W Bieszczady przyjechała z Poznania trzydzieści lat temu i nie wyobraża sobie życia w innym miejscu. Pracowała w szkole, a kiedy pojawiła się okazja dołączenia do Bieszczadzkiego Forum Europejskiego ani chwili się nie zawahała, bo tylko w pozarządówce można naprawdę się realizować. Wygląda to tak, jakby pracowała na dwa etaty. W międzyczasie wychowała szcześcioro dzieci.
Czym się zajmuje
Jest wiceprezeską Bieszczadzkiego Forum Europejskiego.
– Rozwój turystyki wiejskiej, rozwój przedsiębiorczości, aktywizacja społeczna i integracja zawodowa, projekty wspierające osoby starsze i młodzież – wylicza, czym zajmuje się stowarzyszenie. – Jeśli widzimy jakiś problem, a możemy go rozwiązać, to staramy się iść w tym kierunku.
Swoją pracę opisuje sformułowaniem, że zajmuje się wszystkim, co jest na chwilę obecną potrzebne. Przede wszystkim szuka instytucji, które finansowałyby projekty.
– Jesteśmy widoczni – mówi. – Mamy dobrze zdiagnozowany obszar, na którym działamy, choć na początku działaliśmy bardziej intuicyjnie.
Gospodarstwa agroturystyczne powstają w Bieszczadach: w Solinie, Polańczyku, Porażu.
– Nie mówię, że tylko dzięki nam, bo przede wszystkim dzięki samozaparciu tych osób. Ale nam udaje się skutecznie przekazywać informację, jak to robić – zaznacza. Poza tym przeszkolili też osoby na Słowacji i Ukrainie. Tam dopiero agroturystyka raczkuje.
– Piękny, piękny region – powtarza o Bieszczadach. – Tutaj jest wielki potencjał do wykorzystania. Potrzebne są pieniądze, które trzeba umiejętnie zainwestować. Cywilizacja idzie do przodu, w Bieszczadach też powinna, a tutaj się zatrzymuje. Chodzi mi o drogi – śmieje się. Mieszka w Ustrzykach Dolnych. Od dziewiętnastu lat pracuje w Lesku. Jest pedagogiem w szkole ponadgimnazjalnej. Codziennie dojeżdża godzinę do pracy w jedną i drugą stronę.
Dlaczego to robi
Bieszczadzkie Forum Europejskie powstało 1999 roku. Kibicowała od początku. Zaczynała jako zwykły członek. Dołączyła do Forum dzięki koledze, który jest również nauczycielem i prezesem BFE. Z czasem zarząd się wykruszył, padła propozycja, czy chciałaby dołączyć i prowadzić stowarzyszenie.
– Nie wahałam się. Czytałam, przeglądałam różne fora, rozmawiałam z różnymi ludźmi. Nie zastanawiałam się długo, bo już miałam obraz, jak się pracuje w pozarządówce. Tutaj można się naprawdę realizować, żyłam w innych czasach i nigdy do tej pory nie miałam tylu szans. Nareszcie mogę coś zrobić bez żadnych przymusów, nakazów. Nikt mnie nie namawiał. Wcześniej, w przeszłości różnie bywało. Ludziom się wydaje, że poświęcam swój czas, że stale coś dla innych ludzi robię, a mi się wydaje, że mam wielkie szczęście, że mogę to robić – mówi.
Studia skończyła w Poznaniu, planowała przyjazd w Bieszczady w celach turystycznych, a skończyło się tak, że przyjechała tu „za mężem”.
– Miało być „tymczasem”, a to tymczasem trwa od 1981 roku – przyznaje. Teraz nie wyobraża sobie innego miejsca do życia, choć miała wiele możliwości wyprowadzenia się, powrotu. Po aklimatyzacji w Lesku nie myślała już w kategoriach, że chciałaby coś w swoim życiu zmieniać, nie czuła takiej potrzeby.
Zdążyła już odchować sześcioro dzieci, które chodziły do żłobków, przedszkoli. Równolegle pracowała.
– Moje życie jest barwne – śmieje się. – Pomaleńku, nie zaczynałam od skoku do głębokiej wody, dzieci rozumiały moją potrzebę. Wiedziały, że dla mnie to bardzo ważne. Były już na tyle dorosłe, że spokojnie pogodziły się z faktem, że nagle zaczęłam wracać do domu o dwunastej w nocy, czy w nocy się uczyłam. Czas dla nich zawsze miałam. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby mi wypomniały, że tak dużo pracowałam, a dla nich nie miałam czasu. Najmłodsza córka jeszcze jest w domu, a pozostałe dzieci porozjeżdżały się po świecie. Mąż, co prawda nie pracuje przy projektach, ale jest członkiem stowarzyszenia i bardzo mnie wspiera. Dzięki temu, że mam tak duże wsparcie w domu, mogę zajmować się tym, co robię. Może są czasem mniej czy więcej zadowoleni, ale daje się to pogodzić.
Wygląda to tak, że pracuje na dwa etaty, ale nie narzeka.
– Jestem osobą, która nie narzeka, tak mnie życie przećwiczyło, że już nie ma na to czasu. Dla mnie narzekanie to strata energii. Nie wiem, czy niektórzy koledzy czy koleżanki z pracy wiedzą, że pracuję też w pozarządówce. Nie łączę tych dwóch aktywności, one funkcjonują obok siebie – tłumaczy.
Pisania projektów uczyła się na własnych błędach. Początki były trudne.
– Choć wydaje mi się, że na początku było łatwiej otrzymać pieniądze, w tej chwili mamy dużo większą konkurencję, bo powstało w międzyczasie wiele organizacji pozarządowych – mówi.
