I jeśli coś jest sukcesem, to jest to sukces grupy ludzi, którzy nad czymś pracowali, a nie jednego człowieka. Niestety, może być również tak, że to, co dziś wydaje się dużym osiągnięciem, po pewnym czasie już tak nie jest odbierane. Jego interpretacja może się zmienić. Albo okazuje się, że coś, co wydawało się sukcesem, było tylko małym krokiem do kolejnego, ważniejszego etapu. I trzeba pracę zaczynać od nowa.
Największa porażka
M. M.-D. – Przyparta do muru powiedziałabym, że za największą porażkę uważam okres, kiedy byłam członkinią Rady Działalności Pożytku Publicznego w latach 2006-2009. Akurat wtedy trafiliśmy na niekorzystny moment polityczny i rzeczywiście było bardzo trudno. Teraz, z perspektywy czasu myślę sobie, że może wtedy trzeba było inaczej rozłożyć akcenty w pracy Rady albo bardziej domagać się tego, aby miała ona większe znaczenie, żeby jej rola i zakres kompetencji były większe. Byłoby to ważne dla organizacji w ogóle, a nie tylko dla samej RDPP. Być może w tej kwestii nie wykorzystaliśmy szansy, choć zdaję sobie sprawę, że był to wynik wielu okoliczności, także politycznych, w jakich przyszło nam działać.
Najbardziej lubisz
M. M.-D. – Ludzi, choć nie zawsze ze wszystkimi się zgadzam. W kontaktach zawodowych dochodzi, co oczywiste, do różnego rodzaju kontrowersji, ale wymiana myśli jest naprawdę fascynująca. W tym niezgadzaniu się jest też energia, która pozwala przemyśleć na nowo różne sprawy i kwestie. A prywatnie? Lubię czytać, zwłaszcza skandynawskie kryminały. Lubię jeździć na nartach i grać w tenisa. Ale w tym wszystkim najwartościowsze jest to, że każde z tych działań pozwala mi spotykać się właśnie z ludźmi. Żeby grać w tenisa, trzeba mieć partnera, na narty jeżdżę z grupą znajomych, mam też koleżanki, z którymi wymieniam się informacjami na temat tego, co warto przeczytać. Czas spędzony wspólnie z innymi w trakcie i po tych aktywnościach naprawdę sprawia mi wielką przyjemność.
Marzenia na przyszłość
M. M.-D. – Chciałabym doczekać momentu, kiedy z jednej strony organizacje będą bardziej skłonne do współpracy między sobą niż ma to miejsce obecnie, choć i tak jest lepiej niż było kilka lat temu. Chciałabym, aby organizacje chętniej dzieliły się swoim dorobkiem intelektualnym i tworzyły z niego opinie, które miałyby wpływ także na działalność innych. Taka współpraca może być w formie instytucjonalnej, jak np. OFOP, czy w innych dowolnych formach, np doraźnych koalicji. Dzięki temu wzrosłaby też rola organizacji, jako podmiotów łączących ludzi, którym nie jest wszystko jedno w skali lokalnej, regionalnej i ogólnokrajowej. A drogą do uzyskania tego znaczenia i wagi głosu jest, moim zdaniem, właśnie ściślejsza współpraca. Na tym szczególnie by mi zależało.
Marzena Mendza-Drozd - od 2004 r. członkini Europejskiego Komitetu Społeczno-Ekonomicznego jako reprezentantka polskich organizacji pozarządowych. Była członkini Mazowieckiego Regionalnego Komitetu Sterującego. Była prezeska, a obecnie członkini Stowarzyszenia Dialog Społeczny, wiceprezeska Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych (OFOP), była łącznik ds. funduszy strukturalnych woj. mazowieckiego, była członkini zarządu, a obecnie członkini Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych oraz członkini Komisji Rewizyjnej Stowarzyszenia Klon/Jawor. Była dyrektorką Fundacji dla Polski, kierownikiem Projektu Inicjatywy Proeuropejskiej oraz Programów Phare/Tacis LIEN i Demokracja. W latach 1993-2000 zakładała i kierowała Centrum Informacji dla Organizacji Pozarządowych BORDO. Prowadziła szereg szkoleń dla samorządowców i organizacji pozarządowych w zakresie Funduszy Strukturalnych oraz systemów ich wdrażania.
Pobierz
-
201309131129260989
913750_201309131129260989 ・38.72 kB
-
201309131332560857
913844_201309131332560857 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna (ngo)