O HIV i AIDS opowiada spokojnie i swobodnie. Od swoich podopiecznych czasem słyszy historie, które mogłyby być gotowymi scenariuszami na film sensacyjny. W czasie akcji społecznych zdarza jej się usłyszeć kompletną bzdurę, że wirusa przekazują komary. Nie ukrywa, że jest to praca, która obciąża psychicznie. Odpoczywa na rowerze i rolkach w czasie wypadów za miasto z rodziną i psami.
Zabytkowy tramwaj kursuje na linii: Wyścigi – pętla Metro Marymont. W środku didżej miksuje muzykę. Zamiast biletu konduktor wręcza kartkę z pytaniem: „Czy HIV i AIDS znaczą to samo?”. Do ludzi przysiada się Irena Przepiórka i przekonuje, że warto wykonać test na obecność wirusa we krwi. Tłumaczy, że trzeba się zabezpieczać, a najlepszym zabezpieczeniem jest wierność. Tak zwykle wygląda akcja „Bezpieczna Jazda”. Swobodna rozmowa o wirusie i chorobie, którą on wywołuje to kwestia wprawy i doświadczenia. Na co dzień Przepiórka wspiera osoby zakażone HIV i chorych na AIDS oraz ich bliskich w Stowarzyszeniu Wolontariuszy wobec AIDS „Bądź z Nami”. Koordynuje pracę wolontariuszy pracujących z osobami HIV+.
– Tak naprawdę w stowarzyszeniu trzeba być człowiekiem orkiestrą – mówi. – Robi się wszystko: od wspierania chorych poprzez rozliczanie wniosków do sprzątania.
Oprócz tego jest kuratorem społecznym w Sądzie Rodzinnym na Mokotowie. Zajmuje się dziećmi pokrzywdzonymi przez los.
Dlaczego to robi
Nie bała się, bo nie ma powodów do obaw, jeśli ma się wiedzę, jakie są drogi przenoszenia wirusa HIV. – W trakcie pracy nie ma czasu na żadne zachowania ryzykowne – żartuje. – Z koleżanką złapałyśmy się na tym, że nawet w klubie na jakiejś imprezie natychmiast zaczynamy wszystkich wokół nas edukować.
Nie raz słyszała kompletną bzdurę, że wirusa przekazują komary. Takie stwierdzenia nie są w stanie wyprowadzić jej z równowagi, bo jest po to, żeby ludziom dostarczać wiedzy o HIV. – Irytujące jest natomiast, kiedy lekarz nie ma wiedzy na ten temat – mówi.
Poza tym wierzy, że ludzie są tolerancyjni. – To praca jak każda inna na rzecz ludzi – podkreśla. Trudno jednak nie przejmować się ludźmi, którzy przychodzą po pomoc. – Nie ma czegoś takiego jak podopieczny – zarzeka się. – Osoby, które do nas przychodzą, stają się naszymi znajomymi, czasem wręcz przyjaciółmi. Nie jest możliwe, żeby wyjść z pracy i zostawić w niej wszystkie problemy.
Na początku było trudno. Długoletnie doświadczenie w tej pracy nauczyło ją, że ludzie są w stanie wyjść z bardzo poważnych problemów. Sytuacja może wyglądać bardzo źle, ale jakoś udaje się z niej wyplątać. Poza tym może liczyć na wsparcie innych pracowników stowarzyszenia. – Są też superwizje, które przyczyniają się do tego, że człowiek jakoś funkcjonuje. Póki co nie czuję się wypalona zawodowo – podkreśla.
Największy sukces
Można mówić, że sukcesem jest przejście projektu, nad którym siedziało się dniami i nocami. Jednak największe sukcesy wiążą się zawsze z wolontariatem. – Kiedy uda się chorej osobie znaleźć cudownego wolontariusza, który tak się nią zaopiekuje, że jej stan zdrowia się poprawia – podkreśla.
Siedzimy w biurze stowarzyszenia na Tamce. Na ścianach zawieszone są kolorowe obrazy. – Namalowały je osoby, które zgłosiły się do nas po pomoc. Całe stowarzyszenie zostało wyremontowane wspólnymi siłami podopiecznych – uśmiecha się. – Proszę sobie wyobrazić: dużo pyłu, porozkładane farby i zbiórka zapaleńców… To musiało się udać!
