Na co dzień zajmuje się bodaj najmniej lubianą w trzecim sektorze działką – administracją i finansami. Stale i konsekwentnie uczy, jak prowadzić wzorową księgowość i przekonuje, że jest to „trzecia noga sektora, przez którą już wiele organizacji się przewróciło”. Przedstawiamy szefową Stowarzyszenia BORIS, członkinię Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego – Joannę Krasnodębską.
Czym się obecnie zajmuje?
Zajmuję się wieloma rzeczami, przede wszystkim staram się w miarę mądrze i rozsądnie kierować stowarzyszeniem BORIS. Zależy mi, żebyśmy tworzyli zespół przyjaciół, którzy wspólnie chcą coś zmienić, a z drugiej strony żebyśmy sprawnie realizowali nasze cele. I jest jeszcze trzeci wymiar mojej aktywności, ten twórczy. Naszą organizację tworzy wiele osób, ale ja mam taką osobistą satysfakcję, że niektóre moje pomysły udaje się zrealizować. Przykładem niech będzie moje zainteresowanie finansami i ekonomią społeczną. Udało mi się przekonać współpracowników, że to jest kierunek, w którym BORIS mógłby się rozwijać. Jestem wielką zwolenniczką wspierania organizacji pozarządowych i strażnikiem podstawowej zasady, dla której BORIS został stworzony: głównie mamy pomagać NGO-som i osobom, które są aktywne.
Jestem także trenerką. Specjalizuję się w finansach i administracji. Może trudno powiedzieć, że to mnie pasjonuje, ale to jest coś, co na pewno w dużym stopniu mnie pochłania. Ten aspekt działalności, czyli właśnie administracja, to jest tak zwana "trzecia noga", która w wielu organizacjach jest upiłowana i przez to te organizacje się przewracają. Staram się więc przekazać osobom związanym z trzecim sektorem wszystko to, co wiem na temat księgowości, przyzwoitego rozliczania się, czy planowania płynności finansowej.
W tym samym zakresie jestem także doradczynią. Najbardziej lubię pomagać organizacjom w zakładaniu działalności gospodarczej. To jest taki mój konik i w tym zakresie spełniam się nie tylko w BORISIE. Oprócz tego działam w Komisji Dialogu Społecznego, jestem członkinią Warszawskiej Rady Pożytku Społecznego. W tych instytucjach staram się pracować na rzecz poprawy współpracy z samorządem.
Dlaczego to robi?
Poczucie, że człowiek ma na coś wpływ, daje mi ogromną satysfakcję. To, co robię, daje ludziom korzyści, i efekty mojej pracy są faktycznie widoczne. Całe moje życie zawodowe spędziłam w trzecim sektorze, więc myślę, że mam odpowiednią perspektywę spojrzenia na to, jak rozwijają się organizacje, jak wiele rzeczy, które kiedyś były nowością, dzisiaj są już normą. To jest bardzo inspirujące, że ludzie się zmieniają, że Warszawa się zmienia i nie jest wcale takim najgorszym miastem, jak to niektórzy mówią.
Cenię sobie spotkania z ludźmi, którzy chcą zmieniać rzeczywistość. Lubię uzmysławiać innym, że siedzenie i narzekanie do niczego nie prowadzi i że można się zaangażować, i w coś włączyć. Sama obserwacja tego wszystkiego jest bardzo ciekawa.
Trzeci sektor to więcej niż tylko praca. To sposób myślenia o rzeczywistości, to ciągłe myślenie o tym, co robić dalej, co dalej zmieniać.
Największy sukces
Czytuję czasami sylwetki Ludzi Sektora w portalu ngo.pl i muszę przyznać, że ja nie jestem jakimś innowatorem społecznym, który wymyśla systemowe rozwiązania czy kreuje rzeczywistość w jakimś konkretnym zakresie.
