Barbara Kaszkur-Niechwiej nie przechodziła wieku średniego. Najpierw była młoda, a potem zaraz stała się stara. I lubi ten stan.
Barbara Kaszkur-Niechwiej bardzo nie lubi słuchać, że powstanie krakowskiej Akademii Pełni Życia to jej zasługa. Woli wersję, że „to się jakoś tworzy samo”. Współpracowniczki mówią jednak, że bez niej takiego sukcesu Akademii by nie było.
Żeby na emeryturze było wesoło
Wszystko zaczęło się w piwnicy jednej z krakowskich kawiarni. Na spotkaniu zgromadziło się kilkanaście kobiet „po czterdziestce”, znajomych – mniej lub bardziej – Barbary.. Ona przyszła na spotkanie z koszem pełnym ciasta, mówiąc, że choć sama ciasta nie jada, to umie je piec.
– A potem zaczęła przedstawiać zgromadzonym swoją wizję – wspomina Teresa Sławińska, dziś wiceprezeska Akademii Pełni Życia. – Mówiła, że musimy zdać sobie z sprawę z tego, że wszystkie się w końcu – i to już niedługo – zestarzejemy. I że z naszym potencjałem i energią nie możemy dać się wyrzucić na margines, tylko musimy się rozwijać. Opowiadała, że same zapewnimy sobie takie życie na emeryturze, że będzie nam wesoło i będziemy szczęśliwe. I tym przekonała nas wszystkie.
Tak powstała Akademia Pełni Życia (oficjalnie zarejestrowana w sądzie w czerwcu 2002 r.) – stowarzyszenie działające na rzecz osób w średnim i starszym wieku. Barbara Kaszkur-Niechwiej była jej pierwszym prezesem.
Wszystkiego można się nauczyć
Akademia rozpoczęła działalność od organizowania kursów komputerowych dla pań „po czterdziestce”. Pomysł podpowiedziało samo życie. Basia – jako osoba w tzw. średnim wieku – musiała nauczyć się obsługi komputera. Przychodziło jej to z trudem.
– Częściowo dlatego, że uczyli mnie mężczyźni, którzy mają zupełnie inny style komunikowania się niż kobiety – mówi.
Wtedy zaczęła się zastanawiać, co można by zrobić, aby ta nauka stała się przyjemniejsza. Kursy komputerowe prowadzone przez kobiety były strzałem w dziesiątkę. Początkowo szkolenia odbywały się przy organizacjach kobiecych (jak krakowska „Efka”). Trzonem Akademii Pełni Życia (APZ) były właśnie uczestniczki tych kursów.
Dziś Barbara jest całkowicie przekonana, że będąc seniorem można się nauczyć wszystkiego i że naprawdę warto.
– Ma się doświadczenie i wyrobiony umysł. Z tego trzeba korzystać – przekonuje. Sama cztery lata temu zaczęła uczyć się gry w tenisa. Dziś gra sześć godzin tygodniowo. – To ratuje mi życie, zdrowie i dobry humor.
Dobrze się wchodzi, źle się wychodzi
Dzisiaj Akademia Pełnia Życia ma na swoim koncie już ok. 2 tys. seniorów przeszkolonych na różnych kursach, wydanie pierwszego w Polsce podręcznika podstaw obsługi komputera dla seniorów (tysiąc egzemplarzy rozeszło się w trzy dni, były już cztery wydania), współpracę z organizacjami z innych krajów UE (w 2005 r. projekt www.piekny-wiek nagrodzono w Finlandii i Polsce), a w planach opracowanie kursów e-learningowych dla seniorów (co będzie na polskim rynku całkowitą nowością). Akademia nie ogranicza się jedynie do nowoczesnych technologii. Szybko bowiem okazało się, że jej członkom i sympatykom to nie wystarcza. APZ oferuje także kursy językowe – z angielskiego (12 grup!), francuskiego, rosyjskiego, niemieckiego i esperanto oraz wykłady z filozofii i literatury (prowadzone przez wykładowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego), zajęcia plastyczne i Klub Seniora Europejczyka.
