Laureaci S3ktor 2014. Stracili bliskich, teraz sami pomagają ludziom w żałobie
W Polsce kobiecie, która straciła męża, mówi się, żeby się nie martwiła, bo zaraz ułoży sobie życie na nowo. Znajomi rzucają: „Jak będziesz czegoś potrzebowała, to się odezwij”. I już więcej nie dzwonią. A człowiek, pogrążony w żałobie, potrzebuje wsparcia. Dlatego Olga Puncewicz i Karolina Skrzypczyk powołały Fundację „Nagle Sami”.
– Piotr zginął podczas wyprawy górskiej w Himalajach. Wpadł w głęboką szczelinę między skałami i nie przeżył. A może przeżył, tylko nie udało się go uratować – opowiada Olga Puncewicz, mama ośmioletniego Gutka i dziewięcioletniego Ignacego. Kiedy jej mąż, Piotr Morawski zginął w wypadku, miała 33 lata. – Przeżywałam największy dramat swojego życia, a tu trzeba było zamknąć konto w banku, przepisać prąd, gaz i wiele innych rzeczy. Wszędzie musiałam iść osobiście, pokazać akt zgonu i po raz kolejny opowiedzieć swoją historię. Zwykle kończyło się łzami. Jeden wielki koszmar. Przez ponad pół roku wolałam dalej opłacać komórkę męża niż pójść i załatwić sprawę – opowiada.
Dużym wsparciem była dla niej Karolina Skrzypczyk, psycholożka z podobnymi doświadczeniami. Straciła męża w tym samym roku, co ona. Zginął podczas tatrzańskiej wędrówki. Zaprzyjaźniły się i doszły do wniosku, że otwierają fundację.
Nierozumiani
Fundacja „Nagle Sami” pomaga osobom w kryzysie związanym z żałobą: osamotnionym żonom, dzieciom, rodzicom – wszystkim, którzy potrzebują wsparcia. Siedziba organizacji znajduje się w szkolnym budynku na warszawskim Żoliborzu. Kiedyś zajmowali trzy pokoje na jednym piętrze. Dziś mają dwa piętra plus piwnicę, a i tak jest ciasno. Trzeba rozglądać się za nową miejscówką. Na parterze jest biuro Fundacji, na piętrze – sale terapeutyczne, w piwnicy – Telefon Wsparcia. Psycholodzy dyżurują tam pięć dni w tygodniu od 14:00 do 20:00. Pod 800 108 108 dzwonią ludzie z całej Polski. Jedni pytają, ile mają czasu na załatwienie pośmiertnych formalności, inni chcą zwyczajnie pogadać. Są tacy, którzy dzwonią regularnie. Rozmowa telefoniczna to dla nich forma wsparcia.
Oprócz telefonu są również konsultacje prawne (prawnicy pomagają przepisać kredyt hipoteczny albo ubiegać się o rentę) oraz grupy wsparcia. – Ludzie w żałobie zachowują się bardzo różnie. Jedni są wyciszeni, inni przeżywają bunt, są agresywni. Czasem potrzebują bliskiego kontaktu: chcą, by ktoś ich przytulił, wypił z nimi herbatę, posiedział. Czasem są opryskliwi i nie życzą sobie żadnego towarzystwa. Innym razem zapraszają kogoś do domu i w ogóle z nim nie rozmawiają – opowiada Piotr Kiembłowski, psycholog i psychoterapeuta stale współpracujący z Fundacją.
– Wiele osób w żałobie ma problem, żeby zaistnieć w prostych sytuacjach społecznych. Mają poczucie, że ich świat się załamał, a za oknem jest gwar, życie toczy się dalej. Ten kontrast jest nie do zniesienia. Boją się albo nie chcą konfrontować się ze światem – mówi. – Często mają świadomość, że zachowują się dziwacznie. Wydaje im się nawet, że przez te wszystkie wydarzenia zachorowały psychicznie. Przychodząc na grupę wsparcia przekonują się, że inni mają podobnie i że ich reakcje są całkowicie normalne – dodaje Piotr Kiembłowski.
