Od dwudziestu lat współtworzy Helsińską Fundację Praw Człowieka. Cieszy się, bo może powiedzieć, że ma jakiś swój udział w przekształcaniu Polski w państwo demokratyczne, przestrzegające praw człowieka. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wiele rzeczy jest ciągle do zrobienia, dlatego myśli o sobie nie jako sprinterze, tylko długodystansowcu, i ćwiczy cierpliwość.
Czym się zajmuje
Jest prezesem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Dlaczego to robi
Miała wspaniałych rodziców, pracujących w pedagogice specjalnej. Byli też społecznikami. Studia na socjologii rozpoczęła po wydarzeniach marcowych 1968 roku. Wiedziała, za realizację jakich wartości jej starsi koledzy zostali usunięci z uczelni, aresztowani, wreszcie wyrzucani z kraju.
– Jesteśmy wypadkową tego, co wynieśliśmy z domu i tego, z czym spotkaliśmy się później. Również tego, co nas złości, drażni, co nam doskwiera, a co boli i co uważamy, że trzeba zmienić – tłumaczy. A z prawami człowieka w PRL było naprawdę bardzo źle, stąd najpierw jej działalność w Komisji Interwencji i Mediacji Regionu Mazowsze Solidarności, a potem (już w stanie wojennym) w Komitecie Helsińskim.
Do Komitetu wciągnął ją, po swoim wyjściu z internowania, Marek Nowicki – wcześniej twórca Komisji Mediacji w „Mazowszu”. Po siedmiu latach działania w podziemiu i czerwcowych wyborach 1989 roku członkowie Komitetu postanowili założyć fundację. Wtedy nie wierzyli jeszcze „tak do końca”, że tym razem już nic nie cofnie zachodzących w Polsce zmian, stąd m.in. decyzja, by obok kontynuowania działań monitoringowych prowadzonych dotąd przez Komitet, uruchomić także działania edukacyjne, mające wyposażyć ludzi w wiedzę na temat ich praw i wolności oraz sposobów ich ochrony tak, by stali się mniej bezbronni w relacjach z władzą.
W podziemiu działało się zupełnie inaczej, nieformalnie. W odróżnieniu od wielu kolegów pozbawionych pracy z przyczyn politycznych, ona cały czas pracowała. W momencie zakładania Fundacji, koledzy się śmiali, że tylko ona wie, „do czego służy rachunek”, i jak ważne jest, by od razu zatrudnić księgową i pilnować różnych takich innych nudnych formalności. No i im uwierzyła – a potem praca w Fundacji wciągała ją coraz bardziej i bardziej – i tak to trwa już od 20 lat.
Największy sukces
Zdecydowanie nie jeden. I tak cieszy się, bo może powiedzieć, że ma jakiś swój udział w przekształcaniu Polski w państwo demokratyczne, przestrzegające praw człowieka.
Poczucie sukcesu daje jej świadomość, że powstały w środowisku Komitetu i Fundacji projekt Karty Praw i Wolności, stał się jedną z podstaw opracowania drugiego rozdziału obowiązującej obecnie Konstytucji RP. Poza tym, co prawda po wielu latach, przyjęto w Polsce ustawę o prawach osób należących do mniejszości narodowych i etnicznych. Dalej wymienia efekty fundacyjnych programów edukacyjnych – ponad 900 absolwentów Polskiej Szkoły Praw Człowieka i jeszcze liczniejsze grono solidnie wyszkolonych w dziedzinie praw i wolności działaczy z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. – Najważniejsze jest to, że oni nie tylko potrafią, ale i chcą wspólnie działać – podkreśla.
Dużym sukcesem są efekty działania Programu Spraw Precedensowych oraz Festiwal Watch Docs „Prawa człowieka w filmie”, który poza Warszawa odwiedza już 30 miast w Polsce. – To taka frajda z bycia w zarządzie, że można się podpisać pod sukcesami wypracowanymi przez cały zespół – śmieje się.