Myślę jednak, że moim dużym sukcesem jest to, że ja bardzo dużo pracuję nad usystematyzowaniem, uporządkowaniem działań organizacji. To, że coraz więcej ludzi w trzecim sektorze myśli o tym, żeby rozliczyć się porządnie i na czas, i pilnować swoich księgowych spraw, to jest taki mój mały wkład w życie trzeciego sektora. To, że BORIS zaczął prowadzić w tym zakresie pierwsze szkolenia, że zaczęło się mówić głośno o tym, że oprócz szczytnych idei organizacje muszą się zmierzyć z takimi samymi wyzwaniami, jak inne instytucje czy przedsiębiorstwa, daje mi poczucie satysfakcji. Jednocześnie moim sukcesem jest też to, że nie skupiłam się tylko na załatwianiu spraw administracyjnych. Nadal znajduję czas, żeby przekazywać wiedzę, doradzać. Sama też stykam się bezpośrednio z klientami. Może nie odnoszę jakichś spektakularnych sukcesów, ale moją cegiełkę do tej pozarządowej budowli na pewno dorzucam, z tej bardziej administracyjnej strony.
Największa porażka
Zaliczyłam parę wpadek, różnego rodzaju, nawet w dziedzinie, w której się specjalizuję. Zdarzyło mi się nie przewidzieć wszystkiego, nie doczytać wszystkiego, nie do końca poprawnie zinterpretować zapisy różnych umów. Myślę, że w zarządzaniu ludźmi za bardzo skupiłam się na zaufaniu, a za mało na kontroli. Zaliczyliśmy jedną sporą wpadkę, która takiej organizacji, jak nasza, nie powinna się przytrafić. Osoba, która koordynowała projekty, przyszła w grudniu oznajmiając, że rozwiążą z nami umowę, bo żadne sprawozdanie nie jest jeszcze rozliczone. Ja, jako dyrektor, żyłam w przeświadczeniu, że wszystko jest rozliczone, a tak naprawdę powinnam była to sprawdzić.
Teraz to się trochę zmieniło. Trudno oczywiście powiedzieć, że nie darzę swoich pracowników zaufaniem, bo darzę, ale po prostu sprawdzam.
Najbardziej lubi
Przychodzić do pracy. Jak rozmawiam ze znajomymi, którzy pracują poza trzecim sektorem, to oni najczęściej „odwalają” swoją robotę, po czym spoglądają na zegarek i natychmiast wychodzą. Ja czegoś takiego nie mam. Nie czekam do piątku, nie narzekam w niedzielę wieczorem, że już jutro poniedziałek. Oczywiście czasem jestem zmęczona, czasem mam wszystkiego dosyć, czasem jestem zła, ale tak naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym nie pracować w BORISIE. W pracy potrafię się kompletnie wyłączyć z tego, co się dzieje w domu czy rodzinie. Praca daje poczucie siły i jest napędem do funkcjonowania w życiu prywatnym.
Moją pracę lubię również dlatego, że pozwala mi pokazywać siebie moim dzieciom, jako mamę ciągle coś robiącą, ciągle w działaniu. One często ze mną gdzieś jeżdżą, widzą, że ich mama ciągle się uczy i rozwija.
Plany na przyszłość
Daleko w przyszłość staram się nie wybiegać. Blisko, to jako trenerka, chciałabym tak osobiście, przejść trening interpersonalny oraz trening umiejętności grupowych. To się zawsze przydaje. Po drugie chciałabym udoskonalić siebie jako osobę zarządzającą zespołem w BORISIE. Ciągle mam dylematy, czy już zapisywać, kto o której przyszedł i wyszedł, czy jeszcze nie, czy już robić zdjęcia i śledzić, kto nie włożył naczyń do zmywarki, czy jeszcze nie (śmiech).
Chciałabym mieć model, według którego będę pracować i chciałabym, żeby on się już nie zmieniał. Niestety, na razie na szafce nocnej obok mojego łóżka leży notes i często, jak się przebudzę (najczęściej o trzeciej nad ranem) mam przebłysk świadomości, intensywną myśl, którą muszę zanotować, żeby jej nie zapomnieć. Proszę mi wierzyć, że te przebłyski nie raz uratowały nas z opresji. Jeśli uda mi się w końcu ustalić, jak funkcjonować i jaki system zarządzania ostatecznie przyjąć, to może ten notatnik nie będzie mi już potrzebny.