Trzeci sektor zrzesza ludzi pełnych pasji, pozytywnie zakręconych, żyjących nie tylko dla siebie ale i dla innych. Wiek nie gra roli, ramię w ramię, czy młodszy czy starszy realizują swoje cele, dążą do spełnienia marzeń, do rozpostarcia przed innymi nowych horyzontów, pokazania że warto coś robić dla lokalnej społeczności. W Dąbrowie Górniczej zainicjowano akcję - Ludzie Pełni Pasji - dowiesz się o niej więcej czytając artykuł.
Z Izą Włosek, prezes Dąbrowskiego Speleoklubu, rozmawiam między jednym a drugim jej wyjazdem. Niedawno wróciła z Wojcieszowa, gdzie po raz kolejny została mistrzynią Polski w speleo. Na medal również spisuje się jako prezes Speleoklubu w Dąbrowie Górniczej.
– Czym zajmuje się speleoklub?
Iza Włosek: – Speleoklub Dąbrowa Górnicza, jak sama nazwa wskazuje, to klub zrzeszający grotołazów, działający od 1969 roku w ramach Polskiego Związku Alpinizmu. Jednakże poza grotołazami wiele jest tu również osób, które łączy zamiłowanie do wszelkiego sportu – wspinaczki, kanioningu, kolarstwa szosowego, mtb, skitourów, nart biegowych, a nawet paralotni. Dąbrowski Speleoklub działa na prawach stowarzyszenia. Celem działalności wynikającym ze statutu jest prowadzenie działalności sportowej, naukowej oraz edukacyjnej służącej poznawaniu jaskiń, rejonów jaskiniowych, gór i rejonów wspinaczkowych w Polsce i na świecie. Propagowana jest aktywny sposób wypoczynku oraz kultura i bezpieczeństwo uprawiania działalności górskiej. Nasz klub kładzie również nacisk zarówno na wysoki poziom szkolenia młodych adeptów speleo, jak i instruktorów.
– Kiedy zaczęła się Pani przygoda z jaskiniami?
– Moja przygoda z jaskiniami zaczęła się już we wczesnym dzieciństwie. Z moim tatą, który był bardzo aktywnym działaczem dąbrowskiego speleoklubu, pierwszy raz zjechałam do jaskini. Właściwie ciężko to nazwać zjechaniem, byłam po prostu do tej jaskini spuszczona na linie przez niego. Nigdy nie zapomnę tego wrażenia, tej ekscytacji – ta przygoda śniła mi się jeszcze przez kolejne noce.
Jako berbecie wraz z bratem byliśmy częstymi gośćmi w skałach, później natomiast pojawiła się szkoła, obowiązki i do jaskiń wróciłam dopiero w liceum. To wtedy mój brat poszedł na kurs speleologiczny i tym samym zainteresował mnie na nowo tym sportem. Kolejne jaskinie eksplorowałam z moim starszym bratem. Był moim przewodnikiem i czuwał nad bezpieczeństwem. Kiedyś zaklinowałam się w bardzo wąskim zacisku, nie mogłam z niego wyjść i rozpłakałam się. Szybko przyszedł z dobrą radą – nie becz, tylko wyłaź stąd!
– W speleomistrzostwach, które odbywały się 28 maja w Wojcieszowie została Pani po raz kolejny mistrzynią Polski, serdecznie gratuluję. Na liście zawodników jednak pojawiło się jeszcze jedno nazwisko Włosek – to nie przypadek?
– Startowała ze mną po raz pierwszy córka – Agnieszka. Nigdy z mężem nie narzucaliśmy dzieciom naszych pasji, owszem, pokazywaliśmy im jaskinie, wspinaliśmy się z nimi, jednakże miały one wolną rękę w tym, co chcą robić, jakiemu hobby się oddać, jaki sport uprawiać. Dopiero teraz zdaje się, że na nowo powracają do zainteresowań, które na początku w nich wskrzeszaliśmy – córka ukończyła w tym roku kurs, wystartowała w zawodach, a co więcej, wyraziła szczerą chęć do treningu i wzięcia udziału w mistrzostwach również w przyszłym roku. Syn jest młodszy, lecz pewnie też prędzej czy później pójdzie w jej ślady.
