Jakie pożytki płyną z chwastów rosnących w środku stolicy i w jakiej kondycji jest warszawski drzewostan przyuliczny? Jak dbać o zieleń w mieście oraz czy można pogodzić wysokie standardy utrzymania publicznych terenów zieleni z oczekiwaniami przyrodników na ich spontaniczny rozwój? Ogród Saski stał się w sobotę miejscem kolejnej zielonej debaty.
„Śniadania na trawie” organizowane przez Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta przy merytorycznym wsparciu Biura Ochrony Środowiska zyskują na popularności. Do białego namiotu ustawianego w soboty w różnych częściach Warszawy przychodzi coraz więcej mieszkańców stolicy, a dyskusje wykraczają poza zaplanowane ramy czasowe. Tym razem miejscem spotkania był Ogród Saski, a debata odbyła się pod hasłem: „Łąki w Centrum Miasta. Drzewo dla ulicy czy ulica dla drzewa? Pielęgnacja zieleni w mieście. Ogrody inspirowane naturą. Ekologia, a parki”. W gronie prelegentów zasiedli: Iwona Jędrychowska-Klimczak z Biura Ochrony Środowiska, naczelnik Wydziału Ochrony Systemu Przyrodniczego Miasta, dr inż. Jolanta Stawicka pracująca w Katedrze Ochrony Środowiska na Wydziale Architektury Krajobrazu SGGW, na co dzień pasjonująca się m.in. roślinami ruderalnymi na trawnikach miejskich oraz ogrodami inspirowanymi naturą, a także Marek Siewniak – architekt krajobrazu, profesor nadzwyczajny w SGGW na Politechnice Krakowskiej i Uniwersytecie Technicznym w Berlinie, prezes honorowy Międzynarodowego Towarzystwa Uprawy i Ochrony Drzew, prezydent Europejskiej Rady ds. Drzew (EAC). Asystował mu architekt krajobrazu z Politechniki Krakowskiej – Wojciech Bobek.
Chwast przyjacielem Warszawy?
– Chwasty to rośliny, których do końca nie znamy – przekonywała Jolanta Stawicka. Ich nazwa kojarzy się źle, ale naprawdę warto, byśmy pokochali rośliny synantropijne, które spełniają też istotne funkcje ekologiczne – namawiała. Udowodniła też – za pomocą zdjęć na slajdach – że spontanicznie ukwiecona murawa może być atrakcyjna wizualnie, a przy minimalnej pielęgnacji miasto może w ten sposób za niewielkie pieniądze przygotować coś, co trwale będzie cieszyć oczy warszawiaków. – Nie ma sensu tracić środków z budżetu na koszenie muraw synantropijnych, bo te w swoim przypadkowym nieładzie mogą stanowić naprawdę malowniczy element krajobrazu stolicy – przekonywała. Warto zatem, by w miejskie kwietniki wkradła się w końcu odrobina spontaniczności.
Fatalne skutki wiatru
– Drzewa są piękne, ale i niebezpieczne. Musimy nauczyć się z nimi żyć i nauczyć, jak się z nimi obchodzić – twierdzi Marek Siewniak. Kiedyś tornada idące od Atlantyku kończyły swoją wędrówkę w Niemczech. Dziś, w Polsce, spotyka się coraz więcej niebezpiecznych wichur, a tylko w 2008 roku było aż tysiąc katastrof przez nie wywołanych. Ostatnie tornado, które miesiąc temu miało miejsce w Legnicy, zniszczyło 70 procent drzewostanu parkowego. Konsekwencje tych zjawisk zaczynają być niebezpieczne, stąd w miastach muszą być fachowcy odpowiedzialni za ochronę, badanie i zabezpieczanie drzew. – Ich nowoczesna uprawa polega właśnie na kontroli i odpowiedniej diagnozie – przekonywał Siewniak. Każde przewrócone drzewo to strata dla przyrody, ale i ogromne zagrożenie dla człowieka, dlatego drzewostan miejski wymaga stałej kontroli. W Polsce tylko w jednym roku zdarzyło się aż siedem wypadków śmiertelnych. Dla naszego bezpieczeństwa dbanie o jakość drzewostanu powinna być standardem urbanistycznym – twierdził. Profesor opowiedział także o jedynej na świecie bezinwazyjnej metodzie pomiaru wytrzymałości pnia na złamanie i stabilności drzewa w gruncie oraz sposoby zabezpieczania koron. Każdy mógł też zobaczyć technikę dynamicznego wiązania za pomocą liny boa.
Dlaczego władze wycinają drzewa?
Jak o zieleń przyuliczną dbają władze Warszawy? Z jakimi problemami się borykają i co robią, żeby sobie z nimi poradzić? W stolicy, podobnie jak we wszystkich większych miastach w Polsce i na świecie, obserwuje się zamieranie miejskich drzewostanów spowodowane osłabieniem ich żywotności. Proces ten dotyczy szczególnie drzewostanów przyulicznych.
