Nowi ludzie, nowe wyzwania, sporo obowiązków. Przejście na emeryturę nie oznacza zamknięcia w domowych pieleszach z kubkiem ciepłej herbaty i kocem na kolanach. Zakończenie działalności zawodowej może być początkiem nowego, twórczego etapu w życiu. Krystyna Rychlik jest doskonałym przykładem, że życie na emeryturze wcale nie równa się nudzie. Po odejściu z zawodu znalazła nowy sens życia w pomaganiu potrzebującym dzieciom.
Marcin Michalski: Pamięta Pani moment, w którym po raz pierwszy pomyślała: „Jestem seniorką?”
– Co się zmieniło w Pani życiu po sześćdziesiątce?
– O, wiele. W wieku 56 lat przeszłam na emeryturę i wtedy pomyślałam, że zacznę czytać książki, na które nie miałam czasu. Jednak moje plany się nie spełniły, ponieważ nie lubię siedzieć bezczynnie i zaczęłam pracować społecznie na rzecz dzieci. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogę spocząć na laurach i wchodząc w „złoty wiek” siedzieć z kubkiem ciepłej herbaty w fotelu przed telewizorem. Czas biegnie dla mnie tak samo, tylko trochę zmarszczek pojawiło się na mojej twarzy.
– Całe życie w pracy? Czym się Pani zajęła na emeryturze?
– W listopadzie 2003 roku zostałam prezesem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Iławie (TPD), którym jestem do tej pory. Dziś nie wyobrażam sobie bez tego mojego życia. Naszym zadaniem, jako stowarzyszenia, jest pomaganie chorym dzieciom. Zgłaszają się do nas rodzice z dokumentacją choroby dziecka, a ja wspólnie z moimi współpracownicami szukamy rozwiązania, żeby np. sfinansować rehabilitację, turnus, czy kupić potrzebne leki. Nawiązujemy także współpracę z firmami, służbami i ludźmi dobrej woli, którzy zechcieliby pomóc. Każdy dziecko ma inną historię. Nikt nie zostaje bez pomocy. Zaczynamy współpracować także z innymi stowarzyszeniami, aby nasza pomoc obejmowała szerszy krąg potrzebujących.
– No tak, zajęć Pani nie brakuje… I pewnie nadal ma Pani wiele marzeń?
– A kto ich niema. Moim ogromnym marzeniem jest, by nasze stowarzyszenie uzyskało status organizacji pożytku publicznego, wtedy będziemy mogli pozyskiwać więcej funduszy dla naszych podopiecznych. O sobie myślę na końcu, ale chciałabym pojechać jeszcze raz do Paryża, miasta zakochanych, gdzie jest tyle do zobaczenia. Nie byłam nigdy w Austrii i na Węgrzech. Wiedeń, Budapeszt to cudowne miasta. Uwielbiam podróże i uważam, że teraz to najlepszy moment na wycieczki krajoznawcze.
– Widzę, że ma Pani multimedialny telefon. Kiedy kupiła sobie Pani pierwszą komórkę?
– Ha ha ha… Nie pamiętam, to było tak dawno. Wydaje mi się, że chyba kiedy rozpoczęłam pracować społecznie na emeryturze. Telefon był i jest mi potrzebny do pracy. Traktuję go jako niezbędne narzędzie i wcale nie ma się czego bać. Dziś komórkę może mieć każdy, a tym bardziej senior, który jest w stanie użyć go w każdej chwili, kiedy zajdzie taka potrzeba. Urządzenie jak każde inne.
– Komputer też Pani ma?
– Tak. Chociaż nie jestem jego pasjonatką, ale korzystam z jego pomocy. Pomaga mi w pracy, czasem coś „poszperam” w Internecie. Jak mawia mój syn, który wprowadzał mnie w świat komputerów: „Mamo, tego urządzenia nie można zepsuć”. Zgadzam się z tym stwierdzeniem całkowicie. Dodam tylko, że trzeba korzystać z niego z umiarem, aby nie wpaść w pułapkę uzależnienia, chociażby od Internetu.
– Rozmawiamy o różnych rzeczach. Zastanawiam się, czego dziś oczekuje od starszych osób nasze społeczeństwo?
– To nie społeczeństwo oczekuje czegoś od seniorów, tylko MY chcemy być potrzebni. Jednak nie zawsze ludzie, którym pojawił się siwy włos na skroni, potrafią wyjść na przeciw do innych. Często chowają się w zaciszu swojego domu, aby nikomu nie przeszkadzać. Nie każdy ma tę odwagę, żeby robić coś dla innych. Obawiają się, że mogą zostać za to skarceni, a to nie prawda. Dlatego uważam, że nie ma czego się bać. Trzeba aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym, ponieważ są z tego same korzyści. Jestem tego dobrym przykładem.
– Jak zachęciłaby Pani seniorów, aby nie siedzieli w domowych pieleszach, tylko zaczęli włączać się aktywnie w życie swoich społeczności lokalnych?
– Życie wśród ludzi jest o wiele ciekawsze, niż siedzenie w domu przed telewizorem. Dzięki temu, że na co dzień jestem aktywna i przebywam z wieloma ludźmi, czuję się potrzebna. A to napędza mnie pozytywnie do dalszych działań. Zawieram także nowe znajomości, dziele się z innymi wiedzą i doświadczeniem życiowym. Każdy dzień jest inny i wnosi coś nowego. Po prostu chce się żyć!