Kontrkulturowe kawiarnie Warszawy: Honoratka
Bywalcy niewielkiego lokalu przy Miodowej zaczynali jako nadwrażliwi poeci. Ci sami ludzie w sześć lat później, po przejściu kawiarnianej szkoły życia, tworzyli najbardziej radykalną frakcję w powstaniu listopadowym.
Mówi się, że romantyzm był pierwszą kontrkulturą. Równolatkowie Mickiewicza musieli znaleźć sobie inne miejsce spotkań niż ich rodzice, dla których centrum życia towarzyskiego stanowił salon. Zanim „cukiernie” stały się przystanią dla buntowników, musiała w charakterze tych miejsc zajść zasadnicza zmiana, ponieważ pierwsze warszawskie kawiarnie miały status raczej arystokratyczny. Zmiana nastąpiła nagle, a za jej symboliczną datę uznać można 1819 rok i transformację cukierni u Badeniego w kawiarnię Pod Kopciuszkiem. Nowa aranżacja wnętrza i zmieniona nazwa przyciągały inną publiczność. Od tego momentu utarł się podział kawiarni na te bardziej eleganckie i te raczej „buntownicze” – przy czym granica ta była oczywiście bardzo płynna i leżała w sferze deklaracji bywalców.
W 1825 roku na ulicy Miodowej otwarta została kawiarnia, której bywalcy zdecydowanie deklarowali się jako „buntownicy” – Honoratka. Stałymi gośćmi kawiarni byli Maurycy Mochnacki, Seweryn Goszczyński, Piotr Wysocki czy Ludwik Nabielak. Młodzi ludzie, którzy w kilka lat później z całych sił zaangażują się w powstanie listopadowe, póki co w trakcie wspólnych spotkań z równym rozemocjonowaniem jak o niepodległości dyskutowali o poezji, malarstwie i muzyce. Regularnie pojawiał się także Fryderyk Chopin, a mentorem całego towarzystwa był Joachim Lelewel. Ze względu na obecność Rosjan w Warszawie, rozpowszechniony w całej Europie uniwersalny model buntownika – indywidualisty przekuty został przez młodych warszawiaków na sposób zdecydowanie lokalny. Cechy osobowości romantycznej takie jak rozedrganie i wrażliwość wprawdzie nadal stanowiły ważny element portretu warszawskiego romantyka, ale stawały się wtórne względem kontekstu politycznego. Bunt przestał być stanem ducha, a stał się koncepcją na postępowanie wobec zaborcy. Zdecydowanie zmienił się także charakter spotkań na Miodowej – miejsce artystycznych wystąpień coraz częściej zajmowały patriotyczne debaty, a romantycy sprawdzali, jak daleko mogą się posunąć w wystąpieniach przeciw Rosjanom. Uczestnik spotkań Stanisław Barzykowski wspominał: W początkach była to tylko kawy filiżanka, ponczu szklaneczka i cicha gawędka w ukryciu. Lecz później na zebraniach tych zaczęto czytać i deklamować wierszyki patriotyczne, śpiewać piosenki narodowe, i przy tej sposobności wszczynano rozmowy polityczne i liczne wieści w obieg puszczano. Najważniejszą rolę odegrała Honoratka już w trakcie samego powstania. Po wypowiedzeniu wojny Rosji postulaty dotąd wypowiadane szeptem mogły być dyskutowane na forum publicznym. Jednocześnie na szczytach powstańczej władzy zaczęły się spory na temat kierunku, w którym zmierzać powinna rewolta. Honoratka stała się siedzibą Towarzystwa Patriotycznego, czyli frakcji popierającej Joachima Lelewela przeciwko dyktatorowi powstania, Józefowi Chłopickiemu. Dowódca oskarżany był o zbytnią zachowawczość wobec Rosjan i mało odważny program społeczny. Barzykowski pisał: Frakcja nie poprzestała już na wierszykach i na śpiewkach, na rozsiewaniu wieści i plotek, ale wzięła się do rozpraw i niedługo stół na środek wysunięty stawał się mównicą. [...]. Z początku były mowy skromne i niewinne, hojne w szumne oświadczenia i dary, w słowach na ołtarz ojczyzny składane. Rozdarowywano dobra, których nie miano na rzecz publiczną lub na uciśnionych i tym środkiem szukano dla siebie popularności. Następnie zaczęto krytykować rząd i dyktatora. Ostre nagany leciały z trybuny stołowej, a wszystko miało cechę szynkowianą i wiecha była najwłaściwszym zebrań tych godłem. Wraz z pogarszająca się sytuacją powstania nastroje w Honoratce radykalizowały się, a kawiarniana sala coraz bardziej przypominała jakobiński klub z okresu rewolucji francuskiej. Szukano winnych niepowodzeń i głoszono coraz ostrzejsze poglądy. Wreszcie w sierpniu 1831 roku ktoś z kawiarnianej mównicy rzucił hasło „do zamku, szubienice dla zdrajców!” Rozpoczęto tym samym kilkudniowe zamieszki, których ofiarami padli szpiedzy i osoby podejrzane o zdradę. W konsekwencji tych wydarzeń zbuntowana kawiarnia została zamknięta.
