– Nasi podopieczni są wychowywani w duchu, że nie ma sztuki dla sprawnych i niepełnosprawnych. Sztuka może być dobra lub zła – mówi Leszek Kopeć, radiowiec, pieśniarz, społecznik, współtwórca Stowarzyszenia Widnokrąg.
Od ślusarza do radiowca
Radio to magiczne miejsce, które pozwala na zamknięcie oczu, a otwiera wyobraźnię. Leszek Kopeć oczy ma zamknięte od dawna. Wzrok stracił w dzieciństwie. Wierzy w coś takiego jak misja, z którą się rodzimy.
– Kiedy byłem dzieckiem, w pokoju stało olbrzymie radio. Wszystko było można ze mną zrobić, dopóki radio grało. Jak ktoś je wyłączył, podobno zaczynałem strasznie płakać – mówi Leszek Kopeć.
Już od dziecka słuchał różnych programów, audycji, a kiedy podrósł, zaczął działać w radiowęzłach szkolnych. Potem trafił do radia akademickiego. Zanim z radiem związał się zawodowo, skończył różne bardziej lub mniej przydatne szkoły, m.in. szkołę zawodową o profilu ślusarz obróbki ręcznej, szkołę radiowo-telewizyjną, gdzie uczył się budować wzmacniacze i naprawiać głośniki. Potem trafił do Krakowa, jednak wybrany kierunek studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim okazał się pomyłką, o której niechętnie wspomina.
Wrócił do Wrocławia i pod koniec lat 80. zaczął pracę w ośrodku dla dzieci niewidomych przy ulicy Kamiennogórskiej. Prowadził tam zajęcia muzyczne i pracownię radiową. Kiedyś wraz z dyrektorką tej placówki został zaproszony do radia Wrocław. Na antenie wraz nimi miały wypowiedzieć się także dyrektorki wrocławskich szkół muzycznych.
– Mieliśmy rozmawiać o możliwościach nauki dla dzieci niewidomych w tych szkołach – mówi Leszek Kopeć. – Panie dyrektorki słodko ćwierkały, że szkoły stoją otworem przed niewidomymi dziećmi. Jeszcze się nikt nie zgłaszał, ale każdy zostanie przyjęty. A ja tego roku kierowałem do jednej z nich trójkę szczególnie uzdolnionych dzieciaków, ale powiedziano im, że nie ma wykładowców, którzy mogliby się nimi zająć. Więc kiedy to usłyszałem, poprawiłem się na krzesełku, ustawiłem do mikrofonu, jak mnie uczono przez wiele lat i powiedziałem: „To nieprawda. Panie kłamią”. Moja dyrektorka zaczęła mnie kopać pod stołem, ale już było za późno – mówi Leszek Kopeć.
W studio rozgorzała dyskusja. Panie dyrektorki na antenie zobowiązały się do tego, że przyjmą niewidome uzdolnione muzycznie dzieci. Po programie podszedł do niego człowiek, który tę audycję prowadził. Zapytał, skąd wiem, jak się ustawić do mikrofonu, założyć słuchawki. – Powiedziałem, że kiedyś pracowałem w radiu akademickim i że bardzo lubię mówić do mikrofonu – opowiada Leszek Kopeć. – Wtedy zaproponował, że odstąpi mi pół godziny własnej audycji. Mogłem wybrać, co chcę zaprezentować w tym czasie. Wymyśliłem sobie, że powstanie audycja „Muzyczna cyganeria”, poświęcona piosence autorskiej, poetyckiej. Okazało się, że ludzie chętnie tego słuchają. Niedługo dostałem samodzielną audycję wieczorną. Weszła na antenę w 1989 roku i istnieje do dziś.
Sztuka słuchania innych i siebie
To, czego nie może zaprezentować w radiu Wrocław, realizuje w radiu Szafir, internetowej stacji, którą założył w ramach powołanego przez siebie w 2003 roku Stowarzyszenia Widnokrąg.
W radiu Szafir pracują osoby niewidome i słabowidzące: trzech realizatorów dźwięku i czterech dziennikarzy oraz kilku wolontariuszy. Jak mówi Leszek Kopeć, żaden z nich nie ustępuje swoją energią i kunsztem pracy osobom widzącym.
Radio istnieje od sześciu lat, w obecnym składzie dwa lata. Ma dwa kanały, jeden bardziej młodzieżowo-informacyjny, drugi to Muzyczna cyganeria, dla tych, którzy lubią piosenkę z tekstem, książki, słuchowiska, reportaże.
– Ludzie nauczyli się słuchać radia na zasadzie wypełniacza. My postawiliśmy na radio, które nie ogłupia – mówi Leszek Kopeć. – Wychowywałem się na piosenkach autorskich, Uważam, że można je lubić lub nie, ale one nikomu nie szkodzą.