– Związane jest to przede wszystkim z mocną urbanizacją, zanieczyszczeniem wód opadowych, gleby czy występowaniem szkodników – wyjaśniała Iwona Jędrychowska-Klimczak. – Drzewa tracą swoje siły witalne i są coraz mniej odporne na zniszczenie. Zbyt długo nie zwracano na to uwagi, a stosowane przez wiele lat dobory roślin do nasadzeń miejskich były zbyt szerokie i nie uwzględniały zmieniających się na niekorzyść warunków wzrostu drzew – mówiła. Skala problemu sprawiła, że miasto nawiązało kontakty z jednostkami naukowo-badawczymi, m.in. ze Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego czy Instytutem Badawczym Leśnictwa. Podjęto działania praktyczne. SGGW opracowała listę gatunków drzew i krzewów do nasadzeń miejskich. – Wskazano nam gatunki, odmiany drzew i krzewów, pnącza czy rośliny okrywowe do pokrywania ekranów przeciwhałasowych, a także wskazano miejsca do sadzenia i optymalne terminy.
Jak można się było dowiedzieć, w Warszawie prowadzone są też intensywne prace pielęgnacyjne przy kasztanowcach, atakowanych przez szrotówka.
– Trwa akcja grabienia liści, metody najtańszej, przyjaznej środowisku i jednocześnie bardzo skutecznej. Miasto współpracuje w tym zakresie z Zarządem Oczyszczania Miasta, prowadząc edukacyjno-informacyjną akcję „Liść polecony do zamiatania”. Spotkała się ona z bardzo pozytywnym przyjęciem przez mieszkańców Warszawy. Również placówki oświatowo-wychowawcze czy spółdzielnie mieszkaniowe chętnie się do niej włączają – opowiadała Jędrychowska-Klimczak.
– Dlaczego jednak tak dużo drzew jest po prostu wycinanych? – padło pytanie z publiczności. – Miasto musi zmierzyć się z problemem wymiany drzewostanu. Powszechnie stosowane dawniej przy nasadzeniach ulicznych topole i klony, obecnie się wyłamują, stwarzają bardzo dużo problemów i muszą być stopniowo zastępowane innymi gatunkami drzew przeznaczonych do nasadzeń miejskich. Zapewniam jednak, że pomiędzy usuwane drzewa sadzone są nowe, młode. Mieszkańcy i organizacje ekologiczne podnoszą sprzeciw w sprawie wycinek, nie uświadamiając sobie, dlaczego to robimy. Stąd uważam, że kluczową sprawą, jaką muszą zająć się władze Warszawy, jest rozwiązanie problemu komunikowania się ze społeczeństwem i informowania o tym, że prowadzone działania nie są bezsensowne, nie prowadzą do niszczenia roślinności. Choć widziane jako ingerencja w otoczenie, mają uzasadnienie, współpracują przy tym naukowcy. Miasto powinno przyłożyć wagę do poinformowania ich o tym –prelegentka. – Dużo emocji budzą też koszta zakupów nowych materiałów do nasadzeń przy wymianie drzew. Staramy się jednak stawiać na zakup dobrych drzew, z dobrze wykształconą koroną, odpowiednią grubością pnia, odpowiednio wykształconą bryłą korzeniową. Naprawdę warto zainwestować trochę więcej i mieć na tyle dobry efekt, aby za niedługi czas nie potrzeba było wracać do kolejnej wymiany drzewostanu przy ulicach – zakończyła.
Gdzie dzwonić, gdy mordują drzewo?
– W jaki sposób przekonać spółdzielnie mieszkaniowe, aby dały zachęcić się do bioretencji, a deszczówką można było podlewać rośliny? – pytała mieszkanka Ursynowa.
– Dlaczego nie ma trzycyfrowego telefonu alarmowego, pod który mógłbym zadzwonić, że ktoś morduje drzewo? Dlaczego tak łatwo pozbywamy się drzew z naszego otoczenia? Czemu administracja nie chce nawiązać dialogu zainicjowanego przez lokalnych mieszkańców na temat osiedlowej zieleni – zastanawiała się mieszkanka Bemowa.
Iwona Jędrychowska-Klimczak wyjaśniła natomiast, że za zieleń na terenach dzielnic odpowiedzialne są głównie spółdzielnie mieszkaniowe, i to z ich pracownikami warszawiacy powinni w dużej mierze szukać porozumienia. –Jeśli chodzi zaś o pielęgnację zieleni, spółdzielnie powinny dbać o nawiązywanie kontaktów z firmami zatrudniającymi wykwalifikowanych i sprawdzonych specjalistów – mówiła.
Inna cenną uwagą, jaka padła podczas spotkania, był pomysł, by oznakowywać aleje, w których rosną drzewa mogące stanowić zagrożenie dla mieszkańców, by uniknąć niepotrzebnych wypadków.
Jak zawsze „zielone śniadanie” pokazało, że chociaż czasami dialog między mieszkańcami a urzędnikami szwankuje, to jednak na pewno coraz lepiej się rozwija, a chętnych do wzajemnej współpracy nie brakuje. Po raz kolejny potwierdziła to frekwencja na leżakach.
Dyskusja: Co można robić w parku? Pokazanie i zebranie pomysłów na aktywność w parkach, łącznie z kontekstem historycznym.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)