Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Zawiązuje się Kolektyw "Leciem na Grochów", rozwija festiwal Literatura na Peryferiach. A wszystko to za sprawą grochowskiego neofity Czarka Polaka.
Czarek jest dziennikarzem, varsavianistą. Ale przede wszystkim i całym sercem grochowiakiem. Mieszka tu od niedawna, ale zna go już większość lokalnych działaczy społecznych i kulturalnych. Z pasją odkrywa i aktywizuje tę warszawską ziemię nieznaną.
Agnieszka Kowalska: Jak trafiłeś na Grochów?
Czarek Polak: Kiedy już zdecydowałem, że chcę zostać warszawiakiem i tu zamieszkać, zacząłem poszukiwania mieszkania. Dokładnie wiedziałem, czego chcę: żeby było w przedwojennej kamienicy, w miarę cywilizowanej, z zachowanymi oryginalnymi elementami. Marzył mi się Mokotów, okolice mojego ukochanego kina Iluzjon, ale nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy. I zacząłem szukać na Pradze, najpierw na Pradze-Północ.
Czyli tu było taniej. Nie miałeś problemu ze złą reputacją Starej Pragi?
- Nie, w ogóle z Pragą nie mam problemu. Dobrze ją znam od dawna. Pochodzę z Ostrowi Mazowieckiej i to były dla mnie zawsze wrota Warszawy, okno na świat. Przyjeżdżałem tu do rodziny, na zakupy - po płyty, książki, na bazar Różyckiego po komiksy, ubrania. Z Dworca Wschodniego jeździłem na festiwal w Jarocinie. Wysiadałem też na PKS Stadion albo Dworcu Wileńskim. Pamiętam, jak oszałamiało mnie to morze ludzi wylewające się stamtąd na Pragę.
Ale ostatecznie wylądowałeś na Pradze-Południe. Jak to się stało?
- Na Pradze-Północ kilka razy mnie właściciele wykołowali i nie doszło do transakcji. Nie wiem, czy to należy uznać za element lokalnego folkloru (śmiech). Nagle trafiło mi się za bardzo małe pieniądze fantastyczne mieszkanie na Grochowie, przy al. Waszyngtona, w funkcjonalistycznej kamienicy z 1936 r. Kupiłem, ale poczułem się strasznie, jak Miron Białoszewski, który wylądował w Chamowie. W miejscu pozbawionym historii, wartościowej zabudowy. Na początku traktowałem to jak zesłanie.
Co się stało, że zmieniłeś zdanie?
- Zacząłem czytać. Przypomniałem sobie książkę Stasiuka "Jak zostałem pisarzem", Białoszewskiego, że na Rębkowskiej mieszkał mój szkolny idol Stachura. I nagle, nie ruszając się z domu, zacząłem odkrywać, że mieszkam w szalenie ciekawym miejscu, nasączonym historią najnowszej literatury polskiej.
Jakie były te twoje pierwsze grochowskie odkrycia?
- Mnóstwo ich było. Cały czas Grochów mnie zaskakuje. Skojarzyłem, że tu był SOS (Szkolny Ośrodek Socjoterapii) - kontrkulturowe centrum lat. 80, gdzie wykluło się kilka kultowych kapel rockowych, m.in formacja Praffdata. Że jest tu słynny "Pekin" - osiedle zaprojektowane przez Oskara Hansena. Że Grochów jest wielokulturowy - z Cyganami, Afrykanami, całą żydowską historią, przedwojenną eksperymentalną fermą rolniczą, tzw. hechalucem. Że Kieślowski kręcił w okolicy "Dekalog 1", Gliński "Cześć, Tereska", Szulkin "Ubu Króla", a Bareja kultowe sceny z magnetofonem w "Misiu".
Okazało się, że Marek Bieńczyk mieszkał blisko, przy Kaleńskiej. Białoszewski trochę dalej, ale wszystkie jego utwory zahaczają o te okolice. Zygmunt Kubiak nie tylko tu mieszkał, ale - jak przyznał w "Brewiarzu Europejczyka" - właśnie stąd, z domu dziadków przy Szaserów, wziął swoje zainteresowanie kulturą antyku.
Nie wyszukujesz tych grochowskich wątków trochę na siłę? Nie nadajesz temu przesadnej wartości?
