Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Zapada wieczór. Grupa młodych ludzi wychodzi na scenę z płonącymi pojkami. Zaczynają tańczyć w rytm muzyki. Widzowie patrzą na nich jak zahipnotyzowani…
– Teraz nasze występy wyglądają profesjonalnie, ale początki były
trudne! – mówi Jan Waresiak, wiceprezes Ochotniczej Straży Pożarnej
w Szczepanowie, dyrektor Brzeskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. To
on wpadł na pomysł założenia Teatru Dzieci Ognia.
Pomysł z ogniem
– Podczas prezentacji projektów w konkursie „Make a Connection”, zorganizowanym przez Polską Fundację Dzieci i Młodzieży, wystąpiła dziewczyna. Tańczyła z ogniem. Byłem pod wrażeniem tego, co zobaczyłem – opowiada J. Waresiak.
Kiedy w 2005 r. Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce ogłosiła kolejną edycję programu „Działaj Lokalnie”, Jan nie miał wątpliwości, jaki zgłosi pomysł. Dostał dofinansowanie i „Akademia Tańca – Dzieci Ognia” mogła ruszać, ale...
– Mieliśmy pieniądze, ale nie wiedzieliśmy, jak to się robi – przyznaje. – Zaczęliśmy szukać informacji, kontaktowaliśmy się z ludźmi, którzy się tym zajmują, a w jednym z nowozelandzkich sklepów internetowych kupiliśmy płytę DVD z kursem ogniowego tańca. Zapytałem Andrzeja Urbana, młodego instruktora tańca, z którym już wcześniej współpracowałem, czy nie chciałby nauczyć się tańczyć z ogniem i zostać trenerem grupy.
Pojki z piłki tenisowej
Andrzej zapalił się do tego pomysłu. Oglądał filmy, uczył się podstawowych kroków, figur. Pod koniec grudnia 2005 r., w remizie OSP w Szczepanowie odbyła się rekrutacja. Wybrano kilkunastoosobową grupę młodzieży z okolicznych szkół. W styczniu 2006 r. ruszyły treningi.
Dzieciaki ćwiczyły po kilka godzin ze sznurkami lub łańcuchami, do których przymocowane były piłki tenisowe. W ten sposób powstały treningowe pojki. Pojki to łańcuchy, na których końcach znajdują się specjalne obciążniki nasączone substancją palną. Jednak treningi odbywały się na sucho. Przyszli tancerze musieli najpierw nauczyć się kroków i figur. W tym czasie Jan Waresiak kompletował sprzęt i dbał o to, żeby taniec z ogniem był bezpieczny. W kwietniu grupa wyjechała do schroniska na Jamną, żeby trenować już z ogniem i przygotować układy.
Szok w Szczepanowie
Teatr Dzieci Ognia wystąpił po raz pierwszy na zakończenie odpustu w Szczepanowie. Padał deszcz, ale najgorszy był silny wiatr, który mógł sprawić, że występ byłby zbyt niebezpieczny. Tancerze się denerwowali. Jednak pogoda nagle się poprawiła. Dzieci Ognia zatańczyły.
– Szczepanowianie byli dumni ze swojej młodzieży, która udowodniła, że potrafi zrobić coś wyjątkowego. Część ludzi się popłakała – opowiada J. Waresiak.
Entuzjastyczne przyjęcie zdopingowało tancerzy do intensywniejszej pracy. Przez kolejne miesiące uczyli się nowych układów. Jan Waresiak szukał sponsorów, dokupił sprzęt. Wymyślono też nowe urządzenia do występów.
– Naszym pomysłem są skrzydła anioła. To długi łańcuch, który cały się pali. Mamy też palące się wachlarze i całopalny kij – wylicza. – Wprowadziliśmy plucie ogniem i jego połykanie. Wymagało to „opatentowania” wielu substancji chemicznych. Mamy w zespole młodego pirotechnika, Tomka Pagacza (Dextera). Chociaż jest jeszcze w gimnazjum, opracowuje pomysły na efektowne zapalenie czegoś, powstanie dymu itp. Jest też naszym didżejem.
To nie cyrkowe sztuczki
J. Waresiak podkreśla, że nazwa teatru nie odnosi się do wieku tancerzy, ale jest przemyślanym przesłaniem. Chodzi o to, że cała ludzkość to dzieci ognia. Przed wiekami człowiek opanował ogień, nauczył się go przechowywać, a potem rozniecać. Ten dar sprawił, że człowiek zapanował nad przyrodą.
– Opowiadam o tym przed występem. To nadaje naszej nazwie większy sens i spotyka się z uznaniem. Występy też nie są tylko zbiorem cyrkowych sztuczek. Staramy się wszystko starannie dopracować, aby widoczne było humanitarne przesłanie – mówi J. Waresiak.
Liczy się zespół
Teatr Dzieci Ognia występuje do dzisiaj. Z pierwszego składu zostało tylko kilka osób, ale chętnych do wstąpienia do grupy nie brakuje. Zespół sam się finansuje, ma już swoją markę, jest zapraszany na różne imprezy. Planuje wziąć udział w Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Ognia. Na pewno będzie tam sporą sensacją, gdyż 20 tancerzy występujących jednocześnie z płonącymi sprzętami to nie lada wyczyn.
