Kto się boi organizacji pozarządowych?
Udział organizacji w Regionalnych Komitetach Sterujących jest bardzo ważny - wielokrotnie i publicznie zapewniała Minister Gurbiel. Ważny? Zależy dla kogo! Dla Zarządu województwa mazowieckiego nie. Kluczowa dla Funduszach Strukturalnych i w ogóle w dla funkcjonowania całej Unii zasada partnerstwa na Mazowszu nie obowiązuje.
Dawno, dawno temu, na terenach dzisiejszego Mazowsza rządy sprawował
rozumny i dobrotliwy władca. Zawsze znalazł czas na wysłuchanie trosk i radości swoich poddanych.
Wiedział również, że nikt lepiej niż oni nie zna jego królestwa - gdzie panuje największa bieda,
gdzie ziemie są urodzajne, gdzie nie ma czym przepłynąć na drugą stronę rzeki. Od nich właśnie -
także tych najgorzej odzianych - wsłuchując się w ich lamenty i narzekania, dowiadywał się gdzie
najbardziej potrzebna jest sakwa ze złotem. Dzięki temu jego królestwo zyskało miano krainy mlekiem
i miodem płynącej, w której poddanym żyło się szczęśliwie, a on sam kochany był i szanowany przez
wszystkich. Tyle baśń. Dziś nie ma króla i nie ma dobrobytu - Mazowsze zostało. Został też
Marszałek - choć z nauk swojego króla nie pamięta już wiele. U niego mieszkańcy Mazowsza, a
zwłaszcza ich zorganizowane grupy wywołują chyba niechęć, może nawet lęk? A może nawet cały Zarząd
województwa mazowieckiego ma z tym pewien problem.
Najpierw, jeszcze za poprzedniej koalicji SLD-PSL, przez długi czas
ciągnęła się sprawa (to prawda, że nowatorskiego na skalę kraju) tzw. Paktu Razem dla Mazowsza -
dokumentu określającego ramy współpracy pomiędzy wojewodą, marszałkiem i sektorem organizacji
pozarządowych. Nie bardzo było wiadomo, skąd w Urzędzie Marszałkowskim brał się taki opór przeciwko
jego przyjęciu. Aż w końcu się wyjaśniło: nie podobała się nazwa, bo "pakt" kojarzy się z
… diabłem. Były członek Zarządu województwa, który przedstawiał to wyjaśnienie, nie był wcale
zażenowany, w końcu każdy ma prawo do własnych skojarzeń.
Potem była akcja "Pogodne lato" - w czerwcu 2003 Urząd
Marszałkowski Województwa Mazowieckiego ogłosił konkurs dla organizacji pozarządowych na realizację
tego programu. Konkurs opiewał na ponad 900 tysięcy złotych i dotyczył zorganizowania
dwutygodniowego wypoczynku dla dzieci z rodzin patologicznych z województwa mazowieckiego. Na
złożenie wniosku organizacje miały pięć dni. Od początku faworytem w konkursie była mazowiecka
chorągiew ZHP z siedzibą w Płocku, która nie tylko znała warunki konkursowe znacznie wcześniej, ale
przede wszystkim w pierwotnym planie marszałka województwa Adama Struzika miała otrzymać dotację
bez konkursu. Uniemożliwiły to "wątpliwości prawne" - jak Gazecie Wyborczej wyjaśnił
marszałek. Organizacje pozarządowe złożyły w tej sprawie skargę do Premiera L. Millera.
Nie przeszkodziło to jednak wicemarszałkowi Wojciechowi Wierzejskiemu
podać tej akcji jako przykładu współpracy Urzędu Marszałkowskiego z organizacjami pozarządowymi, co
miało miejsce w czasie konferencji zorganizowanej w październiku 2003 roku przez wojewodę
mazowieckiego, organizacje pozarządowe i teoretycznie przez marszałka. Ale nie bądźmy drobiazgowi,
przecież padły także słowa deklarujące ciągłą otwartość na współpracę z organizacjami.