- Jasne, że każdy, kto zamieszkuje nowe miejsce, chce je jakoś oswoić, dowartościować i uwznioślać. Ale co ja poradzę, że tu naprawdę silnie obecna jest literatura z najwyższej półki i kawał przedwojennej i powojennej historii. To wszystko wyrasta ponad warszawską przeciętność. Grochów to chyba najbardziej niedoceniona dzielnica Warszawy. A tu przecież więcej przedwojennych mieszkańców się uchowało niż na Starej Pradze.
Myślisz o tym, żeby napisać o tym książkę?
- Tak, pracuję teraz nad dwoma - o Stadionie Dziesięciolecia i o Grochowie, w której hasłowo te swoje "odkrycia" przedstawię. Dla dziennikarza czy varsavianisty taki dziewiczy teren to prawdziwy skarb. Myślę też o książce, która podsumowałaby i uzupełniła materiał z naszego festiwalu Literatura na Peryferiach.
Zapraszasz na Grochów pisarzy i poetów, którzy w swojej twórczości poruszali południowopraskie wątki. Pamiętam spotkanie z Nowakowskim, świetne ze Stasiukiem. Ile już tego było?
- Prawie 50 przez dwa lata. Spotkanie ze Stasiukiem rzeczywiście było wyjątkowe. Siedzieliśmy w pubie Dziwny Świat Edwarda M. przy pl. Szembeka i czytaliśmy "Duklę". Opis Madonny z kościoła, który widać było z okna. Chcemy ściągnąć ludzi z Warszawy, żeby im pokazać, co tu mamy, ale i grochowiaków, żeby docenili wyjątkowość swojej dzielnicy.
Drukowaliśmy i rozdawaliśmy fragmenty utworów. Ludzie przychodzili z własnymi historiami, prostowali błędy autorom. Dochodziło też do wzruszających scen. Na spotkanie z Markiem Bieńczykiem przyszła jego nauczycielka z liceum, a na spotkanie z Malickim koleżanka z klasy, z którą nie widział się 40 lat.
Teraz naszą bazą jest kawiarnia Legalna na nowym osiedlu w miejscu dawnych zakładów dziewiarskich Cora. Prowadzi ją Monika Stachura, bratanica Edwarda, która mieszka w tym samym domu przy Rębkowskiej, w którym pisarz mieszkał od 1966 r. aż do samobójczej śmierci w 1979.
Agnieszka Kowalska: Jak trafiłeś na Grochów?
Czarek Polak: Kiedy już zdecydowałem, że chcę zostać warszawiakiem i tu zamieszkać, zacząłem poszukiwania mieszkania. Dokładnie wiedziałem, czego chcę: żeby było w przedwojennej kamienicy, w miarę cywilizowanej, z zachowanymi oryginalnymi elementami. Marzył mi się Mokotów, okolice mojego ukochanego kina Iluzjon, ale nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy. I zacząłem szukać na Pradze, najpierw na Pradze-Północ.
Czyli tu było taniej. Nie miałeś problemu ze złą reputacją Starej Pragi?
- Nie, w ogóle z Pragą nie mam problemu. Dobrze ją znam od dawna. Pochodzę z Ostrowi Mazowieckiej i to były dla mnie zawsze wrota Warszawy, okno na świat. Przyjeżdżałem tu do rodziny, na zakupy - po płyty, książki, na bazar Różyckiego po komiksy, ubrania. Z Dworca Wschodniego jeździłem na festiwal w Jarocinie. Wysiadałem też na PKS Stadion albo Dworcu Wileńskim. Pamiętam, jak oszałamiało mnie to morze ludzi wylewające się stamtąd na Pragę.
Ale ostatecznie wylądowałeś na Pradze-Południe. Jak to się stało?
- Na Pradze-Północ kilka razy mnie właściciele wykołowali i nie doszło do transakcji. Nie wiem, czy to należy uznać za element lokalnego folkloru (śmiech). Nagle trafiło mi się za bardzo małe pieniądze fantastyczne mieszkanie na Grochowie, przy al. Waszyngtona, w funkcjonalistycznej kamienicy z 1936 r. Kupiłem, ale poczułem się strasznie, jak Miron Białoszewski, który wylądował w Chamowie. W miejscu pozbawionym historii, wartościowej zabudowy. Na początku traktowałem to jak zesłanie.
Co się stało, że zmieniłeś zdanie?
