Od kultury dla wszystkich do rewolucji dla każdego. Kuby Szredera ekspresowa odpowiedź mailowa na wypowiedź Łukasza Wójcickiego "Dla kogo kultura?".
Niestety podstawowym problemem, z którym kolega Łukasz Wójcicki, a także i my, stykamy sie na co dzień jest: dlaczego tak jest świat kultury urządzony, że na różne działania nie przychodzi górnik i sprzątaczka. Co zabawne – nie przychodzą też na spotkania radykalnych związków zawodowych i nieparlamentarnej lewicy, woląc spędzać czas w supermarkecie i głosując na partie neoliberalne.
Daleki jestem od tego osądzania z pozycji „akademickiego onanizmu” czy „lewackiego zacietrzewienia”, ale też niech z tym dylematem jakoś sobie poradzi kol. Wójcicki. Wątpię, żeby romantyczna ludomania [czyli rozmowy (pewnie własne) z sąsiadką o Himilsbachu] go do jego rozwiązania zbliżyła. Dlaczego tak jest, że na BarCamp, na którym chyba kol. Wójcicki nie był, a jeśli był, to na pewno nie opowiedział o swoich krytycznych i wartościowych przemyśleniach – pomimo tego, że przecież BarCamp był na to zakrojony.
Zaproszenie zostało w sposób wyraźny sformułowane także do kol. Wójcickiego, jako osoby krytycznie nastawionej do kultury, którego jednak jej los bardzo przejmuje, co można wnioskować z emocjonalnego tonu wypowiedzi. Może nawet nie kultury, a społeczeństwa – co uważam za nawet bardziej wartościowe.
Odpowiadając kol. Wójcickiemu na swoje usprawiedliwienie mogę podać, że bardzo starałem sie, żeby przyjechały na BarCamp osoby, które zajmują sie kinem obwoźnym. Niestety tego samego dnia obwoziły kino w Ustce. Podobnie zapraszałem chociażby osoby ze Stowarzyszenia "ę" (które zajmuje się domami kultury) do przyjścia i zabrania głosu. Marta Białek przyszła, ale głosu nie zabrała. Czemu – to pytanie chyba lepiej zadać jej.
Mieliśmy różne formaty rozmowy – i jeżeli ktoś wstydził się wystąpić publicznie (może ze strachu o posądzenie o onanizm) – to jak go temat interesował i miał wolnego czasu na tyle, żeby dotrwać do końca – miał tez okazję wypowiedzieć sie w nieco bardziej intymnej atmosferze dyskusji końcowej, która była moderowana tak, żeby mogli wypowiedzieć sie wszyscy, a nie tylko ci, którzy mają to do siebie, że nie tylko lubią mówić, ale też i słuchać swojego głosu. BarCamp był więc pomyślany tak, żeby możliwość zabrania głosu była jak najbardziej dostępna. Podkreślaliśmy to paręnaście razy w różnych okolicznościach – zarówno przed, jak i w trakcie BarCampu.
Porównanie z akademiami, gdzie bez doktoratu albo asystentury nie masz w ogóle możliwości zabrania głosu – uważam za całkowicie chybione. Wygląda na to, że kol. Wójcicki po prostu przeczytał parę zdań na plakacie i trochę mu sie pokiełbasiły nazwy dni i miesięcy [co wynika z samej jego wypowiedzi: „Kłącza kultury” (dzień 1.) mieszają się z „Spontanicznymi spiskami” (dzień 2.) w dosyć spontaniczny sposób], a następnie nie poczuł sie zaproszony na drugi dzień, ponieważ po dniu pierwszym odniósł wrażenie, że bez znajomości Habermasa i Beuysa nie będzie dopuszczony do głosu. A nawet jak będzie mówił – to nie po to, żeby mówić do innych tylko po to, żeby usłyszeć sam siebie.
Co ciekawe, zarówno teksty Beuysa, jak i Habermasa wisiały w sieci i można je było zupełnie za darmo ściągnąć i przeczytać. O ile zaproponowany fragment Habermasa jest dosyć ciężkim tekstem to jednak kawałek z Beuysa jest zrozumiały dla każdego. Ja właściwie to bym bardzo chciał, żeby on trafił pod strzechy, jednak nie widzę możliwości, żeby kogokolwiek zmuszać do jego przeczytania. Bo niby jak, skoro ludzie uginają sie pod pręgierzem niewolniczej pracy? Poza tym – różnica pomiędzy onanizmem (który w niewybredny i nieprzemyślany sposób został nam, jako organizatorom, zarzucony) a seksem jest taka, że ten drugi już do pewnej wymiany fluidów i płynów ustrojowych pomiędzy ciałami jednak doprowadza.
Na BarCampie, wydaje mi się, że jednak mówili wszyscy do wszystkich. I jakieś tam fluidy przepływały, choćby niechcący się ludzie przy własnych onanizmach ochlapali, to jednak onanizowali sie publicznie. Tak wiec zahacza to raczej o komunikacyjną orgie. Jeżeli kol. Wójcicki nie widzi różnicy pomiędzy onanizmem a orgią, to jest mi co najwyżej nieco przykro.
Być może, gdybyśmy zatytułowali BarCamp bardziej dosadnie – i jeszcze dodali jakiegoś cyca na plakat i na zaproszenie – to wtedy mielibyśmy większa publikę. Jeżeli jednak tak nie zrobiliśmy i też postawiliśmy parę barier dostępu, jak umiejętność rozumienia tekstu, dostęp do elitarnych środków komunikacji, takich jak internet i newslettery – to faktycznie kręcimy sie w zaklętym i zamkniętym kręgu ludzi.
W moim przekonaniu z niego nie wyjdziemy do momentu, kiedy nie doprowadzimy do porządnej społecznej zmiany, która spowoduje, ze ludzie będą mieli wystarczająco dużo wolnego czasu i zasobów na to, żeby moc wykształcić się na tyle, by rozumieć Habermasa albo w wolnej chwili poczytać sobie także i Beuysa, pojechać na Teneryfę, tudzież wziąć udział w tysiącach BarCampówi korytarzowych rozmów – czy to na temat kunsztu aktorskiego świetnych polskich aktorów, czy o sadzeniu marchewki, czy też o marksistowskiej dialektyce. W takim zresztą świecie ta ostatnia straci swoje polemiczne ostrze i krytyczną aktualność. Jak do takiej rewolucji doprowadzić – niestety nie wiem, a wiedzieć chciałbym – tak wiec może kol. Wójcicki mnie w tym kierunku jakoś poinstruuje?
Byłbym wdzięczny za przesłanie kol. Wójcickiemu mojej wypowiedzi. Jest to moje indywidualne zdanie w tej sprawie, nie wypowiadam się w imieniu innych organizatorów.
Jako że mamy wielogłos - niech inni też maja możliwość wypowiedzenia.
Z serdecznościami
derszer@googlemail.com, 28 sierpnia 2009 07:23
Źródło: inf. własna (ngo.pl)