Lubi stać w cieniu. Chce być widoczny poprzez zaprojektowaną przez siebie scenografię oraz spektakle, których jest reżyserem.
Czym się zajmuje?
Prowadzę zajęcia teatralne z dziećmi przy Stowarzyszeniu
Kultury i Edukacji na Woli. Realizuję wraz z aktorką Beatą
Chwedorzewską przedstawienia z udziałem dzieci w oparciu o
klasyczną literaturę dziecięcą.
Od kilku lat nie projektuję scenografii, lecz wystawy i muzea,
w tej chwili trwają rozmowy o zaprojektowaniu Muzeum Azji i
Pacyfiku na Solcu oraz wystawy czasowej w Wilnie „Celi
Konrada”.
Dlaczego to robi?
Bardzo dużo decyzji podejmowałem spontanicznie pod wpływem
impulsu. Po dwóch latach studiowania na Architekturze Wnętrz na ASP
w Warszawie miałem poczucie jałowości i przeniosłem się na wydział
Scenografii ASP.
Natomiast pomysł stowarzyszenia Pracownie Twórcze Lubelska
30/32 sam do mnie oraz innych artystów przyszedł w postaci
rzeźbiarza Dariusza Kowalskiego, który miał już małą pracownię na
Lubelskiej 30/32. To do niego zwrócił się ówcześnie panujący
burmistrz Mateusz Mroz, że chciałby, aby te przestrzenie, które
były puste (po dawnej szwalni) artystycznie wykorzystać i czy on
nie mógłby w środowisku wypytać, znaleźć, zainspirować odpowiednie
osoby tak, żeby tę przestrzeń przejąć. Na początku próbowaliśmy
przez Związek Artystów Plastyków, ale oni nie mieli takich
możliwości. Musiała pojawić się jakaś organizacja, dlatego
założyliśmy stowarzyszenie.
Jeżeli chodzi o teatr autorski, to zawsze mnie interesowała
przeszłość, tradycja – skąd jesteśmy, skąd pochodzimy. Interesuje
mnie znalezienie sensu istnienia, egzystowania. Może to brzmi zbyt
filozoficznie, ale dla mnie jest to istotne. Chciałbym znaleźć
odpowiedź na pytanie, kim jestem i co to oznacza, że jestem w danym
miejscu. Pochodzę z południa Polski, z Bielska Białej. W tej chwili
mieszkam na Pradze, przy ul. Stalowej. W związku z tym realizuję
przedstawienia w oparciu o miejsce, w którym się znajduję.
Spektaklem, który najbardziej to oddaje, jest chyba „Czarna Mańka,
królowa przedmieścia”.
To, co robię w obszarze teatru, zawsze dotyczy uczuć i emocji.
Wydaje mi się, że te tematy dotyczą wszystkich ludzi. W tym, co
realizuję, jest duża intensywność, momentami chyba się za bardzo
się wszystkim przejmuję. Uważam, że jak coś robić, to na 100%,
niezależnie od tego, czy jest to kopanie dołków, czy przygotowanie
spektaklu.
Największy sukces
Chyba nie umiem na to odpowiedzieć, bo dla mnie jest to coś,
co leży w sferze przyszłości. W tej chwili dostaliśmy od miasta
grant na działalność trzyletnią, co dla mnie jest dużym sukcesem.
Realizacja każdego kolejnego spektaklu jest na pewno bardzo
pozytywnym wydarzeniem.
W kategorii sukcesu jest też pewnie zrealizowanie projektu
Muzeum Powstania Warszawskiego. Dużym szczęściem było trafienie w
moment, że mogłem wraz z kolegami Jarosławem Kłaputem i Mirosławem
Nizio zrobić coś tak, jak chciałem, bez żadnych ograniczeń
formalnych, np. koncepcji. Moim credo zawodowym, jeśli
chodzi o projektowanie jest to, że muzeum to nie jest zbiór
przedmiotów, ale miejsce „promieniujące wiedzą”, bardziej placówka
kulturalno-naukowa niż magazyn. Udało się to w tym przypadku
pokazać.
Największa porażka
Gdy się pracuje z ludźmi, którzy nie są zawodowymi aktorami,
należy się liczyć z różnymi niespodziankami.W stowarzyszeniu
pierwszym realizowanym spektaklem był „Gilgamesz”.Jego wystawienie
miało miejsce niestety tylko jeden raz, dlatego że większość
aktorek z przedstawienia w tym samym czasie zaszła w ciążę.Nie
można tego przecież nazwać porażką, ale to było zaskakujące.
Jestem kawalerem. Działania teatralne bardzo mnie pochłaniają,
tak że nie znalazłem czasu, żeby założyć rodzinę. Trudno
powiedzieć, czy to jest porażka, czy sukces – myślę, że jest to
stan przejściowy, ale tu wchodzimy na teren bardzo prywatny.
Najbardziej lubi
Cenię wolność i niezależność. Z tego wynikają moje wszystkie
projekty. Może się wydawać absurdalne, że nadmiar daje poczucie
wolności, ale w moim przypadku tak właśnie jest. Nie jestem
„więźniem” swojej pracy.
Moja pasją jest literatura. Podobnie film i teatr. Bardzo
lubię czytać, począwszy od literatury japońskiej, a skończywszy na
najstarszych eposach literackich. Uwielbiam słuchać Bacha i muzyki
tradycyjnej. W kinie cenię Kieślowskiego i Bergmana.
Zawsze lubię się uczyć i dowiadywać czegoś nowego od
innych.
Plany na przyszłość
Aktualnie przygotowuję spektakl „Historyja o Chwalebnym
Zmartwychwstaniu Pańskim”. W tym sezonie teatralnym mam zamiar
przygotować też przedstawienie w oparciu o powieść „Oberki o końcu
świata” Wita Szostaka. Mój tytuł będzie trochę inny, mianowicie
„Saga o Wichrach” – jest to historia o muzykach z Radomszczyzny. W
przyszłym roku realizuję kolejne dwa spektakle: „Tango Muerte” w
oparciu o powieść Márqueza „Kronika zapowiedzianej śmierci” i
„Aleksander Marz” według Kipphardta (tytuł spektaklu „Aleksander
Marzec”).
Chciałbym też spróbować pracy z aktorami zawodowymi.
Poza tym swego czasu dużo malowałem, ale stwierdziłem, że
jednak trzeba się na coś zdecydować i zająłem się teatrem, więc
może kiedyś wrócę do malarstwa.
W dalekich planach mam podróż do Etiopii, bo interesuje mnie
tamta kultura chrześcijańska. Nie lubię za badzo podróżować, ale
to, co robię w teatrze jest dla mnie formą zwiedzania, jednak nie w
przestrzeni czy czasie. Podróżuję przez pryzmat miejsca, w którym
się znajduję, przez ludzi z którymi się spotykam, kulturą, którą
przy okazji przedstawień czy projektów poznaję.
Źródło: inf. własna