- Zacząłem czytać. Przypomniałem sobie książkę Stasiuka "Jak zostałem pisarzem", Białoszewskiego, że na Rębkowskiej mieszkał mój szkolny idol Stachura. I nagle, nie ruszając się z domu, zacząłem odkrywać, że mieszkam w szalenie ciekawym miejscu, nasączonym historią najnowszej literatury polskiej.
Jakie były te twoje pierwsze grochowskie odkrycia?
- Mnóstwo ich było. Cały czas Grochów mnie zaskakuje. Skojarzyłem, że tu był SOS (Szkolny Ośrodek Socjoterapii) - kontrkulturowe centrum lat. 80, gdzie wykluło się kilka kultowych kapel rockowych, m.in formacja Praffdata. Że jest tu słynny "Pekin" - osiedle zaprojektowane przez Oskara Hansena. Że Grochów jest wielokulturowy - z Cyganami, Afrykanami, całą żydowską historią, przedwojenną eksperymentalną fermą rolniczą, tzw. hechalucem. Że Kieślowski kręcił w okolicy "Dekalog 1", Gliński "Cześć, Tereska", Szulkin "Ubu Króla", a Bareja kultowe sceny z magnetofonem w "Misiu".
Okazało się, że Marek Bieńczyk mieszkał blisko, przy Kaleńskiej. Białoszewski trochę dalej, ale wszystkie jego utwory zahaczają o te okolice. Zygmunt Kubiak nie tylko tu mieszkał, ale - jak przyznał w "Brewiarzu Europejczyka" - właśnie stąd, z domu dziadków przy Szaserów, wziął swoje zainteresowanie kulturą antyku.
Nie wyszukujesz tych grochowskich wątków trochę na siłę? Nie nadajesz temu przesadnej wartości?
- Jasne, że każdy, kto zamieszkuje nowe miejsce, chce je jakoś oswoić, dowartościować i uwznioślać. Ale co ja poradzę, że tu naprawdę silnie obecna jest literatura z najwyższej półki i kawał przedwojennej i powojennej historii. To wszystko wyrasta ponad warszawską przeciętność. Grochów to chyba najbardziej niedoceniona dzielnica Warszawy. A tu przecież więcej przedwojennych mieszkańców się uchowało niż na Starej Pradze.
Myślisz o tym, żeby napisać o tym książkę?
- Tak, pracuję teraz nad dwoma - o Stadionie Dziesięciolecia i o Grochowie, w której hasłowo te swoje "odkrycia" przedstawię. Dla dziennikarza czy varsavianisty taki dziewiczy teren to prawdziwy skarb. Myślę też o książce, która podsumowałaby i uzupełniła materiał z naszego festiwalu Literatura na Peryferiach.
Zapraszasz na Grochów pisarzy i poetów, którzy w swojej twórczości poruszali południowopraskie wątki. Pamiętam spotkanie z Nowakowskim, świetne ze Stasiukiem. Ile już tego było?
- Prawie 50 przez dwa lata. Spotkanie ze Stasiukiem rzeczywiście było wyjątkowe. Siedzieliśmy w pubie Dziwny Świat Edwarda M. przy pl. Szembeka i czytaliśmy "Duklę". Opis Madonny z kościoła, który widać było z okna. Chcemy ściągnąć ludzi z Warszawy, żeby im pokazać, co tu mamy, ale i grochowiaków, żeby docenili wyjątkowość swojej dzielnicy.
Drukowaliśmy i rozdawaliśmy fragmenty utworów. Ludzie przychodzili z własnymi historiami, prostowali błędy autorom. Dochodziło też do wzruszających scen. Na spotkanie z Markiem Bieńczykiem przyszła jego nauczycielka z liceum, a na spotkanie z Malickim koleżanka z klasy, z którą nie widział się 40 lat.
Teraz naszą bazą jest kawiarnia Legalna na nowym osiedlu w miejscu dawnych zakładów dziewiarskich Cora. Prowadzi ją Monika Stachura, bratanica Edwarda, która mieszka w tym samym domu przy Rębkowskiej, w którym pisarz mieszkał od 1966 r. aż do samobójczej śmierci w 1979.
Chcesz kontynuować festiwal?
- Tak, ale rozszerzymy jego formułę na inne peryferyjne obszary Warszawy, poszerzymy o film, muzykę. Myślimy o koncertach artystów związanych z Grochowem: Vavamuffin, Cinq G, Muńka Staszczyka; plenerowych projekcjach, np. "Cześć, Tereska" na ścianie bloku przy ul. Łukowskiej, tam, gdzie film był kręcony.