Od lat sam je komponuje i wykonuje. Jest laureatem wielu przeglądów i festiwali piosenki turystycznej i studenckiej, na festiwalu YAPA w 1990 roku zdobył Grand Prix. Swoim podopiecznym często powtarza, że w radiu nie można udawać kogoś, kim się nie jest. – Ludzie od razu wyczują, ktoś robi coś z pasją, a kto tylko odbębnia swój obowiązek – mówi Leszek Kopeć. – Najważniejsza jest sztuka słuchania innych i samego siebie.
Rehabilitować przez sztukę
Radiu Szafir, podobnie jak Stowarzyszeniu Widnokrąg, przyświeca idea – rehabilitacja poprzez sztukę. Stowarzyszenie tworzą osoby, które na co dzień pracują z ludźmi niewidomymi i słabowidzącymi, większość z nich to nauczyciele i wychowawcy z ośrodka dla dzieci niewidomych na Kamiennogórskiej.
Od początku istnienia stowarzyszenie organizuje przegląd twórczości osób niewidomych Widnokres (dawniej Jarmark Artystyczny). Do Jeleniej Góry przyjeżdżają niewidomi z całej Polski, uzdolnieni artystycznie głównie w kierunku wokalnym, instrumentalnym, recytatorskim, by wystąpić na prawdziwej scenie w Teatrze Zdrojowym.
Stowarzyszenie organizuje także Akcję Letnią, czyli obozy artystyczne dla osób niewidomych i słabowidzących, które od kilku lat odbywają się w Łebie. – Nasi podopieczni są wychowywani w duchu, że nie ma sztuki dla sprawnych i niepełnosprawnych. Sztuka może być dobra lub zła – mówi Leszek Kopeć. – Nie lubimy lansować niepełnosprawności. Jeśli ja, będąc osobą niewidomą, mogłem występować na wszystkich wielkich festiwalach w tym kraju i nikt nie zauważał, że nie widzę, to myślę, że oni mają takie same szanse. Tylko muszą chcieć nad sobą pracować.
– Stowarzyszenie co rok musi walczyć o dotacje, z PFRON-u, ale też startując w różnych konkursach grantowych. Zdarza się, że dwa tygodnie przed festiwalem brakuje pieniędzy, bo nie dostaliśmy dofinansowania – opowiada Leszek Kopeć. – Dzwonię do kilku przyjaciół, którzy mają swoje biznesy, i mówię: Wojtek, musisz dać pięć tysięcy. Ale takich przyjaciół nie mam zbyt wielu, więc z pieniędzmi bywa krucho.
Jak mówi, stowarzyszenie mogłoby zrobić o wiele więcej, gdyby konkursy rozstrzygali ludzie, którzy znają problemy osób niepełnosprawnych, potrafią zrozumieć, co takiemu środowisku jest potrzebne. – Cierpimy na brak przejrzystych przepisów i mądrych oceniających przy konkursach – mówi Kopeć. – Przykro to mówić, ale nierzadko przy ogłaszaniu konkursu już wiadomo, kto go wygra.
Leszek widzi ludzi
– Często do niego dzwonię jako do takiej ostatniej deski ratunku – mówi pani Elżbieta Matusiak, która Leszka Kopcia zna od 30 lat. Wraz z mężem prowadzi w Krakowie rodzinny dom dziecka (mają dwanaścioro podopiecznych, w tym czwórkę biologicznego potomstwa). – Kiedy potrzebuję chwili relaksu, chwytam za telefon i mówię, Leszek, przyjedź, pośpiewamy – dodaje.
– Kiedy Leszek pierwszy raz pojawił się u nas, to jedna z dziewczyn podeszła do mnie i powiedziała: „My to nie mamy żadnych problemów” – mówi pani Ela. – Jest u nas chłopak, z którym mamy bardzo duże problemy. Leszek potrafił znaleźć do niego drogę, porozmawiał z nim i od razu zrozumiał sedno tych problemów – dodaje. – To jest coś, co się po prostu ma, bez względu na to, czy jest się starym czy młodym, sprawnym czy nie. Leszek po prostu widzi ludzi – podsumowuje pani Ela.
– Zawsze mi na tym zależało, żeby być blisko ludzi – mówi Leszek Kopeć. – I na samodzielności – podkreśla. – W domu trzeba posprzątać, ugotować, upiec, jestem w stanie to zrobić. Wymieniam nawet uszczelki w kranie, jak jest taka potrzeba. Niewidzenie nie zwalnia z tego, żeby być niezależnym.
Za swoją wadę uważa upór i czasem szybkie wpadanie w złość. – Jestem cholerykiem – wyznaje. – Potrafię się wściec, rozedrzeć, skląć. Moi współpracownicy wiedzą, że pierwszą burzę należy przetrwać, potem zaczynam myśleć normalnie.
Mimo wieku (rocznik 1960) uważa się za buntownika. – Mnie ten cały świat drażni. Nie lubię, jak mi się wciska życie w formie hot doga, którego trzeba szybko wpieprzyć. Życie jest krótkie i trzeba się nim delektować. Dlatego uwielbiam poezję i poetów. Szaleńcy i wariaci są po to, by ci normalni mogli żyć. Więc jeśli ktoś będzie mówił, że Leszek Kopeć jest wariatem, to niech pani powie: tak, to prawda.