- Traktujemy kulturę bardzo szeroko, bo uważamy, że jest jednym z najlepszych mechanizmów przemian społecznych. Dzięki niej mamy wpływ na to, co dobrego dzieje się w mieście - wyjaśnia Michał Karapuda, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta Lublin. To odpowiedź na badania wskazujące, że Lubelszczyzna jest obecnie najbardziej "kulturalnym" sektorem w kraju.
Bardzo dobrze obrazują to dane Wydziału Kultury lubelskiego ratusza. Niespełna 10 lat temu do miejskich konkursów o tematyce kulturalnej stanęło ok. 30 NGO-sów, które złożyły 50 różnorodnych projektów. Na miesiąc przed końcem bieżącego roku jest to już 160 organizacji pozarządowych i ponad 260 projektów, na które przyznano dofinansowania.
Rosną też wydatki na kulturę, bo jeszcze na przełomie lat 2006/2007 w miejskim budżecie na konkursy z zakresu kultury przeznaczono ok. 500 tysięcy złotych. W 2014 roku pula przekroczyła nieco 3 miliony złotych – obecnie jest to prawie 5 milionów. O przyczyny tak dobrych wyników zapytaliśmy Michała Karapudę, dyrektora Wydziału Kultury w lubelskim ratuszu:
Monika Zawada: Lublin kulturą stoi. Chyba można tak powiedzieć, gdy patrzymy na wyniki badań Stowarzyszenia Klon/Jawor, z których wynika, że Lublin jest najbardziej aktywnym regionem działań NGO w zakresie kultury. Z tych samych badań wynika też, że w całym kraju branża kulturalna się kurczy, a w naszym mieście rośnie. Dlaczego Lublin jest pod tym względem wyjątkowy?
Lublinowi bardzo pomógł konkurs o ESK w latach 2008-2011. Choć był przegrany, pozostała po nim ogromna aktywność różnych środowisk – nie tylko tych skupionych w wydziałach Urzędu Miasta czy instytucjach kultury, ale i wśród organizacji pozarządowych, samych artystów i grup nieformalnych. Dlatego w ostatnich latach znacząco wzrosły wydatki na dotacje dla trzeciego sektora. To również duże środki przekazywane m. in. na stypendia. Lublin jest jedynym dużym miastem w Polsce, które w ostatnich latach nie zmniejszyło budżetu na kulturę.
Nie jest tak, że skoro miasto chętnie daje pieniądze na kulturę, automatycznie pojawiały i nadal pojawiają się jakieś pomysły na ich wykorzystanie?
– Było wręcz odwrotnie. Zaczęło się od aktywności, która spowodowała wzrost tych wydatków. Wystarczy przypomnieć sobie budżety na kulturę jeszcze ok. 10 lat wstecz – wydatki nie rosły, nie pojawiały się też nowe inicjatywy. Obecnie ciągle mamy za mało środków w stosunku do aktywności. Organizacje pozarządowe rocznie otrzymują z miasta ok. 5 milionów złotych dotacji na działania kulturalne, a składane przez nie wnioski opiewają na kwotę ponad dwukrotnie wyższą.
Czyli ponad połowa wniosków odpada?
– Tak, podobnie jest też ze stypendiami artystycznymi czy instytucjami kultury. Oczekiwania, a więc i zapotrzebowanie są zdecydowanie wyższe od naszych możliwości. To pokazuje ogromną aktywność i chęć do działania w obszarze kultury. A traktujemy ją bardzo szeroko, bo uważamy, że jest jednym z najlepszych mechanizmów przemian społecznych. Dzięki niej mamy wpływ na to, co dobrego dzieje się w mieście. Pamiętajmy, że granty powyżej kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy dotyczą jedynie kilku dużych festiwali organizowanych w Lublinie. Zdecydowana większość środków trafia za to na dotacje małych inicjatyw. Te z kolei mają szczególną wartość, bo odbywają się na osiedlach, w dzielnicach, blisko mieszkańców i bardzo często właśnie przez nich są realizowane. Daje to poczucie, że za niewielkie nawet środki możemy mieć realny wpływ na to, jak to miasto wygląda i w jaki sposób funkcjonuje.
Co cieszy się większą popularnością – duże kilkudniowe festiwale odbywające się tylko raz w roku czy małe, lokalne ale i regularne inicjatywy?
– Aby miasto mogło w pełni spełniać oczekiwania mieszkańców w obszarze kultury potrzebne są obie formy. Dlatego konkursy organizujemy w dwóch obszarach – Miasto Kultury i Dzielnice Kultury. Składają się więc na nie zarówno duże inicjatywy, jak i mniejsze, bardzo lokalne działania.
Miasto Kultury to te największe wydarzenia organizowane przez NGO-sy, czyli np. Europejski Festiwal Smaku, Festiwal Fantastyki Falkon czy Mikołajki Folkowe. Z drugiej strony mamy Dzielnice Kultury, w ramach których przekazujemy środki na mniejsze dotacje, by mieszkańcy sami mogli coś dla siebie zorganizować.
Ale ekonomicznie i turystycznie znacznie bardziej korzystne dla miasta są te duże wydarzenia?