– Na czym polegają takie mistrzostwa?
– Mistrzostwa są próbą zmierzenia się z czasem i własną słabością. Na obowiązkowej do pokonania trasie znajdują się liczne zjazdy i wyjścia po linie, tyrolki, trawersy, imitacje jaskiń, zaciski, przepinki i inne różnorodne przeszkody. W tym roku trasa była szczególnie ciężka, tory były nie lada wyzwaniem. Oczywiście w rzeczywistości rzadko zdarza się, że jakaś jaskinia jest aż tak naszpikowana trudnościami i zasadzkami linowymi.
– Od kiedy jest Pani związana z SDG?
– Z klubem jestem związana od 1986 roku. Wtedy to przystąpiłam do kursu jaskiniowego i po ów kursie już zostałam.
– Nasz klub uchodzi za jeden z najlepszych w kraju, czemu zawdzięcza swoją renomę?
– Przede wszystkim kadrze instruktorskiej. Mamy doskonale wyszkolonych, cały czas dokształcających się instruktorów, którzy na swoim koncie mają wiele przejść. Kiedy w latach 90 speleologia przeżywała wielki rozkwit na naszych kursach mieliśmy kursantów dosłownie z całej Polski.
Nasz klub jest również rozpoznawany w środowisku w całej Polsce dzięki speleokonfrontacjom. Jest to ogólnopolski przegląd wszelkiej działalności górskiej i jaskiniowej klubów zrzeszonych w PZA. Kilkudniowe spotkanie środowisk górskich z całego kraju obfituje w pokazy filmów, zdjęcia z eksploracji jaskiń, z wypraw i podróży po całym globie. Wymieniamy wówczas między sobą cenne doświadczenia, umawiamy się ma kolejne wyjazdy, poznajemy ludzi.
– Ilu członków liczy klub?
– W chwili obecnej klub liczy ponad 80 członków. Mamy w naszych szeregach dziesięciu instruktorów i wykładowców, których doświadczenie potwierdzone zostało przez nadane uprawnienia Polskiego Związku Alpinizmu. Rokrocznie przyjmujemy również wiele osób na kurs jaskiniowy, spora część z nich zostaje później w klubie. Aktywnych członków spośród tej liczby jest około połowa. Dzisiejszy styl życia, praca zawodowa, obowiązki i rodzina zabierają nam obecnie większość czasu, jakim dysponujemy.
– Gdzie najczęściej można Was spotkać?
– Najczęściej stacjonujemy na górze Birów (lewe Podzamcze, koło zamku w Ogrodzieńcu). Jeżeli wiszą tam liny, a skały oblepione są przez wiszących na nich ludzi, to najczęściej my. Jest to nasz poligon doświadczalny. Miejsce idealne do szkolenia oraz rozwijania własnych umiejętności. W celach wspinaczkowych najczęściej wyjeżdżamy do Podlesic i Rzędkowic. Bezwzględnie Tatry, gdzie również odbywa się część kursu jaskiniowego. Za granicami naszego kraju natomiast mamy swój stały spot w Dolomitach – Dolomiti Friulane - rejon krasowy Busa dei Vediei, który rokrocznie już od pięciu lat eksplorujemy w poszukiwaniu nowych systemów jaskiniowych. Organizujemy liczne wyjazdy w skały, do jaskiń, eksploracyjne, poszukiwawcze – każdy z nas może znaleźć swoją małą Amerykę, postawić stopę tam, gdzie żadna inna stopa jeszcze nie staneła.
Na miejscu można nas znaleźć w siedzibie klubu na ul. Sienkiewicza 15, w każdy czwartek około godziny 19:30. Mile widzimy młodych adeptów dla których przygotowaliśmy liczne szkolenia, np. z kanioningu. W tym roku ruszyliśmy również z fragmentarycznymi szkoleniami, np. węzły, poręczowanie, etc. W sierpniu natomiast przygotowujemy otwarte warsztaty dla 15 osób a propos technik linowych, wspinania się i groto łażenia.