– Straż Pożarna, w której pracuję, walczy z ogniem jako niebezpiecznym żywiołem. Z drugiej strony, dzięki naszej grupie podnieśliśmy ogień do rangi sztuki. Jestem pewny, że doświadczenie zdobyte w zespole przyda się później tym młodym ludziom w dorosłym życiu, w pracy. Kto przeżył coś tak ciekawego, zawsze będzie mógł ten sukces powtórzyć – twierdzi Jan Waresiak.
Pomysł z ogniem
– Podczas prezentacji projektów w konkursie „Make a Connection”, zorganizowanym przez Polską Fundację Dzieci i Młodzieży, wystąpiła dziewczyna. Tańczyła z ogniem. Byłem pod wrażeniem tego, co zobaczyłem – opowiada J. Waresiak.
Kiedy w 2005 r. Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce ogłosiła kolejną edycję programu „Działaj Lokalnie”, Jan nie miał wątpliwości, jaki zgłosi pomysł. Dostał dofinansowanie i „Akademia Tańca – Dzieci Ognia” mogła ruszać, ale...
– Mieliśmy pieniądze, ale nie wiedzieliśmy, jak to się robi – przyznaje. – Zaczęliśmy szukać informacji, kontaktowaliśmy się z ludźmi, którzy się tym zajmują, a w jednym z nowozelandzkich sklepów internetowych kupiliśmy płytę DVD z kursem ogniowego tańca. Zapytałem Andrzeja Urbana, młodego instruktora tańca, z którym już wcześniej współpracowałem, czy nie chciałby nauczyć się tańczyć z ogniem i zostać trenerem grupy.
Pojki z piłki tenisowej
Andrzej zapalił się do tego pomysłu. Oglądał filmy, uczył się podstawowych kroków, figur. Pod koniec grudnia 2005 r., w remizie OSP w Szczepanowie odbyła się rekrutacja. Wybrano kilkunastoosobową grupę młodzieży z okolicznych szkół. W styczniu 2006 r. ruszyły treningi.
Dzieciaki ćwiczyły po kilka godzin ze sznurkami lub łańcuchami, do których przymocowane były piłki tenisowe. W ten sposób powstały treningowe pojki. Pojki to łańcuchy, na których końcach znajdują się specjalne obciążniki nasączone substancją palną. Jednak treningi odbywały się na sucho. Przyszli tancerze musieli najpierw nauczyć się kroków i figur. W tym czasie Jan Waresiak kompletował sprzęt i dbał o to, żeby taniec z ogniem był bezpieczny. W kwietniu grupa wyjechała do schroniska na Jamną, żeby trenować już z ogniem i przygotować układy.
Szok w Szczepanowie
Teatr Dzieci Ognia wystąpił po raz pierwszy na zakończenie odpustu w Szczepanowie. Padał deszcz, ale najgorszy był silny wiatr, który mógł sprawić, że występ byłby zbyt niebezpieczny. Tancerze się denerwowali. Jednak pogoda nagle się poprawiła. Dzieci Ognia zatańczyły.
– Szczepanowianie byli dumni ze swojej młodzieży, która udowodniła, że potrafi zrobić coś wyjątkowego. Część ludzi się popłakała – opowiada J. Waresiak.
Entuzjastyczne przyjęcie zdopingowało tancerzy do intensywniejszej pracy. Przez kolejne miesiące uczyli się nowych układów. Jan Waresiak szukał sponsorów, dokupił sprzęt. Wymyślono też nowe urządzenia do występów.
– Naszym pomysłem są skrzydła anioła. To długi łańcuch, który cały się pali. Mamy też palące się wachlarze i całopalny kij – wylicza. – Wprowadziliśmy plucie ogniem i jego połykanie. Wymagało to „opatentowania” wielu substancji chemicznych. Mamy w zespole młodego pirotechnika, Tomka Pagacza (Dextera). Chociaż jest jeszcze w gimnazjum, opracowuje pomysły na efektowne zapalenie czegoś, powstanie dymu itp. Jest też naszym didżejem.
To nie cyrkowe sztuczki
J. Waresiak podkreśla, że nazwa teatru nie odnosi się do wieku tancerzy, ale jest przemyślanym przesłaniem. Chodzi o to, że cała ludzkość to dzieci ognia. Przed wiekami człowiek opanował ogień, nauczył się go przechowywać, a potem rozniecać. Ten dar sprawił, że człowiek zapanował nad przyrodą.
– Opowiadam o tym przed występem. To nadaje naszej nazwie większy sens i spotyka się z uznaniem. Występy też nie są tylko zbiorem cyrkowych sztuczek. Staramy się wszystko starannie dopracować, aby widoczne było humanitarne przesłanie – mówi J. Waresiak.
Liczy się zespół
Teatr Dzieci Ognia występuje do dzisiaj. Z pierwszego składu zostało tylko kilka osób, ale chętnych do wstąpienia do grupy nie brakuje. Zespół sam się finansuje, ma już swoją markę, jest zapraszany na różne imprezy. Planuje wziąć udział w Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Ognia. Na pewno będzie tam sporą sensacją, gdyż 20 tancerzy występujących jednocześnie z płonącymi sprzętami to nie lada wyczyn.
– Straż Pożarna, w której pracuję, walczy z ogniem jako niebezpiecznym żywiołem. Z drugiej strony, dzięki naszej grupie podnieśliśmy ogień do rangi sztuki. Jestem pewny, że doświadczenie zdobyte w zespole przyda się później tym młodym ludziom w dorosłym życiu, w pracy. Kto przeżył coś tak ciekawego, zawsze będzie mógł ten sukces powtórzyć – twierdzi Jan Waresiak.
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 02 (50) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.