Plany są bogate - chcemy nadać jednej z ulic imię Białoszewskiego, koło bloku przy Lizbońskiej, gdzie mieszkał, organizować Mironalia Prowincjonalne, zawiesić tablicę pamiątkową na kamienicy Stachury, zrealizować mural upamiętniający dawny hechaluc, umieścić na budynkach grochowskie cytaty z literatury.
Za kilka tygodni zainaugurujemy Latające Muzeum - cykl inscenizowanych spacerów-happeningów, podczas których będzie można zwiedzić niedostępne na co dzień miejsca - fabryki, warsztaty rzemieślników, prywatne kamienice - i porozmawiać z ich właścicielami i użytkownikami. Zorganizujemy debaty poświęcone przyszłości ronda Wiatraczna. Do dyskusji zaprosimy artystów. Chcielibyśmy, żeby na rondzie stanęła ruchoma instalacja nawiązująca formą do wiatraka. Byłaby to ciekawa interwencja w chaos architektoniczny panujący na rondzie, a jednocześnie ukłon w stronę tradycji. Wiatraki stały w tej okolicy jeszcze na początku XX w.
Ale przede wszystkim jesienią uruchamiamy pismo "Cebula".
„Cebula”? Żeby brzmiało swojsko?
- (śmiech) No tak i żeby warstw wiele było. Pismo będzie miało kilka wersji: przede wszystkim internetową, ale też mówioną (spotkania poświęcone poszczególnym numerom) i papierową wyklejaną w ulicznych gablotach. To będzie nieregularnik z tendencją do miesięcznika.
Co w pierwszym numerze?
- Między innymi historia filmów na Grochowie. Opowieść o jednym z szewców rozpoczynająca cykl portretów rzemieślników warszawskich. Fragmenty dziennika podróży na Bliski Wschód Edwarda Stachury, artykuł Moniki Stachury o grochowskich latach jej stryja. Felieton Janusza Majcherka z lat 90. z pisma "Teatr", w którym opisał, jak się przeprowadził na Grochów. Fotograficzna galeria detali architektonicznych. Niepublikowane fragmenty "Dziennika" Mirona Białoszewskiego, które dotyczą Grochowa. Wirtualny spacer po rondzie Wiatraczna Andrzeja Stasiuka. Artykuł o Grochowie w powieści milicyjnej. Przedwojenna książka telefoniczna, stare plany i zdjęcia. Paweł Althamer opowie o ważnym epizodzie jego rodziny związanym z placem Szembeka.
Pierwszy numer będzie monograficzny, o Grochowie, ale całe pismo będzie traktowało szerzej - o peryferiach kultury i Warszawy. Do współpracy zapraszamy mieszkańców, chcemy, żeby zamieszczali swoje zdjęcia, wspomnienia. Można je przynosić do klubokawiarni Legalna, tam będą skanowane i archiwizowane.
Zakładasz pismo, myślisz o otwarciu własnego klubu. Jest tu w ogóle na to zapotrzebowanie?
- Tak, obserwuję bardzo fajne ciśnienie. Ludzie, którzy przychodzą na nasze spotkania, poczuli się dowartościowani tym, ze nagle ktoś Grochów docenił. Dużo jest też młodych ludzi, którzy przeprowadzają się tu coraz chętniej z drugiego brzegu Wisły i chcą coś na Grochowie zrobić. Dlatego założyłem Kolektyw "Leciem na Grochów" (nazwa to cytat z ballady podwórzowej "Riksiarz Pan" Mścichowskiego). Euro 2012 na pewno też da impuls do rozwoju tej dzielnicy. Gdy przyznali nam organizację mistrzostw, zaczął się na Pradze XXI wiek.
*Kolejne spotkanie z cyklu Literatura na Peryferiach w czwartek 3 września o godz. 19 w klubokawiarni Legalna (Terespolska 4). Gościem będzie mieszkający w Paryżu pisarz i historyk literatury Krzysztof Rutkowski, który opowie o swojej najnowszej książce "Wokulski w Paryżu", która ukaże się na jesieni. Więcej informacji na www.literaturanaperyferiach.blox.pl
- Tak, ale rozszerzymy jego formułę na inne peryferyjne obszary Warszawy, poszerzymy o film, muzykę. Myślimy o koncertach artystów związanych z Grochowem: Vavamuffin, Cinq G, Muńka Staszczyka; plenerowych projekcjach, np. "Cześć, Tereska" na ścianie bloku przy ul. Łukowskiej, tam, gdzie film był kręcony.
