Kontrkulturowe kawiarnie Warszawy: Czytelnik
Choć Tadeusz Konwicki mawiał, że Stolik „to impreza czysto rekreacyjna”, to przy sąsiednich stolikach zaczęli siadywać funkcjonariusze bezpieki, którzy podsłuchwali, o czym mówi się w niebezpiecznych sferach.
Gdy już ktoś usłyszał takie zaproszenie, mógł stać się stałym gościem przystani dla środowiska pisarzy, intelektualistów i artystów. Przychodzili tu nie tylko najwybitniejsi pisarze tego okresu – Konwicki, Tyrmand, Andrzejewski czy Dygat, ale także filmowcy, jak Jerzy Kawalerowicz, czy filozof Leszek Kołakowski. Pojawiał się nawet weteran warszawskich kawiarni Antoni Słonimski, który wprawdzie miał swój własny stolik w PIW-ie, ale ten na Wiejskiej był znacznie mniej politycznie zaangażowany. Wszyscy bywalcy kawiarni zgodnie wspominają to, co decydowało o jej wyjątkowości: nad stolikiem w Czytelniku zawsze unosił się duch ironii i dystansu. Królowały przy nim anegdoty i absurdalne dowcipy opowiadane przez Gustawa Holoubka, a każde polityczne wydarzenie potrafiono tu obrócić w żart. W ten sposób Stolik stawał się miejscem odreagowywania PRL-owskiej rzeczywistości dla środowiska, które nie miało w tamtych czasach wielu podobnych miejsc.
Oczywiście zaangażowanie polityczne Stolika nie mogło nie dać się odczuć – choć Tadeusz Konwicki mawiał, że stolik „to impreza czysto rekreacyjna”, to z czasem przy sąsiednich stolikach zaczęli siadywać funkcjonariusze bezpieki, którzy obserwowali i podsłuchiwali, o czym mówi się w sferach uważanych za niebezpieczne dla władzy. Zebrani przy Stoliku przyjmowali wobec niechcianych towarzyszy różne strategie – od usypiania agentów niewinnymi rozmowami (tak postępował np. Józef Hen) po mówienie najgorszych rzeczy o władzy, tak aby zdemoralizować podsłuchujących (do czego przekonywał Stanisław Dygat).
Atmosfera stolika stała się nieco bardziej napięta, gdy wezbrała antysemicka nagonka władz, zakończona stłumieniem protestów studenckich w marcu 1968 roku. Stolik Czytelnika nie mógł być wobec tych wydarzeń obojętny – Gustaw Holoubek grał przecież główną rolę w zdjętym z afisza spektaklu „Dziadów” Kazimierza Dejmka. Stolik zamienił się w oazę wolności, do której na chwilę przybić mogli ludzie szykanowani przez władzę – był jednym z ostatnich miejsc, w których można było swobodnie komentować polityczną zawieruchę. Kawiarniane środowisko zamieniało się w „towarzystwo torreadorów” – pisarzom, zwłaszcza żydowskiego pochodzenia, coraz trudniej znaleźć było zajęcie, a w ramach antysemickiej nagonki usuwani byli z posad w czasopismach i redakcjach. Wkrótce Czytelnik stał się miejscem pożegnań emigrujących z kraju intelektualistów żydowskiego pochodzenia. Środowisko zgromadzone przy Stoliku regularnie wybierało się na delegacje pożegnalne na Dworzec Gdański, skąd wyganiani z kraju odjeżdżali na emigrację.
W latach 70., po tym jak zamknięto kawiarnię PIW-u, atmosfera Stolika stawała się znacznie bardziej polityczna. Konwicki mawiał o tych latach, że była to „epoka epistolarna”, bo w Czytelniku zawsze spotkać można było kogoś, kto chciał podpisać jakiś list, petycję czy apel. Wkrótce zaczęły się pojawiać także nielegalnie drukowane książki i wydawnictwa drugiego obiegu. Z czasem Stolik, do którego jego najwierniejsi bywalcy przychodzili po prostu, aby zaczerpnąć oddechu, obrósł w wizerunek coraz bardziej opozycyjny – zdecydowały o tym i wydarzenia marcowe, i klimat lat 70., rodzącej się opozycji, KOR-u, a także rosnącego w siłę literackiego „drugiego obiegu”.
Większość słynnych warszawskich kawiarni miało swoje pięć minut, po których były zamykane przez władze albo właścicieli, bankrutowały lub gdzieś zwyczajnie ulatniał się duch, który decydował o wyjątkowości miejsca. Kawiarnia Czytelnika przełamała ten schemat. Atmosfera kawiarni i stolika przetrwała nie tylko ponad 30 lat komunizmu, ale także demokratyczny przełom 1989 roku. Choć nie było już przeciw czemu spiskować, a wybitne i wreszcie w pełni docenione związane ze stolikiem tuzy kultury, jak Gustaw Holoubek, zostali senatorami w wolnej Polsce, to Czytelnikowscy weterani nadal tu przychodzą, choć już nie codziennie. Słynny stolik Holoubka i Konwickiego stanowił nawet eksponat na wystawie poświęconej aktorowi, która towarzyszyła otwarciu siedziby Instytutu Teatralnego w Warszawie w 2006 roku. Można było usiąść przy przywiezionym z kawiarni stoliku, na którym – jak zawsze w Czytelniku – umieszczona była plakieta informująca o rezerwacji. Zwiedzający mogli też usłyszeć nagrane rozmowy Holoubka i Konwickiego. Ten ostatni bywa w Czytelniku do dziś, a jego charakterystyczną sylwetkę można dostrzec na trasie z Nowego Światu, skąd odbywa swój codzienny spacer zakończony wizytą w kawiarni na Wiejskiej.
U Marca
Plac Trzech krzyży po 1956 roku stał się prawdziwym kawiarnianym centrum Warszawy. W 1966 roku Olgierd Budrewicz doliczył się w jego rejonie aż siedmiu kawiarni. ale „Marzec” był wyjątkowy – nie powstał na fali „odwilży”, był bowiem jedną z nielicznych kawiarni, która istniała jeszcze przed wojną. Lokal nazwę wziął od swego założyciela, warszawskiego kupca Teofila Marca, i choć po wojnie zmieniono ją na "Antyczną", to klientela uparcie używała dawnego określenia, co świadczyć może o przywiązaniu do kawiarnianych tradycji dwudziestolecia. W latach powojennych bywali tu pisarze, dziennikarze i partyjni dygnitarze, dlatego na lokal mówiono czasem „U Marca i Engelsa”.