– No właśnie, a kto może zostać grotołazem?
– Właściwie każdy może spróbować swoich sił w chodzeniu po jaskiniach, a w momencie kiedy zacznie to robić sam zweryfikuje swoje dalsze plany. Nie ukrywam, że jest to ciężka działalność. Same techniki linowe, czyli umiejętność poruszania się po linach, używania przyrządów jest fajną zabawą natomiast wejście do jaskini weryfikuje wszystko. Chłód, duża wilgotność powietrza, ciemność – wielogodzinna akcja jaskiniowa, liczne zjazdy i bardzo męczące podchodzenie po linie, a wszystko niejednokrotnie okupione kilkugodzinnym dojściem do jaskini i powrotem do biwaku. Ponadto, nie strasząc tu nikogo, jeżeli w jaskini coś się wydarzy, trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dużo trudniej tu o pomoc z zewnątrz. Jednym słowem, trzeba mieć mocną psychikę.
– Czym są dla Pani jaskinie?
– Jaskinia jest miejscem, gdzie człowiek jest zdany na siebie. Na siebie i na partnera, przyjaciela. To niesamowite, ale ludzie, którzy tworzą zespół, którzy razem chodzą po jaskiniach, połączeni są między sobą cudowną więzią, bezgranicznym zaufaniem, pod ziemią tworzą jeden zespół, gdzie jedno jest bezwzględnie zależne od drugiego. Chodzenie po jaskiniach wymaga wiele siły, skupienia i umiejętności technicznych. Zawsze wchodząc do dziury człowiekowi towarzyszy nutka niepewności – zawsze trzeba być czujnym. Jaskinie są dla mnie wyzwaniem. Są piękne, inne niż to, co otacza nas na co dzień, a przede wszystkim jaskinie są dla nielicznych, to znaczy nie każdemu jest dane trafić do ich magicznego świata.
– Najpiękniejsza jaskinia którą Pani eksplorowała?
– Jeśli mówimy o Polsce to zdecydowanie Ptasia Studnia w Tatrach. Posiada ona przepiękne przestrzenie, liczne korytarze, wspaniałe studnie. Ogólnie jest to wymagający i trudny system jaskiniowy, do którego można wejść na kilkanaście różnych sposobów. Ponadto jest to moja pierwsza tatrzańska jaskinia, stąd więc może ten sentyment. Natomiast w Dolomitach to zdecydowanie jaskinia Oliviefer – ponad 1000-metrowa jaskinia obfitująca w rozliczne salki marmurowe w przeróżnych kolorach – od ciemnych po jasnoróżowe – istna uczta dla oka.
– Jakie to wrażenie wyjść na powierzchnię ziemi po wielogodzinnym pobycie pod jej powierzchnią?
– Przede wszystkim po wyjściu z jaskini otaczający nas świat bardziej oddziałuje na zmysły. Uderza przede wszystkim uczucie ciepłych promieni słońca na skórze, zapach traw i śpiew ptaków. Ale nie oznacza to wcale, że jaskinie są bezwonne. Każda jaskinia ma swój zapach, zazwyczaj jest to mieszanka wilgoci, skał, nieraz błota. W czasach, kiedy jeszcze w jaskiniach można było używać karbidu wielu grotołazom zapach jaskini kojarzył się właśnie z wonią acetylenu. Jedno jest pewne – po długiej przerwie bardzo się tęskni za tym specyficznym zapachem.
– Jakie plany związane z działalnością klubu?
– Przede wszystkim kontynuacja i rozwijanie tych gałęzi, które już prowadzimy, a nader wszystko nacisk na szkolenia. Nadal eksploracja we Włoszech, nadal prowadzenie Speleokonfrontacji, które zdaje się, że już do nas przyrosły na stałe. Równie ważna i w podobnym stopniu chcemy rozwijać inne nasze górskie pasje – skitoury, kanioning, mtb.
Źródło: Portal NGO Dąbrowa Górnicza