Największa porażka
– Porażka kojarzy mi się z czymś, z czego nie można się podnieść. Pewnych rzeczy nie udało się zrealizować, bo nie otrzymaliśmy dofinansowania. Potem ze zdwojoną siłą próbujemy z tego wyjść. Mam w sobie wiele optymizmu. Nie miałam nigdy chwil zwątpienia ani zastanowienia czy to, co robię, ma sens. Jeśli nie uda nam się teraz, następnym razem wyjdzie. Często przez przypadek spotykam „na mieście” zadowolonych ludzi, który opowiadają mi, ile rzeczy dzięki nam w ich życiu się zmieniło na plus. To znaczy, że jesteśmy potrzebni – podkreśla.
Interesuje się gospodarką społeczną, problemami społecznymi.
– Już próbowaliśmy dwa razy aplikować o środki na powstanie spółdzielni socjalnej. W tym roku jest kolejny nabór wniosków i nie odpuszczamy. Mam nadzieję, że tym razem się powiedzie. Uważam, że spółdzielnia poprawiłaby los kilkudziesięciu osobom w naszym regionie. Spółdzielnia miałaby pracować na rzecz turystyki – tłumaczy.
Największy sukces
– Na każdym kroku widać efekty działa naszej organizacji – zauważa.
O dwóch projektach mówi ze szczególnym naciskiem, bo pierwsze próby zdobycia na nie pieniędzy nie były udane.
Od września 2010 roku Bieszczadzkie Forum Europejskie realizuje projekt pt. „Uwierz we własny sukces”. Dzięki niemu 45 osób wzięło udział w szkoleniach oraz w bloku doradczym na temat zakładania i prowadzenia działalności gospodarczej, a 27 z nich otrzyma po 40 tysięcy zł dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej oraz tysiąc złotych miesięcznie na pokrycie bieżących kosztów prowadzonej działalności. Taka sama grupa osób otrzyma wsparcie w drugiej edycji tego projektu.
– Podczas jednego ze szkoleń osoby, które należą do Ochotniczej Straży Pożarnej w Porażu, poprosiły mnie o pomoc w zdobyciu środków na to, by mogli się rozwijać – opowiada. – Byłam trochę sceptycznie nastawiona, bo wiedziałam, że trudno będzie otrzymać pieniądze. O dziwo, udało się! 1 lutego 2011 roku Bieszczadzkie Forum Europejskie rozpoczęło realizację projektu „Profesjonalny strażak – bezpieczne społeczeństwo” w ramach Priorytetu IX Rozwój wykształcenia i kompetencji w regionach, Działanie 9.5.
Są to przede wszystkim szkolenia z pomocy przedmedycznej. Jest to bardzo potrzebne i wzmocni bezpieczeństwo społeczeństwa.
Równie ważne są dla niej takie gesty: – Na pewnym szkoleniu dla seniorów jedna z osób powiedziała nam: dobrze, że jesteście i mogłam was na swojej drodze spotkać, bo dzięki wam znów chce mi się żyć po ciężkiej chorobie.
Co lubi
Bardzo ceni swoją pracę jako pedagoga. Lubi rozmawiać z młodzieżą i młodzież lubi z nią pracować.
– Potrafię słuchać i wydaje mi się, że to jest moją dużą zaletą – podkreśla. Choć chwalić się nie lubi i nie ma tzw. „parcia” na szkło. Nie czuje potrzeby bycia podziwianą.
Lubi przyrodę, kocha las.
– Z lasu mogłabym nie wychodzić – śmieje się.
Przyznaje się, że odpoczywa kursując z domu do pracy i z pracy do domu między Leskiem a Ustrzykami w samochodzie.
– Wtedy mam chwilę dla siebie – mówi z uśmiechem. – Dla mnie odpoczynkiem jest usiąść w domu tak na 10 minut, żeby nikt do mnie się nie odzywał i wtedy się regeneruję. Tyle wystarczy.
Plany na przyszłość
Zawodowo: w organizacji skupić się na wspieraniu małej przedsiębiorczości.
Osobiście: dopracować w szkole do emerytury, czyli jeszcze pięć lat, a potem jeszcze długo, długo pracować w pozarządówce.
- I powiem szczerze: tyle przeżyłam, a jednak nie czuję tych swoich lat na krzyżu. Ktoś mi powiedział, że mam dobre geny – śmieje się.
Jolanta Hurkała - wiceprezes Bieszczadzkiego Forum Europejskiego, matka sześciorga dzieci, nauczycielka dyplomowana. Ukończyła Wydział Ogrodniczy w Akademii Rolniczej w Poznaniu oraz studium Przygotowania Pedagogicznego w Krośnie, Studia Podyplomowe – Żywienie Człowieka z Obsługą Turysty w AR Kraków i Pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą w WSAiZ w Zamościu. Od 1992 roku pracuje w Zespole Szkół Ekonomiczno-Rolniczych w Lesku, a od 2000 w Bieszczadzkim Forum Europejskim. Jest konsultantką PARP, świadczącą usługi szkoleniowe i informacyjne, wpisaną do bazy danych świadczących usługi w KSU dla Małych i Średnich Przedsiębiorstw oraz auditorem wewnętrznym i pełnomocnikiem ds. Systemu Zarządzania Jakością. Autorka wielu publikacji z zakresu agroturystyki i kuchni regionalnej, współautorka projektów współfinansowanych ze środków Unii Europejskiej.
Źródło: inf. własna ngo.pl