Plany są bogate - chcemy nadać jednej z ulic imię Białoszewskiego, koło bloku przy Lizbońskiej, gdzie mieszkał, organizować Mironalia Prowincjonalne, zawiesić tablicę pamiątkową na kamienicy Stachury, zrealizować mural upamiętniający dawny hechaluc, umieścić na budynkach grochowskie cytaty z literatury.
Za kilka tygodni zainaugurujemy Latające Muzeum - cykl inscenizowanych spacerów-happeningów, podczas których będzie można zwiedzić niedostępne na co dzień miejsca - fabryki, warsztaty rzemieślników, prywatne kamienice - i porozmawiać z ich właścicielami i użytkownikami. Zorganizujemy debaty poświęcone przyszłości ronda Wiatraczna. Do dyskusji zaprosimy artystów. Chcielibyśmy, żeby na rondzie stanęła ruchoma instalacja nawiązująca formą do wiatraka. Byłaby to ciekawa interwencja w chaos architektoniczny panujący na rondzie, a jednocześnie ukłon w stronę tradycji. Wiatraki stały w tej okolicy jeszcze na początku XX w.
Ale przede wszystkim jesienią uruchamiamy pismo "Cebula".
„Cebula”? Żeby brzmiało swojsko?
- (śmiech) No tak i żeby warstw wiele było. Pismo będzie miało kilka wersji: przede wszystkim internetową, ale też mówioną (spotkania poświęcone poszczególnym numerom) i papierową wyklejaną w ulicznych gablotach. To będzie nieregularnik z tendencją do miesięcznika.
Co w pierwszym numerze?
- Między innymi historia filmów na Grochowie. Opowieść o jednym z szewców rozpoczynająca cykl portretów rzemieślników warszawskich. Fragmenty dziennika podróży na Bliski Wschód Edwarda Stachury, artykuł Moniki Stachury o grochowskich latach jej stryja. Felieton Janusza Majcherka z lat 90. z pisma "Teatr", w którym opisał, jak się przeprowadził na Grochów. Fotograficzna galeria detali architektonicznych. Niepublikowane fragmenty "Dziennika" Mirona Białoszewskiego, które dotyczą Grochowa. Wirtualny spacer po rondzie Wiatraczna Andrzeja Stasiuka. Artykuł o Grochowie w powieści milicyjnej. Przedwojenna książka telefoniczna, stare plany i zdjęcia. Paweł Althamer opowie o ważnym epizodzie jego rodziny związanym z placem Szembeka.
Pierwszy numer będzie monograficzny, o Grochowie, ale całe pismo będzie traktowało szerzej - o peryferiach kultury i Warszawy. Do współpracy zapraszamy mieszkańców, chcemy, żeby zamieszczali swoje zdjęcia, wspomnienia. Można je przynosić do klubokawiarni Legalna, tam będą skanowane i archiwizowane.
Zakładasz pismo, myślisz o otwarciu własnego klubu. Jest tu w ogóle na to zapotrzebowanie?
- Tak, obserwuję bardzo fajne ciśnienie. Ludzie, którzy przychodzą na nasze spotkania, poczuli się dowartościowani tym, ze nagle ktoś Grochów docenił. Dużo jest też młodych ludzi, którzy przeprowadzają się tu coraz chętniej z drugiego brzegu Wisły i chcą coś na Grochowie zrobić. Dlatego założyłem Kolektyw "Leciem na Grochów" (nazwa to cytat z ballady podwórzowej "Riksiarz Pan" Mścichowskiego). Euro 2012 na pewno też da impuls do rozwoju tej dzielnicy. Gdy przyznali nam organizację mistrzostw, zaczął się na Pradze XXI wiek.
*Kolejne spotkanie z cyklu Literatura na Peryferiach w czwartek 3 września o godz. 19 w klubokawiarni Legalna (Terespolska 4). Gościem będzie mieszkający w Paryżu pisarz i historyk literatury Krzysztof Rutkowski, który opowie o swojej najnowszej książce "Wokulski w Paryżu", która ukaże się na jesieni. Więcej informacji na www.literaturanaperyferiach.blox.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Źródło: http://gazeta.pl - Warszawa
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.