Przez całe życie przekracza granice – te, które powstają pomiędzy ludźmi, sektorami i te fizyczne, oddzielające od siebie różne państwa. Jest przekonany, że nie żyje się tylko dla siebie, ale także dla innych, i że wspólnym wysiłkiem można zmieniać otaczający nas świat. Rozmawiamy z Krzysztofem Stanowskim, przewodniczącym Rady Programowej i członkiem zarządu Fundacji Edukacja dla Demokracji.
Czym się Pan obecnie zajmuje?
– Przekraczaniem granic. Pierwszą, którą przekraczałem dawno temu była ta pomiędzy światem słyszących a głuchych. Kiedy miałem 15 lat ojciec spowodował, że zacząłem pracować jako wolontariusz w zakładzie dla dzieci niesłyszących. Potem próbowałem przekroczyć granicę monopolu organizacji harcerskiej, współtworząc pierwsze jawnie niezależne organizacje harcerskie w Polsce. Później, jako pedagog przenikałem przez granice Ukrainy, Rosji, Azerbejdżanu, Tadżykistanu i Mongolii. A ostatnio przekraczałem granicę między pierwszym a trzecim sektorem – przez dwa i pół roku byłem podsekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej – mówi.
Dlaczego Pan to robi?
– Po pierwsze dlatego, że tak wychowali mnie rodzice. Dla całej mojej rodziny było oczywiste, że funkcjonuje się nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Mój ojciec mawiał, że jest anarchosyndykokooperatywistą. Wydaje mi się, że należę do pokolenia, które bardzo głęboko wierzy, że jeżeli się zbierzemy w kilka, kilkanaście albo kilkadziesiąt osób, to jesteśmy zdolni zmienić otaczający nas świat – podwórko, ulicę, miasteczko, region, Rzeczpospolitą. Takie jest też moje doświadczenie życiowe. Jako młody człowiek zabrałem się za zmienianie harcerstwa. Potem działałem w Solidarności. Dziś już nie potrafię inaczej – przekonuje.
Największy sukces
– Czasem rozmawialiśmy na warsztatach prowadzonych w Fundacji Edukacja dla Demokracji, że sukces jest wtedy, kiedy to, co się inicjowało, czy współtworzyło istnieje dalej bez ciebie albo kiedy już cię nie ma. Tak właśnie się stało ze Związkiem Harcerstwa Rzeczpospolitej, z krymsko-tatarskimi szkołami, wielką siecią trenerów-pedagogów, którzy pracują stąd do chińskiej granicy, z klubami kobiet w Tadżykistanie… Dziś jednak najbardziej dumy jestem, że Fundacja Edukacja dla Demokracji, w której budowanie włożyłem wiele serca i kilkanaście lat życia, ma nowego prezesa, wciąż się rozwija, jest coraz silniejsza i robi coraz ciekawsze rzeczy – twierdzi. – A w życiu prywatnym? Rodzina. Z żoną Barbarą, mimo tysięcznych przeciwności losu – pobraliśmy się w stanie wojennym – udaje się godzić realizowanie życiowych pasji i szalone podróże z „normalnym” życiem rodzinnym. Dziś razem patrzymy, jak czwórka naszych dzieci rusza powoli w świat – dodaje.
Największa porażka
– Kiedy ktoś się angażuje w rzeczy niemożliwe, porażka znaczy, że się jeszcze nie udało czegoś zrealizować. Zdarzało mi się wpakować w rzeczy, które nie miały się prawa udać. I przez jakiś czas rzeczywiście się nie udawały. Z ostatnich porażek – mimo wieloletniego zaangażowania, nie udało mi się przekonać opinii publicznej, że 200 tys. rodziców i 100 tys. polskich dzieci na świecie, które uczą się języka ojczystego w polskich szkołach uzupełniających wymaga systemowego wsparcia ze strony Państwa Polskiego. Ale to pewnie tylko kwestia czasu – zapewnia.
Najbardziej lubię
– Spotkania z ludźmi. Jeżdżąc z Fundacją Edukacja dla Demokracji miałem fascynującą możliwość bycia gościem w wielu domach, jurtach, ziemiankach… Wsłuchiwania się w opowieści Krymskich Tatarów o wielokrotnych próbach powrotu na ziemię ojców; rosyjskich nauczycieli przekonanych, że w ich szkole można uczyć o prawach człowieka; tadżyckich kobiet chcących uwierzyć, że krowa z Polski pozwoli im rozpocząć budowanie życia od nowa. W czasie tych - nocnych najczęściej - rozmów miałem okazję wysłuchać wielu rodzinnych historii, opowieści o czasach trudnych i strasznych. Wreszcie wspólnie marzyć, planować. Lubię po prostu bycie ze sobą. Bo "razem" jest znacznie ciekawsze i ważniejsze niż zwiedzanie najlepszego nawet muzeum czy zabytkowej starówki - opowiada. – A prywatnie lubię aktywny wypoczynek z rodziną na kajakach, rowerach, żaglach, a także dobrą lekturę. Do niedawna – jeśli miałem czas – wyszywałem, korzystając z różnych wzorów przywiezionych z podróży – dodaje.
Marzenia na przyszłość
– Chciałbym, żeby w Polsce powstała rządowa agencja pomocy międzynarodowej. Nazwałbym ją Funduszem Solidarności. Przed laty, kiedy walczyliśmy o wolność, drukowaliśmy podziemne gazetki, próbowaliśmy wyrwać się z socjalistycznej pseudoekonomii, moralnie i materialnie wspierało nas wielu ludzi i wiele rządów wolnego świata. Czas spłacić zaciągnięty wówczas dług. Fundusz Solidarności powinien pomagać w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, ekonomii rynkowej społecznościom lokalnym i krajom, w których ograniczony jest dostęp do edukacji, rynku pracy i możliwości współdecydowania o własnym losie – przekonuje.
Krzysztof Stanowski - urodził się 12 kwietnia 1959 r. w Lublinie. Absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W latach 1982-1984 był współzałożycielem struktur podziemnej Solidarności i władz regionalnych w Regionie Środkowo-Wschodnim. Współtwórca niezależnego harcerstwa w Polsce. Był pierwszym Naczelnikiem, a następnie Sekretarzem Generalnym Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Od 1989 r. czynnie zaangażowany w prace Fundacji Edukacja dla Demokracji.
Od 2007 do 2010 r. pełnił funkcję podsekretarza stanu w MEN. Autor programów edukacyjnych i publikacji poświęconych edukacji obywatelskiej i pracy organizacji pozarządowych. Inicjator i współtwórca Education for Democracy International Network – międzynarodowej sieci zespołów trenerskich wspierających społeczności lokalne poprzez edukację obywatelską w krajach Europy Wschodniej i Azji Centralnej.
Do chwili objęcia stanowiska w MEN był wiceprzewodniczącym Steering Committe World Movement for Democracy oraz członkiem Komitetu Wykonawczego Grupy Zagranica.
Dwukrotnie wyróżniony nagrodą POL-CUL Foundation za pracę w organizacjach pozarządowych. Nagrodzony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Mieszka w Lublinie razem z żoną Barbarą i czwórką dzieci.
Źródło: inf. własna (ngo)