Największa porażka
Do biura wchodzi chora na AIDS kobieta, która koniecznie chce porozmawiać, a Irena zaraz musi usiąść nad pustą tabelką, którą szybko trzeba wypełnić. – Mam wewnętrzne poczucie porażki zawsze wtedy, kiedy brakuje czasu dla drugiego człowieka ze względu na wymogi formalne – przyznaje.
Drobnych niepowodzeń jest zawsze cała masa, ale spektakularnych porażek nie było. Bardzo trudne sytuacje to te, gdy podopieczny umiera albo wraca do nałogu. – Bardzo często wiem, co dla konkretnej osoby byłoby najlepsze. Ale nie mogę za nią podjąć decyzji. Czasem czuję frustrację, kiedy ktoś niestety nie chce sobie pomóc. Robi po swojemu i bardzo źle na tym wychodzi – rozkłada ręce.
Co lubi
Można ją często spotkać na rowerze albo rolkach. – Teraz jesteśmy w trakcie kompletowania z rodziną zestawu rowerów – cieszy się, bo rodzina jest najważniejsza. Wspólne wyjście z dzieckiem na spacer czy jeżdżenie rowerem jest dla mnie idealnie oczyszczające – opowiada. – Uwielbiam wypady za miasto, posiedzieć na łące… To coś, co mnie totalnie relaksuje i daje siłę. Wyjście z psami pozwala odreagować stresującą nieraz pracę.
Oglądać filmy też lubi, ale ze względu na obciążenia psychiczne w pracy, nie ogląda takich, w których można zobaczyć przemoc. Odpadają horrory i thrillery. – Jeśli w pracy słyszy się nieraz historie będące materiałem na scenariusz filmowy, nie każdy film sensacyjny jest dla mnie sensacyjny. Tutaj nie błysnę: moim ulubionym gatunkiem jest ostatnio komedia – śmieje się.
Świetnie się też czuje, kiedy ma czas dopaść książkę i ją przeczytać w całości. – Ostatnio mnie wciągnęła „Sprawiedliwość owiec”. Fajne, filozoficzne dziełko. Miło się czytało. Lekko i przyjemnie – poleca.
Przyznaje też, że nawet pisanie programów do pracy bywa ekscytujące, bo jest to praca twórcza.
Plany na przyszłość
Ma nadzieję, że stowarzyszenie będzie się dalej rozwijać. – Zależy nam na przeszkoleniu wolontariuszy z całej Polski. O ile w Warszawie chorzy mogą liczyć na wolontariuszy, to na terenie kraju jest z tym problem – martwi się.
W planach jest też nawiązanie kontaktów z podobnymi organizacjami w Europie. – Ostatnio mieliśmy spotkanie z organizacją niemiecką, która przedstawiała nam swoją akcję profilaktyczną. Jej budżet wynosił mniej więcej tyle, co kwota na wszystkie działania profilaktyczne w ciągu roku przeznaczona dla wszystkich organizacji zajmujących się HIV i AIDS w Polsce. Wstyd nam było wtedy przyznać, że u nas realia finansowe wyglądają nieco inaczej… – mówi z zażenowaniem. – Mimo to warto się od nich uczyć. Czasami inne spojrzenie jest inspirujące, bo choć mamy mniejsze pieniądze, to nie znaczy, że robimy gorsze rzeczy – zarzeka się.
Osobiste plany wiążą się z edukacją dziecka, które ma już dwanaście lat. Chce też zmienić mieszkanie na większe, żeby zmieściły się w nim dwa psy i rowery.
– Nie mam wielkich planów ani marzeń. Jest mi dobrze tak jak jest. Może troszeczkę wolałabym mniej pracować, ale póki lubi się swoją pracę, to jest ok – podkreśla na koniec.
Irena Przepiórka – magister nauk politycznych, specjalizacja: wychowanie resocjalizujące. W Stowarzyszeniu Wolontariuszy wobec AIDS „Bądź z Nami” koordynuje pracę wolontariuszy. Pracuje jako konsultantka ds. AIDS w Telefonie Zaufania. Realizuje program profilaktyczny dla młodzieży szkolnej „Profilaktyka HIV/AIDS” we współpracy z Fundacją Edukacji Społecznej. Pełni obowiązki sądowego kuratora społecznego przy Sądzie Rejonowym dla Warszawy Mokotów.
Informacje:
(22) 692 84 40 – telefon dla osób żyjących z HIV/AIDS
Stowarzyszenie Wolontariuszy Wobec AIDS „Bądź z Nami”
e-mail: swwaids@free.ngo.pl
skype: stowarzyszenie.badz.z.nami
Źródło: inf. własna (ngo.pl)