Kategoryzacja, generalizacja i schemat poznawczy to synonimy tego co zazwyczaj jest nieprawdą. Stereotypy często oparte są na niepełnej wiedzy oraz fałszywych przekonaniach o świecie, utrwalone są przez tradycję i trudno podlegają zmianom*. Nie straszne jest to Annie Szadkowskiej-Ciężkiej, która stoczy trudną walkę z lubelskimi plotkami. O projekcie „Komunikacja dla Integracji” z jego koordynatorką rozmawia Krzysztof Janiak.
Krzysztof Janiak: – W Lublinie pod twoim kierownictwem prowadzony jest projekt „Komunikacja dla Integracji”. Powiedz co to za projekt.
Anna Szadkowska-Ciężka: – "Komunikacja dla Integracji" to jest projekt, który traktujemy jako narzędzie do tego, aby mówić i opowiadać o cudzoziemcach i cudzoziemkach w sposób przystępny oraz łatwy do zrozumienia. To jest narzędzie do tego, żeby odmitologizować tematykę migracji w Lublinie. Zaproszenie do projektu przyszło do naszego miasta z Rady Europy, która, zgodnie z polityką Unii Europejskiej, wspiera działania budujące spójność społeczną. Elementem tych działań jest budowanie pozytywnego klimatu wobec cudzoziemców i migrantów we wszystkich państwach członkowskich. Takim pomysłem, na kanwie którego urodziła się "Komunikacja dla Integracji" była antyplotkowa strategia przyjęta w Barcelonie i z powodzeniem tam wykorzystywana od 2010 roku. Projekt "Komunikacja dla Integracji" to pomysł na to, jak tą strategię przenieść do dziesięciu europejskich miast, w tym do Lublina.
Realizując jakikolwiek projekt ma się wyznaczony cel. Po co jest ten i jaki ma być efekt finalny?
A.Sz-C.: – Projekt jest po to, żeby przetestować to narzędzie antyplotkowe. Warto wiedzieć, że Lublin jest zupełnie innym miastem od tych, które biorą udział w tym programie. U nas skala migracji jest poniżej 1 procentu, w przeciwieństwie do innych miast. Tam ta skala waha się od 30 do 50 procent. Celem projektu, po pierwsze, jest jego sprawdzenie – czy i jak będzie działać. Po drugie, wypracowanie dobrych praktyk i narzędzi, które zostaną wykorzystane w innych miastach. Po trzecie – co jest z naszego, lokalnego punktu widzenia najważniejsze – wzrost pozytywnych postaw w stosunku do cudzoziemców i migrantów.
Przeprowadzone zostały badania wśród mieszkanek i mieszkańców Lublina dotyczące plotek o cudzoziemcach. Jakie stereotypy panują wśród lublinianek i lublinian?
A.Sz-C.: – Nie będę powtarzać stereotypów, bo każde powtórzenie to jego utrwalenie. To, co ciekawe, to fakt, że stereotypy obecne na lubelskich ulicach nie różnią się specjalnie od stereotypów i plotek mieszkańców Europy Zachodniej. Wydawać by się mogło, że wynika to z tego, że stykają się oni z migrantami i migrantkami częściej niż lublinianki i lublinianie. Moim zdaniem jednak świadczy to bardziej o tym, że tego tupu przekonania mają po prostu charakter uniwersalny i wynikają z natury stereotypów. Migracje wywołują lęki związane z rynkiem pracy, pomocą społeczną, rzekomym wzrostem przestępczości czy problemów społecznych, które migranci przywożą ze sobą. I tu od razu uspokajam – dane nie potwierdzają, że mamy w Lublinie jakiekolwiek powody do niepokoju!
Czy nie uważasz, że Punkt Wymiany Plotek nie tylko zbierał stereotypy, ale również je powielał? Przecież ludzie nie tylko pisali, ale również czytali.
A.Sz-C.: – Z Punktem Wymiany Plotek to jest tak, że pracując z badaczami, socjologami i socjolożkami, którzy pomagali na poziomie empiryczno-naukowym identyfikować plotki wśród populacji lublinian i lublinianek, zdaliśmy sobie sprawę, że trudno nam jest dotrzeć do przeciętnego przechodnia. Do osoby, która często może się nie załapać w spektrum badań socjologicznych, a której głos jest niesamowicie ważny. Z naszym partnerem, Miejską Biblioteką Publiczną, wymyśliliśmy, że dobrym pomysłem byłoby wyjść z tym tematem w przestrzeń publiczną. Nie tylko zaprosić do udziału osoby, które nie zgodziłyby się na badanie fokusowe czy kwestionariuszowe, ale też zobaczyć, co z tego wyniknie, jaki będzie klimat oraz jaki obraz powstanie ze spontanicznych wypowiedzi mieszkańców i mieszkanek Lublina. Bardzo często słyszeliśmy zarzut i wątpliwość dotyczące tego, czy można zapisywać negatywne opinie i komentarze, czasem bardzo dyskryminujące i pozostawiać na widoku publicznym oraz czy to przypadkiem nie przyczynia się do utrwalania plotek. Jesteśmy jednak przekonani, że nie da się rozmawiać o zjawisku, którego nie jesteśmy w stanie uchwycić. Nie możemy mówić o czymś, czego nie widać. Wszyscy wiemy, że ludzie „coś” mówią, mają „jakieś” opinie. Dopiero pokazanie ich czarno na białym na papierze wielu osobom otworzyło oczy, jaka jest skala zjawiska. Z drugiej strony zebraliśmy dużą ilość pozytywnych komentarzy, co nas bardzo miło zaskoczyło. W wreszcie kolejna ważna rzecz: trzeba było wyjść z tym punktem w miasto, żeby zaangażować media.
Czy to był haczyk marketingowy?
A.Sz-C.: – Nie mieliśmy tego w planie, natomiast tak to zadziałało. Nam zależało na zaangażowaniu mieszkańców, a przy okazji zaangażowały się media. To był też moment, kiedy okazało się, że dziennikarki i dziennikarze to osoby, które chcą rozmawiać na ten temat i zrozumieć. Wbrew obiegowym i stereotypowym opiniom czy wręcz plotkom, nie szukają tanich sensacji.
Na początku nie można walczyć ze wszystkim plotkami. Wy, jako zespół realizujący projekt, wybierzecie konkretne poglądy. Wiem, że stereotypów nie będziesz powielać, ale zdradź szczegóły dotyczące plotek, z którymi będziecie walczyć.
A.Sz-C.: – Jak już mówiłam, one są bardzo ogólne. Dotyczą takich obszarów, jak rynek pracy, świadczenia, styl życia. Zajmujemy się takimi plotkami, które można dementować. Będziemy poszukiwać takich obszarów, co do których jesteśmy w stanie pewien tok rozumowania zmienić i wyjaśnić. Ja podkreślam, że z naszych lubelskich badań jasno i wyraźnie wychodzi, że oprócz zaszłości historycznych, ciągle obecnych w emocjach i opiniach lublinian, nie różnimy się od mieszkańców Szwecji, Niemiec, Hiszpanii i innych krajów. Nasze zmartwienia są dokładnie takie same. Dane potwierdzające lub obalające je są ogólnodostępne i łatwe do znalezienia. Nasze zadanie polega na tym, aby je pokazać i wyjaśnić. Dać przestrzeń do tego, aby można było zweryfikować informację, czy cudzoziemcy rzeczywiście pozbawiają miejsc pracy polskie pracowniczki i pracowników. Trzeba mieć świadomość, że sytuacja, jaką mamy obecnie w Polsce, nie jest dana raz na zawsze. Coraz głośniej mówi się, że powinniśmy zachęcać ludzi do tego, aby do nas przyjeżdżali.
Ta wojna nie będzie należała do najłatwiejszych. Jakimi metodami będziecie walczyć, jaką macie strategię?
A.Sz-C.: – Zaczęliśmy 14 października szkoleniem agentów antyplotkowych. Ekspert z Barcelony, człowiek, który maczał palce w sukcesie barcelońskiej kampanii, przyjechał do Lublina, aby naszych trenów i nasze trenerki przeszkolić z tego, jak wykorzystać metodologię antyplotkową do szkolenia innych ludzi, którzy później będą mogli dementować plotki występujące w przestrzeni publicznej. Wszyscy wiemy, że komentarze dotyczące cudzoziemców padają w sytuacjach międzyludzkich, dlatego nazywamy je plotkami. Są to z pozoru niewinne rozmowy w windzie, pubie na piwie czy autobusie. To są też takie wątki, z którymi nie zawsze wiemy co zrobić, szczególnie jeśli nie zgadzamy się z nimi. To bardzo przykra sytuacja, kiedy lubiany przez nas skądinąd sąsiad mówi coś obraźliwego. Co mu powiemy? Proszę tak nie mówić, bo to jest rasistowskie? Nie, bo jest duże ryzyko, że sąsiad się obrazi. Na takie sytuacje trzeba umieć zareagować. Zaczynamy więc od tego szkolenia. Chcemy mieć w Lublinie jak najwięcej agentów antyplotkowych. Oni będą swoimi kanałami i metodami radzić sobie z tymi negatywnymi opiniami.
Oprócz tego budujemy naszą strategię komunikacji. Będzie strona internetowa, gadżety promocyjne i hasła, którymi będziemy się posługiwać. Będą wszystkie fakty, które można zestawić z błędnymi przekonaniami i przekonać się, jak jest naprawdę. W planie są też wydarzenia, nad którymi pracujemy bardzo intensywnie z grupą niesamowitych osób zaangażowanych w Lokalną Sieć Antyplotkową. Stworzyliśmy ją właśnie po to, aby zadbać o włączenie jak największej liczby instytucji, organizacji i społeczności w budowanie tych wydarzeń. Mam nadzieję, że to będą takie wydarzenia, dzięki którym ludzie usłyszą o tym, co robimy, zastanowią się czy to ważne i dlaczego to jest ważne.
Ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę, że powielają stereotypy. Co robić, żeby samemu nie przekazywać plotek?
A.Sz-C.: – Myślę, że warto mieć na uwadze najzwyklejsze zasady kultury. Można odnosić się do takich wartości, jak "Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" i nie obmawiaj bliźniego swego. My w Polsce nie jesteśmy nauczeni niestosowania języka dyskryminującego. Nie jesteśmy nauczeni wyrażania szacunku dla drugiej osoby za pomocą języka. Rozmawiałam ostatnio z nauczycielką akademicką, która pracuje nad tym ze swoimi studentami. Okazuje się, że w używanym przez nas na co dzień języku jest więcej określeń negatywnych dotyczących grup społecznych i osób, niż określeń pozytywnych. I to właśnie te negatywne łatwiej przychodzą ludziom do głowy. To rzeczywiście jest trudność. Bardzo często jest tak, że próby przeciwstawienia się takim opiniom są obśmiewane, na zasadzie "Och! Ta nieszczęsna poprawność polityczna. Ja tylko mówię to, co myślę i nikomu krzywdy nie robię". Moim zdaniem, najważniejszą sprawą jest danie komunikatu, że język ma znaczenie. To, co mówimy ma znaczenie i wpływa na innych ludzi. O to nam chodzi w tej kampanii.
Media powielają stereotypy. Czy projekt zakłada jakieś działania w kierunku tego, aby dziennikarze nie powielali plotek?
A.Sz-C.: – Bardzo chętnie zaproponujemy działania dla dziennikarzy i dziennikarek. Natomiast nasze doświadczenia są takie, że powodzenia działań skierowane do dziennikarek i dziennikarzy są znikome. To niezwykle zajęta grupa zawodowa i trudna do zaangażowania w takie sprawy, jak szkolenie czy spotkanie. W związku z powyższym staramy się robić rzeczy nie wprost. Fenomenalnym sposobem zaangażowania lubelskich dziennikarek i dziennikarzy był Punkt Wymiany Plotek. Wszyscy spędziliśmy mnóstwo czasu na rozmawianiu z dziennikarzami i wyjaśnianiu im, jak ważne jest to, w jaki sposób pokażą ten temat. Mam poczucie, że z takich rozmów i poświęconego sobie nawzajem czasu dużo wynika. Na ogół tego nie robimy, bo go najzwyczajniej w świecie nie mamy! Punkt Wymiany Plotek był miejscem, kiedy o pewne sprawy trzeba było zadbać. Takie działania trzeba kontynuować i jeśli pojawią się jakieś pomysły na działania dla dziennikarzy i dziennikarek, na pewno z nich skorzystamy.
Nie każdą wojnę się wygrywa. Co, jeśli nie uda się zwalczyć stereotypów w Lublinie?
A.Sz-C.: – No pewnie, że się nie uda przy pomocy jednego projektu. Nie stawiamy sobie takiego celu. Stereotypy to jest sprawa właściwa wszystkim istotom myślącym. Same w sobie nie są do końca szkodliwe. Nie chodzi o to, aby je zwalczyć do końca. Chodzi o to, aby wprowadzić pewną kulturę rozmowy na te tematy. Pokazać, że ten temat jest ważny. Cudzoziemcy i cudzoziemki to są mieszkańcy Lublina, tak jak wszyscy inni. Jest to jedna z grup, o które troszczą się władze naszego miasta. Chcą zadbać o ich dobrostan na lubelskiej ziemi. Zwalczanie stereotypów to praca na pokolenia. Zaczyna się, prawdopodobnie, już w przedszkolu.
Czy to jest iskra napędowa do rozpoczęcia rozmów na ten temat?
A.Sz-C.: – To jest kolejna iskra napędowa. Zaczęło się od kampanii społecznej „Twarze Lublina. Lublin dla Wszystkich”. To był taki moment, kiedy wiele osób zastanowiło się nad pojęciem „Lublin wielokulturowy”. My nie chcemy już mówić o wielokulturowym Lublinie, a chcemy mówić o międzykulturowym Lublinie. Czyli takim miejscu, gdzie ludzie się spotykają, rozmawiają i poznają się nawzajem. Robią wspólne rzeczy razem, po to, żeby umieć ze sobą rozmawiać. To jest krok dalej. To, co staramy się robić, i co mam nadzieję zaowocuje w dłuższej perspektywie, to budowanie świadomości i praca z instytucjami i organizacjami. Przenoszą one ten typ myślenia do działania. Miejskie instytucje kultury chciałyby włączyć migrantów i migrantki w uczestnictwo w ich genialnej przecież ofercie kulturalnej. Jednakże odzewu ze strony cudzoziemców nie widać. Myślimy wspólnie, co należy zmienić.
Odnoszę wrażenie, że mieszkańcy Lublina nie za bardzo spotykają cudzoziemców. Mam odczucie, że migranci wtapiają się w tłum. Nie mając bezpośredniej styczności, ciężko jest zauważyć, że ta dziewczyna jest np. Ukrainką. Moi znajomi nie potrafią powiedzieć czegoś więcej o cudzoziemcach.
A.Sz-C.: – To jest dokładnie to, co odkryliśmy za pomocą badań społecznych, to jest to, co widzimy w przestrzeni publicznej i słyszymy w rozmowach z ludźmi. To zaczyna się powoli zmieniać. Faktycznie, jeszcze dwa lata temu lublinianie i lublinianki wiedzieli, że w Lublinie są jacyś cudzoziemcy, ale nic specjalnie więcej nie byli w stanie powiedzieć. To było i dobre, i złe. Złe, bo pokazywało brak kontaktów, a dobre, bo postawa była neutralna. To się zmieniło przez ostatnie lata. Coraz bardziej zauważamy i wiemy, że wokół nas mieszkają cudzoziemcy. Wciąż mamy mało kontaktów, ale – co ciekawe – postawy zaczynają robić się negatywne. Pytanie, z czego to wynika? Czy z większej jednak ilości kontaktów? Czy z większej ilości plotek, które te kontakty rodzą? Oczywiście nie bez wpływu są media i prezentowany przez nie obraz świata oraz pogarszające się nastroje jeżeli chodzi o migracje w całej Europie Zachodniej. Wszystkie te czynniki mogą mieć znaczenie dla tego, co widzimy w wynikach badań socjologicznych w Lublinie. Nasze działania w ramach "Komunikacji dla Integracji" i cała nasza praca z różnymi środowiskami, to praca na rzecz budowania przestrzeni, w której Polacy, Polki, cudzoziemcy i cudzoziemki mogli się spotkać i robić coś razem. Tu nie chodzi o cepeliową prezentację kultury zagranicznej. To nie wystarczy. Istotne jest to, żeby wykreować wspólną przestrzeń do podejmowania wlanych inicjatyw.
Anna Szadkowska-Ciężka – psycholożka, trenerka, entuzjastka zmiany społecznej. Od czerwca 2014 roku w Urzędzie Miasta Lublin koordynuje projekt "Komunikacja dla Integracji. Sieci społeczne dla różnorodności", współpracując z Radą Europy i dziesięcioma innymi miastami w Europie. Prywatnie mama Tytusa, który jest główną motywacją do budowania przyjaznego i otwartego miasta – Lublina dla wszystkich.