Obecnie w Warszawie działają trzy grupy wsparcia dla dorosłych i dwie dla dzieci. Poza Warszawą działa jeszcze siedem grup, w planach są kolejne.
Brutalna rzeczywistość
Olga Puncewicz, z wykształcenia socjolożka, przeprowadziła kiedyś mały eksperyment. Pytała znajomych o to, co powinna zrobić trzydziestoparoletnia rozwódka. Odpowiadali, że najpierw powinna się wyszaleć, a później ułożyć sobie życie na nowo. – Innym razem pytałam o to, co powinna zrobić trzydziestoparoletnia wdowa. Ludzie odpowiadali: chodzić na cmentarz, dbać o pomnik i kultywować pamięć o mężu – wylicza. Zauważyła, że niektórzy słysząc że jest wdową, nagle się usztywniali, nie bardzo wiedzieli jak się zachować. Zdarzało się, że ktoś, z kim była na „ty”, niespodziewanie zaczynał mówić do niej na „pani”.
Dlatego chciałaby zainicjować w Polsce dyskusję o doświadczaniu żałoby. Ale też uwrażliwiać społeczeństwo na sytuację osób, które straciły bliskich, bo polskie społeczeństwo nie bardzo wie, jak się z nimi obchodzić. – Jedna z podopiecznych Fundacji usłyszała całkiem niedawno, że żałoba jej służy, bo schudła i ładnie wygląda – opowiada Martyna Zagórska, psycholożka związana z Fundacją. – Inna kobieta, która straciła męża, opowiadała z kolei, że znajomi pocieszali ją słowami: „Nie martw się, zaraz ułożysz sobie życie z kimś innym”. Albo: „Dobrze, że nie mieliście dzieci” – wzdycha Martyna Zagórska.
– To brutalne, ale taka jest rzeczywistość – potwierdza Olga Puncewicz. Zdarzało jej się usłyszeć pół roku po śmierci męża: „A dlaczego Ty jeszcze płaczesz?” Albo: „Jak będziesz tak wyglądać, to nigdy sobie życia nie ułożysz”. Ale i tak najlepsza była przedszkolanka. Dzieciaki robiły podstawki pod szklanki. Jedna dla mamy, druga dla taty. – Mój synek przyniósł mi dwie podstawki. Powiedziałam mu, że mam wyjątkowe szczęście, bo większość mam dostanie tylko jedną – opowiada. W tej chwili podeszła do nich wychowawczyni. Powiedziała, że ta druga może służyć jako podstawka pod znicz. – Wydało mi się to kuriozalnie śmieszne, ale gdybym usłyszała coś takiego rok wcześniej, tydzień wychodziłabym z załamania – mówi Olga Puncewicz.
Nietypowe zajęcie
Początkowo zespół Fundacji pracował za darmo, a koszty jej funkcjonowania pokrywały założycielki. Od dwóch lat organizacja współpracuje z firmą PZU oraz Orange. – To umożliwia nam normalne funkcjonowanie i rozwój – cieszy się Olga Puncewicz. Kilkukrotnie starali się o różne granty, ale problem w tym, że to, czym się zajmują, nie łapie się zazwyczaj pod żadne z kryteriów. Ale nie zrażają się, dalej będą pisać wnioski. Jednocześnie rozwijają komercyjną działalność szkoleniową dla biznesu. Plan jest taki, że to, co zarobią, będzie finansowało działalność społeczną.
Ludzie powtarzają im w kółko, że mają wyjątkowo trudną pracę – wszędzie osoby w żałobie. Oni w kółko powtarzają ludziom, że mało kto ma tak satysfakcjonującą pracę, jak oni. Bo trudno o większą satysfakcję, kiedy przychodzi człowiek w strzępkach, a wychodzi posklejany w jednym kawałku.
Źródło: warszawa.ngo.pl