W czasie tej samej konferencji Krystyna Gurbiel - Podsekretarz Stanu w
Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej mówiła jak ważny jest udział organizacji w
Regionalnych Komitetach Sterujących - ciałach oceniających i rekomendujących wnioski do Funduszy
Strukturalnych FS. Ważny ? Zależy dla kogo.
A przecież miało być świetnie. Prowadzone od prawie dwóch lat rozmowy z
Urzędem Marszałkowskim, dotyczące uczestnictwa organizacji w RKS za każdym razem budziły nadzieję.
Że przecież trudno wyobrazić sobie działanie Komitetu bez tzw. "czynnika społecznego". Że
to ważny partner społeczny. Że nawet może pełnić rolę swoistego obserwatora procesu podejmowania
decyzji. Czyżby na koniec członkowie Zarządu doszli do wniosku, że jednak lepiej będzie bez żadnych
obserwatorów? No bo i co tu obserwować? Tyle zachodu o te marne 300 mln euro na lata 2004 - 2006
(plus ok. 200 mln euro na rozwój transportu miejskiego w aglomeracji warszawskiej)?
Regionalny Komitet Sterujący wyskoczył jak królik z kapelusza. Jego
powołania nie poprzedzała żadna informacja - nawet na stronie internetowej samorządu województwa, o
innych miejscach nie wspominając. Żeby było jasne - część organizacji już na przełomie lipca i
sierpnia ubiegłego roku zwracała się do Marszałka z prośbą o rozmowę na temat liczby miejsc i
możliwych sposobów wyłonienia przedstawiciela trzeciego sektora do prac w RKS. Wtedy było widocznie
za wcześnie, bo przez trzy miesiące nie przyszła żadna odpowiedź. A jak już w końcu przyszła, w
wyniku mało przyjemnych nacisków, to z informacją, że w ogóle to oczywiście - są miejsca dla
organizacji, ale jeszcze nie wiadomo ile. Potem, w grudniu 2003 członek Zarządu zapewniał, że to
bardzo ważne, ale wciąż jeszcze za wcześnie - nie ma wytycznych z ministerstwa. Jeszcze miesiąc
temu dyskutowany był z przedstawicielem Urzędu Marszałkowskiego ewentualny tryb wyłonienia
reprezentanta organizacji. A że może coś na kształt spotkania wyborczego - wzorem innych
województw, a może głosowanie przez internet - bo sprawdziło się przy wyborach do Rady Działalności
Pożytku Publicznego. Jak widać na intelektualnych rozważaniach się skończyło.
A teraz nagle zrobiło się za późno. Przypadek? Nowo powstały Regionalny
Komitet Sterujący zajmie się rozpatrywaniem i rekomendowaniem Zarządowi Województwa listy
rankingowej projektów, kwalifikujących się do wsparcia z Funduszy Strukturalnych. Na początku
projektów może być mało, a pieniędzy dużo, potem na odwrót. Czy na pewno głos organizacji
pozarządowych w sprawach związanych z rozwojem społeczno-gospodarczym nie ma znaczenia? A tak
praktycznie: co by się stało, gdyby Komitet liczył nie 51 a na przykład 53 członków? Przestałby być
efektywny? Sprawny? Co w takiej sytuacji z praktyczną realizacją jednej z kluczowych zasad
związanych z Funduszami Strukturalnymi - zasadą partnerstwa? Kto i w jakich okolicznościach -
zdaniem Zarządu województwa - może być spod jej wpływu wyjęty?
To już nie jest baśń. I postaci nie są wcale baśniowe. Sami je
wprowadzamy do naszego życia - skreślamy nazwiska, stawiamy krzyżyki i wrzucamy karty do urn
wyborczych. To przecież nie dwór, a my nie jesteśmy poddanymi. Mamy prawo współuczestniczyć w
procesie sprawowania władzy, proces ten kontrolować i oczekiwać modyfikacji… jeśli budzi
wątpliwości. Czy wiedzą o tym także marszałkowie, wicemarszałkowie, wojewodowie, ministrowie…