Myśli, że Polacy są jednym z najlepiej zorientowanych społeczeństw w Europie w kwestii tego, co dzieje się w Tybecie. – Zaczęło się od przyjścia do fundacji na jesieni 1992 roku Adama Kozieła i Adama Wajraka z pomysłem, że chcieliby zaprosić Jego Świątobliwość Dalajlamę do Polski i, że Jacek Kuroń poradził im, żeby zaproszenie wystosowały Komitet Helsiński i Fundacja. Jeśli wy zaprosicie, obiecali, to my zrobimy wszystko, żeby Dalajlama przyjechał. Nie do końca w to wierzyliśmy, ale przyjechał – opowiada. Po siedmiu latach przyjechał ponownie. I mimo, że Adam Kozieł twierdzi, że jego program ma właściwie same porażki, bo stan przestrzegania praw i wolności Tybetańczyków w ostatnich latach dramatycznie się pogorszył, ona uważa, że program ten jest jednym z najskuteczniejszych projektów, jeśli chodzi o uwrażliwianie społeczeństwa polskiego na naruszenia praw człowieka poza granicami kraju.
Największa porażka
Woli określenie niepowodzenie. Porażka zawiera w sobie ostateczność: coś się nie udało i nic się z tym już nie da zrobić. Jeśli powie się „niepowodzenie”, to znaczy, że za miesiąc, rok może trzy coś do czego się dąży, ma szansę zakończyć się sukcesem. Tylko trzeba wciąż próbować.
Generalnie myśli o sobie nie jak o sprinterze, tylko jak o długodystansowcu. Sprawy, jakie są do wykonania, zakładają dłuższy plan działania i ćwiczą w cierpliwości. Jako osobistą porażkę uznaje fakt, że Polska przystąpiła do protokołu ograniczającego zastosowanie Karty Praw Podstawowych. Nie traci nadziei, że Polacy będą mieli takie same prawa jak większość obywateli państw unijnych (fakt, że zastrzeżenia zgłosiły również Wielka Brytania i Czechy nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem). – Cieszyłam się jak dziecko, kiedy w referendum o wejściu do Unii Polacy powiedzieli: tak – przyznaje. – Dla mnie jednym z głównych powodów do radości było to, że dostaniemy do ręki nowy instrument ochrony naszych praw i wolności (w tym także przed ich naruszeniami przez instytucje unijne), stąd zgłoszone zastrzeżenia odczułam jak swoją porażkę. Może za mało mówiliśmy, za mało tłumaczyliśmy, za mało pisaliśmy o tym, co nam wszystkim bez wyjątku może dać Karta. Trzeba było poświęcić temu więcej czasu, starania i uwagi – wyrzuca sobie.
Co lubi
Chodzić po górach i to bardzo – słychać zadowolenie w głosie. Stara się systematycznie w nie wyjeżdżać. Kiedy była młodsza, wspinała się po Tatrach, teraz biega po Beskidzie Sądeckim. Daje jej to oddech i pozwala na nowo naładować akumulatory. – Od maja koledzy w Fundacji na korytarzu zaczynają mnie pytać: kiedy do Piwnicznej? Wiedzą, że wrócę stamtąd „jak nowa” – żartuje.
Plany na przyszłość
Oczywiści wyjechać do Piwnicznej – śmieje się. A serio: chce nadal działać w Fundacji. – Nie zamierzamy przerywać aktywności na rzecz krajów Wspólnoty Niepodległych Państw, w tej chwili szukamy nowej formuły edukacji o prawach człowieka w Polsce, sama bardzo chciałaby uważnie przyjrzeć się temu, co się dzieje z prawami człowieka w polskiej służbie zdrowia. Będziemy nadal zajmować się prawem do informacji, wolnością słowa, warunkami w więzieniach, realizacją prawa do sądu – wymienia to, czym się zajmuje i nie zamierza przestać, bo ciągle w tych kwestiach jest sporo do zrobienia.
Danuta Przywara – prezes Zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
Socjolog. Praca kolejno w biurze projektowym i instytucie resortowym budownictwa następnie w Instytucie Psychologii PAN. W okresie „Solidarności” mediator, Komisja Mediacji Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność". Od 1982 r. członek Komitetu Helsińskiego w Polsce i współautorka części jego raportów. W 1989 współzałożycielka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W latach 1990-2001 Sekretarz Zarządu; 2001 – 2007 – Wiceprezes ; od 2008 Prezes Zarządu HFPC. Ekspert w zakresie monitoringu przestrzegania praw i wolności człowieka, wykładowca i trener prowadzonych przez HFPC szkoleń nt. skutecznego działania na rzecz praw człowieka dla odbiorców z Polski oraz krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.
Źródło: inf. własna ngo.pl