Aby zrozumieć fenomen APZ trzeba zauważyć, jak bardzo jej oferta odbiega od tego, co proponuje typowy „klubu seniora”.
– Jeszcze przed przejściem na emeryturę interesowałam się, czym zajmuje się klub seniora w mojej dzielnicy. I dowiedziała się: śpiewaniem piosenek, grą w karty i robótkami ręcznymi – mówi Maryla Kacprzycka, dzisiejsza prezeska Akademii. Do nas przychodzą ci, którzy oczekują czegoś więcej. To jest miejsce do którego dobrze się wchodzi, ale źle się wychodzi.
Jeden człowiek nic nie zrobi
Swoją popularność organizacja zawdzięcza w dużej mierze zaangażowaniu Barbary.
– Gdyby nie ona, to Akademii by nie było – jej współpracowniczki są co tego zgodne. – I to nawet teraz, gdy organizacja się „rozhulała”, a Basia formalnie nie jest już prezesem.
– Basia to przykład osobowości charyzmatycznej – mówi Teresa Sławińska, chociaż wie, że jej koleżanka będzie na pewno strasznie protestować. Bo Barbara cały czas się zarzeka, że nie jest żadnym bohaterem ani liderem. Powtarza: „jeden człowiek nic nie zrobi”, ,,przychodzące tu osoby poddawały kolejne pomysły”, „lokomotywą organizacji byli przychodzący ludzie”, „inicjatywa ludzi jest ogromna”.
– Zastanawiam się dziś czasem, czy byłam przy zdrowych zmysłach – mówi Barbara, przypominając sobie, jak na samym początku działania Akademii podpisywała umowę na wynajem lokalu za 1500 zł miesięcznie, mając do dyspozycji 300 zł. – Po prostu wydawało mi się, że jakoś to pójdzie… i poszło! Działalność stowarzyszenia rozrosła się w sposób zdumiewający. Bez przerwy się tym zachwycam i zdumiewam. Ale nie miałam zielonego pojęcia, że tak będzie. Nawet zastanawiałam się kiedyś, czy gdybym wiedziała, to czy bym się na to zdecydowała..
Fizyk jądrowy, ekolożka, feministka
Z zawodu jest fizykiem jądrowym. Studiowała także psychologię, religioznawstwo i filozofię. – Kiedy byłam młoda, nie bardzo można było zrobić karierę, ale można się było uczyć i z tego korzystałam – tłumaczy.
Przez 10 lat pracowała w szkole jako nauczycielka fizyki i … WF-u. I bardzo to lubiła
– Bycie nauczycielem to nie zawód, ale charakter – mówi.
Działała aktywnie w organizacjach ekologicznych (była wiceprezesem okręgu małopolskiego Polskiego Klubu Ekologicznego), a także w ruchu kobiecym.
– Byłam jedną z pierwszych feministek w Polsce – podkreśla. Akademia Pełni Życia nie miała być zamknięta dla mężczyzn, chociaż zaczęło się od kobiet.
– Bo kobiety-emerytki są o wiele aktywniejsze od panów – uważa Barbara na podstawie swoich obserwacji. Mężczyźni do Akademii zaczęli przychodzić później (szczególnie, gdy pojawił się podręcznik).
Po co dziadkowi komputer?
Dziś o rozwoju i potrzebach osób starszych mówi się coraz więcej. Ludzie zaczynają rozumieć, że tej coraz liczniejszej grupie trzeba pomóc znaleźć miejsce na rynku pracy czy zagospodarować czas wolny. Barbara była pionierką w tych sprawach. Kiedy zaczynała organizować kursy komputerowe, w instytucjach, do których się zwracała o wsparcie słyszała: „Szalony pomysł! A po co dziadkowi komputer?”. Okazuje się, że jest bardzo potrzebny – choćby po to, żeby komunikować się z dziećmi i wnukami, które wyjechały zagranicę. Komputer znajduje się dziś prawie w każdym domu. Kursów komputerowych dla seniorów jest coraz więcej, jednak mimo rosnącej „konkurencji” APZ jest absolutnym liderem. Seniorzy garną się masowo.