Warszawskie Salony
Zanim popularność zyskały kawiarnie, spotkania starannie wyselekcjonowanego towarzystwa urządzane w arystokratycznych pałacach, a później w burżuazyjnych mieszkaniach były głównym punktem towarzyskiego życia warszawskiej socjety. Żywot salonów był zaskakująco długi i nawet gdy pojawiła się alternatywa w postaci coraz popularniejszych cukierni, aż do ii wojny światowej cykliczne „czwartki u Deotymy”, „herbaty u Henkiela” czy „soboty u generała Krasińskiego” stanowiły poważną, choć zawsze mniej lub bardziej konserwatywną alternatywę. z całą pewnością kawiarnianym buntownikom łatwo było naigrywać się z opartych na skostniałej hierarchii rytuałów panujących na słynnych spotkaniach u Deotymy gdzie „na kabotyńskim, groteskowym misterium poetycznym” (jak pisał historyk Stanisław Herbst) przedstawiciele warszawskiej elity zajadali się lodami, wysłuchując nigdy nie dokończonego poematu gospodyni pt. „Sobieski pod Wiedniem”. Trudno jednak nie zauważyć, że instytucja salonu jest kawiarni niezwykle bliska.
Pod Kopciuszkiem i Towarzystwo Iksów
Odpowiedzialnym za transformację kawiarni U Badeniego w Pod kopciuszkiem był syn zmarłego założyciela, Józef Badeni. Nową nazwę zaczerpnął od kawiarnianego szyldu, który przedstawił scenę z opery Rossiniego Kopciuszek w której tytułowa bohaterka częstuje strudzonego pielgrzyma filiżanką kawy. odświeżenie marki przyniosło błyskawiczny efekt i kawiarnia przy ulicy Długiej szybko wypełniła się nową publicznością. Jako pierwsi zaanektowali lokal na stałe miejsce swoich spotkań członkowie Towarzystwa iksów, czyli grupy literatów piszących recenzję z przedstawień teatralnych, którzy podpisywali się zawsze jednym lub dwoma iksami.
Kawiarniane Atrakcje
Dziewiętnastowieczne kawiarnie, oprócz możliwości buntowniczego knucia, oferowały swoim gościom wiele innych atrakcji. na przykład lekturę gazet (dostępność polskiej prasy była regułą, zagraniczna dostępna była w bardziej prestiżowych lokalach). Jak pisał Henryk Eile: Czytelnicy gazet narzekali jednak na głośne rozmowy, burczenie bil toczących się po zielonym suknie bilardowym oraz gruchot kości grających w domino. Stąd w 1829 roku „Kurjer Warszawski” rzucił postulat urządzania w kawiarniach oddzielnych pokoi do lektury, gdzie obowiązywałaby zupełna cisza. Popularność bilarda miała też inne minusy: w jednej z kawiarni znajdował się niski sufit nad bilardem, podziurawiony jak rzeszoto, gracze bowiem zamiast nacierać końce kijów kredą, woleli wkręcać je w pobieloną powałę. kontrowersje wzbudzał także temat palenia tytoniu. Henryk Eile wspominał, że klęskę kawiarni stanowił dym z fajek, które palono na długich cybuchach. Do nich, należących do kawiarni, palący zakładali własne piórka.
Historie warszawskich kawiarni kontrkulturowych - od XIX wieku do 1989 roku - zostały opisane w książce "Stolik Zarezerwowany", autorzy: Jan Mencwel, Jan Wiśniewski, Jan Żółtowski, wydawca: Pracownia Badań i Innowacji Społecznych "Stocznia", Warszawa 2011. Pierwszy nakład książki został wyczerpany, trwają prace nad wznowieniem.