– To prawda, ale z drugiej strony aktywniej i efektywniej buduje się potencjał społeczny właśnie dzięki małym wydarzeniom. Muszą być blisko mieszkańców, realnie zmieniać ich otoczenie i angażować przedstawicieli różnych grup społecznych i wiekowych. Idealnie sprawdza się więc równowaga na tych poziomach. Dzięki temu lubelska aktywność kulturalna wychodzi poza granice działalności artystycznej i balansuje na styku edukacji, rekreacji i sportu.
Jaka jest definicja "kultury" dyrektora tak znaczącej jednostki jaką jest Wydział Kultury w Urzędzie Miasta?
– Dla mnie aktywnością kulturalną są wszystkie działania, które zmieniają rzeczywistość wokół nas na lepsze. Przede wszystkim inicjatywy tworzone przez artystów, bo to oni wprowadzają do obiegu kulturalnego nowe wartości. Ale również działania wykraczające poza ramy twórcze, z pogranicza spraw społecznych, edukacji, budowania kapitału społecznego i postaw. Wszystko to, co sprawia, że mieszkańcy chcą zmieniać miasto i brać odpowiedzialność za to, co się w nim dzieje. Taką kulturę w pełni możemy realizować właśnie we współpracy z trzecim sektorem.
W walce o ESK 2016 Wrocław okazał się minimalnie lepszy. Można było spodziewać się więc, że po porażce entuzjazm i chęć do kolejnych działań opadnie – tak się nie stało. Zastoju zapewne nie będzie też w przyszłym roku, bo 2017 to niezwykle ważny dla Lublina jubileusz. Nie zamierzacie zwalniać tempa, czy rok 2018 i kolejne będą już takim naturalnym momentem na odpoczynek?
– Mam nadzieję, że nie. Doskonale pamiętam zapewnienia stawiane w 2011 roku przez władze miasta, że mimo przegranej w konkursie na ESK 2016, Lublin dalej będzie rozwijać tkwiący w mieście potencjał kulturalny. Ostatnie lata w moim odczuciu pokazują, że nie były to słowa rzucane na wiatr. Rzeczywiście mieliśmy krótki okres chandry po porażce, ale udało nam się wspólnie wrócić na te dobre tory. Oczywiście bardzo pomogły nam też duże inwestycje w kulturę i działające w mieście instytucje.
Wbrew pozorom ogromny wpływ miały też działania, które bezpośrednio nie są z kulturą związane. Budowa i otwarcie Areny Lublin czy funkcjonowanie Lubelskiego Roweru Miejskiego są tego świetnymi przykładami. Wreszcie wypełniliśmy luki, które przez dziesiątki lat były w mieście zapomniane. Stadion nie służy przecież jedynie sportowcom, ale kilkukrotnie udało się pokazać, że jest też świetnym miejscem na organizację dużych koncertów i imprez kulturalnych czy społecznych.
Lublin żyje kulturą przede wszystkim w wakacje – to prawda czy raczej powierzchowne stwierdzenie?
– Wystarczy spojrzeć do kalendarza wydarzeń lub do rubryki "kultura" w lokalnych mediach, by zauważyć, że nie ma chwili na odpoczynek – zwłaszcza w weekendy. Mamy pewną regularność w działaniach. Zima jest spokojniejszym momentem, co nie oznacza, że tej pracy wtedy nie ma, bo w tym czasie świetnie funkcjonują domy kultury czy kluby osiedlowe a także teatry, galerie czy filharmonia.
Wiosną wszystko powoli zaczyna się rozpędzać. Najpierw ruszają duże wydarzenia skierowane głównie do studentów. Pierwszym weekendem czerwca, czyli Nocą Kultury zaczynamy ten najgorętszy okres kulturalny w roku. Nasz sezon plenerowy jest teraz chyba jednym z najciekawszych i najbardziej różnorodnych na kulturalnej mapie Polski. Szereg festiwali, wydarzeń, warsztatów czy koncertów np. Carnaval Sztukmistrzów i Inne Brzmienia.
A po wakacjach wbrew pozorom nie odpoczywamy, bo zaczyna się Lubelska Jesień Artystyczna, czyli cykl dużych wydarzeń takich jak Konfrontacje Teatralne czy Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca. Ten okres symbolicznie kończą Mikołajki Folkowe, po których płynnie przechodzimy w okres świąteczny i rozpoczynamy Festiwal Bożego Narodzenia.
Kultura w Lublinie nie ma wakacji?
– Absolutnie nie ma, ale my mieszkańcy sami tego chcieliśmy. Ciężka, prawie 10-letnia praca różnych środowisk, instytucji i organizacji sprawiła, że zrozumieliśmy jak kultura w tym jak najszerszym znaczeniu jest ważna dla Lublina. Doprowadziła do tego świetna współpraca władz, instytucji kultury i organizacji pozarządowych oraz ogromna aktywność samych mieszkańców.
Michał Karapuda – dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta Lublin. Pasjonat sportu, a przede wszystkim koszykówki, bo jak twierdzi – pracując na takim stanowisku niezbędna jest ogromna dawka energii. "Wieczny student", lecz nie z braku zapału do nauki, a z pasji do niej. Obecnie doktorant na Wydziale Filozofii i Socjologii UMCS. Dawniej związany z Lubelskim Towarzystwem Zachęty Sztuk Pięknych.
Źródło: lublin.ngo.pl