– Naprawdę nie wiem czemu. Widocznie lubią do nas przychodzić – mówi Basia.
Być może tajemnica sukcesu tkwi w tym, że celem kursu nie jest tylko (a czasami w ogóle nie) przekazanie konkretnych umiejętności komputerowych, ale aktywizacja uczestników, pokonanie ich strachu i przekonanie, że komputer jest także dla „staruszków”. Rzeczywistość wirtualna jest dość abstrakcyjna – prowadzący muszą być przygotowani na pytania typu „gdzie jest ten Internet?”. Młodzi mogą mieć trudności ze zrozumieniem takich problemów. Dlatego zajęcia prowadzą jedynie osoby po pięćdziesiątce. One mogą uczestnikom powiedzieć: „sama przez to przeszłam, było mi trudno, ale dałam radę i tobie też się uda”. To najlepsza metoda nauki. Kluczowy jest język i właściwa komunikacja. Po kilku latach działalności APZ jest ekspertem od seniorów i komputerów, i może przekazywać swoje doświadczenia innym organizacjom.
Mistrzyni pisania wniosków
– Basia jest metodyczna, ma umysł analityczny, wręcz „komputerowy”, poszufladkowany. Bezbłędnie umie ustalać cele, przydzielać zadania i ogarnia całość – mówi Teresa Sławińska. – Ma przy tym wielki talent interpersonalny, wspaniały kontakt z innymi ludźmi. W pracy jest wytrzymała, odporna i niezwykle energetyczna. Zapala się do pomysłów, ale w momentach konfliktu czy kryzysu jest spokojna. To w niej podziwiam.
Absolutnie bezkonkurencyjna jest Barbara w pisaniu wniosków o dofinansowanie projektów. Dla innych to przerażająca biurokracja.
– Uwielbiam pisać projekty! Szczególnie unijne, te najbardziej zagmatwane! – opowiada.
– Czy ścisły mózg fizyka w tym pomaga?
– Ależ skąd! Do tego trzeba dużo fantazji! – przekonuje.
Jest niezwykle dumna z tego, że wszystkie projekty, które pisała zostały „przyjęte”. Za jeden z największych sukcesów w całej swojej działalności uznaje list, który otrzymała od przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce z informacją, że raport APZ był pierwszym, w którym nie trzeba było poprawiać nawet przecinka.
Z młodości w starość
Do tej drobnej, sportowo ubranej kobiety nie pasuje nobliwe określenie „senior”. Choć mówi, że czuje przynależność do tej grupy.
– Ja byłam tylko młoda i stara. Nie przechodziłam wieku średniego. Stało się tak dlatego, że dziesięć lat temu mieszkałam prze rok na wsi, remontowałam dom i nie miałam lustra. Po roku, kiedy spojrzałam w lustro, zobaczyłam, że tam jest inna osoba. Wiedziałam, że choć w środku jestem wciąż młoda, to na zewnątrz już stara. W ten sposób „przeskoczyłam” wiek średni – opowiada i zaraz dodaje: – I to mi się bardzo podoba!
Lubi rozmawiać z osobami ze swojej generacji. Uważa, że z młodymi nie ma o czym.
– Po prostu przeżyty czas jest czymś, czego nie da się zastąpić –tłumaczy.
Ale to nie znaczy, że młode osoby nie mają wstępu do APZ. Mało tego, niektóre świetnie się sprawdzają. Ania, młoda lektorka angielskiego, osiągnęła w Akademii wręcz oszałamiający sukces. Jest uwielbiana – zyskała kilkanaście babć, a one zyskały wnuczkę.
Pracy dla Akademii pochłania Barbarze praktycznie cały czas, łącznie z weekendami.
– Czy mogłaby pani robić coś innego? – pytam, oczekując trochę, że powie „nigdy w życiu”. – Pewnie – odpowiada spokojnie. – Mogłabym uprawiać swój ogródek. I zajmować się moimi kotami, Mam ich dziesięć.
– I to by wystarczało? – nie dowierzam.
– No, na jakiś czas. Moja średnia to jest półtora roku do dwóch. A potem bym sobie coś znalazła.
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 04 (52) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl