Kongres Kobiet - blaski i cienie
Chciałabym podzielić się z Wami ważnym spostrzeżeniem z zakończonego w sobotę II Kongresu Kobiet Polskich. Wybrałam się na niego pełna nadziei, że wreszcie porozmawiam z kilkoma wybitnymi osobami, do których na co dzień bardzo trudno dotrzeć - pisze Elżbieta Dymna, prezes stowarzyszenia MiastoMojeAwNim.pL.
Byłam zbudowana świetną organizacją obrad, a także elegancją oprawy całego wydarzenia - kelnerzy, stoły pokryte białymi obrusami, zastawa, kwiaty, napoje i ciasta, nowoczesna oprawa graficzna, stoiska prezentujące dokonania organizacji pozarządowych. Każdy panel dyskusyjny profesjonalnie przygotowany, przemówienia gładkie i pełne optymizmu, prelegentki prezentujące się z najlepszej strony, opowiadające o swoich dokonaniach i planach. Po prostu kobiety górą, przyszłość jest nasza!
Ten idealny i optymistyczny obraz mącił pewien zgrzyt. Jak dyskutować o roli kobiet w budowie lepszego społeczeństwa i lepszego państwa, jeśli organizatorzy zabronili zadawać prelegentkom pytania, nie przewidzieli nawet chwili czasu na dyskusję? Było to możliwe jedynie podczas organizowanych w późniejszych godzinach paneli fakultatywnych. Problem polegał jednak na tym, że występowali na nich zupełnie inni prelegenci! Przecież właśnie po to tu przyszłyśmy, my, aktywne kobiety, budujące przyszłość Polski - prowadzące firmy, działające w polityce, czy w organizacjach pozarządowych. Żeby wymienić poglądy z naszymi liderkami, z tymi z nas, które już się zauważa, których się słucha i od których coś zależy. Również po to, by powiedzieć im o swoich bolączkach.
Wybrałam sie na Kongres w jednym, konkretnym celu. Chciałam pozyskać poparcie kilku istotnych osób dla starań naszego stowarzyszenia, dążącego do wprowadzenia przepisów regulujących zasady pojawiania się reklamy w przestrzeni publicznej. Jestem dość energiczna, więc udało mi się przebić przez mur asystentek, kamer i mikrofonów, załatwiłam to, co chciałam. Jednak dla wielu Pań, z którymi podczas kongresu rozmawiałam, cała ta impreza była reżyserowanym teatrem z założonym z góry, optymistycznym przesłaniem. Szkoda, wystarczyło przemyśleć, jak dopuścić uczestniczki do autentycznej, nawet okrojonej w czasie dyskusji, by nie pozostawiać tak nieprzyjemnego wrażenia.
Kilka przykładów:
- Panel 1, Kobiety 2010. Przedstawicielka Partii Kobiet próbuje zadać pytanie jednej z panelistek, ale organizatorzy zabraniają, zasłaniając się brakiem czasu, kierują na panel fakultatywny. Ale tam nie ma tej prelegentki!
- Debata prezydencka, przedstawicielka środowisk GLBT usiłuje zadać pogłębione pytanie o związki partnerskie. Organizatorzy zabierają jej mikrofon, ponownie brak czasu.
- Spotkanie z min. zdrowia Ewą Kopacz, przedstawicielka związku pielęgniarek usiłuje zadać pytanie, nie zostaje dopuszczona do głosu.
Rozumiem, że sprawna organizacja obrad przy tak wielkiej liczbie uczestniczek wymagała zdyscyplinowania. Niemniej jednak należało przewidzieć czas na zadanie choćby kilku pytań na każdym z paneli, poświęcić na to 30-45 minut, nie więcej. Bez tego oficjalna część obrad zmieniła się w gwiazdorskie występy poszczególnych panelistek. Równie dobrze wszystkie wystąpienia mogły zostać nagrane na DVD i przesłane nam do domów, możliwość interakcji byłaby podobna. Po co wyciągano nas z pracy i z domów? Znane prelegentki i tak spotykają się na co dzień między sobą przy różnych Bardzo Ważnych Okazjach, znają swoje poglądy, mają możliwość dyskusji i wymiany opinii. Kongres powinien być dla nich okazją do kontaktu z nami, zwykłymi kobietami, którym nie jest wszystko jedno.
prezes stowarzyszenia MiastoMojeAwNim.pLwww.miastomojeawnim.pl
Pobierz
-
201006211102160909
566150_201006211102160909 ・38.72 kB
Źródło: MiastoMojeAwNim.pL