Z wielkim smutkiem i żalem przyjęliśmy wiadomość, że w niedzielę, 22 listopada 2020 r. odeszła od nas Lena Kosowska – wieloletnia członkini Stowarzyszenia Klon/Jawor, ale przede wszystkim współpracowniczka, koleżanka i opiekunka wielu z nas. Dla jednych Pani Lena, dla innych po prostu Lena – była zawsze częścią zespołu „Szpitalnej”. I tak już zostanie.
– Lena była z nami od zawsze… Jeszcze na ul. Flory, potem na Szpitalnej – wspomina Urszula Krasnodębska-Maciuła. – Śmiało można powiedzieć, że była seniorką III sektora, z 30-letnim stażem.
Dla wielu z nas praca na Szpitalnej zaczynała się i kończyła z Leną. To ona nierzadko witała nas rano w Informatorium lub recepcji. Zawsze z uśmiechem i dobrym słowem. To ona równie często zamykała za nami wieczorami drzwi i wracała do swojego komputera, aby znaleźć w bazie jeszcze jedną organizację lub instytucję, do której będzie można skierować osobę zgłaszającą się z problemem.
– Każdy, kto przychodził do nas, na pewno ją pamięta, bo to Lena zawsze była na pierwszym froncie: witała, rozmawiała, czuwała na swoim stanowisku za wielkim, ciężkim brązowym biurkiem… Była, gdy przychodziliśmy do pracy rano i była zawsze, gdy wychodziliśmy już wieczorem – opowiada Urszula Krasnodębska-Maciuła.
– Pamiętam ją jeszcze z pierwszej naszej siedziby przy ul. Flory – wspomina Monika Chrzczonowicz. – Pamiętam jej życzliwość i uśmiech, ale też język. Dosadny, kiedy trzeba było. Potrafiła siarczyście kląć. Szare ubranie i nieodłączny papieros. Książki, o których czasem rozmawiałyśmy. Potrafiła być uparta, ale też cierpliwa do różnych „defaworków”, jak czasem mówiła.
– Lena to była ostatnia deska ratunku dla wszystkich, którzy do niej dzwonili, pisali, przychodzili (łącznie z tym, że udzielała im schronienia w swoim domu). Myślę, że jest najpopularniejszą osobą wśród osadzonych, z którymi korespondowała i którym pomagała – dodaje Urszula Krasnodębska-Maciuła.
– Lena była już w Stowarzyszeniu Klon/Jawor wtedy, gdy ja do niego trafiłam – wspomina Renata Niecikowska. – Zawsze uśmiechnięta i skrzętnie notująca w swoich dużych zeszytach w czasie spotkań. Zawsze przyjazna, choć potrafiła też mieć ciętą ripostę. Pochylała się cierpliwie nad listami tych wszystkich biednych ludzi (chorych, w więzieniach), którzy pisali do nas z prośbą o pomoc, odpowiadała każdemu z nich. Cierpliwie wyszukiwała adresy organizacji pomocowych dla osób chorych (jeszcze w czasach, gdy nie było portali crowdfundingowych). Pytana o zdanie, czasem odpowiadała, że „woli posłuchać swoich uczonych kolegów i koleżanek”. Tylko że to ona była „uczona”: swoją wrażliwością i tym, że lubiła ludzi mądrych. Lubiła szary kolor, dla mnie była i na zawsze zostanie kochaną Szarą Myszą.
– Lena to ciepło, Lena to skarbnica wiedzy (nie tylko o organizacjach) i najbardziej oczytana osoba, jaką znałam – mówi Urszula Krasnodębska-Maciuła. – To ona pokazywała mi polską, rosyjską nieznaną literaturę. Smakowała się literaturą, słowem. Lena to kazimierzowskie ptaszki, którymi nas obdarowywała i rozjaśniała naszą codzienność (mam całą kolekcję na swoim kominku, a niemal każdy w Klonie na swoim biurku). Niezapomniane szybkie, krótkie, ale ważne rozmowy przy wyjściu z pracy: o książkach, psach, problemach….
Dla wielu z nas była także pierwszą osobą, z którą się spotykaliśmy, rozpoczynając pracę na Szpitalnej.
– Pierwszy dzień w pracy. Przychodzę kilka minut przed dziewiątą, żeby na dwieście procent się nie spóźnić. Posadzili mnie przy telefonie, dali komputer, listę osób i radź sobie człowieku. Kolega zza parawanu lata po całym biurze, wszędzie go pełno. Po dwóch upiornych godzinach przyszła Osoba. Nieduża, szara, z krzywym uśmiechem. Założyła ręce na biodra, spojrzała na mnie spod srebrnej grzywki i mówi: „I co bidusiu? Dajesz sobie radę?”. To była Lena. Od tej pory wiedziałam, że sobie poradzę, bo Lena jest obok i zawsze mi pomoże – opowiada Aneta Krawczyk.
– Niespiesznie otwierające się drzwi do biura. „Dzień dobry, moja Anusiu” z szerokim uśmiechem na twarzy i ciepłym głosem. Tak się ze mną witała – wspomina Anna Nowakowska. – Uwielbiałam ją za jej powiedzonka, za dystans do siebie i świata, i do śmierci.
„Czy mi się należy papieros świeży?”, „Czy zasłużyłam na przerwę?” – te powiedzonka zawsze będą nam się kojarzyć z Leną. Gdy opowiadała nam, że pewnego razu źle się poczuła, dodała: „Już myślałam, że idą po mnie z góry, a tu dalej żywa”.
W końcu jednak przyszli. Śpij w spokoju, Leno. Zostaniesz w naszych sercach.
Koleżanki i koledzy, przyjaciele ze Stowarzyszenia Klon/Jawor, portalu ngo.pl i Centrum Szpitalna
Uroczystość pogrzebowa odbędzie się 1 grudnia 2020 roku o godzinie 11.00 w Kaplicy na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym w Warszawie przy ul. Żytniej 42 (wejście od ul. Młynarskiej), po której nastąpi odprowadzenie Zmarłej do grobu na miejscowy cmentarz.