Pochodzi ze Świnoujścia, w Warszawie mieszka od ćwierćwiecza. Na Zacisze przeprowadziła się 11 lat temu i szybko zakochała się w tym miejscu. Postanowiła, że zrobi coś dla mieszkańców osiedla. Tak zaczęła się jej przygoda z pozarządówką.
– Dzieci mi już podrosły, a ja w domu długo nie usiedzę. Trzeba było się czymś zająć – opowiada Dorota Kozielska. By integrować mieszkańców Zacisza, razem z mężem i grupą znajomych założyła Stowarzyszenie „Aktywne Zacisze”. Z czasem zauważyła, że podobnych organizacji na Targówku jest więcej, ale działają w odosobnieniu. Skrzyknęła się z innymi przedstawicielami organizacji i postanowili: zakładamy Dzielnicową Komisję Dialogu Społecznego.
Dorota Kozielska została przewodniczącą DKDS-u. Po roku wybrano ją ponownie. – Jako szefowa sprawdza się bardzo dobrze – zapewnia Grażyna Jelenkiewicz ze Stowarzyszenia Amazonek „Feniks”. – Podziwiam ją za cierpliwość. Na spotkaniach komisji dialogu społecznego ludzie podejmują różne wątki, często odbiegają od tematu. Ona potrafi to usystematyzować, odpowiednio podsumować i iść dalej. Przerywa dyskusję w taki sposób, że nikt się nie obraża i nie ma o to pretensji. To wielka sztuka.
Dzielnicowa Komisja Dialogu Społecznego na Targówku to jeden z najmłodszych DKDS-ów w Warszawie. Jej członkowie spotykają się od lutego 2013 roku. W skład Komisji wchodzi oficjalnie 41 fundacji i stowarzyszeń, ale na spotkania przychodzi zwykle od 15 do 20 osób. Zebrania odbywają się w siedzibie Urzędu Dzielnicy.
Zmiana
– Początkowo Urząd Dzielnicy nie był specjalnie zainteresowany tym, co robimy. Podchodzono do nas na chłodno i z dystansem – opowiada przewodnicząca DKDS-u. – Musieliśmy udowodnić, że nie mamy politycznych interesów i że naprawdę chcemy działać na rzecz lokalnych fundacji i stowarzyszeń. Z czasem nastawienie się zmieniło. Na początku postawa była: „a po co wy tutaj jesteście?”. Teraz jest: „fajnie, że jesteście!”.
Dorota Kozielska współpracę Urzędu Dzielnicy z DKDS-em ocenia na czwórkę z minusem. – Czyli obiecująco! – mówi. – Kilka rzeczy trzeba jeszcze dopracować. Mamy za mały przepływ informacji, ale wina leży pewnie i po naszej stronie. Może powinniśmy o to zabiegać jeszcze bardziej? – zastanawia się.
Na urzędników nie narzeka. Od założenia DKDS-u współpracuje z Sylwią Weilandt i Cecylią Rotter, które koordynują pracę Komisji. – Są niesamowite! Od razu zaangażowały się w nasze sprawy, są niezwykle pomocne – chwali urzędniczki. Wysoko ocenia również współpracę z wiceburmistrz Agnieszką Szmulewicz. – Jest otwarta na współpracę. Na początku roku przyszła na spotkanie DKDS-u i omawialiśmy wspólnie najbliższe wydarzenia w dzielnicy. Rozmawialiśmy o tym, jak lokalne fundacje i stowarzyszenia mogą zaangażować się w ich organizację. Kalendarz imprez Urzędu Dzielnicy Targówek zamieniliśmy na kalendarz imprez targówkowych, czyli naszych wspólnych.
Cieszy ją, że na spotkania DKDS-u zaglądają naczelnicy poszczególnych wydziałów (ale wciąż za rzadko!), radni, a także mieszkańcy. – Bywa i tak, że ktoś zainspiruje się tak bardzo, że zakłada swoją organizację pozarządową i przyłącza się do DKDS-u – cieszy się przewodnicząca.
Pani „Raptusiewicz”
Prywatnie jest żoną Borysa oraz matką Jarosława, Bartłomieja i Antoniny. – Szczęśliwą żoną i matką – podkreśla. Obecnie pracuje w Białołęckim Ośrodku Kultury. Wcześniej przez lata współpracowała wolontariacko z Fundacją Twórczego Rozwoju Dziecka „Tintilo”. Na życie zarabiała robiąc zdjęcia.
– Pani Dorota jest społecznikiem, ale w starym znaczeniu tego słowa – przekonuje Grażyna Jelenkiewicz. Co to znaczy? – Pomaga bezinteresownie, nie narzuca swojego zdania, jest otwarta na pomysły innych.
– Jest łapczywa na życie – dodaje Agnieszka Florczuk, przyjaciółka niemalże od piaskownicy. – Dorota woli popracować niż odpocząć. Jeśli w środku nocy najdzie ją ochota na colę, potrafi ubrać się i po nią pojechać. I zawsze znajduje wyjście z trudnej sytuacji. Gdy kiedyś na lotnisku okazało się, że mój podręczny bagaż jest za duży i muszę zapłacić karę, Dorota wyciągnęła zza pazuchy reklamówkę, kazała mi się w nią przepakować i zostawić walizkę na lotnisku. Tak zrobiłam. Walizka kosztowała jakieś 50 zł, kara wyniosłaby 50 funtów.
Przymiotniki, którymi opisuje samą siebie to: uczciwa, punktualna, uśmiechnięta, spełniona. Za swoje wady uznaje łatwowierność i niecierpliwość. – Moje drugie nazwisko to „Raptusiewicz” – żartuje. – Jestem też bałaganiarą i ogólnie kiepską gospodynią. W życiu jest tyle interesujących rzeczy, a sprzątanie jest przecież takie nudne…
Konik
Kolekcjonuje figurki koników: plastikowe, drewniane, jeden ze złota zdobi jej dekolt. W mieszkaniu ma ich już około setki. – Na razie wystarczy, więcej nie zbieram! – zastrzega. – No, chyba, że trafi się jakiś wyjątkowy egzemplarz – łamie się.
Jej konikiem są też musicale. Trzy lata temu odkryła w sobie nową pasję – przybliża polskiej publiczności piosenki z zagranicznych spektakli. – Najpierw proszę o dosłowne tłumaczenie tekstu piosenki, a później robię przekład. Wbrew pozorom nie jest to takie proste – opowiada. – Słowa muszą być akcentowane w odpowiednim miejscu, żeby aktorowi było wygodnie śpiewać. Często jednosylabowe słowo w języku angielskim, ma trzy albo cztery sylaby w języku polskim. Trzeba nieźle kombinować, żeby wiernie oddać sens tekstu. I za wszelką cenę trzeba wystrzegać się archaizmów: „człeku”, „mych oczu”, „twych ust” – objaśnia Dorota Kozielska. Gdy polska wersja tekstu jest już gotowa, jej dzieci razem z piosenkarzami, aktorami (różnie to bywa) nagrywają wokal. Gotowych utworów można posłuchać na YouTubie (kanał: Studio Accantus).
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)